Nie chcę się czepiać - ale dlaczego mowa o modlitwie, "posłudze charytatywnej" i poście, a nie o modlitwie, jałmużnie i poście? To trochę jak z zastępowaniem słowa "miłosierdzie" zlepkiem "szacunek i uznanie" (co niedawno proponował jakiś, zdaje się, niemiecki duchowny). Język Kościoła nie jest protekcjonalny, uznają go za taki głównie ci, którzy do niego nie należą. Taka nowomowa nieprzyjemnie zgrzyta kulturą postchrześcijańską.
Być może dlatego, że jałmużne daje się z litości i często kojarzy się ona ze zwykłym pieniążkiem do garnuszka, a posługuje się z pobudek wyższych: odpowiedzialności i oznacza nie tylko pieniążka ale np. poświęcony komuś czas czy uczynek.