Alpejski, dla ciebie być może, że głos rozsądku,nie mam nic przeciw temu, ale nie dla mnie, bo mam sumienie chcę jemieć ewangelicznego Samarytanina, a rozwiedzeni wpadli na rozbójników ludzkiej słabości , nieszczęścia, i jak im pomóc ??? wielu tłumaczy się, jak ci, co mijali napadniętego... nie chcę moralizować, tylko nie sądził bym jaki jest te i prównywał go do siebie...chciałbym to widzieć, jak Bóg na to patrzy a Frańciszek już to usiłuje...
@tonia Czytałem i się dowiedziałem że nie potępia tak jak większość "miłosiernych katolików" na tym forum "kto jest bez grzechu niech pierwszy rzuci kamieniem"
@vanitas O ile dobrze kojarzę to Jezus najpierw odpuszcza grzechy a na odchodne mówi "idź i nie grzesz więcej". Przedmówca twierdzi, że Jezus powiedział "Nie potępiam cię jeśli więcej nie będziesz grzeszyć" a to jest kłamstwo. Jezus jest bezinteresowny i odpuszczenie grzechów jest aktem Jego łaski a nie jakimś układem, w którym Jezus odpuści człowiekowi grzech jeśli ten go nie będzie popełniał, bo wtedy nikt z nas by nie dostał rozgrzeszenia. Radziłbym baczniej zwracać uwagę na to co się pisze.
@myślący Na początek zauważ, że Pan Jezus był Bogiem - w Jego przypadku "najpierw", "potem" nie zawsze znaczy to co u zwykłych ludzi. On wie co będzie - więc ciąg przyczynowo-skutkowy może wynikać z tego, co się dopiero stanie.
Po drugie - w sumie masz rację. "nie grzesz więcej" nie jest warunkiem. Warunkiem była skrucha, a "nie grzesz" - elementem tej skruchy. Głupio się wyraziłem.
O ile dobrze rozumiem, to Komunia Święta jest lekarstwem - na grzechy powszednie. Jest wzmocnieniem - aby nie popaść w grzechy ciężkie. A lekarstwem na grzechy ciężkie jest spowiedź święta.
Jest lekarstwem na grzechy powszednie. Przyjmowanie jej w grzechu ciężkim to też ciężki grzech: "Dlatego też kto spożywa chleb lub pije kielich Pański niegodnie, winny będzie Ciała i Krwi Pańskiej. Niech przeto człowiek baczy na siebie samego, spożywając ten chleb i pijąc z tego kielicha. Kto bowiem spożywa i pije nie zważając na Ciało [Pańskie], wyrok sobie spożywa i pije."
To jest ciekawe spostrzeżenie - bo Pan Jezus łamiąc dla uczniów chleb w czasie Ostatniej Wieczerzy wcześniej ich nie spowiadał. A wiemy, że podał chleb także Judaszowi. Jak to wyjaśnić?
Jak słabo niektórzy katolicy znają Biblię... J13:10 "Powiedział do niego Jezus: «Wykąpany potrzebuje tylko nogi sobie umyć, bo cały jest czysty. I wy jesteście czyści, ale nie wszyscy»" Co do Judasza - Łukasz pisze o Ustanowieniu Eucharystii przed wyjściem Judasza. Jan pisze o momencie w który wyszedł Judasz (na samuym początku, zaraz po obmyciu nóg, tuż po zapowiedzi, że On zdradzi), zaś Mateusz i Marek - umieszczają zapowiedź zdrady przed Ustanowieniem (u Jana Ustanowienia nie ma -u Łukasza kielich jest "po wieczerzy"). Czyli raczej Judasza tam na Ustanowieniu nie było. Nie ma co wyjaśniać
Wszystko fajnie-tylko ,ze niektore dzieci cierpia w rodzinach gdzie ojciec bije , gwalci.Dzieci nie maja co jesc -poniewaz ojciec ostatni grosz wydal na wode! CZy takie malzenstwo ma istniec???Jesli bym miala takiego meza zostawilabym go! Po co dzieci maja patrzec ,sluchac jak matka cierpi-prosze mi pokazac dzieci ktore sa z takich rodzin -ze obecnie same nie maja problemow w swoich rodzinach. Kolejna sprawa jak sie to ma do przyjmowania komuni przez osoby ktore kradna,bija, wsadzaja do wiezienia niewinne osoby tylko po to bo ktos im zaplacil aby tak zeznawaly...I co wyspowiadaja sie i heja do komunii.......... To jest chore . Pozdrawiam
jestem z takiej rodziny a mam wspaniałego męża i cudowne dzieci - Bóg wszystko potrafi uzdrowić i uzdrawia, pozdrawiam wszystkich z takich rodzin - nie traćcie nadziei i ufności w dobroć Boga :)
Kunegundo! Trzy tygodnie temu to samo pytanie zadał podczas kazania ksiądz zakonnik w kościele do którego jeździmy (klasztor benedyktyński).
Ale to też sprawa spowiedników, nie muszą udzielić rozgrzeszenia trwającym w grzechach ciężkich. Nie wymagają też naprawienia wyrządzonego zła choć powinni. W kościele prawosławnym gdzie każdy ma swojego przewodnika duchowego sprawa spowiedzi jest uwarunkowana naprawieniem wyrządzonego zła i prawdziwą pokutą. Niedawno byłem goszczony przez wspólnotę prawosławną we Francji. Do dziś jestem pod wrażeniem ich głębokiej wiary. Duż rozmawialiśmy o spowiedzi i pokucie. Bardzo podobało mi się ich podejście do tego. Zadnego stuku puku i po krzyku. Sama Pani czuje, że spowiedzi "odwalone" bo trza przed świętami, nie koniecznie coś znaczą. Mówią o tym egzorcyści i moim zdaniem mają rację.
Argument alkocholizmu często jest podnoszony, podobnie zdrady. Każda rodzina wygląda inaczej. Sztuka przejść przez wszystkie burze i zakręty razem. Sztuka też, powiedzieć nie, zanim się przed ołtarzarzem powie tak.
Ikono naiwna, niektórzy ludzie potrafią znakomicie udawać, aby osiągnąć cel. Zachowują się bez zarzutu, ponieważ wiedzą, że tego od nich oczekuje społeczeństwo i tą drogą zdobędą współmałżonka. A kiedy już go mają, mogą się nad nim znęcać, bo Kościół każe cierpieć w takim związku, albo pozostać samotnym na resztę życia. Nie wiem tylko, czy naprawdę "Pan Jezus tego chciał", jak piszą tu niektórzy.
Kundegundo. Trwanie na siłę w takim związku nie ma sensu. pewnych spraw nie da się uleczyć. Ale sam rozwód nie jest grzechem. Nie podnosi nikt problemu przystępowania do najśw. sakramentu osób rozwiedzionych, lecz tych, które ponownie weszły w związki z nowymi partnerami. W temacie "kolejnej sprawy" - co ma piernik do wiatraka. Osoby o których piszesz również nie powinny przystępować do komunii. Zapoznaj się z warunkami dobrej spowiedzi. Nie jest tak że grzeszę sobie a potem heja do spowiedzi i od nowa sobie grzeszę !!!
Nie tyle rozwód, co separacja. Co do zaś osób "rozwiedzionych", strona porzucona oczywiście tak. Natomiast porzucająca, jak rozumiem, po prostu nie spełnia kryteriów ważnej spowiedzi, więc albo oszukuje i brnie w grzech abo coś ze spowiednikiem jest nie tak i wtedy on grzeszy.
@Kunegunda - w takim wypadku wręcz trzeba się rozwieść. Nie wolno jednak wejść w ponowny związek. Jeśli rozwodnik/rozwódka NIE wstępuje w kolejny związek, to może przystępować do Komunii Św. cały czas. Nauka KK jest tu jasna. Nikt nie zabrania rozwodu w takich wypadkach, trzeba jednak do śmierci dochować wierności sakramentalnemu mężowi/ żonie - o to tutaj chodzi. Kto tej wierności nie dochowuje sam wyklucza się z Sakramentów.
Tak, no oczywiście, niech żona odejdzie z dziećmi od męża pijaka czy łajdaka szlajajacego sie z coraz to nową kochanką, i do końca życia sie tuła po schroniskach i korzysta z pomocy MOPSu, nawet gdyby był ktoś, kto zechce ją jako mąż wesprzeć. Niech dzieci nie mają okazji zobaczyć przykładu, ze można żyć w rodzinie harmonijnie, z szacunkiem i miłością. Bo ważniejsza jest "wierność" wobec drania...
No nie zupełnie. Albo małżeństwo od początku było nieważne (jest tu spore pole do naciągania) albo separacja. Rozwodu jako takiego w Kościele po prostu nie ma. Chyba, że użyła Pani tego jako skrótu myślowego.
Ja właśnie jestem takim przypadkiem , rozwiodłam się z mężem z powodu jego alkoholizmu. Byliśmy małżeństwem tak długo , jak się dało . Kiedy zaczął poważnie zagrażać mojemu i moich dzieci zdrowiu , a nawet życiu , musiałam się rozwieżć . Teraz żyję samotnie , mogę przyjmować wszystkie sakramenty . Jedyne co mi dokucza , to samotność . Ale Bogu w życiu też trzeba coś podarować . W końcu na niebo trzeba sobie zasłużyć .Szczęście można też znależć w dzieciach , wnukach , mieć swoje zainteresowania . To nieprawda , że tylko z mężczyzna można być szczęśliwym . Bycie singlem też ma swoje uroki .
Gdy jeden z małżonków zagrazą drugiemu albo dziecią - drugi ma prawo go opuścić. Tylko, że to nie rozwód (nadal są małżeństwem) a separacja. Różnica jest taka, że nikomu nie wydaje się, że może sobie wziąć "drugą żonę/drugiego męża"
A szanowna Pani Kundzia jakoś przeoczyła mamusie, które odreagowują swoje poplątane życie osobiste znęcając się psychicznie a nieraz i fizycznie nad swoimi dziećmi. Tatuś to prędzej, czy później pójdzie spać i wytrzeźwieje a one mogą ciągle.
W tym przemówieniu zamyka się cała istota sprawy. Świat potrzebuje ewangelizacji, przyjęcia Jezusa, a nie dopasowywania się do trendów tego świata. Niektóre pary przychodzące na nauki przedślubne i do poradni, potrzebują ewangelizacji zanim otrzymają sakrament małżeństwa. Tylko jakoś nie zauważyłem żeby któryś ksiądz odmówił komuś ślubu...
Kryzys instytucji małżeństwa we współczesnym świecie, którym rządzi wyłącznie potrzeba zaspokajani własnych potrzeb powinien spowodować głębszą dyskusję w Kościele. Doskonale rozumiem, że w duchu teologicznym ciężko jest usprawiedliwić dopuszczenie do Sakramentu osobę rozwiedzioną. Natomiast, czy można generalizować stawiając tezę, że każdy "rozwodnik" to ten zły? Myślę, że takie stawianie sprawy do tej pory jest dużym błędem. Wg mnie należy wypracować takie standardy postępowania, które pozwoliłyby oceniać każdy przypadek indywidualnie, a nie automatycznie wykluczać ze Wspólnoty...
A co gdy osoba deklarująca się jako wierząca (przypadek z autopsji) mająca stw. nieważności (z winy małżonka) i lamentująca jaka jest pokrzywdzona po kilku latach na własne życzenie pakuje się niespodziewanie dla wszystkich w związek niesakramentalny? I teraz... marzy ona o kościelnym ślubie i z tego powodu jej cywilny mąż złożył wniosek o stw. nieważności swojego 14-letniego sakramentalnego małżeństwa z którego ma dziecko? I tacy ludzie chcą przystępować do Komunii? Pa-ra-no-ja.
JA TAKŻE JESTEM DZIECKIEM ROZWIEDZIONYCH RODZICÓW, I MUSIALAM ZNOSIĆ INNYCH "TATUSIÓW"... tO DZIECI SĄ PRAWDZIWYMI OFIARAMI TACH SYTUACJI. pAPIEŻ fRANCISZEK ZAWIODL MNIE STRASZNIE ŻE POZWALA TAKIEMU OSZOŁOMOWI JAK kARD. KASPER ROBIĆ ZAMĘT W koŚCIELE...
Mam ambiwalentne odczucia: Z jednej strony jest mocne i kluczowe pytanie: "Czemu mówimy wciąż tylko o rozwiedzionych, tak jakby byli najbiedniejszymi ludźmi na świecie – oczywiście potrzeba by poświęcić im uwagę – ale czemu nie mówimy o tych parach, które żyją jak herosi w naszym świecie i dbają o świętość i czystość małżeństwa, które są przykładem wierności?!” a z drugiej... cała reszta omówienia wypowiedzi kard. Schönborna traktuje właśnie o rozwodnikach i komplikacjach związanych z aktem rozwodu. Przyznam, że jestem już nieco skołowany.
to zacznij czytać ze zrozumieniem - kardynał podsumowuje w tej wypowiedzi problem rozwodników, żeby wyczerpać temat.W zasadzie w tej wypowiedzi temat jest wyczerpany i można przejść już do problemów rodzin żyjących w związku sakramentalnym. Ja ze swej strony dziękuję kardynałowi za te słowa. Może teraz synod wreszcie zajmie się problemami "normalnych rodzin", z których za chwilę większość może stać się rozwiedzionymi m.in. w wyniku zaniedbań duszpasterskich.
Czytam ze zrozumieniem: Nigdzie nie wyczytałem czegoś podobnego, chociaż - i tu cię zapewne zdziwię - bardzo chciałbym, żeby to była prawda. Ale - w świetle tego omówienia, bo - co trzeba zaznaczyć! - to tylko omówienie wypowiedzi, a nie sama wypowiedź, co może robić gigantyczną różnicę, to co napisałeś jest co wyłącznie nadinterpretacją tekstu. Gdybyś czytał uważnie moją wypowiedź dostrzegłbyś, że odnoszę się do powyższego omówienia słów kardynała, i nie komentuję bezpośrednio jego słów, które zacytowano tu tylko w wyjątkach.
Bez przesady. Sam rozód jest aktem. Czynnością jednorazową. Złem - którego niekiedy nie można naprawić, ale z którego Kościół rozgrzesza. Gorszy jest "nowy związek"...
