• Tomekk
    04.10.2014 14:38
    No tak... Czyli oczywiście nie można iść na kompromisy, tak? czyli trzeba był albo zimnym, albo gorącym? Czyli trzeba ślepo być posłusznym wszelkim doktrynalnym założeniom, które CAŁKOWICIE ignorują rzeczywistość, albo się jest skończonym grzesznikiem? To jest przerażające, jak betonową konstrukcją jest doktryna i jak ślepi na zmieniający się świat są broniący jej mężczyźni, którzy najprawdopodobniej nigdy rodziny własnej nie założą i nie mają pojęcia o prawdziwych problemach pożycia.

    Na pytanie z tytułu odpowiem: spotkajmy się w połowie drogi.
  • Bezimienny
    04.10.2014 19:40
    Bezimienny
    Tomek... Posłużę się takim przykładem. Nie obraź się, to tylko przykład mający pokazać, ze to "spotkanie się w połowie drogi" to nie tak...

    Więc wyobraź sobie, że mam wielką ochotę dać ci w gębę. Co najmniej osiem razy, żeby Cię zabolało. Ty oczywiście nie masz ochoty oberwać, prawda? Tymczasem połowa drogi którą proponujesz, to cztery razy w gębę. No, będę łaskawy, ustąpię. Tylko trzy razy. Zgadzasz się? Nie? Straszny Talib z Ciebie. Ja idę na takie ustępstwa, a Ty nie chcesz ustąpić ani trochę?
  • Tomekk
    04.10.2014 20:27
    E tam, panie Bezimienny.

    Możemy się przerzucać co bardziej ekstremalnymi przykładami, by zdyskredytować samo zjawisko kompromisu.

    Wiem, w myśleniu chrześcijanina pokutuje to przeświadczenie, że kompromisy są złe. Że trza być albo gorącym, albo zimnym. A ja nie lubię takiej postawy. Ten antyczny złoty środek jest już lepszy, praktyczniejszy.

    Nie mówimy o biciu po mordzie. Mówimy o tak życiowych sprawach jak stosunek Kościoła do rozwodników, którzy sporej niesprawiedliwości doświadczają.

    Wyobraź pan sobie, że żona pana porzuca, idzie w świat z innym (innymi?), zostawia pana samego, a pan co? Do końca życia pan musisz w celibacie tkwić, bo ktoś pana oszukał. Stał się pan ofiarą i Kościół pana de facto za to karze. Jest inaczej?

    Czy nie można pójść "na zgniły kompromis" i zrozumieć sytuację tych ludzi?
    • Bezimienny
      05.10.2014 08:48
      Bezimienny
      Kompromis... Kompromis to jest, jak przychodzę do pracy i chcę zarabiać 8 tysięcy. A pracodawcy na mnie zależy, ale chce mi dać tylko 2. Wtedy możemy spotykać się gdzieś pomiędzy. Kompromis to jest wtedy, jak dwa narody od lat mieszkają na jednym terytorium. I żeby się między sobą nie bić, postanowiły wyznaczyć jakieś rozsądne granice.

      Nie mamy jednak do czynienia z kompromisem, gdy zarabiam 8 tysięcy, a pracodawca chce mi pensję obniżyć, a jak się nie zgodzę, to mnie zwolni. To dyktat. Podobnie gdy jedno z tych plemion uzna, że należy się mu cała ta ziemia, a członków tego drugiego plemienia trzeba wymordować.

      Nauczanie Jezusa jest jasne: nie ma rozwodów. Jeśli ktoś chce nazywać się jego uczniem nie może iść na kompromis, bo zdradza Mistrza. Czym byłby Kościół Chrystusowy, który by Jego naukę lekceważył? Ale to nie znaczy, że taki chrześcijanin jest bezkompromisowy. Jego kompromisowość będzie się wyrażała w tym, że nie będzie nikogo zmuszał do życia wedle wskazań swojego Mistrza. Jak nie chce, to nie. Ale nie jesteś wtedy Jego uczniem.

      Rozwodnicy doświadczają niesprawiedliwości ze strony Kościoła? Kiedy zawierali małżeństwo wiedzieli na co się decydują. I wiedzieli, ze mogą zostać opuszczeni. Powinni zastanowić się kogo sobie wybrali. I przede wszystkim pielęgnować miłość. Bo tego zdaje się 90% małżonków nie potrafi... A nie gadać, że Kościół jest wobec nich niesprawiedliwy... A jak to jest jakiś przypadek niezdolności do trwałych związków (i dlatego ktoś odchodzi) to istnieje przecież proces o nieważność małżeństwa...

