Uchwyć się płaszcza Chrystusa

Monika Łącka, GN 40/2011 Kraków

publikacja 14.10.2011 06:30

Kilka lat temu zakochałam się w miłosiernej miłości Boga. W mojej miejscowości zorganizowałam Grupę Miłosierdzia i cały czas proszę Boga, aby mnie prowadził. Przyjazd do Krakowa to ukoronowanie moich pielgrzymek szlakiem miłosierdzia – mówi Włoszka Caterina Francesca Ippolito.

Uchwyć się płaszcza Chrystusa Grzegorz Kozakiewicz/ GN Zaskoczeni krakowianie obserwowali, jak rdzenni mieszkańcy Afryki śpiewają: „In Jesus, I trust!”.

Przed laty zafascynowało mnie nauczanie Jana Pawła II dotyczące Bożego miłosierdzia. Miałam nawet szczęście poznać Papieża Polaka, ponieważ pomagam organizować pielgrzymki osób niepełnosprawnych do Lourdes. Wielką czcicielką Bożego Miłosierdzia była także moja mama. Jezus zabrał ją do siebie w wigilię święta Bożego Miłosierdzia, w Godzinie Miłosierdzia. Odczytuję to jako bardzo wymowny znak – dodaje Caterina, nie kryjąc wzruszenia.

– Czy kiedykolwiek widzieliście osobę, która umierała z pokojem w sercu, a na której twarzy można było wyczytać miłość? Ja widziałem. To była moja mama. Wyglądało to tak, jakby tuż przed śmiercią zobaczyła coś lub kogoś. Jestem tego pewny. Bóg jest wielki, musimy Mu zaufać – wtóruje jej Vincent Phelan z północnej Anglii. Do Krakowa przyjechał wraz z 15-osobową grupą pielgrzymów.

Wieża Babel

Kraków od wielu lat nazywany jest stolicą Bożego Miłosierdzia. Podczas II Światowego Kongresu Apostołów Bożego Miłosierdzia, orędzie przekazane św. s. Faustynie słychać było we wszystkich zakątkach miasta. Wypełnił je wielobarwny tłum pielgrzymów z najdalszych części świata. Od Łagiewnik w stronę Starego Miasta ciągnął niezwykły korowód, śpiewający po angielsku: „In God we trust!” (Jezu, ufamy Tobie!). Zdarzały się też bardziej egzotyczne wersje tych słów, np.: „Sesu’oku ou falala ata kiate koe”. Tak modlą się każdego dnia mieszkańcy Królestwa Tonga – maleńkiej wyspy (mieszka na niej nieco ponad 108 tys. osób) położonej w południowej części Pacyfiku. Istna wieża Babel w sercu metropolii…

Uchwyć się płaszcza Chrystusa   Grzegorz Kozakiewicz/ GN Należący do Wspólnoty Cenacolo mówią, że najbardziej wzruszającym momentem spektaklu jest dla nich ten, gdy Chrystus dotyka ich, współczesnych trędowatych. Mieszkańcy podwawelskiego grodu ze zdumieniem obserwowali też rdzennych mieszkańców Afryki, ubranych w różowe i niebieskie tuniki, ozdobione niezliczoną ilością rysunków Jezusa Miłosiernego i Serca Jezusa, lub Kolumbijczyków, którzy nie rozstawali się z charakterystycznymi żółto-niebiesko-czerwonymi czapkami. Wszyscy chętnie dzielili się z nami tym, w jaki sposób zaczęła się ich przyjaźń ze św. Faustyną, jak Jezus Miłosierny przemienia ich życie.

– Kilka lat temu przypadkiem usłyszałam o prostej zakonnicy pochodzącej z Polski, przeczytałam jej „Dzienniczek” i poczułam, że przez całe życie szukałam takiej miłości, jaką daje Bóg. Odtąd każdego dnia proszę: „Jezu, prowadź mnie, bo Tobie zaufałam”. Staram się naśladować s. Faustynę i szerzyć jej orędzie – mówię ludziom o Bogu i rozdaję im obrazki Jezusa Miłosiernego. To przesłanie jest bardzo potrzebne całemu światu, zarówno Afryce, skąd pochodzę, jak i Europie – podkreśla Chinole, Nigeryjka mieszkająca na co dzień w Wielkiej Brytanii.