Kazdy grzech zrywa wiez z Bogiem i oddala nas od Boga .Przez Chrzest jestesmy powolani do swietosci a my grzeszymy i co ? Dobry i Milosierny Bog nam wybacza i co ? my znowu grzeszymy i znowu probujemy sie poprawic .Dobrzy ludzie nie sa zawzieci ,nie osadzaja a przede wszystkim sa Milosierni jak Bog JEST MILOSIERNY .Czesto jest w domach takie pieklo ,ze aby zyc z Bogiem trzeba sie rozejsc .Czlowiek to nie jest tylko materialne cialo i trzeba dac sie drugiemu zameczyc zyby sie dramat skonczyl .Czlowiek dla mnie ma oprocz ciala dusze i psychike .Jesli ktos na codzien nie dotrzymuje przysiegi milosci i wiernosci ,to trzeba ratowac to co cenne w nas -dusze i oddalic sie od tyrana i rozejsc sie .Przysiega sie : "Ze cie nie opuszcze az do smierci - tak ,do smierci milosci -a milosc umarla ,dlatego trzeba zostawic taka osobe ,ktora nas nie kocha i ktora oddala nas od Boga !!!
Jestem zdania, że rozwiedziony to wcale nie znaczy gorszy. Różnie się w życiu układa, ale każda nasza decyzja ma swoje konsekwencje, a domagając się dostępu do Komunii Św., to trochę tak jakbyśmy się cofali do czasów Starego Testamentu, nie biorąc pod uwagę nauk płynących z Nowego Testamentu. Poza tym dla mnie jest tu pewien dysonans: domagam się dostępu do jednego sakramentu, a drugiego nie szanuję i odrzucam.
Tak sobie myślę, że można wybaczyć komuś , kto zadał ranę, co wcale nie znaczy, że rana przestaje boleć , albo skutki rany nie mają wpływu na nasze dalsze życie.
Na tym polega właśnie manipulacja, którą zaserwował pan "sluga". Faktycznie to niewiele różni się od tej, którą zaserwował "wąż starodawny" Pierwszym Rodzicom w Raju: "A wąż był bardziej przebiegły niż wszystkie zwierzęta lądowe, które Pan Bóg stworzył. On to rzekł do niewiasty: ”Czy rzeczywiście Bóg powiedział: Nie jedzcie owoców ze wszystkich drzew tego ogrodu?” Nawet okazał się subtelniejszy: insynuację zawarł w pytani a nie zarzucił wprost jak w tym przypadku:
Staram się, ale nie mogę zrozumieć, dlaczego tyle czasu poświęca się na dyskusję o rozwodnikach. Przecież, aby przystąpić do Komunii Św. trzeba być w stanie łaski, po spowiedzi, ale szczerej; uwolnić się spod jarzma grzechu. Do tej poru uważałam, że należy mówić o dobru, aby dobro uzyskać. Czy nie należy ciepło mówić o tych, którzy po opuszczeniu przez małżonków, pozostali wierni Chrystusowi i dla niego zostawili życie według tego świata. Czy desperacko dążymy, aby dać miejsce w Kościele tylko małżonkom, w tym pozostającym w związkach niesakramentalnych. Nie rozumiem dlaczego nie ma dyskusji o istocie cierpienia, czy samotności. Czy już tak zepchnęliśmy na margines osoby tym dotknięte, że nawet nikomu nie przychodzi na myśl, aby podjąć ten temat?
@aa Też tego nie rozumiem , bo tu zupełnie nie ma o czym dyskutować, taka dyskusja to wg mnie poddawanie się presjom heretyckim.
Żaden chrześcijanin który zna naukę Ewangelii nie będzie cudzołożąc jednocześnie domagał się Komunii Św. Jezus mówił "Idź i nie grzesz więcej", cudzołożnicy chcą dalej cudzołożyć (grzech ciężki) i domagają się Komunii Św. - to jest bez sensu, sami sobie przeczą. To tak jakby znieść VI Przykazanie (które dał Bóg a nie człowiek)
Żeby się w sytuacji cudzołóstwa domagać Komunii Św., to trzeba nie znać podstaw wiary chrześcijańskiej( w tym przede wszystkim Dekalogu). A skoro ktoś nie zna podstaw wiary to żaden z niego Chrześcijanin, więc o po co robi szum z Komunią? Żeby przyjąć Komunię ŚW.trzeba być w stanie łaski uświęcającej - czy ktoś z cudzołożących wie wogóle co to jest ŁASKA UŚWIĘCAJĄCA?
My ciagle niestety nie zdajemy sobie sprawy w jakich czasach przyszlo nam zyc.Swiat i Kosciol sa w powaznym kryzysie.Idealizujemy Kosciol i papieza. Franciszek(czy nam sie to podoba czy nie)mysli tak jak kardynal Kasper, Erdo czy inni o podobnych pogladach, tyle, ze nie mowi tego oficjalnie. Czy nie zdajemy sobie sprawy, ze Franciszek zostal wybrany przez ludzi typu Kasper, ktorych jest obecnie wiekszosc w Kosciele.Franciszek narazie wysyla swoich "harcownikow"(Kasper,Marx,Erdo) aby zbadac reakcje innych, wysondowac, zmiekczyc teren.Jesli bedzie duzy opor narazie nic nie zmieni.Wraz z Benedyktem XVI skonczyla sie w Kosciele pewna epoka.Do tej pory papiez byl rzeczywiscie "opoka", skala, na ktorej moglismy budowac nasza wiare.Obecnie wraz z nadejsciem Franciszka wszystko stalo sie realtywne,wieloznaczne, niejasne."Dogmatykom" nalezy uswiadomic,ze, gdy Chrystus mowi do Piotra:"ty jestes opoka..." ma na mysli nie jego grzeszna osobe ale wiare (slowa te powiedzial Jezus po wyznaniu wiary przez Piotra).Troche pozniej, gdy Piotr chce zmienic Bozy plan zbawienia,Jezus mowi mu:"Idz precz szatanie.."Skala jest wiara Piotra a nie on sam. Jesli jakiemus papiezowi zabraknie tej prawdziwej, zywej, zgodnej z Ewangelia, wiary,to przestaje byc skala,opoka istaje sie piaskiem, na ktorym niestety nie mozna budowac.Mam nadzieje,ze w mysli pluralizmu wypowiedzi przepuszcza moj komentarz.
Czyli skała jest pojęciem relatywnym, bo czasem "na skale" stanie się "na piasku" a wszystko zależy od tego, jak nam się wydaje silna wiara Piotra. Do tego wszystkiego papieże dotąd kierowali się Duchem Świętym, a tu nagle nastał Franciszek, który zwyczajnie knuje i uprawia politykę jak nie przymierzając nasz dawny premier. Oj Wiesiu, czemu szukasz argumentów za schizmą.
Jestem praktykującą katoliczką i normalnie nie miałam problemu z niemożnością przyjęcia Komunii przez rozwiedzionych. Ale z drugiej strony: po pierwsze nie każde rozwiedzione małżeństwo ma dzieci (sama takie znam); po drugie osoba opuszczona przez współmałżonka i dzieci które z nią zostają mają przechlapane: albo jest sama do końca życia i może przyjmować Komunię św. albo chce się z kimś związać (chociażby aby nie umierać w samotności) i jest z tej możliwości wykluczona. To trochę smutne. Na szczęście nie jestem w takiej sytuacji, ale nie wyobrażam sobie nie móc przyjmować Komunii św.
Jeżeli osoba rozwiedziona chce sie z kimś związać? może, czemu nie . Mogą żyć jak białe małżeństwo - to bardzo piękne (ruch czystych serc) i nie będzie musiała umierać w samotności, a do komunii może przystępować.
A to jest akurat nieprawda. Przystępowanie do Komunii w zwiazku niesakramentalnym wymaga nie tylko życia "jak białe małżeństwo". "Familiaris consortio" zawiera też dwa kolejne warunki, pod jakimi to jest mozliwe, a praktyka polska dorzuca, prawem kaduka, czwarty.
O jakiej samotności mówisz? Czy np. siostry zakonne też umierają w samotności tylko dlatego, że nie mają męża? To samo dotyczy osób owdowiałych. To że ktoś nie potrafi sobie wyobrazić życia bez współmałżonka nie oznacza, że to musi być zaraz samotność. I przeciwnie, można być samotnym w małżeństwie. Z drugiej strony może właśnie tym powinien zająć się synod, aby wyjść na przeciw osobom czującym osamotnienie.
Po to jest małżeństwo, aby złączyć dwoje ludzi ODMIENNEJ PŁCI w całość jak w Mk 10,8-9. W księdzu jest mała wina, że małżonkowie się rozwodzą (chociaż są -księża-, którzy potrafią i takie cuda zdziałać, że doprowadzą ich ku zgodzie). Ja za każdym razem jak słyszę, że około 1000 ślubów zawarto w Radomiu, a dokonano 450 rozwodów, to się pytam, czy przed ślubem pomiędzy tymi ludźmi tam była miłość, pieniądze, czy głupota, że osoby, które wzięły ślub po roku lub kilku latach się rozwodzą. Co z dziećmi? Małżeństwo, to nie eksperyment, w którym sprawdza się wytrzymałość ludzkiej (dziecięcej) psychiki. Jest to poważny związek, związek zawarty PRZYSIĘGĄ przed Bogiem. Ja się pytam, czym w takim razie za 100 lat będzie powiedzieć "przysięgam przed Bogiem"? Okrzykiem, zdaniem bez większego znaczenia, bo i tak wszyscy tego już nie przestrzegają?
Jestem dzieckiem rozwiedzionych rodziców, które w dodatku musiało znosić innych tatusiów...Bp. a rację dzieci są prawdziwymi ofiarami rozwodu, szkoda że oszołom kard. Kasper nad nimi się nie pochyli... Papież Franciszek strasznie mnie rozczarowałże pozwala takiemu wilkowi w owczej skórze siać zamęt w KOściele...
Jestem dzieckiem rozwiedzionych rodziców, które w dodatku musiało znosić innych tatusiów...Bp. a rację dzieci są prawdziwymi ofiarami rozwodu, szkoda że oszołom kard. Kasper nad nimi się nie pochyli... Papież Franciszek strasznie mnie rozczarowałże pozwala takiemu wilkowi w owczej skórze siać zamęt w KOściele...
Ja też jestem dzieckiem rodziców rozwiedzionych i jakoś nie czuję się żadną ofiarą. Wszystko zależy od tego jak podchodzą rodzice. U nas nie było rozdarcia między mamą i tatem. Żadne z nich nie pozwalało źle mówić o drugim i pomimo tego, że im nie wyszło, nauczyli nas razem a jednak osobno szacunku do siebie nawzajem. A mogę sie założyć, że gdyby zostli razem to dopiero wtedy mogłabym się poczuć jak ofiara.
Komunii powinni być pozbawieni tylko ci którzy o rozwód podali, bo oni zerwali sakrament pisząc wogóle pozew. Dlaczego mają cierpieć osoby które nie chciały rozwodu? Oni chcieli ratować małżeństwo. Im powinna być dana możliwość komunii,nawet gdy weszli na drogę nowego związku.
Niestety, nawet z tej wypowiedzi, jak i z całego synodu można wyciągnąć wniosek: rodzina wypada z kręgu zainteresowania Kościoła. Lepiej pochylić się z troską nad wynaturzeniem, niż wspomóc normalność. Duszpasterze rozbiegli się za zagubionymi owcami. Stado, ech, cóż stado? Niech je wilcy zjedzą.
no cóż... niejaki Jezus z Nazaretu powiedział: "czyż nie zostawia tych dziewięćdziesięciu dziewięciu (owiec) i nie idzie szukać tej jednej zagubionej?"
inna sprawa, czy na pewno miał rację i czy to dobrze tak robić...
Nie w USA nie w Rosji nie w Szkole Frankfurckiej ważą się losy świata ale tu w Watykanie. Widać to, słuchając wiodących mediów - wniosek najgłówniejszy wsuwa się sam, jak Nowa Lewica stara się przejąć temat soboru i jest nim najbardziej zainteresowana ten >duch czasu< też tam jest "razem" z Duchem Świętem. :-o
No to teraz będzie plaga rozwodów. Bo po co ratować małżeństwo, lepiej wymienić żonę/męża na nowszy model i żyć pełnią życia, nawet w Kościele. Pochylam się nad wypowiedziami dzieci rozwodników. Szkoda, że nie podjęto badań nad wpływem rozwodu na psychikę dzieci, na ich życie i późniejsze konsekwencje. Dzieci niczyje, dzieci niekochane, bo mamusia/tatuś kocha nowego/nową męża/żonę.
Pamietajmy Ze obecna nauka kościoła nie pozbawia Możliwości przyjmowania komunii świętej dla rozwodników Ich status w kościele jest w porządku ... Sprawa sie zmienia Jeśli osoba rozwiedziona występuje w kolejny związek ... Wyjątkowe Są sytuacje kiedy taka osoba uzyskała stwierdzenie nieważności Sakramentu małżeństwa wtedy moZe mieć kolejny związek
Bardzo zgadzam się ze słowami kardynała, dotyczącymi cierpienia dzieci i rodziny. Sam pochodzę z rodziny, która została zostawiona przez ojca i po 20 latach dopiero dostrzegam jak wielkim bólem mojego serca jest to, że wychowałem się bez niego, niechciany, odrzucony... Jak wielki ból uczynił on mojej mamie. Ale wierzę, że kiedyś w tym miejscu gdzie mam tą ranę Bóg pomoże i to naprawi bo tutaj tylko On może pomóc. Z Bogiem!
Kard Schonborn krytycznie o Komunii dla rozwiedzionych??? Przecież to jego słowa: "Kardynał powiedział również, że Kościół powinien zmienić swój pogląd wobec rozwodników, którzy zawarli nowy związek, zważywszy na to, że wiele osób w ogóle się nie żeni. W pierwszej kolejności nie powinno się uważać tego za grzech, lecz brać pod uwagę to, czy dane osoby starają się żyć zgodnie z przykazaniami Bożymi. Zamiast moralności opartej na powinności, powinniśmy zmierzać do moralności opartej na szczęściu.” (Pongratz-Lippitt, „Schönborn attacks Sodano and urges reform,” The Tablet, May 8, 2010,)
„Uważam, że prawdziwe miłosierdzie w kwestii rozwiedzionych, którzy ponownie zawarli cywilny związek małżeński polega na tym, że najpierw i przede wszystkim określona zostanie historia winy, i że nie będzie łudzić się człowieka perspektywą szybkiego uleczenia poprzez sakrament traktowany jak plaster na ranę. Dopiero kiedy można powiedzieć, że to zostało rzeczywiście przepracowane, że człowiek podjął się pracy nad sobą, skruchy, być może nawet podjął wysiłek w kierunku pojednania, wtedy można jak najbardziej i z pełną odpowiedzialnością powiedzieć z duszpasterskiego punktu widzenia, że to jest taka sytuacja, w której także dostęp do sakramentów ma ponownie sens”. ( „Die Presse” (z 10 maja 2008)
Albo te: „zapytany o stanowisko Kościoła wobec homoseksualistów kardynał powiedział: »Należy z większą uwagą przyjrzeć się jakości związków homoseksualnych«, dodając, że »Stały związek jest na pewno lepszy niż, gdy ktoś zdecyduje się na rozwiązłość.«” (5)
Schönborn, ale Hässlich gefragt, jak możecie prosić o komunię !!!
