I tak się dzieje: finansowanie jest z moich podatków, jestem katolikiem. Z podatków niewierzących opłacani są nauczyciele etyki, a z podatków innych wyznawców nauczyciele ich religii. To jest sprawiedliwe.
Nie jest to sprawiedliwe, ponieważ nie ma w Polsce odpisu podatkowego na konkretne wyznania, jak jest np. w Niemczech. Poza tym nauczyciel etyki opłacony z podatków realizuje program państwowy, podlega państwowemu dyrektorowi szkoły i kuratorium. Katecheta jest zatrudniony przez proboszcza, więc proboszcz ma mu płacić, nie państwo.
"Wyrzucanie religii, w taki czy inny sposób, ze szkoły jest wracaniem do czasów komunistycznych" - wygląda na to że właśnie o to chodzi totalnej opozycji. Tylko Moskwę zamienili na Brukselę.
Płatne trolle. Dostają zlecenia na wybrane artykuły, i stąd nagle tyle komentarzy niby katolików którzy wszyscy są przeciwni religii w szkole. Kto płaci? To chyba jasne.
Ja często pisałem negatywne komentarze na temat religii w szkole, jej jakości i frekwencji. Pewnie mi Pan/Pani nie uwierzy, ale naprawdę NIKT MI NIE PŁACI. Ale trochę się zawodowo na kwestii znam, dlatego się wypowiadam. Lepiej jednak powiedzieć: to trolle, Soros im płaci, czytelnik GW, niż założyć, że ktoś ma po prostu inny pogląd na daną sprawę.
@BOLO - mój ojciec miał religię w szkole - przed wojną - mój brat miał w szkole, ja miałem do 3 klasy podstawówki w szkole religię. Mój ojciec niezbyt mile wspominał te czasy, mój brat który ostał się księdzem też zazdrościł mi religii na probostwie. A wiesz dlaczego? Bo ja nie narzekałem a w przyszłości wspominałem mych katechetów ks.ks. Bartoszka i Hanuska. Dzisiaj gdy mówię o mych lekcjach religii wnukowi to tylko żale z jego strony słyszę na temat religii w szkole.
Ale Twój brat został księdzem! Znakomity to dowód na to iż religia w szkole jest OK. Cieszę się że nam zwolennikom niedyskryminowania katolików w Polsce dostarczyłeś tak znakomitego dowodu efektywności szkolnej katechezy!
To było w Siemianowicach, jak sądzę :) Nazwiska - legendy, też Ci zazdroszczę że Cię uczyli. Ja byłem nieco za młody, z początku były Siostry, choć nie pamiętam czy o ks. Hanuska jakoś tam nie zahaczyłem. A na pewno w kościele. Co tu gadać, było pięknie i tak, jak wszystkim życzę żeby na religii było :)
" (...) lekcja religii jest lekcją wyznaniową, różną od katechezy wypełniającej wszystkie swoje funkcje, inną też od religiologii i religioznawstwa." (ks. Piotr Tomasik: "Misja kanoniczna nauczyciela religii" /opubl. www.katacheta.pl/). Powstaje zatem pytanie, czy - niezależnie od tradycji - jest zgodne z zasadami rozsądku, by Państwo płaciło komuś, kto przekazuje nie wiedzę, lecz wiarę.
Ciekawe rozważanie. Rodzi wiele pytań. Ot pierwsze co mi przyszło… Nie ma ani jednego dowodu na poparcie teorii ewolucjonizmu Darwina (jeżeli ktoś zna takowy –niech zademonstruje). Ktoś zna? To samo na przykład z ateizmem. Ktoś ma dowód na NIEistnienie Boga? Ktoś ma? Nieee? A więc jest to następna religia!!! @VELARIO: „Powstaje zatem pytanie, czy - niezależnie od tradycji - jest zgodne z zasadami rozsądku, by Państwo płaciło komuś, kto przekazuje nie wiedzę, lecz wiarę.”
Marzy mi się, aby moje dzieci mogły uczyć się religii poza systemem szkolnym. Ciągły strach przed jedynkami z byle powodu, za trudne sprawdziany i zadania domowe zniechęcają dzieci do Kościoła. Niestety koszmarna katechetka ma mocne poparcie proboszcza. Nieoficjalnie dowiedziałam się w szkole, że nic z tym nie mogą zrobić. Mała miejscowość, 1 szkoła.
Religii, jak pisze jezuita Jacek Prusak, należy nauczać poza szkołą "żeby religia stała się czymś więcej niż jednym ze szkolnych przedmiotów, żeby była nauczaniem życia we wspólnocie parafialnej, kształtowała więź z lokalną społecznością kościelną".
Ja również uważam, że miejsce katechezy jest przy parafii. Przekazywanie wiary jest zadaniem wspólnoty wierzących. Ale wierzący muszą uczestniczyć w kosztach utrzymania katechetów i stworzyć im normalne, a nie skrajnie ubogie, warunki życia i pracy. Nasze społeczeństwo funkcjonuje w obszarze kultury chrześcijańskiej i - chociaż idzie to z trudem - katechizacja wpływa na wychowanie w zasadach tej kultury. Dobrze jest, że wszyscy obywatele mają możliwość poznać te zasady (np. na katechizacji w szkole). Identyfikacja i faktyczne postępowanie to już inna sprawa. Szkoła i parafia odpowiadają za edukację. Za życie każdy odpowiada sam.