      A co do porzucenia przez żonę... Nie wiem czy w takim wypadku nie związałbym się z kimś innym. Nie domagałbym się jednak, by Bóg ten mój wybór zaakceptował, pogłaskał mnie po główce i powiedział, ze nic się nie stało...
  • odemnie
    04.10.2014 21:16
    A KIM TY JESTEŚ KSIEDZU,BY WYPOWIADAĆ SIE WSPRAWIE KOMUNII ŚWIETEJ?????KIM TY JESTEŚ KARDYNALE LUB BISKUPIE BY MÓWIC MI CO MI WOLNO A CO NIE????KIM TY JESTEŚ KARDYNALE ZE WYPOWIADASZ SIEM ZA BOGA?????KIM TY JESTEŚ KARDYNALE ,CHCACY NARZUCIĆ INNYM SWOJĄ WŁADZE I WYŻSZOŚĆ NA INNYMI LUDZMI????POKAZAĆ CI LINKI CO ROBILI KSIĘZA W INNYCH KRAJACH????POKAZAĆ CI KARDYNALE COŚ BY CI OPADŁA DUMA I PYCHA??????CHCESZ TO CI POKAZE !!!!!CO WY WYPRAWIACIE TAM W SWOICH OGRÓDKACH WATYKAŃSKICH!!!!
  • odemnie
    04.10.2014 21:19
    ARCYBISKUP GĄDECKI NIGDY NIE BYŁ ZONATY NIE MIAŁ RODZINY NIE WIE CO TO UTRZYMANIE RODZINY LUB JEJ POMOC,ARCYBISKUP GĄDECKI JAK I INNI Z KLERU MOGĄ SIE WYPOWIADAĆ TYLKO W SPRAWIE KORPORACJI WATYKAŃSKIEJ I WARA IM OD NARZUCANIA SWOJEJ WOLI INNYM LUDZIOM!!!!!!!!!!!!!!!!!
  • ks. Marek Dziewiecki
    04.10.2014 22:15
    Kto zawiera sakrament małżeństwa, ten przy świadkach i na piśmie stwierdza, że świadomie i dobrowolnie ślubuje miłość tej drugiej osobie. Ksiądz jest służbowym świadkiem tej przysięgi. Sam zainteresowany może w swej wolności tę przysięgę łamać, może kpić z Boga, którego prosił o pomoc w wypełnieniu przysięgi, może kpić z małżonka, któremu ślubował wierną miłość do śmierci, może kpić z dzieci, które zobowiązał się przyjąć z miłością. Może kpić ze wszystkiego i wszystkich, ale żaden ksiądz nie może mu w tym pomagać, bo byłby świadkiem wiarołomnym przysięgi złożonej przez narzeczonego czy przez narzeczoną.
  • Kopyrda
    05.10.2014 03:20
    Szkopul w tym, ze nauczanie powstalo kiedy ludzkie zycie bylo krotkie i dlatego malzenstwa rozpadaly sie po kilku latch z powodu smierci jednego z malzonkow.
  • Tomekk
    05.10.2014 08:56
    @ Bezimienny,

    czyli w sumie obracamy się wokół tego, nad czym biadolili komuniści w czasach PRL-u:

    "Idea jest słuszna, ale ludzi do niej nie dorośli."

    Nie dogadamy się. Przykro mi. Od lat próbuję znaleźć jakiś wspólny język z ortodoksami, którzy często otwarci są na "dialog", ale dialog ten w ich rozumieniu polega na tym, że to ich adwersarze mają każdorazowo schodzić ze swoich pozycji, bo oni nie chcą się ani o krok ruszyć w stronę środka pola.

    Tak, tak wygląda fanatyzm. W każdym wydaniu - politycznym, religijnym, kulturowym.

    A co do zakładania tego, że trzeba się liczyć z opuszczeniem przez małżonka, zdradą etc przed ślubem... Bez żartów.

