Dziękuje za opisaną historię, jest to dla mnie świadectwo relacji Boga do człowieka w ostatniej chwili. Ja też postawiłem Św. Krzyż na biurku w pracy bo poruszyły mnie słowa przysłowia mniszego "Krzyż stoi; świat się kręci". Krzyż jest dla mnie punktem zaczepienie w niespokojnym czasie pielgrzymowania po grzesznej ziemi.
Krzyż zadziałał dwa razy, choć pierwsza reakcja pacjenta nie była "pożądana" - ale nie można wykluczyć, że była konieczna by zaistniała ta druga - "oczekiwana". Działanie czy oddziaływanie Boga, który jest dla nas niepojęty nie może być przez nas analizowane wg naszych wizji. Bóg ma swoje sposoby działania i tylko On wie [nie my] - która przestrzeń była tą oddziaływującą. Jest jeszcze jedna bardzo ważna kwestia. Nie wiemy dlaczego ten pacjent odrzucił krzyż - Boga i to z taką zaciekłością. Można jedynie również gdybając czy teologizując jak kto woli - założyć, iż religia doznała porażki i za to należałoby ją obwinić - za niewiarę, bądź jej głęboki kryzys owego chorego nieszczęśnika. Religia przeżywa kryzys nie dlatego, że została odrzucona, ale dlatego, że stała się miałka, nudna, duszna i mdła. Kiedy wiara zostaje całkowicie zastąpiona samym wyznaniem wiary, cześć - dyscypliną, a miłość - czynieniem na pokaz ..... kiedy wiara staje się dla wierzących jedynie dziedzictwem, magią i czymś jeszcze a nie żywym zdrojem, kiedy religia przemawia z ambon z pozycji autorytetu, a nie głosem współczucia, jej przesłanie traci sens. Zbyt często sami narzucamy sobie i innym nasze mniemania o rzeczywistości Bożej, co do której nie możemy się jasno i zwięźle wypowiedzieć, gdyż stanowi tajemnicę.
1. chciałem zacytować cały tekst tylko w miejsce krzyża wstawić półksiężyc, a w miejsce umierającego ateisty, wstawić umierającego katolika. Zastanawiałem się jak bardzo mnie zminusujecie, kiedy poczujecie czym jest brak tolerancji. I to jeszcze w tak trudnej chwili...
2. i doszedłem do wniosku, że nie byłoby to słuszne. Półksiężyc nie zadziałby tak na umierającego katolika, gdyż islam nie jest dla niego wiarą rodziców. A tylko ci mają wystarczająco dominujący wpływ na podświadomość, by religia przodków wydawała się być najbardziej prawdopodobną.
Bardzo pouczający komentarz Ksiądz zaproponował, moim zdaniem.
Przywołałbym tutaj jeszcze... bioenergoterapeutów. Ci goście starają się ludzi leczyć rękami - swoimi, nie Bożymi. Też nie umieją się zdobyć na święty "dystans". I dlatego to lipa.
A Święci, którzy uzdrawiają mocą Bożą, patrzą w niebo, pozornie oddalając się od człowieka, a zbliżając się do Boga, który uzdrawia. I w tym jest prawda.
Kojarzy mi się: "Nic na siłę". Przecież jeśli człowiek ma się nawrócić, to musi mieć ten jak to Ksiądz nazwał: dystans, albo inaczej powiedział: przestrzeń wolności.
Jest jeszcze jedna bardzo ważna kwestia. Nie wiemy dlaczego ten pacjent odrzucił krzyż - Boga i to z taką zaciekłością. Można jedynie również gdybając czy teologizując jak kto woli - założyć, iż religia doznała porażki i za to należałoby ją obwinić - za niewiarę, bądź jej głęboki kryzys owego chorego nieszczęśnika. Religia przeżywa kryzys nie dlatego, że została odrzucona, ale dlatego, że stała się miałka, nudna, duszna i mdła. Kiedy wiara zostaje całkowicie zastąpiona samym wyznaniem wiary, cześć - dyscypliną, a miłość - czynieniem na pokaz ..... kiedy wiara staje się dla wierzących jedynie dziedzictwem, magią i czymś jeszcze a nie żywym zdrojem, kiedy religia przemawia z ambon z pozycji autorytetu, a nie głosem współczucia, jej przesłanie traci sens.
Zbyt często sami narzucamy sobie i innym nasze mniemania o rzeczywistości Bożej, co do której nie możemy się jasno i zwięźle wypowiedzieć, gdyż stanowi tajemnicę.
chciałem zacytować cały tekst tylko w miejsce krzyża wstawić półksiężyc, a w miejsce umierającego ateisty, wstawić umierającego katolika. Zastanawiałem się jak bardzo mnie zminusujecie, kiedy poczujecie czym jest brak tolerancji. I to jeszcze w tak trudnej chwili...
2.
i doszedłem do wniosku, że nie byłoby to słuszne.
Półksiężyc nie zadziałby tak na umierającego katolika, gdyż islam nie jest dla niego wiarą rodziców. A tylko ci mają wystarczająco dominujący wpływ na podświadomość, by religia przodków wydawała się być najbardziej prawdopodobną.
Przywołałbym tutaj jeszcze... bioenergoterapeutów. Ci goście starają się ludzi leczyć rękami - swoimi, nie Bożymi. Też nie umieją się zdobyć na święty "dystans". I dlatego to lipa.
A Święci, którzy uzdrawiają mocą Bożą, patrzą w niebo, pozornie oddalając się od człowieka, a zbliżając się do Boga, który uzdrawia. I w tym jest prawda.
Kojarzy mi się: "Nic na siłę". Przecież jeśli człowiek ma się nawrócić, to musi mieć ten jak to Ksiądz nazwał: dystans, albo inaczej powiedział: przestrzeń wolności.