Czyli tak, dziś jest w Polsce dobrze, dzieci są odpowiednio wyedukowane, wiedzą czym jest rodzina i jak dorosną to taki model rodziny wypełnią swoim życiem. Pytanie tylko, skąd się bierze patologia rozwodów, skąd 1/4 dzieci pozamałżeńskich itd. Bo przecież to zagrażające polskiej rodzinie nauczanie dopiero wejdzie do szkół. I jestem ciekaw jak dużo niemieckich dzieci uczy się w Polsce, bo ich rodzice uciekli przed tamtejszym modelem wychowania.
Że użyję brzydkiej analogii, islamscy radykałowie też próbują wmawiać, że Zachód to siedlisko szatana, sodomia i gomoria. A za wzór próbują pokazywać swoje podwórko, jawiące się za wzór cnót, bo po ulicach nie chodzą ladacznice. No nie chodzą, bo im mąż kwasem oblał twarz.
Tylko że od lat to wszystko przesącza się z mediów wszelkiego rodzaju. Wprowadzenie tego do szkół byłoby ostatecznym oddaniem pola. Zgodą na cały ten syf przeciekający zewsząd.
Pole jak na razie oddano pornografii, po którą sięgają nawet ośmiolatki. No, ale lepiej udawać, że problemu nie ma, a nauczyciel mówiący o chorobach wenerycznych i skutkach ciąży u nastolatki jawi się jako większy deprawator, niż sceny brutalnego seksu, które dzieci oglądają na smartfonach.
"Tylko że od lat to wszystko przesącza się z mediów wszelkiego rodzaju" - i co z tym można zrobić? Profilaktycznie cenzurować media, jak to miało miejsce w latach 70 i 80 w Polsce i wtedy wydawało się wielu, że żyjemy po katolicku, choć w rzeczywistości to komuna chroniła tzw. polskie rodziny przez wpływem "zgniłego zachodu".
Wolność słowa zmusza do myślenia, więc lepiej aby ktoś inny ocenzurował nam życie, abyśmy bezboleśnie żyli w we własnym, słusznym i wyłącznym świecie w którym wszyscy myślą podobnie. Przerabiałem takie życie i nigdy więcej.
Pytanie zasadnicze, po co dzieci uczyć seksu?. Przecież tego typu "zajęcia" pomijają fakt że odpowiedzialne współżycie poza małżeństwem, ewentualnie związkiem jest niemożliwe. Wychodzenie z założenia że nastolatek i tak będzie się interesował seksem, więc uczmy go stosowania antykoncepcji, można zamienić stwierdzeniem, i tak nastolatek będzie interesował się alkoholem,narkotykami uczmy go zatem pić,ćpać. Dzieciom trzeba wpajać podstawowe prawdy, niezależne od religii, seks to relacja dwóch osób, relacja emocjonalna, traktowanie seksu jak potrzeby jest przerażające, bo skoro seks to potrzeba jak jedzenie, to ludzie są pokarmem by te potrzeby zaspokajać. Takie myślenie jest chore. A potem ludzie się dziwią rozwodom, dzieciom rodzonym poza małżeństwem które mają całe życie trudności z tego powodu, dziwią się uzależnieniom wśród dzieci, powtarzaniu błędów rodziców itd. Jedyna edukacja seksualna na poziomie jest opisana w Biblii, "i stali się jednym ciałem". Doskonalszego opisu szacunku do drugiego człowieka w małżeństwie nie ma. I tylko taka edukacja seksualna jest zdrowa. Ja czekałem ze współżyciem do małżeństwa, bo taką edukację seksualną przeszedłem, i wiem że jeżeli chcę współżyć, to muszę liczyć się z uczuciami drugiej osoby, konsekwencjami współżycia, czyli ewentualną ciążą. Będąc zakochanym pomyślałem, ta kobieta(aktualnie moja żona) to nie przedmiot pożądania, więc z szacunku do niej, poczekam ze współżyciem do ślubu. Ona z tym problemu nie miała bo jest katoliczką, i teraz Bogu dziękuję że taką kobietę pozwolił mi spotkać. Zawsze czułem i czuję odpowiedzialność za nią, za to co robię, więc nie pozwoliłbym na potraktowanie jej jak przedmiotu do zaspokojenia potrzeby przed małżeństwem.
Po co cała edukacja? Po co uczenie dzieci różnych czynności dnia codziennego, czy też uczenie zachowania (np. przy stole)? Edukacja jest konieczna także w dziedzinie płciowości, a obecny model tej edukacji nie odpowiada dzisiejszym wyzwaniom.
Powiedziałbym, że jeśli fascynacja kobietą zaczyna się od seksu, to na nim się też kończy, i to bardzo szybko. A jeśli chodzi o zaspokajanie swoich potrzeb, co może być zresztą po obu stronach, to żadnego związku nie ma i nie było. Kolejność jest całkiem odwrotna, i taką Młodym należy pokazywać. Że seks to dopiero ukoronowanie związku, akt najwyższego wzajemnego zaufania i ofiarowania drugiemu całego siebie, z duszą i ciałem. I przyjęcia takiego samego daru od drugiej osoby, z największą wdzięcznością i docenieniem go. Czy młodzi kiedy coś takiego usłyszą, nie zrozumieją tego? Może nie do końca w pierwszym momencie, jeśli nie są jeszcze dojrzali i nie przeżyli czegoś podobnego, ale jestem absolutnie pewien że te słowa zapadną im głęboko w pamięć i serca i będą potrafili patrzeć na seks już przez inny pryzmat i z innej, właściwszej perspektywy. A od kogo powinni to usłyszeć? Najlepiej od rodziców, którzy powinni się zdobywać na mówienie o tym dzieciom, i nie tylko mówienie, ale i nie ukrywanie przed nimi swojego szczęścia z takiego a nie innego bycia razem. I jak do tego dochodzili, krok po kroku jak rozwijała się ich miłość i jak do niej dojrzewali. Dzieci nie muszą odkrywać tego same od początku, kierunek w którym warto iść można im pokazać, i one tego nie zapomną kiedy w swoją drogę już wyruszą. A jeśli nie wszyscy takich rodziców mają, to może zafundować im w szkole spotkanie zamiast z jakimś sex-edukatorem, z taką właśnie parą rodziców? Nawet jedno na pewno zostawiłoby w nich trwały ślad i przestawiło zwrotnicę w kierunku na "plus". Dzieci są w stanie pojąć więcej i wyciągnąć mądrzejsze wnioski niż nam się wydaje. Nie ukrywajmy przed nimi, którędy droga do prawdziwego szczęścia, jakie my odnaleźliśmy, wiedzie, a i one tą drogą pójdą.
"Powiedziałbym, że jeśli fascynacja kobietą zaczyna się od seksu, to na nim się też kończy, i to bardzo szybko." Jakieś wiarygodne badania naukowe do tej tezy?
"Że seks to dopiero ukoronowanie związku, akt najwyższego wzajemnego zaufania i ofiarowania drugiemu całego siebie, z duszą i ciałem. I przyjęcia takiego samego daru od drugiej osoby, z największą wdzięcznością i docenieniem go. Czy młodzi kiedy coś takiego usłyszą, nie zrozumieją tego? " Jestem stary, z doświadczeniem małżeńskim, ale tego nie rozumiem.