A ja odpowiadam, i zarazem pytam też:
Jak mógł twój poprzednik.Hans Herman Groer, który ani nie prosił, ale sam brał sobie komunię i msze odprawiał pontyfikaliach...
a czy nie grzeszył bardziej, niż ci rozwiedzieni, jak wielu podobnych jemu ??? Tego nie uwzględniasz ???
i tu zapytania nie masz ???
A Pan Jezus sam podał komunię Judaszowi, co Ty na to, dobrze czy źle, że to zrobił ???
Problemu nie rozwiążą rzemieślinicy i najemcy boży... Nic mnie to nie obchodzi i nie pouczam, jakbym śmiał tylko spostrzegam, ile to jest szafarzy i porządkowy, co wiedzą wszystko o Niebe, osądzają kto zasługuje na nie …..
Jeżeli chodzi o wiarę w Boga i grzech, to białe jest białe a czarne to czarne, nie ma w wierze szarości... jak mogą debatować nad czymś co jest dane nam od Boga i spisane w Biblii. Ludzie, biskupi zmieniają słowo Boże ??? Przecież to ludzie mają dostosować się do Boga a nie Bóg do ludzi !! jak dojdzie do tego ,o czym tu piszą, to znaczy, że przepowiednie o Kościele, masonerii i Antychryście sprawdzają się . Żyjemy w cywilizacji śmierci.
Choć zgadzam się z Tobą co do meritum to jednak nie mogę się zgodzić z argumentami. Po pierwsze białe i czarne - gdyby tak było, nie mielibyśmy podziału na grzech ciężki i powszedni. O ile czyn pewnie można określić jednoznacznie przy odpowiedniej gradacji jako biały lub czarny, o tyle dla Boga liczy się serce człowieka bo ostatecznie to serce przyjmie lub odrzuci Miłosierdzie. A w sercu z reguły jakieś odcienia a do tego zakryte przed naszym wzrokiem. W kwestii dostosowania, Bóg także w pewnej mierze dostosowuje się do ludzi, dając Kościołowi władzę wiązania i rozwiązywania rzeczy na ziemi i w niebie - nie wszystkich rzecz jasna. Nie polecam też wiary w zabobony i pogańskich "proroków", wprowadzają zamęt i zabierają pokój, który jest darem od Boga.
Przecież to jest gorsze niż Sodoma i Gomora. Dziesięcioletnie (10!) dzieci w Nadrenii-Westfalii pokazują na lekcjach seks-edukacji "swoje" ulubione pozycje. Dzieciom robi się "masaże". Dzieciaki biorą udział w seks-zawodach i otrzymują "wyprawki", nie napiszę z czego. Zachęca się je do pisania na tablicy odrażających i perwersyjnych fantazji. W podręczniku do matematyki są domki zamieszkałe przez pary. Nie ma tam ani jednej pary heteroseksualnej. Szkoły mają wymyślać nowe praktyki seksualne. "Zajęcia" mają się odbywać w pomieszczeniach, do których nie ma wglądu z zewnątrz. Prowadzą je seks-edukatorzy szkoleni przez uczniów pedofilów i stręczycieli.
To są oficjalne, szkolne programy! Wszystko firmuje landowy rząd w porozumieniu z rządem federalnym i jego agendami. Szkolenia organizowane są przez ludzi, których mentorami byli pedofile, stręczyciele bezdomnych dzieci. Czegoś takiego nie było w historii ludzkości, nawet w SiG. FAZ to najpoważniejsza niemiecka gazeta.
Czy może w Niemczech właśnie mieszkasz? Bo nieraz Polacy mieszkający w Niemczech, Szwecji, Holandii czy innym zepsutym kraju zachodnim wyrażają święte oburzenie dla szczytów niemoralności i degrengolady mieszkańców, rządów i systemów oświatowych, ale nadal tam sobie spokojnie mieszkają - bo tam mają przyzwoite pensje, wybudowali ładne domki, dzieci posłali na studia i oczekują bezpiecznej emerytury. A i służba zdrowia działa tam jak trzeba.
I do Polski - ostoi i przedmurza chrześcijaństwa, gdzie kościoły pełne i tłumy na procesjach, a na ulicach marsze dla życie i rodziny - nie wrócą - o nie! I ich dzieci także nie.
Wielu z tych ludzi, których Pani obraża wyjechało z Polski bo nie zgadzało się na to co z Polską zrobiono po 1989 roku. Zapracowali na swoje domki i emerytury. To nie ich wina, że Polska nie potrafiła i niechciała wykorzystać ich możliwości. Spotykam ich na codzień, są różni, ale wielu wybitnie uzdolnionych, dla których nie było w Polsce pracy, a tu robią całkiem udane kariery. Ich prawo, ich życie.
Słyszę te bzdury, które wypisujecie tu o dzieciach rozwodników i nie mogę uwierzyć, że nie znalazł się nikt rozsądny. Rozumiem, że kardynał ma przykre doświadczenia. Mógłby mieć i oboje rodziców i czuć się niekochany, samotny. Znam pełno dzieci rozwodników, które czują się doskonale, mają z obojgiem rodziców świetny kontakt, a przede wszystkim rozumieją i szanują ich decyzję. Jestem ciekawa, jakbyście czuli się ze świadomością, że np. wasza matka, którą mąż zdradzał i którego już dawno przestała kochać, musiała się z nim "dla waszego dobra" męczyć do końca życia. To też jest egoizm.
Jasne. Ludzie nie zawsze lubią mówić o swoich dramatach z dzieciństwa. Przecież to takie szczeniackie, nie umieć sobie poradzić z przeszłością. Rzecz w tym, że nie chodzi tu o przetrwanie, o nie zerwanie relacji. Chodzi o wzrastanie w miłości. Coś, czego współcześni rodzice, którzy "przecież mają prawo do szczęścia", nie potrafią nauczyć swoich dzieci. Bo prawdziwe szczęście daje prawdziwa miłość, czyli taka, która nie ucieka przed trudami, podejmuje wyrzeczenia itd. Jeśli żona "już dawno przestała kochać" to potrzeba nawrócenie dotyczy jej tak samo, jak jej niewiernego męża.
Stary i piękny argument św. Tomasza z Akwinu za nierozerwalnością małżeństwa, na gruncie zupełnie naturalnym, a nie objawionym, opierał się o zobowiązania, które rodzice mają wobec swoich dzieci. Nie chodzi przecież tylko o to, żeby je spłodzić, ale i nauczyć żyć według natury rozumnej, która jest częścią nas - to zaś robi się przez całe życie i wymaga to odpowiedniego środowiska duchowego, które rodzice muszą budować razem, wzajemnie się wspierając. Muszą więc do śmierci pozostać razem. Nie wiem zresztą, co w tym strasznego - wspólna praca na rzecz miłości i w miłości, czy to jest zła perspektywa na życie?
Bog jest Milosierny i przyszedl do chorych ,strapionych i grzesznikow .Nie odrzucil nikogo . My a szczegolnie Duszpasterze , mamy Go nasladowac ,kochac ,pomagac innym i przebaczac . Kazdy czlowiek bez wyjatku grzeszy a Milosierny Bog przebacza . Ludzie ,ktorzy sie rozwiedli sa juz wystarczajaco skrzywdzeni przez ta sytuacje .Rozwod to jest szok a nie przyjemnosc .Nikt nie ma prawa ich osadzac i twierdzic ,ze robia zle i jeszcze w tych tragediach odmawiac im rozgrzeszenia . Grzechem jest krzywdzenie tych ludzi .Tego nie chce Bog . Czesto jest tak ,ze Osoba skrzywdzona przez partnera bedzie tak zalamana ,ze straci zaufanie i nigdy nie zalozy nowej rodziny .TEGO NIE CHCE DOBRY BOG .BOG JEST MILOSCIA .Osoby zawziete i niemilosierne nie zyja zgodnie z Nauka Jezusa ....nie maja litosci ,bo sa zle...Zamyslem Boga Stworcy jest to ,zeby czlowiek nie byl sam .
Komunia św. to przylgnięcie do Chrystusa. Przytulenie się do Kogoś, kogo się bardzo kocha. Czasem, żeby ukoić nasz ból, bo nie radzimy sobie z nim (tak jak z ranami naszych powszednich grzechów), czasem czystą miłością, kiedy po spowiedzi czujesz się wolny i czysty. Ale czy ktoś szczerze przytulał się do kogoś dla siebie ważnego kiedy przeciw niemu bardzo zawinił?
"A co powiem o psach, w których naturze leży okazywanie wdzięczności i pilnej czujności dla dobra swych panów? Stąd do tych, którzy zapominają o doznanych dobrodziejstwach i są leniwi i gnuśni, Pismo woła: "Psy nieme, szczekać nie mogące". A więc są psy, które potrafią szczekać w obronie swych panów, umieją bronić swe domostwa. A więc i ty naucz się podnosić głos w obronie Chrystusa, gdy na owczarnię Chrystusową napadają groźne wilki. Naucz się mieć słowa na twych ustach, aby się nie zdawało, żeś jak pies niemy sprzeniewierzył się milczeniem powierzonej ci straży wiary."
św. Ambroży z Mediolanu (+397) biskup, Hexaemeron 6, 17
Bradzo madre slowa kardynala. Ja chcialam sie odniesc szczegolnie do tych: "każda rozwiedziona para, każde takie małżeństwo ma dzieci, rodziców, którzy zostali dziadkami, są w takiej rodzinie siostry i bracia, wujkowie, kuzyni…. Rozwód dotknął każdego z nich, nie tylko dwie osoby". Wlasnie kazdy rozwod dotyka tez dalszych czlonkow rodziny. Brat meza rozwodzi sie. Tesciowie ten fakt i jego nowa partnerke "przyklepali", ja czuje sie bardzo niekomfortowo. Uwazam, ze brat robi zle, rozbija rodzine i buduje dom na piasku, ale odczuwam tez ogromna presje otoczenia meza, ze mam ten fakt zaakceptowac, ze to w dzisiejszych czasach normalne etc. Czuje sie niezrozumiana przez rodzine meza, a tez sama gubie sie. Zadaje sobie pytania na ile mam byc milosierna, na ile wskazywac na grzech i narazac sie na rodzinny ostracyzm, na ile w ogole sie wtracac. Nie wiem tez jak mam wytlumaczy moim dzieciom pojawienie sie drugiej cioci, tym bardziej, ze nie chce, zeby i one od malenkosci uczyly sie, ze to taka nowa "norma". Wiem z punktu widzenia glownych zainteresowanych - rozwodzacych sie i ich dzieci - to sa male problemy, ale sa i nie mozna ich pomijac. Ja osobiscie je dosc mocno przezywam. Komunia dla rozwodnikow tych problemow w zaden sposob nie rozwiaze, uspokoi tylko niektore sumienia.
Małżeństwo w Bożym zamyśle to Komunia dwu osób mężczyzny i kobiety, Komunia na wzór miłości Boga do człowieka. Jezus Chrystus nigdy nie zostawia pogubionego człowieka, czasem zostawia stado i szuka zagubionej owcy a radość z "odnalezionej" jest wielka. A co robi człowiek? Biorąc małżeństwo składa przysięgę, tak Bogu jak i współmałżonkowi...a w razie problemów "wylogowuje" się zrywając SWOJĄ! przysięgę i tworząc następny związek. Bo ma JEMU! być lekko, miło i przyjemnie. A gdzie ratowanie częstokroć tego pogubionego małżonka? Czyż tego uczy nas Jezus Chrystus? I co na człowiek? Tylko CHRYSTUSOWY weźmie odpowiedzialność za człowieka( męża/żonę), bo miłość do Boga nie pozwoli mu go zagubić. Z Bogiem.
1) Na zastanowienie się miałaś czas przed ślubem. Po to Kościół zaleca np. 1 rok narzeczeństwa 2) Jeśli mąż zagraża twojemu (albo dzieci, albo innych bliskich) życiu lub zdrowiu - masz prawo go opuścić. Ale nie masz prawa udawać, że nie masz męża.
Reasumując - zwykła spowiedź - (prawdopodobnie nawet nie jest koniecznie rozgrzeszenie - tylko rozmowa ze spowiednikiem, by było wiadomo jakie okoliczności zaszły, jakie nie) - i po problemie.
a jak oni mogą łazić po komunię?Za gwałty, molestowanie, cudzołóstwo, przekręty majątkowe, wyłudzanie pieniędzy, pychę, chciwość itp. itd??? Kto widzi źdźbło w oku swego brata niech najpierw wyjmie belkę z własnych gaci!
>>Kult Molocha (lub ofiara molk) miał polegać m.in. na paleniu żywcem noworodków i małych dzieci w świętym ogniu, co określano eufemistycznie przejściem przez ogień.<<
W ówczesnym czasie, powszechny, uznawany społecznie - ale czy rzeczywiście prawdziwy, godny naśladowania?
Właśnie. A tak potępiani tu Hiszpanie zderzyli się w Ameryce z satanicznym kultem wyrażającym się wyrywania serc pojmanym w tym celu jeńcom. Mieli stać z boku i temu się przyglądać?
