Jak robimy?

ks. Włodzimierz Lewandowski

Niewiele jest środowisk, zdolnych zaproponować polskiemu Kościołowi najpierw strategię ewangelizacji, a potem konsekwentnej formacji chrześcijańskiej.

Jak robimy?

Rzadko się zdarza, by krótka informacja sprowokowała lawinę komentarzy. W chwili pisania tego tekstu było ich siedemnaście. Mam na myśli wypowiedź biskupa Zbigniewa Kiernikowskiego, a właściwie jej streszczenie, podane przez KAI. Pomijam wyborczy kontekst, bo i dla księdza biskupa był on jedynie pretekstem. Chodzi głównie o pytanie co i jak robimy, by właściwie kształtować odpowiedzialne postawy wynikające z wiary.

Tak się złożyło, że dzień później przeczytałem relację ze spotkania innego kościelnego gremium, dyskutującego o nowej ewangelizacji. Nowy zapał, nowe formy przekazu… Powtarzane od lat slogany i brak konkretu, czyli odpowiedzi na pytanie „jak”. Ten dość istotny brak upewnia mnie w przekonaniu, że niewiele jest środowisk, zdolnych zaproponować polskiemu Kościołowi najpierw strategię ewangelizacji, a potem konsekwentnej formacji chrześcijańskiej.

Zdumiałem się przed laty, gdy dowiedziałem się, że jeden ze znanych i uznanych wykładowców akademickich zrezygnował z uniwersyteckiej kariery i wyruszył w świat jako wędrowny katechista. Przez cały ten czas myślę o nim z wielkim szacunkiem. A przy okazji stawiam sobie chyba ważne w tym temacie pytanie. Skoro stoimy przez wyzwaniem nowej ewangelizacji, ilu ewangelizatorów mamy do dyspozycji. I jakie mają zaplecze. Bo i ono jest ważne. Owszem, jest diecezja tarnowska z tradycją kolędników misyjnych, dająca wsparcie misjonarzom. Są specjalizujące się w misjach ludowych zakony i to one stanowią materialne zaplecze zwiastunów słowa. Ale nowa co do treści i formy ewangelizacja to nie tylko przyjeżdżający do parafii duchowny. To całe zespoły. Prócz kaznodziei są w nich osoby głoszące świadectwa, odpowiedzialni za multimedia, animatorzy prowadzący spotkania w grupach, nawiązujący pierwszy kontakt z chcącymi włączyć się w mające powstać po ewangelizacji grupy formacyjne. Tych potrzebnych w ewangelizacji ludzi nie ma i nie ma dla nich materialnego zaplecza. Są co najwyżej próby, jak chociażby domy ewangelizatorów, założone przez Daniela Ange czy szkoła animatorów Wielkiej Ewangelizacji Ruchu Światło-Życie.   

Innym problemem jest brak pewnej strategii. Spróbujmy wyobrazić sobie taką sytuację. Obrzędy Chrześcijańskiego Wtajemniczenia Dorosłych sugerują, by właściwą przygotowującym się do chrztu dorosłym drogę przeszły dzieci, ochrzczone w wieku niemowlęcym. Księga liturgiczna sugeruje czas przystąpienia przez nie do pierwszej Komunii świętej. Mamy zatem chodzące do jednej szkoły dzieci z dwóch parafii. W jednej proboszcz idzie za sugestią wspomnianej księgi, w drugiej przygotowanie odbywa się metodą tradycyjną. Łatwo przewidzieć wiszący w powietrzu konflikt i pytania rodziców. Strategia to wspólna droga. Ona na poziomie szczegółów będzie różniła się w poszczególnych parafian, ale istota pozostanie ta sama.

W opinii jednego z czytelników sytuacja przedstawia się tak, że mamy wspaniałe, nastawione ewangelizacyjnie ruchy i proboszczów, rękami i nogami broniących się przed ich obecnością w parafiach. Nie przeczę, czasem i tak jest. Jednak zdecydowana ich (proboszczów) większość, zwłaszcza w tak zwanych parafiach tradycyjnych, robi wiele, by z powierzonych sobie wiernych uformować prawdziwą wspólnotę wspólnot. Kto wie, czy nie dlatego to wiele zamienia się w niewiele, bo brakuje ewangelizatorów i strategii.

Co i jak robimy? Być może te pytania zapoczątkują dyskusję, a jej owocem będzie zaproponowanie pewnej strategii. Przecież wiara.pl jest nie tylko po to, by informować…