"Nie ukrywajmy przed nimi, którędy droga do prawdziwego szczęścia, jakie my odnaleźliśmy, wiedzie, a i one tą drogą pójdą." - naprawdę?
Skutki edukacji seksualnej są przerażające: na przykład mniejsza liczba aborcji, mniejsza liczba chorób wenerycznych wśród młodzieży, mniejsza liczba ciąż u nastolatków, większa odpowiedzialność, wyższy wiek inicjacji seksualnej (dla porównania, 14 lat w Polsce, 17 lat w Szwecji), a w dodatku, o zgrozo, świadomość, że nie wolno śmiać się i bić homoseksualnego kolegi!
A tam nie wolno się śmiać. Zwyczajnie nie wypada, trzeba współczuć. A tak na boku. Skąd wiadomo, że homo? Bo jeśli to ogłosił, to nic dziwnego. Zdrowy odruch.
No widzisz, a w Polsce matki zabierają dzieci w wózkach na kontrmanifestację przeciw Marszom Równości i uczą jak wystawić środkowy palec i krzyczeć "wypie...dalać". Gdyby nie regulamin, to bym Ci wkleił parę filmików. Uważasz, że tych dzieci nie należy edukować?
Tak tak, i traktowanie współżycia jak sposobu na zabawę albo rozładowanie emocji... Oj, Drem00rze, dlaczego tak jednostronnie? A to, o czym piszesz, to żaden skutek edukacji seksualnej w szkołach i przedszkolach...
To o czym piszę, to właśnie skutek edukacji. Także tej równościowej, która jest prowadzona w Holandii, czy Szwecji. Efektem tej edukacji stało się chociażby to, że młodzi Holendrzy przestali spieszyć się z inicjacją seksualną, bo wcześniej w powszechnej opinii kto "tego nie robił" był uznawany za gorszego. Dziś już tego nie ma, właśnie dzięki edukacji.
Drem00r, nie klam!!! wlasnie jest odwrotnie!!! Skutki edukacji seksualnej są przerażające: na przykład WIEKSZ liczba aborcji, WIEKSZA liczba chorób wenerycznych wśród młodzieży, WIEKSZA liczba ciąż u nastolatków, MNIEJSZA odpowiedzialność, NIZSZY wiek inicjacji seksualnej itp.
Liczba aborcji w Polsce szacowana jest na 35 przypadków na każde 1000 ciąż. W Europie Zachodniej średnia wynosi 18 przypadków na 1000, przy czym zauważalnie jest niższa w krajach, gdzie edukuje się seksualnie. Dane za Instytutem Guttmachera. Wiek inicjacji seksualnej w Polsce wynosi 14 lat, w Szwecji 17. Dane za badaniami Woynarowskiej (Polska) i Træen (Szwecja). Odnośnie młodocianych ciąż, Polska jest druga w Europie po Wielkiej Brytanii. Tyle, że w Wielkiej Brytanii wskaźnik spada od 1997 (od wprowadzenia edukacji seksualnej), a w Polsce rośnie. Dane za GUS i odpowiednikami w innych krajach. Podobnie jest z HIV, jesteśmy jedynym krajem w Unii Europejskiej, w którym ilość zachorowań rośnie.
Drem00r nie klam, jest dokladnie odwrotnie! Skutki edukacji seksualnej są przerażające: na przykład mniejsza liczba aborcji, mniejsza liczba chorób wenerycznych wśród młodzieży, mniejsza liczba ciąż u nastolatków, większa odpowiedzialność, wyższy wiek inicjacji seksualnej
Odpowiedziałem powyżej, podałem źródła. Udawanie, że u nas jest tak pięknie, a na "zgniłym zachodzie" jest tak źle trafia może do osób, które poza własnym podwórkiem świata nie widziały, ale wystarczy chwila weryfikacji, by zobaczyć, że zachodnia "bezbożna" młodzież często żyje bardziej moralnie, niż nasi "katolicy z nazwy".
Edukacja w formie proponowanej przez środowiska promujące gender jest nie do przyjęcia. Ale musi być rzetelna i mądra alternatywa. Z moich czasów szkolnych pamiętam bardzo słabe jakościowo lekcje wychowania do życia w rodzinie. Nic dziwnego, że potem nikt się na nie nie zapisywał, ja też. Mało kto te lekcje traktował poważnie. To tak jak z pogadankami z psychologiem czy pedagogiem szkolnym o agresji: są zajęcia, wszystko super, ale nikogo z uczniów to nie interesuje. To się wszystko ładnie nazywa i idee są piękne, a w praktyce nie ma z tego nic. Nie dziwcie się, że gender wchodzi do szkół. Wchodzi, bo ma puste pole. To są lata zaniedbań, gdyby było dobre WDŻ, nikt by gender do szkół nie wpuścił.
Sporo racji, ale pytanie co w proponowanej edukacji jest złe, a z drugiej strony jak przekonać młodego człowieka, że z seksem ma poczekać te powiedzmy 14-15 lat, czyli więcej niż ma gdy sprawy seksu zaczynają go interesować?
Te sprawy zostawiamy rodzicom, co z tym zrobią, to jest ich problem. Mało kto ma dyplom potwierdzający, że potrafi wychowywać dzieci (Swoja drogą, takie dyplomy to do podtarcia najczęściej magą posłużyć). A jednak dzieci pozostają w rodzinach, Bogu dzięki. Mówiąc krótko, szkole od tego wara.
To może w ogóle znieśmy obowiązek szkolny, bo rodzice przecież najlepiej nauczą dzieci czytać, pisać i liczyć. I czemu ma służyć w takim razie nauka o religii, gdy wiarę wprost nauczają rodzice?
Rodzicom? Przecież w okresie dojrzewania następuje naturalna erozja autorytetu rodzicielskiego. Młody człowiek w naturalny sposób unika rozmów o seksualności z rodzicami, wynika to z konstrukcji psychiki. Znaczenie ma grupa rówieśnicza, dlatego należy właściwie "ustawić" tę grupę i temu służy odpowiednia edukacja.
To nie tylko internet, to także swoboda podróżowania, to możliwość zamieszkania czy uczenia się w dowolnym kraju. Życie w globalnej wiosce wymaga edukacji dostosowanej do świata, a nie do lęków i uprzedzeń.
