Ostatnie dziesięciolecia obfitują wysypem wszelkiej maści „objawień”, nad którymi, za sprawą mediów społecznościowych, Kościół traci kontrolę.
Od IV wieku, w literaturze chrześcijańskiej, pojawiają się tak zwane opowiadania budujące lub opowiadania dla duszy pożyteczne. Najpierw były apoftegmaty ojców pustyni (czyli opowieści starców), dalej napisany przez Św. Atanazego Żywot Świętego Antoniego, Historia mnichów w Egipcie. Zaliczyć do nich można zapewne Dialogi Św. Grzegorza czy Rozmowy z ojcami Kasjana. W tym nurcie, u schyłku pierwszego tysiąclecia, pojawiły się Opowiadania dla duszy pożyteczne, autorstwa Pawła, biskupa Monembasii. Bohaterem jednego z nich jest mnich Grzegorz. Młody i niedoświadczony. Dlatego igumen odradza mu, gdy przychodzi z prośbą o możliwość życia w pustelni. Intuicja przełożonego nie zawiodła. W poniedziałek tygodnia Wniebowstąpienia przyszedł doń szatan z wieścią: „Wiedz, czcigodny ojcze, że z powodu twojego nienagannego życia podobnego do anielskiego, przyjdą do ciebie inni aniołowie, aby ciebie w ciele zanieść do nieba, abyś tam mógł oglądać niewidzialne piękno ze wszystkimi aniołami”.
Inteligentny Czytelnik domyśla się finału. Gdy zwiedziony mnich oczekiwał na wniebowzięcie, igumen otoczył go modlitwą, towarzyszył mu w pustelni, wreszcie, gdy nadszedł moment, fizycznie bronił przed próbą wyrwania go z jego rąk. „Popatrz, największy głupcze i nieszczęśniku na to, co szatany zrobiły z twoim płaszczem. To samo chcieli z tobą uczynić…”
Pierwsze tysiąclecie, czego przykładem jest opowieść biskupa Pawła, z wielkim dystansem, a wręcz lękiem, podchodziło do objawień prywatnych i wszelkiej maści widzeń. Do tego stopnia, że wspomniani na początku starcy, przestrzegali młodych adeptów życia duchowego: jeśli masz do wyboru pracę i widzenie, wybierz pracę; bo ta zawsze pochodzi od Boga, widzenie zaś najczęściej od diabła.
Rodzi się zatem pytanie: jaką drogą mnisi (i nie tylko) wspinali się na duchowe wyżyny. Odpowiedź Świętego Bernarda z Clairvaux niejednego zaskoczy. Opisując życie kontemplacyjne wskazał na trzy jego elementy: Eucharystia, psalmodia, lectio divina praktykowane w chórze, czyli we wspólnocie. Żadnych widzeń, ekstaz, lewitacji. Było to zapewne konsekwencją rygorystycznego przestrzegania zaleceń Reguły Świętego Benedykta, nakazującej mnichowi modlić się w chórze, a prywatnie tyle, na ile opat pozwoli.
Bernard kończy pewną epokę w Kościele. Pojawia się Franciszek, idący za głosem, usłyszanym w kościółku Świętego Damiana, Tomasz a’Kempis, Henryk Suzo, Hildegarda z Bingen i wielu innych, tworzących klasykę literatury mistycznej. Mają wspólną cechę: są zapisem osobistych rozmów z Jezusem. Pouczającym lub odpowiadającym na pytania. W ten sposób powstaje nurt błędnie kształtujący przekonanie, że to co najważniejsze, najpiękniejsze i najbardziej przemieniające człowieka, dokonuje się poza liturgią i sakramentami Kościoła. Błędnie, bo – choćby dla przykładu – Hildegarda rozmawia z Jezusem po przyjęciu Komunii świętej.
