Na chłopski rozum pojawiają się wątpliwości: Adam przed grzechem pierworodnym nie miał pożądliwości, był w harmonii ze stworzeniem i z Bogiem, choć może też nie miał pojęcia o Jezusie Chrystusie itd. My po grzechu pierworodnym borykamy się z konsekwencjami grzechu mamy skłonność do zła, pożądliwość, a choć zostaliśmy odkupieni, musimy jeszcze współpracować z łaską Boga by dostąpić zbawienia (odkupienie i zbawienie to nie to samo). Jakim cudem zatem lepiej być ochrzczonym ale z konsekwencjami grzechu, egoizmu itd. i jeszcze mieć za zadanie domowe współpracę z łaską by zostać zbawionym - niż być Adamem przed grzechem, który ani odkupienia ani zbawienia nie potrzebuje, cieszy się pełnym zdrowiem duszy i ciała? Mówiąc inaczej: jak powiedział jeden mądry teolog, przed grzechem pierworodnym człowiek doświadczył miłości Boga, po grzechu doświadczył Jego miłosierdzia. Ja pytam: czy lepiej zgrzeszyć i doświadczyć Jego miłosierdzia czy lepiej nie zgrzeszyć wcale i doświadczyć "tylko" Jego miłości?
Adam został stworzony na obraz i podobieństwo Boże: miał ciało i nieśmiertelna dusze. Ale byl tylko stworzeniem. Jak koń, osioł czy mrówka. Nie był dzieckiem Bożym. To dziecięctwo Boże dało nam dopiero zbawienie wysłużone przez Chrystusa na krzyżu. To dlatego w jednej z modlitw Wigilii paschalnej padają słowa o szczęśliwej winie Adama...