Zajęcia pozalekcyjne? Jak niby miałoby się to nazywać, kółko seksualne? To może by jednak poza szkołą, jakieś międzyszkolne kluby czy młodzieżowe domy kultury seksualnej? Zostawmy ten temat, przejdźmy ad rem. Profesjonalna i odpowiedzialna edukacja, by nie zawężać tematu - rodzinna, jest jak najbardziej w szkole potrzebna i na tym trzeba się skupić. Kropka. Czy to co "na gwałt" próbują pewne środowiska do szkół zaimplantować (zasadzić), jest aby na pewno profesjonalne i odpowiedzialne, jakich to mają i gdzie wychowanych (tak!) specjalistów, co jest celem całej akcji, bo raczej na pewno nie odpowiedzialność, lecz polityka. Paru cwaniaczków próbuje na tej fali wjechać do władzy i tyle. Nie są w polityce i władzy nowi, a co dotąd pokazali i pokazują? Odpowiedzialność i ciężką pracę dla społeczeństwa? Nic podobnego... Gdyby traktować ich poważnie, to sami powinni widzieć, że swoją osobą Sprawie nie pomagają. Więc ten temat też już zostawmy. A do miłośników danych liczbowych, są tu tacy, stare przysłowie naszych mądrych i wypróbowanych przyjaciół. Smotrisz (wym. smatrisz) w knigu, znajesz figu. Ta kniga to może być jak najbardziej rocznik statystyczny. A mądrzy Polacy, żeby nie było wątpliwości kto nasi i kto przyjaciele, stopniują rzeczownik kłamstwo (tu takie coś jest możliwe) - kłamstwo, wierutne kłamstwo, statystyka. Ma ona to do siebie że porównuje często gruszki z lokomotywami, nordyckie purytańskie kraje albo ojczyznę szampana i kasztanów która przez bardzo wiele lat odrabiała bardzo bolesne lekcje w dyskutowanym temacie, z Polską, która jest Polską i tyle. W każdym z tych krajów słowo odpowiedzialność, w sensie osobistym i społecznym niestety też, znaczy coś innego. A wręcz coś zupełnie innego. O metodach wyliczania tych statystyk już nie wspominając. Serdeczne Pozdrowienia dla Wszystkich.
Czyli lepiej jest udawać, że problemu rozwodów, dzieci pozamałżeńskich i wielu innych rzeczy niezgodnych z nauką moralną Kościoła nie ma w naszym katolickim rzekomo społeczeństwie?
Przyznanie ze strony Kościoła, że realny problem istnieje wymusiłoby podjęcie realnych działań. Problem polega na tym, że Kościół nie ma nawet pomysłu dotyczącego rozwiązania, poza mówieniem nastolatkom, którym hormony buzują w glowie, że seks to tylko w małżeństwie (w domyśle za 15 lat, czyli drugie tyle, co żyje). W dodatku to wszystko mówi językiem niezrozumiałym dla większości ludzi urodzonych po pierwszej wojnie światowej.
"Skutki edukacji seksualnej są przerażające" - nie od dziś wiemy, że na przestrzeni wieków hierarchowie różnych religii byli - delikatnie mówiąc - bardzo niechętni temu, by "maluczcy", zamiast im ślepo wierzyć we wszystko, sami zdobywali wiedzę. Tu mamy podobny styl myślenia.
Metoda straszenia już nie działa na maluczkich także w Polsce. To widać tam, gdzie ludzi młodych w kościołach brak, to widać w miejscach, gdzie już spora część młodych ludzi nie chodzi na religię. To widać w statystykach małżeństw, gdzie małżeństw cywilnych przybywa.
dawniej ksieza straszyli pieklem i diablem.Dzis strasza jak kiedys komunisci..."zachodem"...A tych "przerazajacych skutkow" jakos nie widze.Byloby milo aby ludzie w Polsce odnosili sie do siebie z taka zyczliwoscia jak ci wychowani na zachodzie.
A co powiesz na sielankę, gdy dzieci wraz z towarzyszącymi im dorosłymi rzucają ohydne słowa w kierunku innych ludzi? Co powiesz, gdy w katolickim kraju osoby starsze, czy chore musza stać w autobusach, bo młodzi ludzie zmęczeni życiem nie rozumieją czym jest dyskryminacja ze względu na wiek czy chorobę?
Dziś na rp.pl jest artykuł o 16-latku, który trafił do szpitala w Tel Awiwie po tym, jak jego dwaj bracia i ich kolega postanowili go zabic za to, że jest gejem. Zadali mu kilkanaście ciosów nożem. W szpitalu chłopakowi usunięto część płuca i ustabilizowano jego stan jako "umiarkowanie ciężki". To jest ta prawidłowa - Twoim zdaniem - reakcja, prawda?
Na GN musi być opcja dla każdego użytkowania blokawania innych niechcianych. Muszę o tym napisać do twórców portalu. Redakcjo Gościa, czy takim jesteś katolickim portalem, że narażasz wiernych na działanie mącicieli? To, że Jezus nakazał pozwolić chwastom rosnąć aż do żniwa nie znaczy że mamy być bierni dla zła, które widzimy.
W sumie najlepiej jest żyć we własnym, niezmąconym świecie. Najlepiej nie widzieć innych i ich prawa do posiadania własnych opinii. Super jest też uważać kogoś za chwast czy mąciciela, bo ma inne zdanie. I dokładnie z takich opinii wyrosło moje przekonanie o konieczności wprowadzenie zajęć antydyskryminacyjnych w szkołach. I to zajęć obowiązkowych.
Guttman Institute został założony przez Planned Parenhood, co czyni go niewiarygodnym. Dyskusja często schodzi na szczegóły, dlatego zadam konkretne pytania. 1. Czym jest ideologia LGBT itd. 2. Czy istnieją w krajach rozwiniętych podręcznik deprawujące dzieci i młodzież lub nie podając rzetelnej wiedzy. 3. Jak powinno się zapobiegać aborcji? 4. Jak powinna wyglądać edukacja seksualna. PS I bardzo proszę bez sztuczek; Czytelnicy GN i jego strony internetowej nie są durniami...
Guttman Institute to hiszpańska klinika leczenia kręgosłupa, ja pisałem o Instytucie Guttmachera. Jeśli uważasz jego badania za mało wiarygodne, to wykaż dlaczego. Wiem, że dla niektórych, zwłaszcza pro-liferów przywołanie PPFA to jak wezwanie szatana, ale do mnie taka argumentacja nie przemawia.
Co do pytań: 1. Nie, nie istnieje coś takiego jak "ideologia LGBT". Organizacje walczące o prawa osób nieheteronormatywnych nie mają żadnej spójnej ideologii, są wśród nich organizacje o charakterze lewicowym, anarchistycznym, ale też organizacje religijne, różnych denominacji i wyznań, także judaistyczne i islamskie. Nawet w ramach jednej organizacji można spotkać osoby będące np. antyklerykałami oraz osoby wierzące. 2. sprecyzuj najpierw co rozumiesz przez "deprawację". Bo można za to uznać np. brytyjskie podręczniki z instrukcjami jak zabezpieczać się podczas seksu oralnego, natomiast trzeba wiedzieć, że powstały one jako reakcja na zjawisko seksu wśród młodzieży, a nie jako cel obniżania wieku inicjacji. Co do nierzetelnej wiedzy, to owszem, choćby polski podręcznik do WDŻ, który większy ciężar odpowiedzialności za ciążę zrzuca na dziewczynę, co skutkuje przeświadczeniem wśród chłopców, że obowiązkiem dziewczyny jest się zabezpieczać. 3. W krajach, gdzie udało się ograniczyć, lub wyeliminować aborcję sposób był zawsze ten sam - edukacja i antykoncepcja. 4. Edukacja seksualna musi być przede wszystkim skuteczna. Jej celem zawsze jest zapobieganie wczesnej inicjacji, uczenie odpowiedzialności i równości w związku, a także "gaszenie pożarów" (np. przekazywanie wiedzy o antykoncepcji w sytuacjach epidemii chorób wenerycznych).