Słowa Kardynała przypominają inne słowa,tj. te jakie włoska mistyczka Maria Valtorta (zm. 1961r.) wspominana w książce Antonio Socci pt "Czas burzy" usłyszała podczas swych nadprzyrodzonych wizji. Jezus [Kazanie na Górze - fragment]: Zostało też powiedziane: “Niech ten, kto oddala swą żonę, da jej list rozwodowy.” To jednak musi być odrzucone. To nie pochodzi od Boga. Bóg powiedział Adamowi: “To jest towarzyszka, którą stworzyłem dla ciebie. Wzrastajcie i rozmnażajcie się na ziemi, napełniajcie ją i czyńcie sobie poddaną.” I Adam, napełniony jasnym poznaniem – grzech bowiem jeszcze nie przyćmił jego umysłu, stworzonego przez Boga jako doskonały – zawołał: “Ta dopiero jest kością z moich kości i ciałem z mojego ciała. Będzie się nazywała niewiastą, to znaczy drugim ja, bo została wydobyta z mężczyzny. Z tego powodu mężczyzna pozostawi swego ojca i matkę i obydwoje staną się jednym ciałem.” W powiększonym blasku świateł Odwieczna Światłość potwierdziła z uśmiechem to, co powiedział Adam i co stało się pierwszym niezmiennym prawem. To pierwsze prawo – autentyczne, zrodzone w ziemskim Raju i potwierdzone przez Boga – nie zostało teraz wymazane, chociaż ze względu na coraz większą zatwardziałość człowieka ludzki prawodawca musiał ustanowić nowe prawo i chociaż z powodu wzrastającej zmienności człowieka musiał go pohamować, mówiąc: “jeśli ją oddaliłeś, nie możesz wziąć jej z powrotem”. [por. Mt 5,32] Ja wam jednak powiadam: “Ktokolwiek oddala żonę, z wyjątkiem dowiedzionego nierządu, naraża ją na cudzołóstwo.” I rzeczywiście tak jest. Cóż bowiem uczyni dziewięćdziesiąt oddalonych kobiet na sto? Drugi raz wyjdą za mąż. Jakie będą tego konsekwencje? O! Ileż można by o tym powiedzieć! Czy nie wiecie, że w ten sposób możecie wywołać niechciane kazirodztwo? Ileż łez wylano z powodu rozpusty! Tak, z powodu rozpusty! To nie ma innej nazwy. Bądźcie szczerzy. Wszystko można przezwyciężyć, kiedy duch jest prawy. Wszystko też można sobie uzasadnić dla zaspokojenia swej zmysłowości, jeśli duch jest rozwiązły. Jeśli kocha się w sposób święty, wszystko można przezwyciężyć: chłód niewiasty, jej ociężałość, względną niezdolność do prac, kłótliwość, umiłowanie przepychu – nawet choroby i porywczość. Jeśli jednak po jakimś czasie nie kocha się już jak pierwszego dnia, wtedy wydaje się niemożliwe to, co jest bardziej niż możliwe, i wyrzuca się biedną niewiastę na ulicę, i odsyła na jej zgubę. [W takim właśnie sensie] cudzołoży ten, kto oddala żonę. Cudzołoży i ten, kto poślubia osobę porzuconą. Jedynie śmierć rozrywa małżeństwo. Pamiętajcie o tym. A jeśli dokonaliście nieszczęśliwego wyboru, nieście jego konsekwencje jako krzyż. Będziecie dwojgiem nieszczęśliwych, lecz świętych. Nie unieszczęśliwicie waszych dzieci, które są niewinnymi istotami narażonymi na największe cierpienie z powodu tej niefortunnej sytuacji. Miłość do waszych dzieci powinna skłaniać was do zastanowienia się setki razy, także wtedy gdy umrze wasz współmałżonek. O! Gdybyście umieli zadowolić się tym, co mieliście, i o czym Bóg powiedział: “Wystarczy!” Gdybyście potrafili – wy, wdowcy, i wy, wdowy – ujrzeć w śmierci nie tyle umniejszenie, ile wywyższenie doskonałości rodzicielskiej! Stać się matką, za zmarłą matkę; być ojcem, za ojca, który odszedł. Mieć jakby dwie dusze w jednej! Zebrać miłość do dzieci ze stygnących warg umierającego [współmałżonka] i powiedzieć: “Odejdź w pokoju, bez lęku o tych, którzy od ciebie pochodzą. Będę ich nadal kochać, za ciebie i za siebie – kochać podwójnie. Będę ojcem i matką. Nieszczęście sieroctwa nie będzie im ciążyć. Nie odczują też naturalnej zazdrości dziecka w odniesieniu do tego lub tej, która – skutek ponownego małżeństwa – zajmuje uświęcone miejsce ojca lub matki, wezwanych przez Boga do innego mieszkania.” (Maria Valtorta, Poemat Boga-Człowieka, http://www.voxdomini.com.pl/valt/valt/v-03-034.htm#list ), Jezus: „(…) dla tego, kto porzuca swą własną prawowitą żonę, bo się nią znudził, i kto bierze inną, jest tylko jeden osąd: to cudzołóstwo. Cudzołoży także ten, kto pojmuje porzuconą. [por. Mk 10,9] Choć bowiem mężczyzna przypisał sobie prawo rozdzielenia tego, co Bóg połączył, to związek małżeński trwa nadal w oczach Boga i przeklęty jest ten, kto bierze drugą żonę, choć nie jest wdowcem. I przeklęty ten, kto – po porzuceniu swej żony, po wydaniu jej na pastwę lęków o życie, z powodu których zgadza się ona na nowy ślub, aby mieć chleb – bierze ją ponownie, gdy zostanie wdową po drugim mężu. Choć bowiem została wdową, cudzołożyła z waszej winy i wy uczyniliście podwójnym jej cudzołóstwo (Maria Valtorta, Poemat Boga-Człowieka, http://www.voxdomini.com.pl/valt/valt/v-04-047.htm#9a ), Jezus: Na zawsze jest powiedziane: “Nie popełniaj cudzołóstwa”. Ja zaś to uzupełniam: “Kto oddala małżonkę, żeby wziąć inną, jest cudzołożnikiem. Także ten, kto poślubia niewiastę oddaloną przez swego męża, cudzołoży. To bowiem, co Bóg złączył, jedynie śmierć może rozdzielić.” Słowa te są twarde dla grzeszników, którzy nie pokutują. Ci zaś – którzy zgrzeszyli, lecz smucą się i są w rozpaczy, że to uczynili – niech wiedzą, niech wierzą, że Bóg jest Dobrocią. Niech przyjdą do Tego, który rozgrzesza, przebacza i prowadzi do Życia (M. Valtorta, Poemat Boga-Człowieka, punkt 71. Esseńczycy i faryzeusze. Przypowieść o niewiernym zarządcy, Napisane 10 lutego 1946. A, 7946-7964)
cd. Słowa Kardynała przypominają inne słowa,tj. te jakie włoska mistyczka Maria Valtorta (zm. 1961r.) wspominana w książce Antonio Socci pt "Czas burzy" usłyszała podczas swych nadprzyrodzonych wizji. Jezus: Kobieta posiada wszystko w swoich dzieciach: radość, królewską koronę w godzinach szczęścia, kiedy jest naprawdę królową domu i małżonka. [W nich znajduje] balsam w godzinach bolesnych, kiedy zdrada lub inne dotkliwe doświadczenia życia małżeńskiego smagają jej czoło – a jeszcze bardziej serce – cierniami smutnej królewskiej godności małżonki-męczennicy. [Kiedy jesteście] tak zdeptane, [czy macie pragnąć] rozwodu, powrotu do swojej rodziny lub znalezienia pociechy w rzekomym przyjacielu, który pożąda kobiety i udaje, że ma w sercu litość nad zdradzoną? Nie, niewiasty, nie! Dzieci, te niewinne dzieci już zaniepokojone, już przedwcześnie smutne z powodu atmosfery domowego ogniska – które już nie jest ani pogodne, ani dobre – mają swe prawa do matki, do ojca, do pociechy w domu. Kiedy w nim zginęła miłość jednego, drugi pozostaje czujny i troszczy się o nie. Ich niewinne oczy patrzą na was, badają was i rozumieją więcej, niż myślicie. I formują swe duchy według tego, co widzą i pojmują. Nie bądźcie nigdy przyczyną zgorszenia dla waszych dzieci, ale chrońcie się w nich jak w twierdzy z czystego diamentu przed słabościami ciała i zasadzkami węży (M. Valtorta, Poemat Boga-Człowieka, punkt 143. Poranne nauczanie w osadzie nad jeziorem, Napisane 27 czerwca 1946. A, 8619-8630) Jezus: „(…) rozwód. Przyszedł jako zły owoc ludzkiej rozwiązłości, grzechu pierworodnego, zepsucia ludzi. Lecz nie przyszedł w sposób naturalny od Boga. Bóg nie zmienia Swego słowa. I Bóg powiedział, dając natchnienie Adamowi, jeszcze niewinnemu, i mówiącemu przez to z inteligencją, której nie zaciemniała wina, słowa: że małżonkowie, raz połączeni, powinni się stać jednym ciałem. Ciało nie rozdziela się od ciała inaczej jak tylko przez nieszczęście śmierci lub choroby. Rozwód to legalny nierząd, który stawia mężczyznę i kobietę w sytuacji popełniania grzechu rozpusty. Niewiasta rozwiedziona pozostaje z trudem wdową żyjącego mężczyzny, wdową wierną. Mężczyzna rozwiedziony nigdy nie pozostaje wierny pierwszemu małżeństwu. Zarówno ona, jak i on nawiązując inne związki, schodzą z poziomu ludzi do poziomu zwierząt, którym wolno zmieniać samice przy każdym odezwaniu się zmysłów. Taki zalegalizowany nierząd, niebezpieczny dla rodziny i dla Ojczyzny, jest zbrodniczy ze względu na dzieci. Dzieci rozwiedzionych muszą osądzać swych rodziców. Surowy jest osąd dzieci! Dzieci muszą potępić przynajmniej jedno z dwojga rodziców. Dzieci z powodu egoizmu rodziców są skazane na życie uczuciowo okaleczone. Jeśli do rodzinnych konsekwencji rozwodu, który pozbawia ojca lub matki niewinne dzieci, dochodzi nowe małżeństwo małżonka, któremu zostały powierzone dzieci, wtedy do skazania na okaleczone życie uczuciowe – [z powodu utraty] jednego rodzica – dochodzi inne okaleczenie. [Polega ono na] stracie, bardziej lub mniej zupełnej, uczucia drugiego rodzica, oddzielonego lub całkowicie pochłoniętego przez nową miłość i dzieci z nowego małżeństwa. Używać słów ‘zaślubiny’, ‘małżeństwo’, w odniesieniu do nowego związku rozwiedzionego lub rozwiedzionej to profanować sens i istotę małżeństwa. Jedynie śmierć jednego ze współmałżonków i wdowieństwo, które z tego wypływa dla drugiego, może usprawiedliwić drugie zaślubiny. Choć Ja osądzam, że – kiedy śmierć położyła kres stanowi małżeńskiemu – byłoby lepiej pochylić się przed wyrokiem zawsze słusznym Tego, kto rządzi losami ludzi i zamknąć się we wstrzemięźliwości. Należałoby wtedy poświęcić się całkowicie dzieciom i kochać w dzieciach małżonka, który przeszedł do drugiego życia. To jest miłość pozbawiona wszelkiej cielesności, święta i prawdziwa. Biedne dzieci! Poznają – po śmierci lub po zburzeniu ogniska rodzinnego – twardość drugiego ojca lub drugiej matki oraz niepokój widzenia serdeczności dzielonej z innymi dziećmi, które nie są ich braćmi! Nie. W Mojej religii rozwód nie istnieje. Cudzołożnikiem i grzesznikiem będzie ten, kto przyjmie rozwód cywilny dla zawarcia nowego związku. Prawo ludzi nie zmieni Mojego wyroku. Małżeństwo w Mojej religii nie będzie już umową cywilną, obietnicą moralną, uczynioną i usankcjonowaną w obecności świadków, którzy się stawili w tej sprawie. Będzie ono nierozerwalną więzią umocnioną, zespoloną, uświęconą mocą uświęcającą, jakiej Ja udzielę tej umowie, która się stanie Sakramentem. Zrozum to: świętym obrzędem. Ta moc pomoże wypełniać w sposób święty wszystkie obowiązki małżeńskie, lecz będzie także orzeczeniem nierozerwalności więzów. Małżeństwo było dotąd obustronnym kontraktem, naturalnym i moralnym pomiędzy dwoma osobami odmiennej płci. Od chwili, gdy zaistnieje Moje prawo, zostanie ono rozciągnięte na dusze współmałżonków. Stanie się zatem umową duchową, zatwierdzoną przez Boga, za pośrednictwem Jego sług. Wiesz teraz, że nie ma nic ponad Bogiem. Zatem tego, co On połączy, żadna władza, żadne prawo lub ludzki kaprys, nie będzie mógł rozdzielić. (M. Valtorta, Poemat Boga-Człowieka, punkt 228. Jezus i Waleria. Cud uzdrowienia małego lewiego w Nobe, Napisane 15 listopada 1946. A, 9548-9581)
Wypadałoby przede wszystkim, żeby pobożni ludzie, stawiający ponad wszystko znajomość spraw Boskich, opowiadali się za tym, co głosi prawda ewangeliczna i apostolska, natomiast odrzucali zawiłe kwestie podstępnej filozofii naśladując wiarę mającą swe źródło w Bogu… Zatem obowiązkiem tych, którzy głoszą Chrystusa – jest przeciwstawianie się bezbożnym i błędnym doktrynom światowym posługując się wiedzą mądrej wszechmocy, zgodnie z powiedzeniem błogosławionego Apostoła: „Gdyż oręż bojowania naszego nie jest z ciała, lecz ma moc burzenia dla Boga twierdz warownych. Unicestwiamy ukryte knowania i wszelką wyniosłość przeciwną poznaniu Boga” (2 Kor 10,4-5). Apostoł nie pozostawił wiary bezbronnej i pozbawionej argumentów rozumowych: i choć jest ona bardzo silna ku zbawieniu, to jednak jest przekazywana jedynie dzięki nauczaniu.
św. Hilary z Poitiers (†367), biskup, "De Trinitate"
Zadziwiające jest stanowisko osób - hierarchów w sprawie rodziny...skąd te informacje, naczytali się chyba nie tych książek co trzeba. jak oni zaspakajają dany nam od Boga popęd seksualny...nie da się bez tego żyć na dłuższą metę. Ponadto wydaje mi się, że zgodnie z doktryną kościoła w/w panowie składali śluby posłuszeństwa swojemu przełożonemu. Czy buntowanie się przeciwko stanowisku Papieża to do końca zachowanie zgodne z zasadami kościelnej hierarchii. Trwanie w związku gdzie mąż katuje żonę i dzieci, gdzie znęca się nad nimi psychicznie, doprowadzanie do samobójstw itp.....to jest Chrystusowa miłość. Panowie, kościoły zaczynają pustoszeć, przez Was, wiele osób zmienia wiarę i wierzy w tego samego Boga z wyłączeniem idiotycznych wymysłów stetryczałych starców.
A co z takimi którzy będąc młodymi, zauroczonymi studentami wzięli ślub kościelny, potem wspólne mieszkanie, codzienne problemy, po których jedno w jedną stronę, drugie w drugą, zero kompromisów, zamiast do wspólnej bramki, to przeciw sobie, każde ze swoimi priorytetami poszło swoją drogą, dzieci nie było, bo za szybko wszystko się rozpadło, bez walki-już nikomu nie zależało. Z perspektywy czasu-niedojrzałe emocjonalnie małolaty-minęło 15 lat-nie czuję do byłego męża żalu, nienawiści, jestem po rozwodzie na jego życzenie, bez kłótni, prania brudów itd. Byliśmy młodzi, popełniliśmy błąd-każde z nas ma teraz normalne rodziny, ale - NIESAKRAMENTALNE...Moje dzieci wiedzą o moim pierwszym mężu, chodzimy do kościoła, wiedzą dlaczego nie mogę chodzić do Komunii.Czy zmieni to jakiś synod, to czasu nie cofnę, tylko Bóg zna sprawę od początku, do końca. Mimo braku Komunii wiem, że Bóg jest obecny w moim życiu i odczuwam to każdego dnia. No cóż-Biskup nie da mi przystąpić do Komunii fizycznie, ale ... nikomu krzywdy nie zrobiłam!! LUDZKA RZECZ SIĘ POMYLIĆ ! TO BÓG OSĄDZI KAŻDEGO Z NAS, A NIE BISKUP !!!!! I nie tylko za rozwód, ale za całe życie, bo moje życie, to nie tylko rozwód, ale prawie 40 lat życia, bycia matką, pracownikiem, koleżanką, przyjaciółką, sąsiadką, nauczycielem, zwykłym człowiekiem - A NIE TYLKO ROZWÓDKĄ !!!!!!