    Równie dobrze można powiedzieć ludziom, którzy mają chore dzieci, że powinni się z tym liczyć. Wykazał się pan sporą niedelikatnością. Najdelikatniej mówiąc.
    • Stanisław_Miłosz
      05.10.2014 18:53

      Pan się tak nie dołuje, panie Tomaszu. Nie jest Pan sam, w swym z niezrozumienia cierpieniu. Ja też od lat próbuję przekonać fizyków-ortodoksów by odpuścili z trochę z tą grawitacją, co to tak wszystko na dół ściąga. Tłumaczę, że wystarczy dobrze podskoczyć, by odlecieć. Bez wspomagania odlecieć! Niestety, grochem o ścianę, nie tylko żadnej gotowości na kompromis, ale nawet na dialog. Przeciwnie, tak zapiekli, że aż buhają fanatyczną arogancją z tym swoim dogmatem o powszechnym ciążeniu. O jakichś jabłkach mówią co to ich proroka w łeb ugodziły i tak już im zostało.

       

      Niestety, panie Tomku, taki już los ludzi otwartych, gdy się na sekciarzy natkną. Trzeba to z pokorą znosić i się nie szarpać. Prędzej czy później po czyjej stronie prawda - czy chcą dialogu, czy nie - się okaże.

       

  • Krzys
    05.10.2014 19:17
    @Tomekk
    Na pewno opuszczenie małżonka jest bolesnym ciosem. Chyba najboleśniejszym po śmierci (wg poziomu stresu wg statystyk).
    Każde życie jest ważne!

    Ale trzeba sobie zadać pytanie, co jest ważniejsze: czy chronienie małżeństw przed ewentualną pokusą odejścia ("bo przecież będzie można ponownie się legalnie ożenić w kościele") czy też "chronienie" poranionych współmałżonków przed celibatem.

    W pierwszym przypadku chronione są także dzieci!
    Pozatym masz dodatkową pomoc od Boga aby odbić żonę kochankowi i naprawić małżeństwo.

    Kompromis też możesz sobie sam wypracować! Tak jak brat babci: Jego żona zdradziła w młodym okresie małżeństwa, gdy był w wojsku. Powiedział żonie, że zostanie z nią i wychowa dziecko do momentu, kiedy ono osiągnie 18 lat. Kiedy to się stało, odszedł od niej. Smutne, ale prawdziwe.

    Można też wziąź ślub cywilny.

    Jak to Bóg oceni, to Boga sprawa.

    Lepiej jest jednak kiedy Kościół nie pobłogosławi, a Bóg okaże miłosierdzie, niż gdyby Kościół ponownie błogosławił, a Bóg potępił i Kościół i wiernych.


  • Joanna
    08.10.2014 22:09
    Pochodzę z rodziny gdzie rozwodów nie było, od dziecka uczono mnie, że małżeństwo jest aż do śmierci a problemy i kryzysy trzeba pokonywać wspólnie a nie się rozwodzić. Jeśli dla męża i żony Bóg będzie na pierwszym miejscu i do tego regularnie sakrament pokuty i eucharystii - to wszystko będzie na swoim miejscu (tego też uczono mnie w domu). CZy komuś z wykłócających się o prawo do Komunii Św, w ponownym związku też tak uczono w domu? Podejrzewam, że tych ludzi nie tylko NIE uczono w taki sposób ale i innych prawd wiary im w ogóle nie przekazano. Ci ludzie nie znają podstaw wiary której wyznawcami się mianują. Podobnie jak ci, którzy uważają, że środki antykoncepcyjne są ok.

    Problem jest taki, że tylko niewielki procent małżeństw ma od początku Boga w centrum swojego małżeństwa i tylko niewielki procent rodziców tak naucza dzieci o małżeństwie jak nauczano mnie. Gdyby ludzie znali naukę Jezusa, to by się po rozwodzie w ponownym związku nie wykłócali o Komunię Św., bo doskonale by wiedzieli, że nie mają do niej żadnego prawa jako cudzołożnicy. A skoro nauki Jezusa i Dekalogu nie znają, to się wykłócają - czy więc to są chrześcijanie w ogóle skoro nie znają podstawowych zasad wiary chrześcijańskiej? Jaka była formacja tych ludzi w domach, w rodzinach?
Dyskusja zakończona.
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
25 26 27 28 29 1 2
3 4 5 6 7 8 9
10 11 12 13 14 15 16
17 18 19 20 21 22 23
24 25 26 27 28 29 30
31 1 2 3 4 5 6