Dopowiem 2. tak, istnieją nawet w Polsce książki przeznaczone dla dzieci, które w opinii wielu są deprawujące. Co więcej, wystarczy w lecie wyjść na ulice, plaże aby uznać czyiś strój, czy zachowanie za deprawujące. Bo to co dla jednych jest dopuszczalnym, dla innych jest deprawujące.
Stad przechodząc do punktu 4 edukacja seksualna musi opierać się na wypracowanych standardach, być spójna i nie wywoływać emocji. Problem w tym że dziś zamiast dyskusji mamy obrzucanie się inwektywami przez dorosłych, co zapewne samo w sobie można uznać za deprawujące. W dodatku wielu oponentów dyskusji i wprowadzenia nowoczesnej edukacji seksualnej nie widzi że ich dzieci żyją w XXIw i że ani rodzice, ani szkoła dziś w Polsce nie przygotowuje dzieci do życia w nowoczesnym otwartym i obywatelskim społeczeństwie. A co do punktu 3 - w Polsce mamy prawny zakaz aborcji, ale trzeba być ślepym, aby nie widzieć tzw. szarej strefy. Tutaj potrzebna jest decyzja, czy ścigamy winnych, czy dopuszczamy prawną aborcję. I mimo udawania, że problemu nie ma taka debata nas prędzej niż później dopadnie. Także dlatego, że dziś unikamy edukacji w zakresie zapobiegania ciąży. Czyli wracamy do punktu wyjścia.
Deprawacja, to zgodnie z definicją ściąganie prawego człowieka na złą drogę. Żadna edukacja seksualna nie ma celu deprawacyjnego. Nawet w najbardziej skrajnych przypadkach, gdy edukatorzy przekazują wiedzę jak uprawiać seks oralny, czy używać antykoncepcji nie robią tego, by "porządne dzieciaki" sprowadzać na manowce. Robią to dlatego, że bez tej edukacji dzieci robią sobie krzywdę nieodpowiedzialnymi zachowaniami seksualnymi kopiowanymi z filmów porno. W tym kontekście warto sięgnąć choćby po publikację Anji Rubik, której książka w wielu środowiskach uznawana jest za "deprawującą". Tymczasem ona tłumaczy wprost, że na przykład zachęta do stosowania prezerwatywy wynika z tego, że polskie czternastolatki jako metodę antykoncepcji wybierają seks analny, co w rezultacie prowadzi do urazów.
A co do samej edukacji seksualnej, to "głównym winowajcą" jest ignorancja wielu dorosłych w tym zakresie, którzy na hasło "edukacja seksualna" wyobrażają sobie, że szkoła będzie uczyć ich dzieci seksu. Widać to z resztą w wypowiedziach hierarchów, czy choćby w komentarzach powyżej. Lęki dorosłych realizują się do tego stopnia, że wymyślają sobie, że edukacja ma polegać na tym, że dzieci w przedszkolach będzie się uczyć masturbacji. Czasem się zastanawiam jak bardzo trzeba własny rozum trzymać w wiadrze, a nie w głowie, żeby wymyślić sobie, że ktoś przyjdzie do szkoły, wyciągnie gumowego członka i zacznie instruować czterolatki jak poruszać w górę i w dół. A niestety tak wygląda wyobraźnia dorosłych, którzy sami nie mają pojęcia o seksualności własnych dzieci i wyobrażają sobie, że seks to ich pociechy zaczną uprawiać po trzydziestce.
@DREM00R - definicja deprawacji a dokładnie definicja tego, co ktoś uważa że ściąga człowieka na złą drogę jest subiektywnym odczuciem. Oczywistą konsekwencja tego odczucia jest np. negowanie dobrych intencji edukatorów, czy przypisywanie im całego zła tego świata. Po stronie tzw. ortodoksów kościelnych nie ma dziś chętnych do podjęcia rzetelnej, opartej o naukowe fakty dyskusji o seksualności w wieku młodzieńczym i związanej z tym potrzeby edukacyjnej. Jest autorytarne "nie" które zamyka rozmowę o faktach. Do tego dochodzi iluzja tego, co zwie się normalną polska katolicka rodziną i iluzja zamkniętego świata katolickiego. Co ciekawe głównymi głoszącymi te poglądy są osoby 50+ które żyjąc w komunie nie miały styczności ze zmieniającym się światem. Do tego dochodzą jakieś wydumane stereotypy, typu że tylko dziewictwo do ślubu gwarantuje udane małżeństwo, albo że tylko katolickie NPR gwarantuje szczęście doczesne.
Tak dla przykładu - zadanie prostego pytania o antykoncepcje, co mają zrobić np. rodzice niepełnosprawnego dziecka którzy nie są obiektywnie w stanie wychować kolejnego dziecka, albo zadanie pytanie też o antykoncepcje w okresie okolic menopauzy wywołuje często jedynie stek bezwartościowych pouczeń sprzecznych zresztą z głoszonym ostatnio jednym z celów współżycia małżeńskiego.
Lepsze pytanie, z życia wzięte, co mają zrobić rodzice chłopaka z zespołem Downa, który zaczyna dojrzewać, a że nie jest w stanie się kontrolować, to masturbuje się w miejscach publicznych. Edukatorka poleciła, by nauczyć chłopaka, że jak musi, to niech idzie do toalety, albo do sypialni i dać mu lubrykant, żeby sobie krzywdy nie zrobił. Z kolei, jak zapytali o to na spotkaniu wspólnotowym, to padła odpowiedź, że trzeba robić wszytko, by tego nie robił, z krępowaniem rąk włącznie.
Pomysł wspólnoty szokujący. Ale popatrzmy na początek nauki gdy trzeba każdemu młodemu dojrzewającemu mężczyźnie wytłumaczyć dlaczego okres największej aktywności seksualnej ma przeżyć w kompletnej czystości, a młodym kobietom że mają zachować dziewictwo przez powiedzmy kolejne 12-15 lat. Oczywiście nie ma żadnych uzasadnień oprócz tych związanych z wiarą katolicką. Tyle tylko że kto ma dzieciom takowe religijne podejście przedstawić i być w tym w pełni wiarygodnym? Rodzice, gdy dzieci widzą często dramatyczną, praktyczną stronę katolickiej "miłości małżeńskiej" jak nie u siebie w domu, to w domu kolegów czy koleżanek. Katecheci, gdy za chwilę dzieci usłyszą w TV o skandalach seksualnych księży.
Rodzice nigdy dla nastolatka wiarygodni w tej kwestii nie będą. Jest takie powiedzenie o seksie, że rodzice myślą, że nastolatek jeszcze tego nie robi, a nastolatek myśli, że rodzice już tego nie robią. Z resztą sama biologia tak młodego człowieka tworzy, że będzie naturalnie unikać odkrywania własnej seksualności przed rodzicami, jest to psychiczny mechanizm obronny, dzięki któremu ludzie unikają kazirodztwa.