A co z ludźmi, którzy będąc młodymi - po liceum poszli np. na historię i teraz nie mają wyboru - albo pracują w szkole, albo w supermarkecie (jakby poszli na informatykę zarabiali by 5x więcej niż teraz)? Ludzka rzecz się pomylić - dajcie im jeszcze jedną szansę.
Albo 15 latek, który zamiast do liceum/technikum wybrał zawódówkę. Biedak nie może pójść na studia.
Albo 17-latek, który dla 200zł zamordował sąsiada - emeryta. Musi teraz 25lat siedzieć w więzieniu. Biedak - był wtedy niedojrzały...
Każdy dokonuje kilkudziesięciu wyborów "na całe życie" - i to znacznie młodszy niż "po studiach"...
TO, że się rozwiodłaś - OK. Złamaliście przysięgę - ale mniejsza z tym, to wybaczalne. Niestety - po "rozwodzie" "masz teraz <<normalne>> rodziny tyle że niesakramentalne". Twój wybór. Albo słuchasz Chrystusa (kto oddala swoja żonę i bierze inną cudzołoży), albo nie. Sam Pan Jezus mówi, że to grzech. A skoro uporczywie trwasz w grzechu - nie możesz skorzystać z sakramentu pokuty. Brak żalu i postanowienia poprawy. Ergo - nie możesz przystąpić do komunii. To są konsekwencje Twojego wyboru (twoich wyborów). Popełniłaś błąd - OK. Ale musisz przyjąć konsekwencje tego błędu.
Więc lepiej było mieszkać na kocią łapę, nie brać ślubu (choć czułam potrzebę ślubu kościelnego), potem jak się drogi rozeszły wyspowiadać i ... PO SPRAWIE ???? .... W papierach czysto, żal i już .... MOŻE MI KTOŚ WYTŁUMACZYĆ DLACZEGO W SPRAWY ZWIĄZANE Z BOGIEM MIESZAJĄ SIĘ LUDZIE "WSZYSTKO WIEDZĄCY". Nie im przyjdzie osądzać - więc lepiej niech każdy zajmie się swoją wiarą, modlitwą, rodziną i własnymi sprawami ... SĘDZIOWIE I ORZECZNICY CHOLERA JASNA !!! ;)
Ks.Bartnik w "Komunii dla rozwiedzionych?" pisze tak:
Praktyka udzielania Komunii Świętej osobom żyjącym w związkach nieformalnych w Kościele pojawiła się w Niemczech tuż po Soborze Watykańskim II. Na razie nie w formie ciągłej, lecz w szczególnych okolicznościach, np. przy okazji Pierwszej Komunii Świętej dzieci. Potem udzielano też Komunii „z potrzeby żywej religijności”, jednak nie w swoim kościele, żeby „nie gorszyć” swojego otoczenia. Taka praktyka duszpasterska przenikała także, choć po cichu i wyjątkowo, i do Polski.
Kiedy w Niemczech praktyka ta przybrała szerokie rozmiary, św. Jan Paweł II zakazał jej specjalnym listem skierowanym do biskupów niemieckich. Wówczas listu nie przyjęli biskup Rottenburga – Stuttgartu Walter Kasper oraz biskup Moguncji Karl Lehmann. Żeby jednak nie doprowadzić do wielkiego konfliktu z Episkopatem Niemiec, Jan Paweł II po pewnych ich gestach obu uczynił dyplomatycznie kardynałami. Jednakże do dziś Jan Paweł II i popierający go Benedykt XVI są krytykowani jako zbyt „surowi”. Ale, jak widzimy, praktyka udzielania Komunii ludziom bez uregulowania statusu sakramentalnego, choć przyhamowana, nie przyniosła rozwoju religijności w Niemczech, lecz raczej przyczyniła się do dalszego jej upadku.
Jeden z biskupów pisze, że najgorszym dniem jego życia był ten, kiedy dowiedział się o rozwodzie rodziców. W moim przypadku taki dzień był najlepszym dniem mojego życia i wielką ulgą. Ojciec alkoholik, współuzależniona rodzina (bez chęci i możliwości leczenia), awantury, przemoc i wszystko co możecie sobie do tego dopisać. Oczywiście, potem też było nam ciężko, a problemy się nie skończyły automatycznie. Ale to jest właśnie życie i jego konsekwencje.
Dlaczego biskupi mówią o rozwiedzionych jak o ludziach, którzy mieli taką zachciankę? Dlaczego w ich wypowiedziach sprowadza się sytuację rozwodników ad absurdum i przedstawia jako bezmyślnych egoistów?
Dzięki rozwodowi rodziców jestem dzisiaj zdrową osobą, a nie nieszczęśliwą, współuzależnioną ofiarą.
W zasadzie mowa jest o rozwodnikach trwających w związkach niesakramentalnych. A jeśli mowa o dramatach dzieci rozwodników, to z całą pewnością chodzi o relacje zerwane z egoizmu a nie dla bezpieczeństwa.
Pamietam jak pijany ojciec bił matkę i mnie, wieczne awantury,jak w zimie zabierała mnie do babci, pamietam te noce kiedy balismy sie w jaki stanie wroci ojciec z roboty. Rozwód był dla nas wybawieniem.jaka wielka ulga to była, wie tylko ten kto sam miał podobnie. Ojciec ponownie sie ozenił, splodzic córkę a sytuacja sie u nich nie zmieniła. W koncu Bóg sie zlitował nad macocha i siostrą i zabrał go do siebie.Niestety kazde z nas do tej pory ma wielką rane w sercu, matka popadła w depresję i lekomanię (zmarła 3 lata pozniej), ja i siostra do tej porymamy ciezką nerwicę, niska samoocenę itd. A wszystko dlatego ze, księza mawiali "przysiegałaś az do smierci". Tak CZĘSTO wyglada rzeczywistosc. Wnioski wyciagnijcie sami.
W Twoim opisie jest głupota. Fakt opuszczenia małżonka jest grzechem ciężkim o ile jest DOBROWOLNY. Na dobrowolność czynu wpływa m.in. strach, albo konieczność. Ponieważ wasz ojciec był zagrożeniem dla was - to fakt opuszczenia go nie był grzechem ciężkim. Ergo - twoja matka spokojnie może (i mogła) przystępować do sakramentów pod zwykłymi warunkami. Kościół dopuszcza separację w tym przypadku ( „Jeśli jedno ze współmałżonków stanowi źródło poważnego niebezpieczeństwa dla duszy lub ciała drugiej strony albo dla potomstwa, lub w inny sposób czyni zbyt trudnym życie wspólne, tym samym daje drugiej stronie zgodną z prawem przyczynę odejścia, bądź na mocy dekretu ordynariusza miejsca, bądź też gdy niebezpieczeństwo jest bezpośrednie, również własną powagą" (kan. 1153 § 1).) Więc albo trafiałaś na księży-ignorantów, albo coś kręcisz...
Świetne pytanie... Ja jednak nie oczekuję odpowiedzi... Jezus jest Mesjaszem, ale Bóg który go posłał jest miłością, Bóg jest tylko jeden i nie ma równych sobie. On i tylko on powie mi moje prawo. Jezus nie powie niczego bez jego woli, a przynajmniej nie powinien. Wszystko jest o wiele bardziej złożone niż to się usiłuje przedstawić. Bóg nie odtrąca nikogo. Kościół i owszem ;) "Bierzcie i jedzcie z tego wszyscy, to jest bowiem ciało moje, które za was zostanie wydane... (etc..) to czyńcie na moją pamiątkę...". Jednak nie wszyscy... Ostateczna decyzja zawsze należy do Boga.
@Ann Bóg nie odtrąca nikogo - ale nie w Komunii, tylko w Pokucie. Komunia po pokucie - OK. Komunia bez niej: "Kto bowiem spożywa i pije nie zważając na Ciało [Pańskie], wyrok sobie spożywa i pije. "
Eee tam, zaraz tragedia.. jaka tam tragedia. Są dużo gorsze rzeczy na tym świecie niż rozwody. Długo by można wyliczać. A rozwód czymże jest?.. często wyzwoleniem się z cierpienia, a nie cierpieniem.
Taki tekst pisze osoba, która potrafi zostawić drugą i odejść ; a więc skrzywdzić, skazać na samotność, byle tylko jej było dobrze. Nigdy nie napisze takiego tekstu osoba, która kocha druga osobę. Nie napisze też osoba, która wie co to samotność.
Ja bardzo tęsknię za komunią. Siedząc na Mszy św czuję się okropnie nie przystępując do Komuni a najgorzej jesy w momencie śmierci kogoś bliskiego lub ważnego sakramentu moich dzieci Pierwsza Komunia Sw czy Bierzmowanie a ja bez Komunii. Ostatnio na rozpoczęciu roku szkolnego kazałam moim" zbuntowanym "nastolatkom zacząć rok z Bogiem to otrzymałam odpowiedz : Po co jak ty mamo nie chodzisz do komunito po co ja mam... zrobiło mi się baaaardzo przykro ...Boże tèsknię za Tobą.!!!
Tęsknisz za Bogiem? Chyba nie za bardzo skoro cudzołożny seks stawiasz wyżej od Niego. Twoja droga do Komunii jest prosta - porzucić współżycie seksualne z konkubentem.
Zaraz. Z grzechu porzucenia współmałżonka (o ile był to grzech) - rozgrzesza zwykła spowiedź. Idź do spowiedzi - i już. Chyba, że nie tylko rozwód wchodzi w grę.
Jak widać największymi znawcami rodziny i problemów małżeńskich są osoby, które jej nie posiadają...A mówiąc bez ironii, często pozostanie w rodzinie jest większym nieszczęściem niż jej rozpad. Właściwie każda sytuacja jest inna. Czy można skazywać jednego z małżonków i dzieci na piekło, które potrafi zgotować psychopata? W imię czego niewinni współmałżonkowie mają cierpieć ból, strach, upokorzenie...A dzieci? Mają nieść swój krzyż??? A może Ci co tak łatwo go nakładają na innych sami spróbują żyć w skromności, pokorze, TOLERANCJI, szacunku dla innych? Bo zwykle mają usta pełne frazesów ale od siebie niewiele wymagają!
Sorry - bredzisz. W uzasadnionych przypadkach Kościół dopuszcza separację. A mowa jest o "jakimś dopuszczeniu do Komunii św." tych, co są w "nowym związku". Skoro dwa z pośród sakramentów odrzucają - po co im trzeci???
Co to za wiara w której ludziom nakazuje się cierpieć,gdzie jest ta miłość,dobroć Boga ? W mojej rodzinie jest osoba wierzacą mąż ja porzucił najpierw był w więźieniu potem wyszedł i zdradził ją i wyjechał ma nową rodzinę i teraz ten ,,dobry'' Bóg każe jej być samej z córką no bo.... bo nie wiadomo czemu. Wyszła za mąż ma syna z tym mężczyzną i są prawdziwie szczęśliwi mają wspaniałą rodzine,chodzą do Kościoła i wierzą że Bóg ich kocha.Śmieszne teksty typu Bóg jest dobry chce Twojego szczęścia,ale cierp,Ku... mać co to ma być ? Wiem że dostane same minusy ale nie obchodzi mnie to po prostu starałem się zrozumieć Boga i wiare i im więcej czytałem ewangeli tym gorzej wiec się wku.. rzyłem i dziękuje.
Sorry. Ale "wierząca osoba" wybrała pomiędzy wiernością Bogu a "ułożeniem sobie życia". Jej wybór (być może mniej lub bardziej wymuszony okolicznościami, ale wciąż wybór).
"Co to za wiara w której ludziom nakazuje się cierpieć,gdzie jest ta miłość,dobroć Boga " Katolicka. "to nie bierze swego krzyża, a idzie za Mną, nie jest Mnie godzien." "Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje! " "Kto nie nosi swego krzyża, a idzie za Mną, ten nie może być moim uczniem. "
Kard. Schonborn ma częściowo rację, bo sam przeszedł to doświadczenie i jak sam wspomina ma do dziś rany. Dlaczego częściowo, bo te rany ciągle go bolą i wpływają na wypowiedź (bardzo dobrze, bo pokazuje jaki jest na prawdę. W końcu pokazuje Jezusa, który w nim mieszka). Być może Kościół hierarchiczny jak Kościół "zwyczajny" powinien odkrywać swoje rany, bo każdy je ma. Wtedy jest lepsza szansa na wyleczenie, tzn. znalezienie leku lub skutecznej terapii duchowej dla każdego. Kardynał i my powinniśmy pamiętać o ewangelii i innych podobnych: "On odparł: I wam, uczonym w Prawie, biada! Bo wkładacie na ludzi ciężary nie do uniesienia, a sami jednym palcem ciężarów tych nie dotykacie." Bo rzeczywiście bardzo często jest tak że duchowny podchodzi do mszy i życia rutynowo, przykład tzn. nie każdy jest jak o. Pio - podobny do Jezusa a przecież każdy Go zastępuje...Ile osób zabija rutyna, ile osób w Kościele jest spragnionych Jezusa, ale może w ogóle Go nie pozna, nie uwierzy przez rutynę letnich katolików, którzy już Go spotkali, ale zamknęli Prawdę w sobie i o sobie i zostali zakonnikami, zakonnicami, księżmi, bpami, kard. czy papieżami z ranami w sercu...? Ile osób zabijają takie osoby? Piłat też umył ręce - co mnie to obchodzi, to wasza rzecz - i zabił Jezusa...Ile sióstr i braci nie spotyka na mszy św. Jezusa. Oni też są poranieni, oni też cierpią, oni też giną...tak to mogą być również parafianie kardynała...rozwodnicy...samotne mamy...dzieci bez ojca...bez mamy...wujkowie...kuzyni...wdowy...nieobecni na mszy św...a przecież kardynał przyjmuje Jezusa codziennie... Cieszę się, że ta dyskusja trwa, modlę się o jak największe owoce.