– Czarny Ląd potrzebuje Bożego miłosierdzia, ale jednocześnie – co ciekawe – to właśnie z serca Afryki płynie coraz mocniejsze orędzie o miłosiernej miłości Boga. Ludzie z krajów poranionych bratobójczymi wojnami coraz bardziej ufają Jezusowi i z nadzieją „chwytają się Jego płaszcza”, prosząc o uzdrowienie – w szerokim tego słowa znaczeniu. Pracuję w Burundii (Kenia), byłem świadkiem walk pomiędzy plemionami Tutsi i Hutu. Ci ludzie uczą się dziś, że dzięki miłosierdziu płynącemu z serca Jezusa mogą przebaczać nieprzyjaciołom, modlić się za nich, pomimo wszystko żyć razem i troszczyć się o siebie – opowiada pochodzący z Włoch misjonarz, o. Battista. – Nie mamy tak wielkich świątyń, jakie są w Krakowie, lecz małe i proste kościoły. Nasza modlitwa też jest bardzo prosta, lecz bardzo gorąca. Uczę swoich parafian, że źródłem wojen są nienawiść i konflikty, które zaczynają się w rodzinach. To od nich zależy, czy będziemy żyć w pokoju – dodaje.

Francja szuka Boga

Mówi się, że Francja to kraj laicki, kościoły stoją puste, a ludzie zapomnieli już, czym jest modlitwa. I tam dzieją się jednak wielkie rzeczy, bo świadków Bożego miłosierdzia, nie brakuje. – Po raz pierwszy usłyszeliśmy o Bożym miłosierdziu, gdy we Francji zaczęły wchodzić w życie ustawy przeciwko życiu: sponsorowanie przez państwo pigułki antykoncepcyjnej, prawo zezwalające na aborcję i dyskusje o eutanazji. Byłem żołnierzem, więc znam cenę życia, choć przed laty wydawało mi się ono nic nie warte. W języku francuskim miłosierdzie oznacza bowiem coś bardzo małego, słabego i biednego. Z czasem poznałem jednak bractwo „Matka Miłosierdzia”, będące gałęzią większej organizacji „Błogosławieństwa”, zrzeszającej ludzi z różnych warstw społecznych – w całej Francji ok. 4 tys. osób. Organizuje ona pomoc dla matek, które myślą o aborcji (przekonujemy je, by nie zabijały swojego dziecka), lub które już jej dokonały, a także dla ojców, którzy chcą odbudować swoje życie. Promujemy życie w duchu miłosierdzia, a ja zrozumiałem, że miłosierdzie to najpiękniejszy atrybut Boga, który jest największym dobrem – opowiada Regis Salavert. Najpierw  w intencji nienarodzonego życia i rodziców modlił się sam, później w akcję wciągnął też żonę, Annick. Razem modlą się już 30 lat.

Uchwyć się płaszcza Chrystusa   Grzegorz Kozakiewicz/ GN „Sesu’oku ou falala ata kiate koe” – „Jezu, ufam Tobie” w języku Tongo. – Matka Teresa powtarzała, że jeżeli człowiek jest w stanie zabić swoje dziecko, które jeszcze się nie narodziło, to życie straciło jakiekolwiek znaczenie. Nie osądzamy jednak rodziców, którzy zdecydowali się na aborcję, ale staramy się im pomóc i pokazać, że uzdrowienie może przyjść tylko od Boga. Z kolei promocja miłosierdzia we wszystkich krajach świata, może być gwarancją pokoju. Tego miłosierdzia bardzo potrzebuje nasza ojczyzna. Francja zabiła Boga. Modlimy się, by na nowo narodził się On w sercach Francuzów – dodaje Annick.