Czytam sobie Wasz podwójny wykład, może odpiszę, jak skończycie. Teraz mała uwaga. Jeśli zmanipuluje się pojęcie demoralizacji tak, jak to zrobił Dremoor, to albo praktycznie pojęcie straci znaczenie, albo znaczenie pojęcia będzie definiowane arbitralnie. Jest to ważna cześć psucia języka, potrzebna do wprowadzenia kolejnego raju na ziemi. Mam nadzieję, że redaktorzy dostrzegą, że propagowanie patologii pod pretekstem pokazywania "prawdy", czy "aktualizacji etyki" jest ns tyle szkodliwe, że powinno doprowadzić do (kolejnego) usunięcia kont osób piszących te szkodliwe bzdury.
Dlatego Karolu na początku poprosiłem Cię o zdefiniowanie "deprawacji", czy jak teraz piszesz "demoralizacji". Ja napisałem jak rozumiem te pojęcia (słownikowo), więc nie próbuj mi zarzucać, że manipuluję pojęciem.
@Dremoor, @TOMASZL. Dziękuję za odpowiedzi. Czytam Was, ponowie, czytam, i coraz wyraźniej widzę, że proponujecie przejście od skrajności, nazwijmy ją, "purytańskiej" proponujecie przejście do inne skrajności, nazwijmy ją, "permisywnej". Obie skrajności nie są żadnym rozwiązaniem. Na marginesie, stosowana nie tylko tu metoda szukania trudnych przypadków, żeby zakwestionować cała określoną etykę może mieć szersze zastosowanie i prowadzić do nihilizmu poprzez rozbijanie wszystkich praktycznie etyk. Skoro na miejsce katolickiej czy prawosławnej etyki chcecie prowadzić zasadę "można robić co się chce, byle bez szkodzenia innym" lub "... byle ze zgodą zainteresowanych". Cóż, wtedy diabli by wzięli nawet znaczną część zasad i instytucji współczesnego prawa, nie mówiąc już o tym, że proponowane przez Was zasady są śmiertelne dla życia łaską Bożą i dążenia do pełnego zjednoczenia z Bogiem. PS A może mylę się, uważając, że walczycie z katolicyzm i nie tylko z nim?
@Karolu - aby cokolwiek proponować najpierw trzeba poznać aktualną sytuację. Czytając wiele wypowiedzi widać jak bardzo piszący oderwani są od realnego życia. Także w kwestii edukacji i problemów z nią związanych. Z drugiej strony swą niewiedzę, czy wręcz przez jakieś lęki przed zmianami takie osoby są zamknięte na dyskusję, uznając, że ma być tylko tak "jak kiedyś".
Dziś żyjemy w świecie, gdzie każdy młody człowiek ma bez problemu dostęp do wiedzy z zakresu seksualności. Pytanie tylko o jakoś tej wiedzy i czy akurat samodzielne procesy odkrywania tego co dorośli zatajają prowadzą w dobrym kierunku. Lepiej, aby edukacja przebiegała pod nadzorem dorosłych zgodnie z ustalonym przez wiele środowisk programem, niż aby dzieci uczyły się same metodą prób i błędów.
A z takich praktycznych pytań, które mi się ostatnio nasunęły to naprawdę kluczowym są pytanie o wstrzemięźliwość i antykoncepcje. Pytania, na które dotychczasowe odpowiedzi są na pewno nie wystarczające.
To, na co zwracam uwagę, to nienadążanie chrześcijańskiej etyki za problemami na jakie ma ona odpowiadać. Jeszcze pokolenie naszych mam wychodziło za mąż w wieku 18 lat, a babć jeszcze wcześniej. Jednocześnie dzieci dojrzewały później, przeciętna czternastolatka bawiła się jeszcze lalkami. Dziś mamy sytuację zupełnie inną, dzieci dojrzewają w wieku 11-12 lat, wtedy też sięgają po twardą pornografię, którą mają na wyciągnięcie smartfona. W przeciwieństwie do naszych babć, które trzeba było przekonać do wstrzemięźliwości przez kilka lat do ślubu, tutaj trzeba przekonać rozpoczynających współżycie czternastolatków, że mają czekać do ślubu, który średnio zawiera się w wieku 28 lat.
PPS Żeby nie poprzestać na aspekcie negatywnym, polecam pracę o. Józefa Augustyna, którego miałem przyjemność poznać osobiście. Widzi problemy w całej złożoności, potrafi zaproponować pomoc w konkretnych przypadkacg, czy podać ogólne zasady. Można, czasem może i trzeba szukać dalej, ale to właśnie jest odpowiedni punkt odniesienia, czy punkt wyjścia dla osoby wierząc, nie zaś nowomodne poglądy o bardzo starych korzeniach.
Ja dodatkowo utrudnię, porozmawiajmy o wstrzemięźliwości w kontekście piętnastolatka mającego za sobą doświadczenia seksu grupowego. Bo z takim chłopakiem muszą się mierzyć edukatorzy w szkołach.
Odpisałem obszernie w trzech miejscach. Nie chcę odpisywać Wam wg tej samej logiki, czyli np. że jak jakiś pseudo-narodowiec, też w tym wieku czuje, że musi rozwalić Wam głowy, to niczego zrobić nie można. Bie chcę, chociaż Wasza zła wola jest wręcz rażąca. Jeśli będę mógł, odpiszę jutro. PS Przestańcie się wymądrzac. Rozmawialuście z więźniami, z zwłaszcza winymi zbrodni? Z alkoholikami? Byliście na odwyku, w więzieniu, w szpitalu psychiatrycznym itd.?
Długie i uporczywe bicie piany, i wreszcie wszystko jasne. Jeśli się patrzy na świat przez pryzmat patologii, to tak on pewnie wygląda. Ale my nie możemy ani nie chcemy i nie potrzebujemy dopasowywać do potrzeb patologii świata normalnych ludzi. Mamy wszyscy się czuć i być traktowani jak ci wymienieni? I przez kogo, jeśli wolno spytać, klawisza, wychowawcę, psychiatrę? Mamy wszyscy nosić zawiązane kaftany i łykać jakieś prochy? A może już nie wolno (kto zabronił?) nazywać normalności normalnością a patologii patologią? I tu jest pies pogrzebany, patologia chce dopasować do siebie społeczeństwo, a nie odwrotnie. A spora część społeczeństwa zamiast się bronić, kupuje tę patologię i łyka ją jak pelikan. To jakaś patologia.
Przepraszam Cię bardzo. Jaka patologia? To że dziś model rodziny oparty o trwałe, nierozrywalne i dozgonne małżeństwo jest już tylko ideałem mówi wiele osób z Kościoła. Ile masz duszpasterstw dla rozwiedzionych w ponownych związkach, ile było i jest dyskusji o komunii dla tych, co żyją w nowym (lepszym) małżeństwie. A ile młodych osób, naprawdę i w pełni dochowuje czystości przedmałżeńskiej? Nie chodzi tutaj tylko o fizyczne współżycie. A ile osób tak szczerze nie używa antykoncepcji? NPR przecież też jest antykoncepcją, gdy unikamy poczęcia.
