Wojownik

– Siedem lat byłem eremitą, który poszedł walczyć, wybierając samotność – mówi o. Bernard M. Alter OSB. Rok temu został wybrany na opata benedyktyńskiego opactwa Dormitio na Syjonie w Jerozolimie. – O co Ojciec walczył? – pytam. – Żeby Panu Bogu zrobić więcej miejsca w swoim życiu.

My mamy się umniejszać, żeby On wzrastał – wyjaśnia. – Ale często to jest długi proces duchowego dojrzewania. W pustelni św. Jana, niedaleko Ain Karem, prawie na Pustyni Judzkiej, mieszkał w małym domku na ośmiu metrach kwadratowych. Od 20 lutego zeszłego roku, po benedykcji opackiej, czyli specjalnym błogosławieństwie, kieruje wspólnotą przy bazylice Zaśnięcia Najświętszej Maryi Panny. – Spodziewałem się, że dłużej będę eremitą, ale mój pobyt w odosobnieniu został przerwany przez kapitułę generalną, kiedy współbracia wybrali mnie na opata – mówi.

Z bagażem

– W ramach charyzmatu benedyktyńskiego istnieje możliwość zamieszkania w samotni – opowiada o. Bernard. – Święty Benedykt sam często uciekał od świata w miejsca odosobnienia. Pisząc regułę, wyszczególnił kilka kategorii mnichów, a wśród nich eremitów. Na pustelnię zawsze powołuje Duch Święty. W Ewangelii, która mówi o wyjściu Pana Jezusa na pustynię, czytamy, że to Duch Święty poprowadził Go w miejsce osobne. Bo Bóg wybiera miejsca, które w oczach ludzi nie mają zbyt dużego znaczenia. Rezerwuje też dla siebie osobę, która przyjmie Go tam do swojego serca. Gdyby ktoś poszedł na pustynię, szukając wyłącznie ciszy, nie znajdzie jej tam, bo cisza rodzi się w duchu. A poza tym byłby to pewien egoizm. Do samotni zawsze idzie się z jakimś bagażem. Może nim być wspólnota, problemy tego świata, pokój. – Z czym tam Ojciec poszedł? – pytam. – Mój opat podpowiedział mi: „Zabierz ze sobą naszą wspólnotę”. I tak zrobiłem.

Dusza monastyczna

– Nie jestem urodzonym benedyktynem, bo najpierw wstąpiłem do ojców paulinów – opowiada. – Moje początki są związane z Jasną Górą, gdzie w 1973 r. przyjąłem święcenia kapłańskie. Zarówno lata w Krakowie, kiedy w seminarium duchownym byłem prefektem kleryków i wychowawcą, jak i na Jasnej Górze były pięknym czasem mojej posługi. Potem zostałem posłany do Bawarii z misją założenia prowincji paulinów w Niemczech. W pewnym momencie, kiedy zostałem proboszczem, poczułem, jak odzywa się we mnie dusza monastyczna. Słyszałem, jak we mnie płacze, i wiedziałem, że muszę sprawić, by przestała. Dlatego wstąpiłem do opactwa benedyktyńskiego w Niemczech. Stamtąd moja droga prowadziła do Jerozolimy i jestem tu od ponad 20 lat.

W tej drodze towarzyszy mu Matka Boża Częstochowska. Kiedy tu przyjechał, ówczesny opat zdecydował, żeby w jednej z kaplic dolnego klasztoru pod bazyliką Zaśnięcia Najświętszej Maryi Panny powstała polska kaplica. Ozdobił ją właśnie pierwszy eksponowany w Jerozolimie wizerunek Jasnogórskiej Pani. Otaczają go cztery obrazy świętych: Wojciecha, Stanisława, Jadwigi Królowej i Brata Alberta.

Zapytaj wdowca

– Jak wygląda życie pustelnika? – dopytuję. – To nie jest tak, że mnich się zamuruje i nie wie, co się dzieje na zewnątrz – odpowiada o. Bernard. – Przeciwnie, musi z wielką uwagą nasłuchiwać wszelkiej biedy tego świata. Raz w miesiącu za zezwoleniem opata przyjeżdżała do mnie grupa Żydów prawosławnych, ochrzczonych w Rosji, a mieszkających w Izraelu, dla których odprawiałem liturgię w obrządku wschodnim. Przychodziły też mniszki i księża prawosławni. W ten sposób w samotni prowadziłem dialog ekumeniczny. Żeby żyć na pustelni i nie zostać starym kawalerem, trzeba mieć dobrze rozplanowany dzień, bo inaczej samotność cię przygniecie. Wstawałem o czwartej rano i do godziny dziewiątej się modliłem. Warto wiedzieć, że brewiarz monastyczny jest o wiele większy. Potem w moim domeczku odprawiałem Mszę św., a od godziny 9 zajmowałem się pracą. To były zwyczajne zajęcia domowe, ale i walka z plagami egipskimi, które mnie od czasu do czasu dotykały. A to pojawiły się termity, to znów wyległy węże albo szakale zrujnowały mi ogródek. Natura umie wymyślać ciągle nowe psikusy. Trzeba było też prać, gotować, sprzątać… O to, jak wygląda dzień eremity, proszę zapytać wdowca w jakiejś małej miejscowości. On pani opowie. To są tacy trochę pustelnicy, mieszkający na uboczu. W pustelni przygotowywałem też konferencje, które głosiłem dla współbraci, kiedy raz na jakiś czas przyjeżdżałem do klasztoru po produkty do malowania.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
25 26 27 28 29 1 2
3 4 5 6 7 8 9
10 11 12 13 14 15 16
17 18 19 20 21 22 23
24 25 26 27 28 29 30
31 1 2 3 4 5 6