Nawrócenie osobiste zawsze idzie przez własny rachunek sumienia i spowiedź w ciszy konfesjonału. Wielkie, emocjonalne imprezy są jedynie wielkimi masowymi imprezami.
Osobiście wybieram cichą, niewidoczną dla oczu innych modlitwę o własne nawrócenie. Wielkie imprezy religijne w mojej ocenie przeczą hasłu o nawróceniu własnym.
TomaszuL, jedno nie przeczy drugiemu. Jedni pójdą na to spotkanie już pojednani z Bogiem w ciszy konfesjonału, dla innych zaś będzie to dopiero impuls, żeby spotkać się z Bogiem. Dla jednych umocnienie w wierze, dla innych początek czy też powrót. Rozumiem doskonale, że masz inny pogląd na takie spotkania, ale tam również jest żywy Kościół - czyli my -wspólnota. A tam, gdzie spotykają się ludzie w imię Pana - tam Pan jest pośród nich. Dla wielu świadectwo żywej wiary innych daje impuls, nadzieję do zmian w swoim życiu i szukaniu drogi do Boga, którą gdzieś, kiedyś zagubili.
Może nie chodzi o to która modlitwa jest "lepsza" ale żeby wyjść z Ewangelią do świata, a nie zamykać się we własnym. Przykład Austriaków czy Filipinczykow pokazuje na marginesie że taka modlitwa ma sens.
Owszem mogą być, podobnie jak były w wypadku tzw. pokolenia JPII, jak były po wielu podobnych akcjach. I co pozostało - pustoszejące ławki w kościołach.
To jest właśnie problem tego Kościoła, że stał się instytucjonalny. Czytam Biblię, patrzę na Kościół i coś mi tu wiele nie pasuje. Jednak ci co prowadzą ten Kościół niczego nie widzą, albo nie chcą, bądź co gorsze nie mogą. Duch Święty chce być w nas, mieszkać i działać, Kościół ma być żywy, ludzki, duchowy, ale zasady instytucji Go powstrzymują, albo jakieś tradycje, które zasłaniają prawdę. To nie szaty mają zdobić wybranych, lecz żywy Chrystus.
zanim każdy z nas pójdzie pod krzyż w dowolnym miejscu Polski (b.dobrze) uważam ,że najpierw niech każdy z nas odpowie sobie szczerze , jaki ma KRZYŻ w swoim życiu, dlaczego go ma i czy go akceptuje lub nie lub się zmaga z nim . Inaczej to masowa impreza, akcja - też dobrze ale ...
Mam wątpliwości czy następuje kryzys czy renesans Kościoła Katolickiego. I nie chodzi mi o to ile osób chodzi do kościoła, bo to miernikiem wiary nie jest. Wydaje mi się że z Kościoła odchodzą ludzie którzy nigdy w nim nie byli, bo nigdy nie wiedzieli nawet w co wierzą. Ja w tym "kryzysie" widzę szansę, "puste" kościoły gdzie kilkanaście,kilkadziesiąt ludzi wie w co wierzy, spotykają się poza Mszą, witają się na ulicach, rozmawiają ze sobą, czytają Pismo Święte i Katechizm?, marzę o takim Kościele. Nie chcę w nim zwiedzaczy którzy idą pokarm poświęcić, idą na ślub, komunię i pogrzeb do kościoła, i nawet zachować się w nim nie potrafią. Jak zostanie w Kościele te kilka milionów Polaków którzy angażują swój czas w działalność Kościoła, ewangelizacyjną i charytatywną, jak na Mszy w niedzielę będzie jak w Lednicy czy Rzeszowie na spotkaniu "Jednego Serca Jednego Ducha", czy na zwykłej/niezwykłej adoracji Najświętszego Sakramentu, to naprawdę będzie kryzys?. Kościół byłby wtedy solą, anie piaskiem tej ziemi jak teraz. Ja czekam aż wszyscy niepraktykujący z Kościoła odejdą.
mnie sie wydaje,ze ludzie opuszczaja kosciol bo sol stracila swoj smak.Ten obecny kosciol stal sie przeciwstawny do kosciola Wyszynskiego czy Wojtyly.Pamietam jeszcze te listy episkopatu w obronie prawdy.Dzis stala sie ona juz niczym w kosciele.Pozostal jeszcze folklor,przyzwyczajenia i gusla co calkiem trafnie zauwazyla p.Pietryga nawiazuja do krzyzyka zawieszonego w kuchni...To nie tylko jej pobozna ciocia w te gusla wierzy.Wierzy gdzies z 90% katolikow.W tym ksieza i osoby zakonne.Niewierzycie?To zapytajcie np.swoich znajomych,ktorzy nosza medaliki czy krzyzyki po co je nosza albo po co wieszaja krzyzki w domach.
Kościół Wyszyńskiego trwał, bo miał jasno zarysowanego wroga, którym była władza ludowa. Niestety, do realizacji celów Wyszyński użył płytkiej, zaściankowej, emocjonalnej wiary, opartej o wielkie i spektakularne wydarzenia, jak peregrynacja kopii cudownego obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej, a następnie samej ramy od kopii obrazu. Wyszyński, jako intelektualista wiedział, że organizowane obrzędy są bez sensu, a ich celem jest prowokowanie władzy ludowej do głupich zachowań, jak "aresztowanie obrazu", co mobilizowało wiernych przeciw władzy. Z drugiej strony działania te wprowadzały dezorientację wśród wiernych, którzy naprawdę myśleli, że rama od kopii obrazu to faktycznie jakaś świętość.
Dziś sytuacja jest o tyle odwrotna, że Kościół idzie ramię w ramię z władzą, ale zamiłowanie do pustej obrzędowości zostało. Tyle, że za Wyszyńskiego pusta obrzędowość miała cel, a dziś stała się celem samym w sobie.
Wczoraj przygladalem sie mlodym chlopakom Zydom jak z radoscia w tych swoich czarnych strojach z wystajacymi spod marynarek bialymi frendzlami zdarzali do swiatyni dzis muzulmanom odswietnie ubranym a jutro pewnie chrzescjanom...Ostatnio bedac w Polsce ogladalem staroslowian w tych swoich slowianskich strojach odprawiajacych obrzedy przy ogniu.To byli mlodzi zafascynowani ludzie.Niewatliwie ludzie maja potrzebe sprawowania obrzedow.Mnie to nie przeszkadza dopoki nie uderza w drugiego czlowieka.I komuna mi nie przeszkadzala dopoki nie zauwazylem tej obludy i nierownosci pod haslami rownosci.A w moich oczach kosciol stracil swoj smak i to wbrew stanowisku Episkopatu,ktory oglosil swoje a ci sami biskupi oglosili swoje.Tak sie nie da.Albo sie czyni to co sie glosi albo jest sie zwyklym oszustem naciagajacym ludzi.
Wielkie, emocjonalne imprezy są jedynie wielkimi masowymi imprezami.
Dziś sytuacja jest o tyle odwrotna, że Kościół idzie ramię w ramię z władzą, ale zamiłowanie do pustej obrzędowości zostało. Tyle, że za Wyszyńskiego pusta obrzędowość miała cel, a dziś stała się celem samym w sobie.