Nie bardzo rozumiem o jaką złą wolę chodzi. Sprawa jest prosta - trzeba dziś przekonać młodych ludzi że mają zachować wstrzemięźliwość powiedzmy przez 14-15 lat. Czyli dokładnie tyle, ile maja w momencie tej edukacji. I trzeba to zrobić w obecnym świecie, gdzie seks jest obecny nie tylko w tv czy internecie, ale o seksualne skojarzenia oparta jest także reklama. Dokładnie tak samo jest z przekonaniem młodych ludzi, ze tylko katolicki czy szerzej chrześcijański pomysł na rodzinę jest dobry. I trzeba to zrobić w świece, który mając na utach frazesy o małżeństwie tego małżeństwa nie szanuje. Czy to jest złą wolą, pisanie jak jest?
A ja czytałem że internet nawet wstrzemięźliwości sprzyja. Młodzi większość czasu spędzają przed monitorem czy innym smarkfonem, absorbują ich gry strzelanki albo czasem wredne społecznościowe gierki, świńtuszą jeśli już to wirtualnie, a ciąży z tego nie bywa. Realny i fizyczny kontakt z drugą osobą sprawia im coraz większą trudność, nawet siedząc obok siebie piszą do siebie maile. Siedzenie przed kompem albo trzymanie łaptopa na kolanach także żle wpływa na zdolność prokreacyjną. Niektórzy pogrążeni są na tyle mocno w świecie wirtualnym, albo koncentrują się ambitnie tylko na kwestiach intelektualnych, że do fizycznych czynności jak seks odczuwają wstręt, albo przynajmniej nie rozumieją po co mieliby coś takiego robić. Net może się za chwilę okazać najskuteczniejszym i najpewniejszym środkiem antykoncepcji, co wcale nie musi cieszyć, bo gatunek może wyginąć. Przy okazji też rodzina, więzi międzyludzkie, w końcu społeczeństwo zmieni się w sieć połączonych kabelkami lecz samotnych zombie. To takie wypędzanie diabła szatanem niestety, i pewnie zamiast edukacji seksualnej trzeba by się zająć czymś innym. Edukacją i higieną społeczną, międzyludzką, może nawet humanistyczną to nazwać? W o wiele szerszym niż seks znaczeniu, choć z jego też uwzględnieniem.
@AFU - patrząc po młodych ludziach których znam, to wirtualny świat doskonale wpasował się w ten realny i młodzi ludzie spotykają się zarówno w realu, jak i w wirtualu. Co do "świntuczenia" w internecie, to jest to bardzo często brak tzw. czystości przedmałżeńskiej i nie ma znaczenia, że nie dochodzi do fizycznego kontaktu. Wystarczy grzeszyć w myślach i to jest dokładne taki sam grzech przeciw VI przykazaniu jak fizyczne współżycie. Więc nadal moje pytania pozostają aktualne.
Rozwiązania trzeba szukać w doświadczeniach krajów, którym udało się osiągnąć pewne sukcesy na omawianym polu. Przykład krajów, których episkopaty odrzuciły Humanae Vitae pokazuje, że katolicyzm wcale się nie zawali, gdy Kościół odrzuci nieodpowiadajacą czasom naukę o antykoncepcji. Podobnie jest z innymi aspektami.
@Dremoor, @TOMASZL. Czyli mam już pewną jasność. Nie chcę pisać o konkretnych rozwiązaniach, bo jak napisałem, szanuję katolicki charakter forum. Mogę jednak Wam zarzucić, że generalnie Wasze propozycje, wyjaśnienia itd. to liberalizacja wiary. Ciągle coś trzeba zreinterpretować, usunąć, uprościć itd. Czyli w skrócie, metoda protestancka. Bóg dla Was jest Bogiem martwym, nieatrakcyjnym, niewyraźnie i w różny sposób postrzeganym. Zresztą, ojcostwo jest przynajmniej podejrzane, Syn jest co najwyżej kimś w rodzaju hellenistycznego filozofa, jeżeli w ogóle istnieje, Ducha Świętego, żywej Mocy i Pocieszyciela Ojca nie ma, nie było i nie będzie, bo jeśli w ogóle jakiś "duch", to kiedyś heglowski, teraz raczej derridiański, czyli spekulatywny i martwy, martwy najbardziej jak można. Dlaczego ktokolwiek miałby znajdować coś atrakcyjnego czy pomocnego w tych resztkach, które proponujecie; resztkach na dodatek wciąż dekonstruowanych i rekonstruowanych na nowo? Problem leży nawet nie w pojęciach, nie w teoriach filozoficznych, nie różnym rozumieniu człowieka, nie w różnych sposobach życia, lecz w tym, jak wskrzesić Was, martwe, pyszne kości, które nie chcą przyjąć Ducha?
Piszesz o protestantyzacji, a przecież to właśnie głupi upór przed koniecznymi reformami spowodował rozłam Kościoła. Potem i tak Kościół musiał się zreformować, ale tego co stracił, tego już nie odzyskał. Bezsensowne trwanie przy czymś, czego i tak nie ma nie prowadzi do niczego.
Skoro nie ma się recepty, to najlepiej dyskredytować oponentów dyskusji. Bo tak łatwiej. Tyle tylko, że piszesz nieprawdę. Problemem Kościoła dziś nie jest problem VI przykazania Dekalogu. A do tego obecnie sprowadza się znaczna część debat. Problemem Kościoła też nie jest brak "żywej wiary" czy brak spotkania z "żywym Bogiem". Współczesnym problemem Kościoła jest utrata kontroli i władzy na duszami wielu ludzi. Budzi to lęki, stąd tak paniczne reakcje choćby na edukację seksualną. Ja wierzę w Boga, tym samym wierzę że dzięki Bogu nic mi nie jest w stanie zaszkodzić. Nie boję się nowego świata, bo podstawą mego życia nie jest drugi człowiek, nie jest ksiądz, biskup, ale Bóg. Dla mnie nauczanie Kościoła o małżeństwie, o czystości etc. ma sens. Ale nie jako straszenie piekłem, straszenie LGBT, straszenie jakimiś wyimaginowanymi skutkami poznania wiedzy o seksualności. I ten sens przekazuję moim dzieciom, ale nie narzucam, nie wyrzucę dziecka z domu jak wybierze inną drogę. Bo jest wolnym człowiekiem. A tego wielu katolikom brakuje. Uznania wolności wyboru. Ale ten lęk pokazuje, jak płytka jest wiara ludowa, emocjonalna i ta cała współczesna pusta religijna paplanina.
... między obsesją legalizmu i obsesją antylegalizmu. I tak, odrzucam Wasze kryteria, tylekroć zresztą zmieniane, poza może zasadą, że im więcej władzy ma papież, tym lepiej; nic to, jeżeli jej nigdy nie posiadał.
Ok, konkret, model Szwajcarski. Permisywna edukacja, antykoncepcja dozwolona przez tamtejszy Episkopat, legalna aborcja. A jednocześnie jedyny kraj Europy, gdzie katolicyzm nie jest w odwrocie (mają niewielki, ale wzrost), aborcji praktycznie się nie dokonuje (2 na 1000 przypadków, przy średniej europejskiej 26,2 na 1000) i nie notuje się tak ryzykownych zachowań seksualnych wśród młodzieży, jak choćby u nas. Oczywiście nie jest idealnie, ale spośród krajów Europy mają najlepsze osiągnięcia.