Kto wybierał za was współmałżonka,Bóg?Trzeba mieć przede wszystkim do siebie pretensje. Dziś wielu młodych żyje ze sobą jak małżeństwo i to często przez wiele lat,tłumaczą że na próbę,lekceważą życie religijne,a katechezy przedmałżeńskie omijają szerokim łukiem i kombinują jakby je "załatwić" inaczej,a później są zaskoczeni że im się życie rozpada.Było tyle czasu żeby zaobserwować że ta druga osoba to alkoholik,narkoman,babiarz i.t.p,i.t.d.Zamiast wylewać pomyje na Kościół i Boga,że taki "niemiłosierny",trzeba by się najpierw zastanowić czy ta druga osoba nadaje się na współmałżonka na którym można się wesprzeć w najtrudniejszych chwilach oraz czy jest zdolny do roli odpowiedzialnego rodzica.Sakramentalne małżeństwo,w przeciwieństwie do wielu spraw współczesnego świata nie jest na próbę...
orpio, jesteś kolejna naiwną osobą, która tutaj wypisuje głupoty. Pretensje do siebie może mieć tylko ktoś, kto zna prawdę o drugim człowieku, ale to wbrew pozorom nie jest takie proste. Wielu ludzi oszukuje i ukrywa swoje prawdziwe oblicze. Jak chcesz kogoś dogłębnie poznać, spotykając się z nim choćby i pięć lat np. w niedziele? W tygodniu większość normalnych ludzi pracuje i nie bardzo jest na to czas. Skoro w seminarium kandydaci na kapłanów przebywają sześć lat dzień i noc obserwowani przez opiekunów, a mimo to nie udaje się stwierdzić, że ktoś jest kobieciarzem czy pedofilem i nie powinien być wyświęcony, to jak ma to zrobić ktoś wybierający małżonka? Nie ma on takich możliwości, bo raz w tygodniu poudawać dobrego człowieka trudno nie jest.
Ewo,otwórz oczy,rozejrzyj się dookoła.Świat nie wygląda już tak jak 50 lat temu.Ludzie nie spotykają się raz w tygodniu. Ludzie zakochani spotykają się niemal każdego dnia,zresztą dawniej też tak było.Zmianie uległo to,że dziś,w bardzo wielu przypadkach mieszkają ze sobą i to często latami,zachowują się jak małżeństwo i w takich warunkach nie są w stanie zbyt wiele ukryć,a można sporo zaobserwować,np:z jakiej rodziny pochodzi kandydat/ka na małżonka,w jakim środowisku się obraca,jaki ma stosunek do religii,do osób starszych,do kobiet(jeżeli jest mężczyzną),czy jest to typ rozrywkowy,czy nadużywa alkoholu,czy sięga po narkotyki,czy bywa agresywny,i tak można by podać tych przykładów jeszcze długo.Zgadzam się z tobą że nie zawsze można stwierdzić co drzemie w człowieku,nawet po kilku latach.Różnimy się tym że ja piszę o ogóle,a ty o wyjątkach.
W obliczu kryzysu małżeńskiego warto modlić się o odrodzenie małżeństwa na początku ,spojrzeć na siebie co ja wnoszę do mojego związku a czego tylko wymagam. Nie szukać rozwiązania w rozwodzie lecz w naprawie tego co się samemu zepsuło. Nigdy wina nie leży po jednej stronie, oboje na to zapracowaliśmy. Małżeństwo to nie zabawa w dom -to prawdziwy DOM BOGA tu na ziemi i nie wolno tego niszczyć.
Brawo Księże Kardynale - 100% racji. Kościół musi stać na straży czystości Ewangelii..."Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela" Jakże piękna jest nauka Chrystusa...
Obserwatorem jesteś, ALE NIC ISDTOTNEGO, PRóCZ BIADOLENIA NIE ZAOBSERWOWAŁEś , ani nie zASERWOWAŁEś....TYCH DWóCH Wariatów, co sie koniecznie pobrać musiało, bo interes w tym był... już przedtem wypróbowano wszystko w lesie potem pod płotem... kartkę o spowiedzi przesmuglowano podano i wielki nierzerwany związek mAŁżEńSKI Zawarto.... po szynkACH SIę SMYKAł i ze Zośką kumotrował, żone z dzieckiem zostawił i za granicą asiedziAŁ Z INNą KOZICą...SAMOTNEJ NIE BYŁO DO śMIECHU, JAKOś SOBIE Radziła, ALE TYLKO BEZ PROSPERY...I ROZWIąZANIA UCZCIWEGO SIE NIE ZNALAAZŁŁ, BO PRZEPISY Są... I BLUźNIERCO JESZCZE bOGA DO TEGO MIESZACIE, żE on ICH POŁąCZYŁ....sTARCZY... PO CO MAMY OD pONBOCZKa rozum ???
Cytując Kardynała: "Jak możecie prosić o Komunię św.", kiedy w domach dziecka mieszkają dzieci księży rzymskokatolickich, którzy pozostawiali swoje konkubiny, gdy już zrobili swoje.Przed seksem obiecywali, że odejdą od Kościoła i zagwarantują im godne życie i opiekę, a po, doszli do wniosku, że kariera kościelna jest ważniejsza. "Jak możecie prosić o Komunię św.", utrzymując diecezjalne fundusze alimentacyjne dla konkubin i dzieci księży rzymskokatolickich. "Jak możecie prosić o Komunię św.", żyjąc w konkubinatach, utrzymując swoje dzieci z danin łożonych podczas Mszy świętych i nie tylko, przez wiernych Kościoła Katolickiego? "Jak możecie prosić o Komunię św." rozbijając rodziny, których małżonki wpadną wam w oko? "Jak możecie prosić o Komunię św.".....
niech Kościół faktycznie zajmie się małżeństwami sakramentalnymi i zdejmie z ich barków ciężar naturalnego planowania rodziny i dopuści antykoncepcję (nieporonną oczywiście) zamiast zajmować się wszystkim naokoło. W innym wypadku kochając się z własnym współmałżonkiem mamy grzech ciezki i zyjemy tak, jak konkubinaty i małżeństwa niesakramentalne.
mam nic przeciw temu, ale nie dla mnie, bo mam
sumienie chcę jemieć ewangelicznego Samarytanina,
a rozwiedzeni wpadli na rozbójników ludzkiej słabości ,
nieszczęścia, i jak im pomóc ???
wielu tłumaczy się, jak ci, co mijali napadniętego...
nie chcę moralizować, tylko nie sądził bym jaki jest te i prównywał go do siebie...chciałbym to widzieć, jak Bóg na to patrzy a Frańciszek już to usiłuje...
Poczytaj Biblię. Wyraźnie tam o tym mówi.
Czytałem i się dowiedziałem że nie potępia tak jak większość "miłosiernych katolików" na tym forum "kto jest bez grzechu niech pierwszy rzuci kamieniem"
Nie potępia - pod warunkiem: "nie grzesz więcej".
O ile dobrze kojarzę to Jezus najpierw odpuszcza grzechy a na odchodne mówi "idź i nie grzesz więcej". Przedmówca twierdzi, że Jezus powiedział "Nie potępiam cię jeśli więcej nie będziesz grzeszyć" a to jest kłamstwo. Jezus jest bezinteresowny i odpuszczenie grzechów jest aktem Jego łaski a nie jakimś układem, w którym Jezus odpuści człowiekowi grzech jeśli ten go nie będzie popełniał, bo wtedy nikt z nas by nie dostał rozgrzeszenia. Radziłbym baczniej zwracać uwagę na to co się pisze.
Na początek zauważ, że Pan Jezus był Bogiem - w Jego przypadku "najpierw", "potem" nie zawsze znaczy to co u zwykłych ludzi. On wie co będzie - więc ciąg przyczynowo-skutkowy może wynikać z tego, co się dopiero stanie.
Po drugie - w sumie masz rację. "nie grzesz więcej" nie jest warunkiem. Warunkiem była skrucha, a "nie grzesz" - elementem tej skruchy. Głupio się wyraziłem.
Ciekawi mnie skąd wiesz z jakich grzechów ludzie się spowiadają...
"Dlatego też kto spożywa chleb lub pije kielich Pański niegodnie, winny będzie Ciała i Krwi Pańskiej. Niech przeto człowiek baczy na siebie samego, spożywając ten chleb i pijąc z tego kielicha. Kto bowiem spożywa i pije nie zważając na Ciało [Pańskie], wyrok sobie spożywa i pije."
J13:10
"Powiedział do niego Jezus: «Wykąpany potrzebuje tylko nogi sobie umyć, bo cały jest czysty. I wy jesteście czyści, ale nie wszyscy»"
Co do Judasza - Łukasz pisze o Ustanowieniu Eucharystii przed wyjściem Judasza. Jan pisze o momencie w który wyszedł Judasz (na samuym początku, zaraz po obmyciu nóg, tuż po zapowiedzi, że On zdradzi), zaś Mateusz i Marek - umieszczają zapowiedź zdrady przed Ustanowieniem (u Jana Ustanowienia nie ma -u Łukasza kielich jest "po wieczerzy"). Czyli raczej Judasza tam na Ustanowieniu nie było. Nie ma co wyjaśniać
Kolejna sprawa jak sie to ma do przyjmowania komuni przez osoby ktore kradna,bija, wsadzaja do wiezienia niewinne osoby tylko po to bo ktos im zaplacil aby tak zeznawaly...I co wyspowiadaja sie i heja do komunii..........
To jest chore .
Pozdrawiam
Trzy tygodnie temu to samo pytanie zadał podczas kazania ksiądz zakonnik w kościele do którego jeździmy (klasztor benedyktyński).
Ale to też sprawa spowiedników, nie muszą udzielić rozgrzeszenia trwającym w grzechach ciężkich. Nie wymagają też naprawienia wyrządzonego zła choć powinni. W kościele prawosławnym gdzie każdy ma swojego przewodnika duchowego sprawa spowiedzi jest uwarunkowana naprawieniem wyrządzonego zła i prawdziwą pokutą. Niedawno byłem goszczony przez wspólnotę prawosławną we Francji. Do dziś jestem pod wrażeniem ich głębokiej wiary. Duż rozmawialiśmy o spowiedzi i pokucie. Bardzo podobało mi się ich podejście do tego. Zadnego stuku puku i po krzyku. Sama Pani czuje, że spowiedzi "odwalone" bo trza przed świętami, nie koniecznie coś znaczą. Mówią o tym egzorcyści i moim zdaniem mają rację.
Argument alkocholizmu często jest podnoszony, podobnie zdrady. Każda rodzina wygląda inaczej. Sztuka przejść przez wszystkie burze i zakręty razem. Sztuka też, powiedzieć nie, zanim się przed ołtarzarzem powie tak.
W temacie "kolejnej sprawy" - co ma piernik do wiatraka. Osoby o których piszesz również nie powinny przystępować do komunii. Zapoznaj się z warunkami dobrej spowiedzi. Nie jest tak że grzeszę sobie a potem heja do spowiedzi i od nowa sobie grzeszę !!!
Nikt nie zabrania rozwodu w takich wypadkach, trzeba jednak do śmierci dochować wierności sakramentalnemu mężowi/ żonie - o to tutaj chodzi. Kto tej wierności nie dochowuje sam wyklucza się z Sakramentów.
Z jednej strony jest mocne i kluczowe pytanie: "Czemu mówimy wciąż tylko o rozwiedzionych, tak jakby byli najbiedniejszymi ludźmi na świecie – oczywiście potrzeba by poświęcić im uwagę – ale czemu nie mówimy o tych parach, które żyją jak herosi w naszym świecie i dbają o świętość i czystość małżeństwa, które są przykładem wierności?!”
a z drugiej...
cała reszta omówienia wypowiedzi kard. Schönborna traktuje właśnie o rozwodnikach i komplikacjach związanych z aktem rozwodu.
Przyznam, że jestem już nieco skołowany.
Gdybyś czytał uważnie moją wypowiedź dostrzegłbyś, że odnoszę się do powyższego omówienia słów kardynała, i nie komentuję bezpośrednio jego słów, które zacytowano tu tylko w wyjątkach.
od Boga !!!
Poza tym dla mnie jest tu pewien dysonans: domagam się dostępu do jednego sakramentu, a drugiego nie szanuję i odrzucam.
Bóg Drogi Kardynale, Bóg może wszystko zmienić.
Jak ktoś taki może mieć pojęcie o Bożym Miłosierdziu skoro sam sobie i własnym rodzicom nie może wybaczyć?
Chrystus ukrzyżowany miał wiele ran ale oprawcom wybaczył.
Na tym polega właśnie manipulacja, którą zaserwował pan "sluga". Faktycznie to niewiele różni się od tej, którą zaserwował "wąż starodawny" Pierwszym Rodzicom w Raju: "A wąż był bardziej przebiegły niż wszystkie zwierzęta lądowe, które Pan Bóg stworzył. On to rzekł do niewiasty: ”Czy rzeczywiście Bóg powiedział: Nie jedzcie owoców ze wszystkich drzew tego ogrodu?” Nawet okazał się subtelniejszy: insynuację zawarł w pytani a nie zarzucił wprost jak w tym przypadku:
1) brak pojęcia o Miłosierdziu Bożym;
2) niezdolność do wybaczania krzywd.
Też tego nie rozumiem , bo tu zupełnie nie ma o czym dyskutować, taka dyskusja to wg mnie poddawanie się presjom heretyckim.
Żaden chrześcijanin który zna naukę Ewangelii nie będzie cudzołożąc jednocześnie domagał się Komunii Św. Jezus mówił "Idź i nie grzesz więcej", cudzołożnicy chcą dalej cudzołożyć (grzech ciężki) i domagają się Komunii Św. - to jest bez sensu, sami sobie przeczą. To tak jakby znieść VI Przykazanie (które dał Bóg a nie człowiek)
Żeby się w sytuacji cudzołóstwa domagać Komunii Św., to trzeba nie znać podstaw wiary chrześcijańskiej( w tym przede wszystkim Dekalogu). A skoro ktoś nie zna podstaw wiary to żaden z niego Chrześcijanin, więc o po co robi szum z Komunią?
Żeby przyjąć Komunię ŚW.trzeba być w stanie łaski uświęcającej - czy ktoś z cudzołożących wie wogóle co to jest ŁASKA UŚWIĘCAJĄCA?
inna sprawa, czy na pewno miał rację i czy to dobrze tak robić...
Nie w USA nie w Rosji nie w Szkole Frankfurckiej ważą się losy świata ale tu w Watykanie. Widać to, słuchając wiodących mediów - wniosek najgłówniejszy wsuwa się sam, jak Nowa Lewica stara się przejąć temat soboru i jest nim najbardziej zainteresowana ten >duch czasu< też tam jest "razem" z Duchem Świętem. :-o
Możliwości przyjmowania komunii świętej dla rozwodników
Ich status w kościele jest w porządku ... Sprawa sie zmienia
Jeśli osoba rozwiedziona występuje w kolejny związek ... Wyjątkowe
Są sytuacje kiedy taka osoba uzyskała stwierdzenie nieważności
Sakramentu małżeństwa wtedy moZe mieć kolejny związek
Z Bogiem!
