Mistrz

Przy całym utyskiwaniu na stan muzyki liturgicznej mamy wielu wspaniałych muzyków.

Dostępu do tajemnic strzegły solidne, dębowe drzwi i kręte, kamienne schody. Po nich to kilka razy dziennie wspinał się pan Antoni, by z zabytkowego instrumentu („Szpigiel Rychtalu na Szląsku” – widniało na porcelanowej tabliczce nad górnym manuałem) wydobywać anielskie dźwięki, porywać serce wysoko do nieba, czynić każdą Mszę świętą arcydziełem sztuki. Marzeniem każdego ministranta było wspiąć się po tych schodach, usiąść obok na krześle i czekać na chwilę, gdy mistrz pozwoli przysiąść obok, na ławeczce. Oczu  nie można było oderwać od tych przebiegających po klawiaturze palców i wędrujących nóg. Jak on to robił?

Przyszedł czas, gdy tajemnice warsztatu zaczęliśmy poznawać. Parafia otrzymała w darze z Niemiec ustne harmonijki. Zebrał mistrz piętnastu chłopaków i zaczęła się nauka. Poznawanie nut i przypisywanie ich do klawiszy. Dziś może śmieszyć zastosowana metoda. Każda nuta gamy miała swoją cyferkę. Ta sama widniała na klawiszach instrumentu. Po kilku tygodniach cyferki zniknęły, a młodzi adepci uczyli się grać z nut bez patrzenia na klawisze. Nie przypuszczałem, że to początek drogi, która w przyszłości zaprowadzi mnie na tę samą ławeczkę już nie w roli obserwatora.

Pamiętam ten dzień. Byłem strasznie zestresowany. Kiedy ranne poszło nieźle. Ale na moje nieszczęście celebrans zaczął śpiewać. Palce nerwowo szukały dźwięku, gdy nagle usłyszałem z lewej strony zdecydowane „G”. Pojawił się niespodziewanie. Jakby wiedział, że mogę potrzebować pomocy… Choć mój pierwszy raz nie był pokazem wirtuozerii, przeciwnie – szło dość topornie, nie zganił. Ćwicz, powiedział po Mszy świętej, będą z ciebie ludzie.

Jak przystało na prawdziwego mistrza potrafił kryć swoje tajemnice. Stałem kiedyś przy ołtarzu i aż zadarłem głowę na chór, gdy usłyszałem nowe rozwiązanie harmoniczne prostego Amen. Po skończonej Mszy pobiegłem na chór z pytaniem co to za akord. Szukaj. I na tym się skończyło. Szukałem miesiąc aż znalazłem całą tabelę akordów zmniejszonych. Widziałem dumę na jego twarzy.

Kiedyś zjawił się na chórze kolega z magnetofonem kasetowym. Chciał, by mistrz zagrał Poloneza Ogińskiego. To ma być odtwarzane? Tak, na katechezie. Przyjdź za dwa tygodnie. Muszę się przygotować. Nie cierpiał fuszerki.

Zjawił się na furcie seminaryjnej gdy zacząłem zbierać materiały do pracy o twórcy chórów katedralnych. Pod pachą trzymał starą, pożółkłą i trochę zniszczoną księgę. Masz, to są rękopisy księdza Leona Moczyńskiego. Zrób z tego dobry użytek. W środku znalazłem prawdziwe rarytasy. Msza na Boże Narodzenie, Ecce Sacerdos… Brakowało tylko najbardziej znanej Mszy o Niepokalanym Poczęciu. Podobno jest w archiwum chóru w Gnieźnie.

Pod skrzydełkiem okładki Pisma świętego mam schowaną kartkę formatu a5, złożoną na pół. Na kredowym papierze odręcznie wyrysowane pięciolinie, całość ozdobiona dedykacją. „Antoni Wierzbicki, Tu es Sacerdos, Na prymicje Ks. Włodzimierza Lewandowskiego, Czerwiec 1984.” Trzymam jak relikwię.

Napisałem to krótkie wspomnienie ze świadomością, że przy całym utyskiwaniu na stan muzyki liturgicznej mamy wielu wspaniałych muzyków. Oddanych, z pokorą i wielkim poświęceniem służących liturgii, z wielkim znawstwem troszczących się o jej piękno, przygotowujących kolejne pokolenie muzyków kościelnych. Większość z nich nie doczeka się, jak pan Antoni Wierzbicki, pośmiertnego wspomnienia. Choć na to zasługują. Im ten tekst dedykuję.


 

«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
25 26 27 28 29 1 2
3 4 5 6 7 8 9
10 11 12 13 14 15 16
17 18 19 20 21 22 23
24 25 26 27 28 29 30
31 1 2 3 4 5 6