Skutki są wtedy zupełnie odwrotne. Przykład Ameryki Łacińskiej, gdzie całkowity zakaz i surowe kary tylko napędzają liczbę aborcji, bo kobiety na początku ciąży wolą usunąć ciążę, niż ryzykować więzienie w przypadku poronienia w późniejszym okresie. Przy obecnych środkach nie ma fizycznej możliwości odróżnienia poronienia od aborcji.
... Kocha do powrotu rozumienia papieża jako jednego z Patriarchów:).A zupełnie serio, to jeżeli piszesz prawdę, chwilowy spokój jest wszystkim, co ofiarowuje szwajcarski Kościół Katolicki. Nie piszesz nic więcej, jak zwykle zawężając rozumienie Kościoła, wiary itd., co świadczy zresztą również o jakości Twojej argumentacji. Wiem, że istnieją w Szwajcarii silne tendencje do zacierania różnic między protestantami i katolikami. O ile wiem, szwajcarscy katolicy stoją w jednym szeregu z Niemcami czy Austriakami. Czyli zamiast reform mamy do czywienia z liberalizacją, o której zresztą wspominałem. I nie rozumiem, dlaczegow miałby ktoś wybierać taki "pojednawczy" model, a nie wybrać ateizmu czy szerzej, laicyzmu, powiedzmy a lá Onfray czy Ferry lub mocnego, żywego i żywotnego modelu życia wiarą, proponowanego przez kard. Sarah'a, wszystkich chyba biskupów afrykańskich, często działających wspólnie, i wielu innych, jak arb. Jędraszewski.
I jestem ciekaw jak dużo niemieckich dzieci uczy się w Polsce, bo ich rodzice uciekli przed tamtejszym modelem wychowania.
Edukacja jest konieczna także w dziedzinie płciowości, a obecny model tej edukacji nie odpowiada dzisiejszym wyzwaniom.
Jakieś wiarygodne badania naukowe do tej tezy?
"Że seks to dopiero ukoronowanie związku, akt najwyższego wzajemnego zaufania i ofiarowania drugiemu całego siebie, z duszą i ciałem. I przyjęcia takiego samego daru od drugiej osoby, z największą wdzięcznością i docenieniem go. Czy młodzi kiedy coś takiego usłyszą, nie zrozumieją tego? "
Jestem stary, z doświadczeniem małżeńskim, ale tego nie rozumiem.
"Nie ukrywajmy przed nimi, którędy droga do prawdziwego szczęścia, jakie my odnaleźliśmy, wiedzie, a i one tą drogą pójdą." - naprawdę?
I czemu ma służyć w takim razie nauka o religii, gdy wiarę wprost nauczają rodzice?
To widać tam, gdzie ludzi młodych w kościołach brak, to widać w miejscach, gdzie już spora część młodych ludzi nie chodzi na religię. To widać w statystykach małżeństw, gdzie małżeństw cywilnych
przybywa.
Co powiesz, gdy w katolickim kraju osoby starsze, czy chore musza stać w autobusach, bo młodzi ludzie zmęczeni życiem nie rozumieją czym jest dyskryminacja ze względu na wiek czy chorobę?
I dokładnie z takich opinii wyrosło moje przekonanie o konieczności wprowadzenie zajęć antydyskryminacyjnych w szkołach. I to zajęć obowiązkowych.
Co do pytań:
1. Nie, nie istnieje coś takiego jak "ideologia LGBT". Organizacje walczące o prawa osób nieheteronormatywnych nie mają żadnej spójnej ideologii, są wśród nich organizacje o charakterze lewicowym, anarchistycznym, ale też organizacje religijne, różnych denominacji i wyznań, także judaistyczne i islamskie. Nawet w ramach jednej organizacji można spotkać osoby będące np. antyklerykałami oraz osoby wierzące.
2. sprecyzuj najpierw co rozumiesz przez "deprawację". Bo można za to uznać np. brytyjskie podręczniki z instrukcjami jak zabezpieczać się podczas seksu oralnego, natomiast trzeba wiedzieć, że powstały one jako reakcja na zjawisko seksu wśród młodzieży, a nie jako cel obniżania wieku inicjacji. Co do nierzetelnej wiedzy, to owszem, choćby polski podręcznik do WDŻ, który większy ciężar odpowiedzialności za ciążę zrzuca na dziewczynę, co skutkuje przeświadczeniem wśród chłopców, że obowiązkiem dziewczyny jest się zabezpieczać.
3. W krajach, gdzie udało się ograniczyć, lub wyeliminować aborcję sposób był zawsze ten sam - edukacja i antykoncepcja.
4. Edukacja seksualna musi być przede wszystkim skuteczna. Jej celem zawsze jest zapobieganie wczesnej inicjacji, uczenie odpowiedzialności i równości w związku, a także "gaszenie pożarów" (np. przekazywanie wiedzy o antykoncepcji w sytuacjach epidemii chorób wenerycznych).
2. tak, istnieją nawet w Polsce książki przeznaczone dla dzieci, które w opinii wielu są deprawujące. Co więcej, wystarczy w lecie wyjść na ulice, plaże aby uznać czyiś strój, czy zachowanie za deprawujące. Bo to co dla jednych jest dopuszczalnym, dla innych jest deprawujące.
Stad przechodząc do punktu 4 edukacja seksualna musi opierać się na wypracowanych standardach, być spójna i nie wywoływać emocji. Problem w tym że dziś zamiast dyskusji mamy obrzucanie się inwektywami przez dorosłych, co zapewne samo w sobie można uznać za deprawujące. W dodatku wielu oponentów dyskusji i wprowadzenia nowoczesnej edukacji seksualnej nie widzi że ich dzieci żyją w XXIw i że ani rodzice, ani szkoła dziś w Polsce nie przygotowuje dzieci do życia w nowoczesnym otwartym i obywatelskim społeczeństwie.
A co do punktu 3 - w Polsce mamy prawny zakaz aborcji, ale trzeba być ślepym, aby nie widzieć tzw. szarej strefy. Tutaj potrzebna jest decyzja, czy ścigamy winnych, czy dopuszczamy prawną aborcję. I mimo udawania, że problemu nie ma taka debata nas prędzej niż później dopadnie. Także dlatego, że dziś unikamy edukacji w zakresie zapobiegania ciąży. Czyli wracamy do punktu wyjścia.
A co do samej edukacji seksualnej, to "głównym winowajcą" jest ignorancja wielu dorosłych w tym zakresie, którzy na hasło "edukacja seksualna" wyobrażają sobie, że szkoła będzie uczyć ich dzieci seksu. Widać to z resztą w wypowiedziach hierarchów, czy choćby w komentarzach powyżej. Lęki dorosłych realizują się do tego stopnia, że wymyślają sobie, że edukacja ma polegać na tym, że dzieci w przedszkolach będzie się uczyć masturbacji. Czasem się zastanawiam jak bardzo trzeba własny rozum trzymać w wiadrze, a nie w głowie, żeby wymyślić sobie, że ktoś przyjdzie do szkoły, wyciągnie gumowego członka i zacznie instruować czterolatki jak poruszać w górę i w dół. A niestety tak wygląda wyobraźnia dorosłych, którzy sami nie mają pojęcia o seksualności własnych dzieci i wyobrażają sobie, że seks to ich pociechy zaczną uprawiać po trzydziestce.