"Kardynał powiedział również, że Kościół powinien zmienić swój pogląd wobec rozwodników, którzy zawarli nowy związek, zważywszy na to, że wiele osób w ogóle się nie żeni. W pierwszej kolejności nie powinno się uważać tego za grzech, lecz brać pod uwagę to, czy dane osoby starają się żyć zgodnie z przykazaniami Bożymi. Zamiast moralności opartej na powinności, powinniśmy zmierzać do moralności opartej na szczęściu.” (Pongratz-Lippitt, „Schönborn attacks Sodano and urges reform,” The Tablet, May 8, 2010,)
„Uważam, że prawdziwe miłosierdzie w kwestii rozwiedzionych, którzy ponownie zawarli cywilny związek małżeński polega na tym, że najpierw i przede wszystkim określona zostanie historia winy, i że nie będzie łudzić się człowieka perspektywą szybkiego uleczenia poprzez sakrament traktowany jak plaster na ranę. Dopiero kiedy można powiedzieć, że to zostało rzeczywiście przepracowane, że człowiek podjął się pracy nad sobą, skruchy, być może nawet podjął wysiłek w kierunku pojednania, wtedy można jak najbardziej i z pełną odpowiedzialnością powiedzieć z duszpasterskiego punktu widzenia, że to jest taka sytuacja, w której także dostęp do sakramentów ma ponownie sens”. ( „Die Presse” (z 10 maja 2008)
Albo te:
„zapytany o stanowisko Kościoła wobec homoseksualistów kardynał powiedział: »Należy z większą uwagą przyjrzeć się jakości związków homoseksualnych«, dodając, że »Stały związek jest na pewno lepszy niż, gdy ktoś zdecyduje się na rozwiązłość.«” (5)
Schönborn, ale Hässlich gefragt, jak możecie prosić o komunię !!!
A ja odpowiadam, i zarazem pytam też:
Jak mógł twój poprzednik.Hans Herman Groer, który ani nie prosił, ale sam brał sobie komunię i msze odprawiał pontyfikaliach...
a czy nie grzeszył bardziej, niż ci rozwiedzieni, jak wielu podobnych jemu ??? Tego nie uwzględniasz ???
i tu zapytania nie masz ???
A Pan Jezus sam podał komunię Judaszowi, co Ty na to, dobrze czy źle, że to zrobił ???
Problemu nie rozwiążą rzemieślinicy i najemcy boży... Nic mnie to nie obchodzi i nie pouczam, jakbym śmiał tylko spostrzegam, ile to jest szafarzy i porządkowy, co wiedzą wszystko o Niebe, osądzają kto zasługuje na nie …..
- dlatego, że to chorzy potrzebują lekarza, a nie ci, którzy się dobrze mają.
Tak, burza i jeszcze gorsza burza na świecie. To się wszystko bardzo źle skończy, jak skończyło dla pewnych dwu miast.
Droga Redakcjo Gościa przeczytajcie ten artykuł:
http://www.faz.net/aktuell/politik/inland/experten-warnen-vor-zu-frueher-aufklaerung-von-kindern-13203307.html?printPagedArticle=true#pageIndex_2
Przecież to jest gorsze niż Sodoma i Gomora. Dziesięcioletnie (10!) dzieci w Nadrenii-Westfalii pokazują na lekcjach seks-edukacji "swoje" ulubione pozycje. Dzieciom robi się "masaże". Dzieciaki biorą udział w seks-zawodach i otrzymują "wyprawki", nie napiszę z czego. Zachęca się je do pisania na tablicy odrażających i perwersyjnych fantazji. W podręczniku do matematyki są domki zamieszkałe przez pary. Nie ma tam ani jednej pary heteroseksualnej. Szkoły mają wymyślać nowe praktyki seksualne. "Zajęcia" mają się odbywać w pomieszczeniach, do których nie ma wglądu z zewnątrz. Prowadzą je seks-edukatorzy szkoleni przez uczniów pedofilów i stręczycieli.
To są oficjalne, szkolne programy! Wszystko firmuje landowy rząd w porozumieniu z rządem federalnym i jego agendami. Szkolenia organizowane są przez ludzi, których mentorami byli pedofile, stręczyciele bezdomnych dzieci. Czegoś takiego nie było w historii ludzkości, nawet w SiG. FAZ to najpoważniejsza niemiecka gazeta.
I do Polski - ostoi i przedmurza chrześcijaństwa, gdzie kościoły pełne i tłumy na procesjach, a na ulicach marsze dla życie i rodziny - nie wrócą - o nie! I ich dzieci także nie.
Spotykam ich na codzień, są różni, ale wielu wybitnie uzdolnionych, dla których nie było w Polsce pracy, a tu robią całkiem udane kariery. Ich prawo, ich życie.
św. Ambroży z Mediolanu (+397) biskup, Hexaemeron 6, 17
Ja chcialam sie odniesc szczegolnie do tych: "każda rozwiedziona para, każde takie małżeństwo ma dzieci, rodziców, którzy zostali dziadkami, są w takiej rodzinie siostry i bracia, wujkowie, kuzyni…. Rozwód dotknął każdego z nich, nie tylko dwie osoby".
Wlasnie kazdy rozwod dotyka tez dalszych czlonkow rodziny.
Brat meza rozwodzi sie. Tesciowie ten fakt i jego nowa partnerke "przyklepali", ja czuje sie bardzo niekomfortowo. Uwazam, ze brat robi zle, rozbija rodzine i buduje dom na piasku, ale odczuwam tez ogromna presje otoczenia meza, ze mam ten fakt zaakceptowac, ze to w dzisiejszych czasach normalne etc. Czuje sie niezrozumiana przez rodzine meza, a tez sama gubie sie. Zadaje sobie pytania na ile mam byc milosierna, na ile wskazywac na grzech i narazac sie na rodzinny ostracyzm, na ile w ogole sie wtracac. Nie wiem tez jak mam wytlumaczy moim dzieciom pojawienie sie drugiej cioci, tym bardziej, ze nie chce, zeby i one od malenkosci uczyly sie, ze to taka nowa "norma". Wiem z punktu widzenia glownych zainteresowanych - rozwodzacych sie i ich dzieci - to sa male problemy, ale sa i nie mozna ich pomijac. Ja osobiscie je dosc mocno przezywam. Komunia dla rozwodnikow tych problemow w zaden sposob nie rozwiaze, uspokoi tylko niektore sumienia.
A co robi człowiek?
Biorąc małżeństwo składa przysięgę, tak Bogu jak i współmałżonkowi...a w razie problemów "wylogowuje" się zrywając SWOJĄ! przysięgę i tworząc następny związek.
Bo ma JEMU! być lekko, miło i przyjemnie.
A gdzie ratowanie częstokroć tego pogubionego małżonka? Czyż tego uczy nas Jezus Chrystus?
I co na człowiek?
Tylko CHRYSTUSOWY weźmie odpowiedzialność za człowieka( męża/żonę), bo miłość do Boga nie pozwoli mu go zagubić. Z Bogiem.
2) Jeśli mąż zagraża twojemu (albo dzieci, albo innych bliskich) życiu lub zdrowiu - masz prawo go opuścić. Ale nie masz prawa udawać, że nie masz męża.
Reasumując - zwykła spowiedź - (prawdopodobnie nawet nie jest koniecznie rozgrzeszenie - tylko rozmowa ze spowiednikiem, by było wiadomo jakie okoliczności zaszły, jakie nie) - i po problemie.
W ówczesnym czasie, powszechny, uznawany społecznie - ale czy rzeczywiście prawdziwy, godny naśladowania?
Jezus [Kazanie na Górze - fragment]:
Zostało też powiedziane: “Niech ten, kto oddala swą żonę, da jej list rozwodowy.” To jednak musi być odrzucone. To nie pochodzi od Boga. Bóg powiedział Adamowi: “To jest towarzyszka, którą stworzyłem dla ciebie. Wzrastajcie i rozmnażajcie się na ziemi, napełniajcie ją i czyńcie sobie poddaną.” I Adam, napełniony jasnym poznaniem – grzech bowiem jeszcze nie przyćmił jego umysłu, stworzonego przez Boga jako doskonały – zawołał: “Ta dopiero jest kością z moich kości i ciałem z mojego ciała. Będzie się nazywała niewiastą, to znaczy drugim ja, bo została wydobyta z mężczyzny. Z tego powodu mężczyzna pozostawi swego ojca i matkę i obydwoje staną się jednym ciałem.” W powiększonym blasku świateł Odwieczna Światłość potwierdziła z uśmiechem to, co powiedział Adam i co stało się pierwszym niezmiennym prawem. To pierwsze prawo – autentyczne, zrodzone w ziemskim Raju i potwierdzone przez Boga – nie zostało teraz wymazane, chociaż ze względu na coraz większą zatwardziałość człowieka ludzki prawodawca musiał ustanowić nowe prawo i chociaż z powodu wzrastającej zmienności człowieka musiał go pohamować, mówiąc: “jeśli ją oddaliłeś, nie możesz wziąć jej z powrotem”. [por. Mt 5,32] Ja wam jednak powiadam: “Ktokolwiek oddala żonę, z wyjątkiem dowiedzionego nierządu, naraża ją na cudzołóstwo.” I rzeczywiście tak jest. Cóż bowiem uczyni dziewięćdziesiąt oddalonych kobiet na sto? Drugi raz wyjdą za mąż. Jakie będą tego konsekwencje? O! Ileż można by o tym powiedzieć! Czy nie wiecie, że w ten sposób możecie wywołać niechciane kazirodztwo? Ileż łez wylano z powodu rozpusty! Tak, z powodu rozpusty! To nie ma innej nazwy. Bądźcie szczerzy. Wszystko można przezwyciężyć, kiedy duch jest prawy. Wszystko też można sobie uzasadnić dla zaspokojenia swej zmysłowości, jeśli duch jest rozwiązły. Jeśli kocha się w sposób święty, wszystko można przezwyciężyć: chłód niewiasty, jej ociężałość, względną niezdolność do prac, kłótliwość, umiłowanie przepychu – nawet choroby i porywczość. Jeśli jednak po jakimś czasie nie kocha się już jak pierwszego dnia, wtedy wydaje się niemożliwe to, co jest bardziej niż możliwe, i wyrzuca się biedną niewiastę na ulicę, i odsyła na jej zgubę. [W takim właśnie sensie] cudzołoży ten, kto oddala żonę. Cudzołoży i ten, kto poślubia osobę porzuconą. Jedynie śmierć rozrywa małżeństwo. Pamiętajcie o tym. A jeśli dokonaliście nieszczęśliwego wyboru, nieście jego konsekwencje jako krzyż. Będziecie dwojgiem nieszczęśliwych, lecz świętych. Nie unieszczęśliwicie waszych dzieci, które są niewinnymi istotami narażonymi na największe cierpienie z powodu tej niefortunnej sytuacji. Miłość do waszych dzieci powinna skłaniać was do zastanowienia się setki razy, także wtedy gdy umrze wasz współmałżonek. O! Gdybyście umieli zadowolić się tym, co mieliście, i o czym Bóg powiedział: “Wystarczy!” Gdybyście potrafili – wy, wdowcy, i wy, wdowy – ujrzeć w śmierci nie tyle umniejszenie, ile wywyższenie doskonałości rodzicielskiej! Stać się matką, za zmarłą matkę; być ojcem, za ojca, który odszedł. Mieć jakby dwie dusze w jednej! Zebrać miłość do dzieci ze stygnących warg umierającego [współmałżonka] i powiedzieć: “Odejdź w pokoju, bez lęku o tych, którzy od ciebie pochodzą. Będę ich nadal kochać, za ciebie i za siebie – kochać podwójnie. Będę ojcem i matką. Nieszczęście sieroctwa nie będzie im ciążyć. Nie odczują też naturalnej zazdrości dziecka w odniesieniu do tego lub tej, która – skutek ponownego małżeństwa – zajmuje uświęcone miejsce ojca lub matki, wezwanych przez Boga do innego mieszkania.” (Maria Valtorta, Poemat Boga-Człowieka, http://www.voxdomini.com.pl/valt/valt/v-03-034.htm#list ),
Jezus: „(…) dla tego, kto porzuca swą własną prawowitą żonę, bo się nią znudził, i kto bierze inną, jest tylko jeden osąd: to cudzołóstwo. Cudzołoży także ten, kto pojmuje porzuconą. [por. Mk 10,9] Choć bowiem mężczyzna przypisał sobie prawo rozdzielenia tego, co Bóg połączył, to związek małżeński trwa nadal w oczach Boga i przeklęty jest ten, kto bierze drugą żonę, choć nie jest wdowcem. I przeklęty ten, kto – po porzuceniu swej żony, po wydaniu jej na pastwę lęków o życie, z powodu których zgadza się ona na nowy ślub, aby mieć chleb – bierze ją ponownie, gdy zostanie wdową po drugim mężu. Choć bowiem została wdową, cudzołożyła z waszej winy i wy uczyniliście podwójnym jej cudzołóstwo (Maria Valtorta, Poemat Boga-Człowieka, http://www.voxdomini.com.pl/valt/valt/v-04-047.htm#9a ),
Jezus: Na zawsze jest powiedziane: “Nie popełniaj cudzołóstwa”. Ja zaś to uzupełniam: “Kto oddala małżonkę, żeby wziąć inną, jest cudzołożnikiem. Także ten, kto poślubia niewiastę oddaloną przez swego męża, cudzołoży. To bowiem, co Bóg złączył, jedynie śmierć może rozdzielić.” Słowa te są twarde dla grzeszników, którzy nie pokutują. Ci zaś – którzy zgrzeszyli, lecz smucą się i są w rozpaczy, że to uczynili – niech wiedzą, niech wierzą, że Bóg jest Dobrocią. Niech przyjdą do Tego, który rozgrzesza, przebacza i prowadzi do Życia (M. Valtorta, Poemat Boga-Człowieka, punkt 71. Esseńczycy i faryzeusze. Przypowieść o niewiernym zarządcy, Napisane 10 lutego 1946. A, 7946-7964)