– Po raz pierwszy przyjechałam do łagiewnickiego sanktuarium cztery lata temu. Wtedy nic jeszcze nie słyszałam o Bożym miłosierdziu. Spotkaliśmy tu jednak grupę Francuzów, którzy regularnie przyjeżdżają do Krakowa. Opowiedzieli mi o orędziu św. s. Faustyny. Bardzo mnie ono zaskoczyło. Wtedy, wraz z mężem bardzo cierpieliśmy, martwiąc się o zdrowie i życie naszej córeczki, która poważnie chorowała. Z czasem, na własnej skórze, przekonałam się, jak bardzo wiara może zmieniać życie, prowadzić, napełniać serce pokojem. Zaufaliśmy Jezusowi Miłosiernemu, że cokolwiek stanie się z naszym dzieckiem, to będzie Jego wola, bo On z nią jest. Powiedzieliśmy, że jeśli ją stracimy, to trzeba będzie się z tym pogodzić, a jeśli będzie z nami, to możemy tylko śpiewać „Alleluja!”. Czas płynie, nasza córeczka jest z nami, rozwija się, choć są pewne problemy, ale mamy siłę, którą daje nam Pan. Dziś jestem szczęśliwa, że mogę być w Krakowie, na kongresie – opowiada Dorota, Francuzka polskiego pochodzenia.

Uchwyć się płaszcza Chrystusa   Grzegorz Kozakiewicz/ GN W niedzielne popołudnie w siedmiu kościołach wokół Rynku odbywały się spotkania modlitewne. U bratanków, i na Wschodzie

Podczas kongresu zaskakiwały wyznania wielu naszych sąsiadów. – Kraje, w których dane mi było pracować, mogą być wielkimi świadkami bezgranicznego miłosierdzia Bożego – mówił ks. abp. Tadeusz Kondrusiewicz z Białorusi. Bożemu miłosierdziu przypisał dynamiczny rozwój Kościoła na Białorusi w ostatnich latach. – W małym kościółku w Nowej Rudzie od 1956 r. przechowywano oryginał obrazu „Jezu, ufam Tobie”, wykradziony przez wiernych z wileńskiego kościoła św. Michała, zamkniętego przez władze sowieckie. W 1970 r. kościółek zamknięto, chcąc go zamienić na wiejski magazyn. Obraz tu jednak pozostał. W 1986 r. potajemnie podmieniono go na kopię i przewieziono z powrotem do Wilna. Kult Bożego Miłosierdzia wciąż się tu rozprzestrzenia – opowiadał w rozmowie z dziennikarzami.

Revesz Erzsebet, nauczycielka plastyki z Węgier, przyjechała do Krakowa, by na kongresie pokazać oryginalną wystawę prac plastycznych. – Od dawna noszę w sercu osobę Jana Pawła II. Kiedyś otrzymałam od mojego biskupa obrazek z Jezusem Miłosiernym. Chrystus patrzący na mnie z tego obrazka wezwał mnie do działania. Zaczęłam więc malować Jego portret. Swoją pracę wysłałam Ojcu Świętemu, a on odpisał mi i wysłał zdjęcie obrazu Pana Jezusa Miłosiernego. Z czasem w to malowanie wciągnęłam dzieci, które uczę. To dzięki nim powstała wystawa, z którą jesteśmy zapraszani do różnych krajów świata, także do Watykanu – opowiada.

Warto dodać, że na Węgrzech kult Bożego Miłosierdzia zaszczepił ks. Maciej Józefowicz z krakowskiej parafii św. Szczepana, który u bratanków pracował przez kilkanaście lat. To dzięki niemu powstało tam Sanktuarium Bożego Miłosierdzia.

Nie wiedzą, co tracą?

W kongresie – co nieco zdziwiło organizatorów – wzięło udział niewielu Polaków. Być może, jak sugerowali obserwatorzy, dla niektórych fakt, iż obraz Jezusa Miłosiernego jest w każdym kościele, to oczywistość. Warto na nowo docenić fakt, iż to właśnie z naszego kraju na cały świat wyszła iskra Bożego miłosierdzia, a jego źródło mamy wręcz na wyciągnięcie ręki. – Boże miłosierdzie jest bardzo ważne w moim życiu. Wciąż się zdumiewam, jest ono tak potężne. Chcę być współczesnym apostołem, na miarę XXI wieku. Dlatego tu jestem – zapewnia Marcin Skrzypek, młody ekonomista. – Wiara w Boże miłosierdzie pomaga mi na co dzień żyć – mówi Aleksandra Becmer, rolniczka z podolsztyńskiej parafii Prątnica.