Po stronie tzw. ortodoksów kościelnych nie ma dziś chętnych do podjęcia rzetelnej, opartej o naukowe fakty dyskusji o seksualności w wieku młodzieńczym i związanej z tym potrzeby edukacyjnej.
Jest autorytarne "nie" które zamyka rozmowę o faktach. Do tego dochodzi iluzja tego, co zwie się normalną polska katolicka rodziną i iluzja zamkniętego świata katolickiego. Co ciekawe głównymi głoszącymi te poglądy są osoby 50+ które żyjąc w komunie nie miały styczności ze zmieniającym się światem.
Do tego dochodzą jakieś wydumane stereotypy, typu że tylko dziewictwo do ślubu gwarantuje udane małżeństwo, albo że tylko katolickie NPR gwarantuje szczęście doczesne.
Tak dla przykładu - zadanie prostego pytania o antykoncepcje, co mają zrobić np. rodzice niepełnosprawnego dziecka którzy nie są obiektywnie w stanie wychować kolejnego dziecka, albo zadanie pytanie też o antykoncepcje w okresie okolic menopauzy wywołuje często jedynie stek bezwartościowych pouczeń sprzecznych zresztą z głoszonym ostatnio jednym z celów współżycia małżeńskiego.
Ale popatrzmy na początek nauki gdy trzeba każdemu młodemu dojrzewającemu mężczyźnie wytłumaczyć dlaczego okres największej aktywności seksualnej ma przeżyć w kompletnej czystości, a młodym kobietom że mają zachować dziewictwo przez powiedzmy kolejne 12-15 lat.
Oczywiście nie ma żadnych uzasadnień oprócz tych związanych z wiarą katolicką. Tyle tylko że kto ma dzieciom takowe religijne podejście przedstawić i być w tym w pełni wiarygodnym?
Rodzice, gdy dzieci widzą często dramatyczną, praktyczną stronę katolickiej "miłości małżeńskiej" jak nie u siebie w domu, to w domu kolegów czy koleżanek.
Katecheci, gdy za chwilę dzieci usłyszą w TV o skandalach seksualnych księży.
Z resztą sama biologia tak młodego człowieka tworzy, że będzie naturalnie unikać odkrywania własnej seksualności przed rodzicami, jest to psychiczny mechanizm obronny, dzięki któremu ludzie unikają kazirodztwa.
Także w kwestii edukacji i problemów z nią związanych.
Z drugiej strony swą niewiedzę, czy wręcz przez jakieś lęki przed zmianami takie osoby są zamknięte na dyskusję, uznając, że ma być tylko tak "jak kiedyś".
Dziś żyjemy w świecie, gdzie każdy młody człowiek ma bez problemu dostęp do wiedzy z zakresu seksualności. Pytanie tylko o jakoś tej wiedzy i czy akurat samodzielne procesy odkrywania tego co dorośli zatajają prowadzą w dobrym kierunku. Lepiej, aby edukacja przebiegała pod nadzorem dorosłych zgodnie z ustalonym przez wiele środowisk programem, niż aby dzieci uczyły się same metodą prób i błędów.
A z takich praktycznych pytań, które mi się ostatnio nasunęły to naprawdę kluczowym są pytanie o wstrzemięźliwość i antykoncepcje. Pytania, na które dotychczasowe odpowiedzi są na pewno nie wystarczające.
Dziś mamy sytuację zupełnie inną, dzieci dojrzewają w wieku 11-12 lat, wtedy też sięgają po twardą pornografię, którą mają na wyciągnięcie smartfona. W przeciwieństwie do naszych babć, które trzeba było przekonać do wstrzemięźliwości przez kilka lat do ślubu, tutaj trzeba przekonać rozpoczynających współżycie czternastolatków, że mają czekać do ślubu, który średnio zawiera się w wieku 28 lat.
A co do osobistego doświadczenia, to tak, pracowałem z alkoholikami i narkomanami. Nie wiem jaki to ma związek z tematem.
To że dziś model rodziny oparty o trwałe, nierozrywalne i dozgonne małżeństwo jest już tylko ideałem mówi wiele osób z Kościoła. Ile masz duszpasterstw dla rozwiedzionych w ponownych związkach, ile było i jest dyskusji o komunii dla tych, co żyją w nowym (lepszym) małżeństwie.
A ile młodych osób, naprawdę i w pełni dochowuje czystości przedmałżeńskiej? Nie chodzi tutaj tylko o fizyczne współżycie.
A ile osób tak szczerze nie używa antykoncepcji? NPR przecież też jest antykoncepcją, gdy unikamy poczęcia.
I trzeba to zrobić w obecnym świecie, gdzie seks jest obecny nie tylko w tv czy internecie, ale o seksualne skojarzenia oparta jest także reklama.
Dokładnie tak samo jest z przekonaniem młodych ludzi, ze tylko katolicki czy szerzej chrześcijański pomysł na rodzinę jest dobry. I trzeba to zrobić w świece, który mając na utach frazesy o małżeństwie tego małżeństwa nie szanuje.
Czy to jest złą wolą, pisanie jak jest?
Co do "świntuczenia" w internecie, to jest to bardzo często brak tzw. czystości przedmałżeńskiej i nie ma znaczenia, że nie dochodzi do fizycznego kontaktu. Wystarczy grzeszyć w myślach i to jest dokładne taki sam grzech przeciw VI przykazaniu jak fizyczne współżycie.
Więc nadal moje pytania pozostają aktualne.
Problemem Kościoła dziś nie jest problem VI przykazania Dekalogu. A do tego obecnie sprowadza się znaczna część debat. Problemem Kościoła też nie jest brak "żywej wiary" czy brak spotkania z "żywym Bogiem".
Współczesnym problemem Kościoła jest utrata kontroli i władzy na duszami wielu ludzi. Budzi to lęki, stąd tak paniczne reakcje choćby na edukację seksualną.
Ja wierzę w Boga, tym samym wierzę że dzięki Bogu nic mi nie jest w stanie zaszkodzić. Nie boję się nowego świata, bo podstawą mego życia nie jest drugi człowiek, nie jest ksiądz, biskup, ale Bóg.
Dla mnie nauczanie Kościoła o małżeństwie, o czystości etc. ma sens. Ale nie jako straszenie piekłem, straszenie LGBT, straszenie jakimiś wyimaginowanymi skutkami poznania wiedzy o seksualności. I ten sens przekazuję moim dzieciom, ale nie narzucam, nie wyrzucę dziecka z domu jak wybierze inną drogę. Bo jest wolnym człowiekiem.
A tego wielu katolikom brakuje. Uznania wolności wyboru. Ale ten lęk pokazuje, jak płytka jest wiara ludowa, emocjonalna i ta cała współczesna pusta religijna paplanina.