Jezus: Kobieta posiada wszystko w swoich dzieciach: radość, królewską koronę w godzinach szczęścia, kiedy jest naprawdę królową domu i małżonka. [W nich znajduje] balsam w godzinach bolesnych, kiedy zdrada lub inne dotkliwe doświadczenia życia małżeńskiego smagają jej czoło – a jeszcze bardziej serce – cierniami smutnej królewskiej godności małżonki-męczennicy. [Kiedy jesteście] tak zdeptane, [czy macie pragnąć] rozwodu, powrotu do swojej rodziny lub znalezienia pociechy w rzekomym przyjacielu, który pożąda kobiety i udaje, że ma w sercu litość nad zdradzoną? Nie, niewiasty, nie! Dzieci, te niewinne dzieci już zaniepokojone, już przedwcześnie smutne z powodu atmosfery domowego ogniska – które już nie jest ani pogodne, ani dobre – mają swe prawa do matki, do ojca, do pociechy w domu. Kiedy w nim zginęła miłość jednego, drugi pozostaje czujny i troszczy się o nie. Ich niewinne oczy patrzą na was, badają was i rozumieją więcej, niż myślicie. I formują swe duchy według tego, co widzą i pojmują. Nie bądźcie nigdy przyczyną zgorszenia dla waszych dzieci, ale chrońcie się w nich jak w twierdzy z czystego diamentu przed słabościami ciała i zasadzkami węży (M. Valtorta, Poemat Boga-Człowieka, punkt 143. Poranne nauczanie w osadzie nad jeziorem, Napisane 27 czerwca 1946. A, 8619-8630)
Jezus: „(…) rozwód. Przyszedł jako zły owoc ludzkiej rozwiązłości, grzechu pierworodnego, zepsucia ludzi. Lecz nie przyszedł w sposób naturalny od Boga. Bóg nie zmienia Swego słowa. I Bóg powiedział, dając natchnienie Adamowi, jeszcze niewinnemu, i mówiącemu przez to z inteligencją, której nie zaciemniała wina, słowa: że małżonkowie, raz połączeni, powinni się stać jednym ciałem. Ciało nie rozdziela się od ciała inaczej jak tylko przez nieszczęście śmierci lub choroby. Rozwód to legalny nierząd, który stawia mężczyznę i kobietę w sytuacji popełniania grzechu rozpusty. Niewiasta rozwiedziona pozostaje z trudem wdową żyjącego mężczyzny, wdową wierną. Mężczyzna rozwiedziony nigdy nie pozostaje wierny pierwszemu małżeństwu. Zarówno ona, jak i on nawiązując inne związki, schodzą z poziomu ludzi do poziomu zwierząt, którym wolno zmieniać samice przy każdym odezwaniu się zmysłów. Taki zalegalizowany nierząd, niebezpieczny dla rodziny i dla Ojczyzny, jest zbrodniczy ze względu na dzieci. Dzieci rozwiedzionych muszą osądzać swych rodziców. Surowy jest osąd dzieci! Dzieci muszą potępić przynajmniej jedno z dwojga rodziców. Dzieci z powodu egoizmu rodziców są skazane na życie uczuciowo okaleczone. Jeśli do rodzinnych konsekwencji rozwodu, który pozbawia ojca lub matki niewinne dzieci, dochodzi nowe małżeństwo małżonka, któremu zostały powierzone dzieci, wtedy do skazania na okaleczone życie uczuciowe – [z powodu utraty] jednego rodzica – dochodzi inne okaleczenie. [Polega ono na] stracie, bardziej lub mniej zupełnej, uczucia drugiego rodzica, oddzielonego lub całkowicie pochłoniętego przez nową miłość i dzieci z nowego małżeństwa. Używać słów ‘zaślubiny’, ‘małżeństwo’, w odniesieniu do nowego związku rozwiedzionego lub rozwiedzionej to profanować sens i istotę małżeństwa. Jedynie śmierć jednego ze współmałżonków i wdowieństwo, które z tego wypływa dla drugiego, może usprawiedliwić drugie zaślubiny. Choć Ja osądzam, że – kiedy śmierć położyła kres stanowi małżeńskiemu – byłoby lepiej pochylić się przed wyrokiem zawsze słusznym Tego, kto rządzi losami ludzi i zamknąć się we wstrzemięźliwości. Należałoby wtedy poświęcić się całkowicie dzieciom i kochać w dzieciach małżonka, który przeszedł do drugiego życia. To jest miłość pozbawiona wszelkiej cielesności, święta i prawdziwa. Biedne dzieci! Poznają – po śmierci lub po zburzeniu ogniska rodzinnego – twardość drugiego ojca lub drugiej matki oraz niepokój widzenia serdeczności dzielonej z innymi dziećmi, które nie są ich braćmi! Nie. W Mojej religii rozwód nie istnieje. Cudzołożnikiem i grzesznikiem będzie ten, kto przyjmie rozwód cywilny dla zawarcia nowego związku. Prawo ludzi nie zmieni Mojego wyroku. Małżeństwo w Mojej religii nie będzie już umową cywilną, obietnicą moralną, uczynioną i usankcjonowaną w obecności świadków, którzy się stawili w tej sprawie. Będzie ono nierozerwalną więzią umocnioną, zespoloną, uświęconą mocą uświęcającą, jakiej Ja udzielę tej umowie, która się stanie Sakramentem. Zrozum to: świętym obrzędem. Ta moc pomoże wypełniać w sposób święty wszystkie obowiązki małżeńskie, lecz będzie także orzeczeniem nierozerwalności więzów. Małżeństwo było dotąd obustronnym kontraktem, naturalnym i moralnym pomiędzy dwoma osobami odmiennej płci. Od chwili, gdy zaistnieje Moje prawo, zostanie ono rozciągnięte na dusze współmałżonków. Stanie się zatem umową duchową, zatwierdzoną przez Boga, za pośrednictwem Jego sług. Wiesz teraz, że nie ma nic ponad Bogiem. Zatem tego, co On połączy, żadna władza, żadne prawo lub ludzki kaprys, nie będzie mógł rozdzielić. (M. Valtorta, Poemat Boga-Człowieka, punkt 228. Jezus i Waleria. Cud uzdrowienia małego lewiego w Nobe, Napisane 15 listopada 1946. A, 9548-9581)
św. Hilary z Poitiers (†367), biskup, "De Trinitate"
Ja, nie jesteś sam, co tak myślisz i piszesz,
ale jednak białem krukiem tu, co tak piszą
Trwanie w związku gdzie mąż katuje żonę i dzieci, gdzie znęca się nad nimi psychicznie, doprowadzanie do samobójstw itp.....to jest Chrystusowa miłość.
Panowie, kościoły zaczynają pustoszeć, przez Was, wiele osób zmienia wiarę i wierzy w tego samego Boga z wyłączeniem idiotycznych wymysłów stetryczałych starców.
Albo 15 latek, który zamiast do liceum/technikum wybrał zawódówkę. Biedak nie może pójść na studia.
Albo 17-latek, który dla 200zł zamordował sąsiada - emeryta. Musi teraz 25lat siedzieć w więzieniu. Biedak - był wtedy niedojrzały...
Każdy dokonuje kilkudziesięciu wyborów "na całe życie" - i to znacznie młodszy niż "po studiach"...
TO, że się rozwiodłaś - OK. Złamaliście przysięgę - ale mniejsza z tym, to wybaczalne. Niestety - po "rozwodzie" "masz teraz <<normalne>> rodziny tyle że niesakramentalne". Twój wybór. Albo słuchasz Chrystusa (kto oddala swoja żonę i bierze inną cudzołoży), albo nie. Sam Pan Jezus mówi, że to grzech. A skoro uporczywie trwasz w grzechu - nie możesz skorzystać z sakramentu pokuty. Brak żalu i postanowienia poprawy. Ergo - nie możesz przystąpić do komunii. To są konsekwencje Twojego wyboru (twoich wyborów). Popełniłaś błąd - OK. Ale musisz przyjąć konsekwencje tego błędu.
Praktyka udzielania Komunii Świętej osobom żyjącym w związkach nieformalnych w Kościele pojawiła się w Niemczech tuż po Soborze Watykańskim II. Na razie nie w formie ciągłej, lecz w szczególnych okolicznościach, np. przy okazji Pierwszej Komunii Świętej dzieci. Potem udzielano też Komunii „z potrzeby żywej religijności”, jednak nie w swoim kościele, żeby „nie gorszyć” swojego otoczenia. Taka praktyka duszpasterska przenikała także, choć po cichu i wyjątkowo, i do Polski.
Kiedy w Niemczech praktyka ta przybrała szerokie rozmiary, św. Jan Paweł II zakazał jej specjalnym listem skierowanym do biskupów niemieckich. Wówczas listu nie przyjęli biskup Rottenburga – Stuttgartu Walter Kasper oraz biskup Moguncji Karl Lehmann. Żeby jednak nie doprowadzić do wielkiego konfliktu z Episkopatem Niemiec, Jan Paweł II po pewnych ich gestach obu uczynił dyplomatycznie kardynałami. Jednakże do dziś Jan Paweł II i popierający go Benedykt XVI są krytykowani jako zbyt „surowi”. Ale, jak widzimy, praktyka udzielania Komunii ludziom bez uregulowania statusu sakramentalnego, choć przyhamowana, nie przyniosła rozwoju religijności w Niemczech, lecz raczej przyczyniła się do dalszego jej upadku.
Dlaczego biskupi mówią o rozwiedzionych jak o ludziach, którzy mieli taką zachciankę? Dlaczego w ich wypowiedziach sprowadza się sytuację rozwodników ad absurdum i przedstawia jako bezmyślnych egoistów?
Dzięki rozwodowi rodziców jestem dzisiaj zdrową osobą, a nie nieszczęśliwą, współuzależnioną ofiarą.
Tak CZĘSTO wyglada rzeczywistosc. Wnioski wyciagnijcie sami.
Świetne pytanie... Ja jednak nie oczekuję odpowiedzi... Jezus jest Mesjaszem, ale Bóg który go posłał jest miłością, Bóg jest tylko jeden i nie ma równych sobie. On i tylko on powie mi moje prawo. Jezus nie powie niczego bez jego woli, a przynajmniej nie powinien. Wszystko jest o wiele bardziej złożone niż to się usiłuje przedstawić. Bóg nie odtrąca nikogo. Kościół i owszem ;) "Bierzcie i jedzcie z tego wszyscy, to jest bowiem ciało moje, które za was zostanie wydane... (etc..) to czyńcie na moją pamiątkę...". Jednak nie wszyscy... Ostateczna decyzja zawsze należy do Boga.
Bóg nie odtrąca nikogo - ale nie w Komunii, tylko w Pokucie. Komunia po pokucie - OK. Komunia bez niej: "Kto bowiem spożywa i pije nie zważając na Ciało [Pańskie], wyrok sobie spożywa i pije. "
Twoja droga do Komunii jest prosta - porzucić współżycie seksualne z konkubentem.
W uzasadnionych przypadkach Kościół dopuszcza separację. A mowa jest o "jakimś dopuszczeniu do Komunii św." tych, co są w "nowym związku". Skoro dwa z pośród sakramentów odrzucają - po co im trzeci???
W mojej rodzinie jest osoba wierzacą mąż ja porzucił najpierw był w więźieniu potem wyszedł i zdradził ją i wyjechał ma nową rodzinę i teraz ten ,,dobry'' Bóg każe jej być samej z córką no bo.... bo nie wiadomo czemu. Wyszła za mąż ma syna z tym mężczyzną i są prawdziwie szczęśliwi mają wspaniałą rodzine,chodzą do Kościoła i wierzą że Bóg ich kocha.Śmieszne teksty typu Bóg jest dobry chce Twojego szczęścia,ale cierp,Ku... mać co to ma być ? Wiem że dostane same minusy ale nie obchodzi mnie to po prostu starałem się zrozumieć Boga i wiare i im więcej czytałem ewangeli tym gorzej wiec się wku.. rzyłem i dziękuje.
Katolicka.
"to nie bierze swego krzyża, a idzie za Mną, nie jest Mnie godzien."
"Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje! "
"Kto nie nosi swego krzyża, a idzie za Mną, ten nie może być moim uczniem. "
Kardynał i my powinniśmy pamiętać o ewangelii i innych podobnych:
"On odparł: I wam, uczonym w Prawie, biada! Bo wkładacie na ludzi ciężary
nie do uniesienia, a sami jednym palcem ciężarów tych nie dotykacie."
Bo rzeczywiście bardzo często jest tak że duchowny podchodzi do mszy i życia rutynowo, przykład tzn. nie każdy jest jak o. Pio - podobny do Jezusa a przecież każdy Go zastępuje...Ile osób zabija rutyna, ile osób w Kościele jest spragnionych Jezusa, ale może w ogóle Go nie pozna, nie uwierzy przez rutynę letnich katolików, którzy już Go spotkali, ale zamknęli Prawdę w sobie i o sobie i zostali zakonnikami, zakonnicami, księżmi, bpami, kard. czy papieżami z ranami w sercu...?
Ile osób zabijają takie osoby? Piłat też umył ręce - co mnie to obchodzi, to wasza rzecz - i zabił Jezusa...Ile sióstr i braci nie spotyka na mszy św. Jezusa. Oni też są poranieni, oni też cierpią, oni też giną...tak to mogą być również parafianie kardynała...rozwodnicy...samotne mamy...dzieci bez ojca...bez mamy...wujkowie...kuzyni...wdowy...nieobecni na mszy św...a przecież kardynał przyjmuje Jezusa codziennie...
Cieszę się, że ta dyskusja trwa, modlę się o jak największe owoce.
Skoro w seminarium kandydaci na kapłanów przebywają sześć lat dzień i noc obserwowani przez opiekunów, a mimo to nie udaje się stwierdzić, że ktoś jest kobieciarzem czy pedofilem i nie powinien być wyświęcony, to jak ma to zrobić ktoś wybierający małżonka? Nie ma on takich możliwości, bo raz w tygodniu poudawać dobrego człowieka trudno nie jest.
Nie szukać rozwiązania w rozwodzie lecz w naprawie tego co się samemu zepsuło. Nigdy wina nie leży po jednej stronie, oboje na to zapracowaliśmy.
Małżeństwo to nie zabawa w dom -to prawdziwy DOM BOGA tu na ziemi i nie wolno tego niszczyć.
Każde trudne sakramentalne małżeństwo jest do uratowania...
http://www.kryzys.org/index.php
http://sychar.org/archidiecezja-warszawska-i-diecezja-warszawsko-praska/
już przedtem wypróbowano wszystko w lesie potem pod płotem... kartkę o spowiedzi przesmuglowano podano
i wielki nierzerwany związek mAŁżEńSKI Zawarto....
po szynkACH SIę SMYKAł i ze Zośką kumotrował, żone
z dzieckiem zostawił i za granicą asiedziAŁ Z INNą KOZICą...SAMOTNEJ NIE BYŁO DO śMIECHU, JAKOś SOBIE Radziła, ALE TYLKO BEZ PROSPERY...I ROZWIąZANIA UCZCIWEGO SIE NIE ZNALAAZŁŁ, BO PRZEPISY Są... I BLUźNIERCO JESZCZE bOGA DO TEGO MIESZACIE, żE on ICH
POŁąCZYŁ....sTARCZY... PO CO MAMY OD pONBOCZKa rozum
???