Niespodzianki Czarnego Lądu
Zdjęcia: Archiwum GN

Niespodzianki Czarnego Lądu

Ks. Jerzy Zoń

publikacja 06.02.2009 08:25

Afrykańska misja. Jeszcze w samolocie przypominały mi się skojarzenia z przeczytanych książek, obrazy z filmów. Z bliska Afryka okazała się zaskakująco inna.

W drugą środę stycznia leciałem pierwszy raz do Afryki, by wraz z biskupem Wiktorem Skworcem, w ciągu 12 dni odwiedzić 10 naszych misjonarzy pracujących w Republice Środkowo-Afrykańskiej i Czadzie. W sumie 7 misji: Bimbo, Bagandou, Wantiguera, Bouar, Yolê, Baboua i Atronel.

Stolica bez prądu
Lądujemy w Bangi, stolicy Republiki Środkowo-Afrykańskiej, o brzasku. Żadnych świateł, cisza i spokój, mało okazałe, drewniane domy niedbale ułożone przy drogach bez asfaltu. Wylatywaliśmy z rozświetlonego nocą Paryża, a tu stolica kraju bez energii elektrycznej. Na lotnisku jeden samolot, wóz strażacki, kilku żołnierzy z bronią i pracownicy obsługi.

Nikt się nie spieszy, wynagrodzenie jest pobierane za miejsce pracy, a nie za pracę. Długie formalności podkreślające ważność wszystkich. Przy wyjściu z lotniska pozytywne zaskoczenie. Nawet ktoś bardzo roztargniony nie wyniesie cudzego bagażu-obsługa sprawdza czy numer walizki zgadza się z numerem na bilecie.

Smak kurzu i boa
Afrykańskie drogi, zwłaszcza te pokryte cienkim asfaltem, są chlubą rządzących i wyznacznikiem bogactwa kraju. Niestety w Republice Środkowo-Afrykańskiej mało jest asfaltowych kilometrów. Trochę lepiej wygląda Czad, a zwłaszcza stolica kraju N’Djamena. Wytłumaczenie jest proste: tu jest ropa naftowa.

W większości drogi są laterytowe, szutrowe, pełne trudno zauważalnych głębokich dziur i wojskowych barier kontrolnych. – Dobry terenowy samochód jest u nas koniecznością – podkreślają misjonarze. Trafiliśmy na porę suchą. Można więc dotrzeć do misji, choć w tumanie kurzu.

Pierwsza strona Poprzednia strona strona 1 z 3 Następna strona Ostatnia strona
oceń artykuł Pobieranie..