Zaraz pewnie rozpocznie się w Polsce dyskusja na tle światopoglądowym wokół tej kwestii, ja bym jednak zwrócił uwagę na jeden praktyczny, pedagogiczny aspekt: pełnienie funkcji wychowawcy przez katechetę w sytuacji, gdy uczy on tylko lekcji religii w danej klasie. Byłoby to bardzo niedobre z punktu widzenia pedagogiki - gdy np. z częścią klasy wychowawca spotykałby się tylko 1 godzinę w tygodniu, a z inną częścią (uczęszczającą na religię) - 3 godziny. Tak nie powinno być, bo pozbawiamy wtedy części klasy kontaktu z wychowawcą w dość znaczącym wymiarze czasu.
Pomocy, wychowawcami są nauczyciele wszystkich pozostałych przedmiotów, są nimi np. wuefiści, którzy mają zajęcia z chłopakami lub z dziewczynami, są nauczyciele języków, którzy mają lekcje z częścią uczniów w klasie, nauczyciele przedmiotów fakultatywnych. Jakie to zresztą ma znaczenie? Wychowawca ma być opiekunem uczniów, nie musi ich koniecznie uczyć swojego przedmiotu.
No ale przecież nie może tak być, że anglista jest wychowawcą i uczy tylko połowę klasy, a druga połowa ma lekcje z innym nauczycielem! Jeżeli są takie szkoły, to jest to w moim przekonaniu błędna polityka dydaktyczna dyrekcji. Zaufanie, współpracę, opiekę wychowawcy nad uczniem buduje się w dużym stopniu przez czas, jaki się z nim spędza. W mojej szkole wychowawcami są i językowcy, i wuefiści, ale zawsze uczą całą klasę. Jeśli wychowawca spędza z częścią klasy mniej czasu, to siłą rzeczy słabiej rozpozna te osoby, ich problemy, sytuację życiową, w ten sposób powstaje systemowa nierówność. Dlatego taką sytuację uważam za niepedagogiczną.
Owszem, może tak być. Jest to pomocne, gdy wychowawca ma dodatkowo zajęcia ze swoją klasa, ale nie jest to konieczne. Dobry wychowawca zawsze znajdzie czas dla swoich uczniów, nie potrzebuje do tego osobnego przedmiotu.
Takie ma to znaczenie że wychowawca którym będzie osoba duchowna, ksiadz będzie indoktrynować dzieci które mają odmienny światopogląd.Bedzie propagować katolickie zwyczaje na każdej płaszczyźnie życia szkolnego. Na dzieci które nie są katolikami będzie wywierana pernamentna presja i nacisk, to będzie potęgowało stres u takich dzieci. Bycie innym w polskim społeczeństwie to olbrzymi ciężar i stres dla młodej osoby.
Nic w zasadzie nowego. Co któregoś tam roku - ale już do roku dwutysięcznego któregoś - przepisy nie były jasne. I katecheci bywali wychowawcami. Dopiero potem to uściślono. Pewnie dodając jakąś interpretację prawa.
To nie sojusz tronu z ołtarzem jest winny, ale postawa większości katolików. Tych, którzy bojąc się głosić Dobrą Nowinę chowają się za polityczną poprawnością. I oczywiście zaczyna się od małych rzeczy, od drobiazgów, choćby od milczącej aprobaty atakowania nauczania religii w szkołach.
@Gość - w Polsce jako katolicy deklaruje się 92% społeczeństwa. Większości nawet nie spotkasz na (obowiązkowych) niedzielnych Mszach św, a co tutaj dopiero mówić o podejściu do moralności katolickiej czy tez stanowienia prawa opartego o tę moralność.
w Hiszpanii i Irlandii do dechrystianizacji doszło na skutek realizacji prawnej i propagandowej społeczeństw decyzjami polityków, którzy doszli do władzy pod hasłami socjalnymi, a realizowali długoplanowy rozłożony na lata projekt przekształcenia społeczeństw. Łatwo to udowodnić socjologicznie porównując praktyki za Franco i spadek tych praktyk za socjalistów. Następnie partie prawicowe jako opozycja przeszły na pozycje centrolewicowe dotyczy to Hiszpanii, Irlandii i Niemiec. Porównajcie ich programy z roku 2000 z obecnymi dotyczące małżeństw.
Zawsze dziwi mnie obwinianie "innych" o dechrystianizację. W systemach demokratycznych każdy obywatel ma jeden głos. Katolik, czy szerzej chrześcijanin też. Skoro więc większość społeczeństwa stanowią ochrzczeni i większość wybiera socjalistów czy lewicowców, skoro większość wybiera odejście od chrześcijaństwa i skoro większość wybiera tworzenie prawa sprzecznego z nauką Kościoła, to czy można o to winić pragmatycznych polityków? Niestety to sami katolicy w tych krajach są winni temu co się teraz u nich dzieje. I dokładnie taka sama droga czeka tzw. katolicką Polskę.
Szczerze mówiąc nawet nie wiedziałem, ze do teraz katecheci nie mogą być wychowawcami skoro pracują na etatach nauczycielskich zgodnie z Kartą Nauczyciela. Dziwi mnie to, bo przecież wśród katechetów na sto procent znajdą się osoby potrafiące pomóc młodym ludziom przejść przez szkołę, w dodatku są dobrymi organizatorami. I tak marnują się talenty wychowawcze.
Natomiast jazgot medialny wokół tej informacji pokazuje jak bardzo pewne środowiska są przeczulone na słowo "religia" i jak bardzo boją się chrześcijaństwa i chrześcijańskiego podejścia do wychowania.
Moim zdanie nie jest to dobry pomysł. Trzeba się nad tym pochylić nie tyle z przyczyn religijnych, ale głównie pedagogicznych. Wychowawca powinien znać i uczyć wszystkich swoich uczniów. A co z tymi, którzy na religię nie chodzą ? Co z tymi, którzy nie są chrześcijanami i chodzą na etykę ? Nie będzie zarzutów wobec katechety ? Podobnie nie będzie dobrym wychowawcą ten, który uczy języka. Jedni chodzą na angielski, inni na niemiecki. Część uczniów będzie nieznana swojemu wychowawcy. To samo z nauczycielem (nauczycielką) WF. WF-y są raczej lekcjami osobnymi dla chłopców i dziewcząt. Oby ten pomysł nie obrócił się przeciwko kościołowi.
Drogi Hubercie, nie przejmuj się, damy radę. Skoro córka pastora (Angela M.), która nie zna wszystkich swoich obywateli, może być premierem, to i katecheta może być wychowawcą.
Moja córka ma wychowawczynię, która jest jednocześnie wychowawcą innej klasy, bo brakuje nauczycieli, którzy pracują na cały etat i są w szkole. Jest np. nauczycielka j.angielskiego, ale uczy także religii i już nie może być wychowawcą. Dlaczego? Czy naprawdę rodzice tak się boją indoktrynacji? Jeśli tak, to dlaczego tylko ze strony katechetów? W szkole przecież uczą też osoby wierzące. A spójrzmy z drugiej strony - co jeśli wychowawcą jest ateista wśród katolików. Dodam tylko, że patronem szkoły, do której uczęszcza córka jest Jana Paweł II i rodzice popierają chrześcijański wymiar wychowania.
Niestety to sami katolicy w tych krajach są winni temu co się teraz u nich dzieje. I dokładnie taka sama droga czeka tzw. katolicką Polskę.
Natomiast jazgot medialny wokół tej informacji pokazuje jak bardzo pewne środowiska są przeczulone na słowo "religia" i jak bardzo boją się chrześcijaństwa i chrześcijańskiego podejścia do wychowania.