Katecheta w szkole nie podlega pod dyrektora a program nie jest zatwierdzony przez ministerstwo. Wyobraźmy sobie sytuację odwrotną, w której każdy kościół ma obowiązek realizować dwie godziny nauki prowadzonej przez urzędnika państwowego, bez wpływu na program tej nauki i jeszcze Kościół musi płacić temu urzędnikowi.
Katechet podlega pod ministerstwo tak jak i nauka religi , stopnie z religi sa na swiadectwach. Jak ktos zle uczy nalezy zglaszac i prosic innego katechete !!!
Mylisz się, katecheta nie podlega pod ministerstwo. Program katechezy ustala autonomicznie Kościół. Katecheta do szkoły kierowany jest przez proboszcza, nie przez dyrektora szkoły. Podręczniki są zatwierdzane przez biskupa danego miejsca, nie zaś przez MEN. Nadzór kuratorium ograniczony jest wyłącznie do metodyki, nie ma możliwości weryfikacji treści nauczania czy organizacji zajęć, które to dziedziny zarezerwowane są dla strony kościelnej. Rola państwa ogranicza się do udostępnienia miejsca w szkole do prowadzenia katechezy oraz do... płacenia Kościołowi za wypełnianie jego własnego obowiązku wobec własnych wiernych.
Katecheta podlega i dyrektorowi, i proboszczowi. Program jest zatwierdzony przez stronę kościelną. Katechety dotyczy cała ta okropna biurokracja oświatowa, która jest w katechizacji zupełnie zbędna.
Jeśli katecheta podlega dyrektorowi, to dlaczego dyrektor nie ma prawa go zwolnić, albo zgłosić swojego kandydata, jak w przypadku innych nauczycieli? Dlaczego nie może wizytować lekcji pod kątem treści i programu nauczania? Oczywiście katecheta ma obowiązki nauczyciela pod względem biurokracji, ale nadal pozostaje on pracownikiem kościelnym, a nie państwowym.
W szkole jest nauczyciel religii a nie katecheta. Katechetą był gdy uczył w salkach katechetycznych w parafii. Teraz nad jego pracą sprawuje nadzór dyrektor szkoły i ks. Proboszcz który powinien nadzorować czego uczy i jak uczy "katecheta'. Niestety tego nie robi!
W czasach PRLu każdy ksiądz musiał złożyć przysięgę wierności w Urzędzie do Spraw Wyznań „Ślubuję uroczyście dochować wierności Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej, przestrzegać jej porządku prawnego i nie przedsiębrać niczego, co mogłoby zagrażać dobru Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej” (Art. 6 Dekretu z 31 grudnia 1956 r. o organizowaniu i obsadzaniu stanowisk kościelnych Dz. U. 1957, Nr 1, poz. 6.) Porównanie rzecznika KEP bez związku.
Pozwolę sobie myśleć inaczej. W szkole religia stała się kolejną lekcją - i do tego tzw. "michałkiem". Jeśli na następnej godzinie ma być np. sprawdzian z matematyki - nie ma siły, większość tylko o tym myśli i czasami próbuje jeszcze "doczytać" pod ławką lub oficjalnie. Jeśli religia jest po tejże matematyce - rozgorączkowani uczniowie dyskutują o wynikach. Jeśli religia jest pierwsza lub ostatnia - wielu uczniów się zwalnia - ze względu na dojazdy. Piszę o tym, jak wygląda w szkole średniej w dużym mieście. ale tak to właśnie wygląda.
Mieszkańcy Demokratycznej Republiki Konga też są chrześcijanami, a kulturę mają zupełnie inną. A w drugą stronę podobną kulturę ma Polska i ateistyczne Czechy.
To chyba z ta kultura nie jest do konca tak roznice w kulturowe w krajach o podobej religi bywaja ogrome np. Islamskie arabia saud i Malezja lub Bosnia i H czy katolickie Filipiny i Polska
Kultura też. Ale współważnym - z zyskiwaniem wiedzy, nabywaniem umiejętności myślenia - składnikiem edukacji jest wychowywanie (współwychowywanie z rodzicami). Wpajanie wartości jakie niesie z sobą religia (chrześcijańska szczególnie) - w tym samym miejscu i czasie - jest nie do przecenienia.
Jestem ewidentnym produktem "komunizmu" w Polsce, ale wcale nie czuję się jego "ofiarą". Nie znam innych lekcji religii niż te przy kościele i myślę że było całkiem w porządku. Pełna dobrowolność i świadomy wybór, wysiłek by się na te lekcje pofatygować, bezpośredni kontakt z proboszczem i kapłanami z własnej parafii, powaga miejsca, spokój, koncentracja tylko na jednym temacie. Może niezbyt ścisły związek i udział we "wspólnocie parafialnej", ale czasem jednak. Jak dla mnie same plusy. Z idei religii w szkole na zapas wyleczyła mnie rozmowa uczniów w autobusie. Jeden z nich nie był na lekcjach i pytał kolegów co było, także na religii. Odpowiedź brzmiała - nic, ksiądz coś p...lił. To ja za taką religię - dziękuję.