– Wierzę, że Pan błogosławi Polsce i wszystkim Polakom. Dał wam przecież św. s. Faustynę i wielkiego papieża, bł. Jana Pawła II. Polacy, wykorzystujcie dobrze ten skarb i dzielcie się nim z całym światem. Niech wszystkie narody usłyszą, jak wielkie jest miłosierdzie Boga – prosi Elisabet, która na kongres przyjechała z Kanady. – Współczesny świat, pełen konfliktów, nastawiony jest na materializm. Wiele osób cierpi. Prawda jest jednak taka, że tylko Chrystus może zmienić ich życie. Każdego dnia popełniamy błędy, upadamy. On jednak wciąż nam przebacza i daje nową szansę. Ci, którzy tego nie rozumieją, nie wiedzą jeszcze, co tracą – dodaje.

Być może wielu z tych, którzy nie rozumieją, poczuło dotknięcie miłosierdzia, gdy na krakowskim Rynku najpierw słowa koronki przeplatały się ze śpiewem ulicznych grajków, a później, gdy noc spowiła już miasto, nieopodal Sukiennic widać było niezwykłą jasność. Chrystus – tak jak dwa tysiące lat temu – rodził się tu i umierał. Niemożliwe? Możliwe za sprawą Wspólnoty Cenacolo, która wystawiła poruszający spektakl „Credo”, będący świadectwem wiary każdego podnoszącej ze szponów uzależnienia. Trędowaci XXI w., jak czasem o sobie mówią, wytańczyli, wyśpiewali i wykrzyczeli, że miłosierdzie Pana nie zna granic.

Współpraca: ks. Ireneusz Okarmus, Bogdan Gancarz, Wojciech Baran

 

Uchwyć się płaszcza Chrystusa   GN 40/2011 Domenico Tufaro z rodzicami. Umierałem, lecz Pan mnie uzdrowił

Domenico Tufaro z Włoch

– O mojej chorobie dowiedzieliśmy się 25 marca 1991 r. w dzień Zwiastowania Pańskiego. Miałem szesnaście lat. Pamiętam, że nagle bardzo źle się poczułem. Gdy dojeżdżaliśmy do szpitala, z nosa płynęła mi już krew. Okazało się, że to była ostra białaczka, a lekarze dawali mi 20 proc. szans na przeżycie. Oprócz chemioterapii rozpoczęła się też moja terapia modlitwą. Moja mama, Rosaria Carmela, dostała wtedy książeczkę o Bożym miłosierdziu od pani, która należała do Odnowy w Duchu Świętym, i po raz pierwszy odmówiła Koronkę do Bożego Miłosierdzia. Nad moim łóżkiem był krzyż, a ona o godz. 15 wołała, aby krew Pana Jezusa spłynęła na mnie z krzyża i uzdrowiła mnie. I ja o to prosiłem. Wtedy też, po raz pierwszy i jedyny, szpital, w którym byłem, odwiedził Jan Paweł II . Pobłogosławił mnie. Podczas walki z chorobą były momenty, w których myślałem, że umieram. Było bardzo źle, a jednak moja mama cały czas trwała na modlitwie, a w sercu czuła głos: „Zaufaj”. Zaufała i poczuła spokój. Modliliśmy się koronką i poznawaliśmy postać św. s. Faustyny. Dziś jestem zdrowy i wiem, że wszystko, co mnie spotkało, było na chwałę Boga, bo poprzez chorobę mogę Go uwielbiać. Gdy w 2004 r. po raz pierwszy przyjechałem do Łagiewnik, wydarzyło się coś niezwykłego. Klęczałem w bazylice, i gdy się modliłem, zobaczyłem siostrę zakonną, która uśmiechała się do mnie. Powiedziałem więc do mojej przyjaciółki, która była wtedy ze mną: „Patrz, jak ona się uśmiecha, a przecież mnie nie zna”. A ona spojrzała na mnie zdziwiona i powiedziała, że przecież nie ma tu żadnej siostry zakonnej. Czy to była św. s. Faustyna? Tylko wiara może odpowiedzieć na to pytanie…