Wyspa wiary

Lipa, z której ma ciało Matka Boska w Róžancie, dobrze poddaje się dłutu. Tak jak Serbołużyczanie Panu Bogu. Ich ziemia to ostatnia wyspa wiary w zsekularyzowanych Niemczech – mówi łużycki poeta Benedikt Dyrlich.

Róžant, po niemiecku Rosenthal, to taka Jasna Góra Serbołużyczan – liczącego niecałe 60 tysięcy osób, trochę zapomnianego plemienia słowiańskiego, wciśniętego w kąt Saksonii. Zamieszkują wioski wśród żółtych rżysk i zieleni, 30 kilometrów od Czech, 50 od Polski, za Budyšinem, bardziej znanym jako Bautzen (tu wszystkie miejscowości mają nazwę łużycką i niemiecką). Przez ponad tysiąc lat tutejsi potrafili zachować samodzielność i nie zasymilowali się z sąsiadami. – Do naszego sanktuarium Matki Bożej z Lipy z każdego miejsca serbołużyckiej ziemi jest blisko – mówi Benedikt Dyrlich – poeta, pisarz. – To nie tylko teren nabożny, ale narodowy i poetycki, gdzie najważniejsza pieśń zaczyna się od słów: „Miłościwa Pani, Ty na nas patrz”.

Benedikt od 40 lat organizuje na Łużycach międzynarodowe święto poezji i odwiedziny Róžantu stanowią stały punkt programu. Maryja czeka w sanktuarium, a przed każdym łużyckim domem stoi krzyż z lipy z Jej cierpiącym Synem. – Gdybyś tutaj wyszła za mąż, musiałabyś się nim opiekować – Benedikt rozpoznaje bezbłędnie, który krzyż wyszedł spod ręki jego brata, rzeźbiarza Mikulosza i, już świętej pamięci, ojca Jakuba. Na unikatowym, bo całkowicie białym cmentarzu w pobliskich Ralbicach prawie wszystkie krzyże są ich dziełem. Biel w liturgii to symbol prawdy, czystości, zmartwychwstania. – Naród łużycki, którego znakiem jest krzyż, umie żyć tą nadzieją – mówi ks. Tomasz Dawidowski, którego odwiedzamy w Pančicy-Kukowie. Od 2005 r. jest tam wikariuszem proboszczowskim, posługuje też w Wotrowie, w którym przez rok przed jego przyjściem wierni modlili się o kapłana. Jak mówi, utożsamia się z Serbołużyczanami i świetnie porozumiewa się w ich języku.

Małe rzeczki

Benedikt urodził się niedaleko Róžanta w Nowej Wjesce położonej na dawnej trasie pielgrzymki do sanktuarium. – Nie byliśmy bogaci – jedna krowa, dwa hektary pola wśród falujących łąk – mówi. Pamięta, jak w dzieciństwie z trzema siostrami i dwoma braćmi wybiegali przed ich kapliczkę, żeby się napatrzeć, jak drogą za domem idzie maryjna procesja. Kaplicę wzniósł dziadek Mikulosz jako dziękczynienie za ocalenie Dyrlichowej ziemi od spalenia przez hitlerowców. Do Róžanta, brodząc w śniegu, chodził z mamą na Pasterkę. – Do studni po cudowną wodę też tu biegałem, kiedy zachorowała – wspomina. Potem wyjechał studiować teologię katolicką w Erfurcie i kolejno teatrologię w Lipsku. Został posłem do parlamentu Saksonii, wydał kilkanaście tomików wierszy, w których opisał małą ojczyznę. Przyznaje, że debiutował w 1967 r. właśnie pieśnią maryjną, dlatego z Róžantem łączy go wiele.

Razem jeździmy od wioski do wioski, poznając historię Benedikta i Serbołużyczan. „Morze nie byłoby wielkie bez małych rzeczek” – czyta głośno wiersz Jurija Brězana na grobie poety w Chrósćicy, gdzie w 1975 r. przyjechał kard. Karol Wojtyła. W ścianę kościoła wmurowano upamiętniającą wydarzenie tablicę, bo jako pierwszy papież pozdrawiał miasto i świat po łużycku, zwracając uwagę, że istnieje taki język. Tutejsi go kochają i są pewni, że będzie wiecznie żywy. – Słowianie nie byliby wielcy bez nas, małych Serbołużyczan – Benedikt interpretuje tekst Brězana. – Globalizm likwiduje to, co własne i indywidualne – jest pewien. – Kiedy kilka lat temu odkryto w pobliżu sanktuarium złoża kaolinu, od razu rzucono się, żeby prowadzić prace odkrywkowe. Zorganizowaliśmy akcję społeczną i drapieżny kapitalizm musiał się zatrzymać przed świętą ziemią i bujną przyrodą. Przetrwały łąki, na których gromadzą się pątnicy. W ciągu roku przybywa tu osiem pielgrzymek. Najsłynniejszą, we Wtorek Wielkanocny, przyjeżdżają podziwiać goście z całych Niemiec. 400 odświętnie ubranych mężczyzn na koniach jeździ wtedy od parafii do parafii, zwiastując zmartwychwstanie. Druga ważna piesza pielgrzymka przychodzi w poniedziałek po Zielonych Świątkach.

Piękna Pani

Wiernych do Róžanta przyciąga zaledwie 22-centymetrowa Matka Boża z Lipy. Na lewym ręku trzyma nagiego Jezuska z jabłkiem. Pod koroną z XIX w. ukrywa długie włosy przystrojone różami. Pierwszy raz wspomniano o cudownym miejscu w dokumentach z 1350 r., kiedy opactwo cysterek St. Marienstern kupiło część tej wsi. Wzmianka o kaplicy z niezwykłą figurką pochodzi z 1480 r. Według podań podczas wojen Karola Wielkiego z pogańskimi Saksończykami i wspomagającymi ich Łużyczanami na terenie obozu, gdzie stacjonowali walczący, zaczęła się pojawiać Piękna Pani. Po odejściu żołnierzy spostrzegł Ją szlachcic łużycki Łucjan von Sernan i szedł Jej śladem, dopóki nie zniknęła w jednej z lip. Kiedy otrząsnął się z wrażenia, na tym właśnie drzewie ujrzał czczoną dziś figurkę.

Młodzież przychodzi do sanktuarium, żeby pomodlić się również za wstawiennictwem błogosławionego Łużyczanina – Alojsa Andrickiego, 28-latka zamęczonego w Dachau. – Podczas II wojny przeszedł tu front i zostały po nim wypalone mury dwóch kościołów – opowiada proboszcz ks. Šćěpan Delan. Od trzech lat w Ralbicach posługuje 1900 katolikom z dwudziestu okolicznych wiosek i ma pod opieką sanktuarium w Róžancie. – Jego wujek, poeta Josef Nowak, też pięknie pisał o Matce Najświętszej – mówi Benedikt.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
31 1 2 3 4 5 6
7 8 9 10 11 12 13
14 15 16 17 18 19 20
21 22 23 24 25 26 27
28 29 30 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11