NAPRAWDĘ da się przeżyć bez telefonu kilka dni - i warto sobie taki czas zrobić. Pielgrzymka ku temu dobrze służy. Nie trzeba takich praktyk ograniczać jedynie do zamkniętych rekolekcji w milczeniu. 😉
Z wypowiedzi Księdza wynika, że brak prądu w namiocie to słabszy argument niż samodyscyplina - a im po prostu padły telefony pierwszego wieczoru i problem się sam rozwiązał. Telefon na pielgrzymce jest pielgrzymowi niepotrzebny - w razie wypadku są wokół ludzie, którzy biorą za grupę odpowiedzialność i oni poratują. Po co zwykłym pielgrzymom telefony? Do "stałego kontaktu" (który jest niepotrzebny) i do robienia zdjęć (które są jeszcze bardziej niepotrzebne - po co Ci w telefonie ten kwiatuszek i ta biedronka?) Słabej jakości zdjęcia pstrykane maniakalnie na każdym kroku dobrze pokazują schorzenie, które toczy społeczeństwo - chorobliwą potrzebę zapisania, zamiast chłonąć, rejestracji, zamiast zapamiętać, obejrzenia przez ekranik, zamiast na żywo. Mój dziadek na wojnie żadnego aparatu nie miał - ale za to jak opowiadał historie z wojny, to jakbym tam był. Czy to naprawdę ma mniejszą wartość niż maniakalne fotografowanie własnych butów i posiłków?
Telefon na pielgrzymce jest pielgrzymowi niepotrzebny - w razie wypadku są wokół ludzie, którzy biorą za grupę odpowiedzialność i oni poratują. Po co zwykłym pielgrzymom telefony? Do "stałego kontaktu" (który jest niepotrzebny) i do robienia zdjęć (które są jeszcze bardziej niepotrzebne - po co Ci w telefonie ten kwiatuszek i ta biedronka?) Słabej jakości zdjęcia pstrykane maniakalnie na każdym kroku dobrze pokazują schorzenie, które toczy społeczeństwo - chorobliwą potrzebę zapisania, zamiast chłonąć, rejestracji, zamiast zapamiętać, obejrzenia przez ekranik, zamiast na żywo. Mój dziadek na wojnie żadnego aparatu nie miał - ale za to jak opowiadał historie z wojny, to jakbym tam był. Czy to naprawdę ma mniejszą wartość niż maniakalne fotografowanie własnych butów i posiłków?