Nie, nie wysyp z innych mediów. Ale nie wiem, czy lekcje religii w szkole do końca swoje zadanie spełniają. I temat jest poważny. Czy katolik nie ma prawa mieć swojego zdania na jakiś temat? Czy każdy, kto ma inne zdanie niż rzecznik kurii czy KEP nie jest już katolikiem i musi być wrogiem? Wróciliśmy do lekcji religii w szkole - jak było to przed wojną. Ale teraz czasy są inne i być może powielanie rozwiązań sprzed 80ciu lat nie jest dla nas idealne. Musimy na ten temat dyskutować! Przyczepianie łatek do niczego nie prowadzi.
I znów ten sam argument: że Michnik, że GW, że opłacani przez wrogie siły lewackie... A może czas wreszcie przejrzeć na oczy i przyznać, że katecheza w bardzo wielu polskich szkołach jest nauczana na naprawdę niskim poziomie? Że nie ma sensownej koncepcji dydaktycznej i społecznej, wizjonerskiej, jaką np. w okresie PRLu, w tamtych warunkach zaproponował w ruchu oazowym ks. Blachnicki? Będę pisał nieustannie: póki w mojej szkole uczyli zaangażowani księża, nikt się z religii nie wypisywał. Przyszło młode pokolenie, które pozwalało uczniom czas spędzać z nosem w smartfonie i w ciągu kilku lat frekwencja na katechezie spadła do około 40%. A jedna klasa wypisała się w całości. Te głosy "przeciw" może są zatem tak naprawdę wołaniem o DOBRĄ JAKOŚĆ nauczania???
Jakie problemy, takie poparcie. Ktoś kto od upadku komunizmu się tymi sprawami zajmuje, musi liczyć się z tym że jego poparcie nie osiąga nawet błędu statystycznego. Temat tak odgrzewany, że ten kotlet już śmierdzi. Problemem lewicy jest to że 87% Polaków chce, i ma prawo żądać dostępu do religii na lekcjach, tylko lewica tego nie chce, albo ściślej mówiąc, nie potrafi się z tym pogodzić że Polacy tego chcą. W jakiej innej sprawie Polacy są tak zgodni że popierają coś w 87% ?. :-)
Skąd informacja, że 89% Polaków chce religii w szkole? W badaniu z 2018 roku za pozostawieniem religii w szkołach było 49% ankietowanych, a 39% było przeciwko. Jeśli chodzi o finansowanie, to 51% jest przeciwna finansowaniu z budżetu, za takim rozwiązaniem opowiada się 44% ankietowanych. Wśród przeciwników finansowania z budżetu 35% chciało, by religię finansował Kościół, 16% by robili to rodzice.
@Dremor. Wedle Komisji Wychowania KEP w 2015 r. uczestnictwo w lekcjach religii wynosiło 91,5% uczniów szkół podstawowych, w gimnazjach 90,8%, w liceach ogólnokształcących 84,8%, w technikach i liceach zawodowych 84,6%, a w szkołach zawodowych 89,5%.
Wynika z tego, że może i są przeciw, ale chodzą. Tak chcą czy to rodzice tych dzieci czy same dzieci. Widać w ankiecie o której piszesz pytano ludzi, których problem nie dotyczy.
Od 2015 roku troszkę się w Polsce zmieniło. W Łodzi w ostatnim roku ponad połowa uczniów przestała chodzić na religię, nie wiem jak w innych miastach, ale nie sądzę, by był to odosobniony przypadek. Kościół widać dostrzegł ten problem, bo w kwietniu 2018 roku poruszał ten temat na spotkaniu dwustronnym z rządem.
Ciekawe rozważanie. Rodzi wiele pytań. Ot pierwsze co mi przyszło… Nie ma ani jednego dowodu na poparcie teorii ewolucjonizmu Darwina (jeżeli ktoś zna takowy –niech zademonstruje). Ktoś zna?
To samo na przykład z ateizmem. Ktoś ma dowód na NIEistnienie Boga?
Ktoś ma?
Nieee? A więc jest to następna religia!!!
@VELARIO:
„Powstaje zatem pytanie, czy - niezależnie od tradycji - jest zgodne z zasadami rozsądku, by Państwo płaciło komuś, kto przekazuje nie wiedzę, lecz wiarę.”
Wróciliśmy do lekcji religii w szkole - jak było to przed wojną. Ale teraz czasy są inne i być może powielanie rozwiązań sprzed 80ciu lat nie jest dla nas idealne. Musimy na ten temat dyskutować! Przyczepianie łatek do niczego nie prowadzi.
Wynika z tego, że może i są przeciw, ale chodzą. Tak chcą czy to rodzice tych dzieci czy same dzieci. Widać w ankiecie o której piszesz pytano ludzi, których problem nie dotyczy.