Część tego, co przeżyli mistycy, przenika do liturgii i praktyki Kościoła. Nurt adoracyjny, pierwsze piątki, różaniec, koronka do miłosierdzia Bożego. Będące pokłosiem prywatnych objawień nowenny. Dobrze, gdy praktyka zostanie zaakceptowana przez Kościół, zbadana jej zgodność z Pismem świętym i Tradycją. Bywa jednak różnie. Czego przykładem może być Komunia święta wynagradzająca w pierwsze piątki. Zapoczątkowały ją – zauważa w wywiadzie dla miesięcznika W drodze Wojciech Giertych OP, teolog domu papieskiego – objawienia siostry Marii od Świętego Piotra, karmelitanki z Tours (XIX wiek). Ona to „głosiła konieczność wynagradzania Jezusowi za bluźnierstwa i podważanie religijnego charakteru niedzieli. Miejscowy arcybiskup nie dał się wciągnąć w jej objawienia prywatne, które nigdy nie były przez Kościół potwierdzone, jednak po jej śmierci w 1848 roku świecki człowiek Leon Dupont zajął się propagowaniem tej pobożności. Opis życia i prywatnych objawień siostry z Tours został wydany w Krakowie w 1888 roku. Przejął się nimi Błogosławiony Honorat Koźmiński. A że ojciec Honorat założył w Polsce dwadzieścia sześć żeńskich zgromadzeń zakonnych i miał wpływ na wiele innych, to idea wynagradzania Jezusowi za grzechy świata głęboko zakorzeniła się w Polskim Kościele” (W drodze, 2/2025, s. 104). Co ciekawe pseudo objawienia zostały zdecydowanie odrzucone przez Świętą Teresę od Dzieciątka Jezus.
O ile w przeszłości „widzenia” związane były z życiem klasztornym i zawsze można było liczyć na rozeznanie przełożonych, ostatnie dziesięciolecia obfitują wysypem wszelkiej maści „objawień”, nad którymi, za sprawą mediów społecznościowych, Kościół traci kontrolę. Więcej, zaczynają zastępować oficjalne nauczanie i traktowane są przez wielu jako źródło i podstawa wiary. Ot, choćby dla przykładu. Spotkałem się z osobą twierdzącą, że Pan Jezus „wychodzi” z Hostii, gdy jest przyjmowany w postawie stojącej. Oczywiście powiedziała to Matka Boża komuś, kto swoje widzenia opublikował na YouTube. Podobnych, w serwisach społecznościowych, znaleźć można już nie setki, wręcz tysiące. Nawet kanonizowani w ostatnim czasie święci zaczynają mówić zza grobu.
W tym kontekście jakże ważna jest kolejna interwencja Dykasterii Nauki Wiary, zawarta w Liście kard. Fernándeza, potwierdzającym negatywną opinię, wyrażoną przez biskupa francuskiej diecezji Bayeux-Lisieux i dotyczącą rzekomych wizji, których miała doświadczać w latach 70. Madeleine Aumont i z którymi wiązał się projekt wzniesienia świetlistego krzyża o ogromnych rozmiarach, mającego zapewnić odpuszczenie grzechów i zbawienie tym, którzy by się do niego zbliżyli. Prefekt Dykasterii zauważa w nim, że „Krzyż nie potrzebuje 738 metrów stali ani betonu, by dać się rozpoznać: wznosi się on za każdym razem, gdy serce, pod działaniem łaski, otwiera się na przebaczenie; gdy dusza się nawraca; gdy nadzieja odradza się tam, gdzie wydawała się niemożliwa — a także wtedy, gdy wierzący całuje mały krzyż, powierzając się Chrystusowi”. I przypomina, że „żadne objawienie prywatne nie może być uważane za obowiązek powszechny ani za znak, który miałby się narzucać sumieniu wiernych, nawet jeśli towarzyszą mu duchowe owoce. Kościół zachęca do przejawów wiary prowadzących do nawrócenia i miłości, lecz ostrzega przed wszelką formą ‘sakralizacji znaku’, która mogłaby prowadzić do traktowania przedmiotu materialnego jako absolutnej gwarancji zbawienia”.
Trudno w tym kontekście nie wspomnieć także homilii, jaką w ostatnią niedzielę wygłosił kard. Grzegorz Ryś. Powiedział między innymi: „Namnożyło się magisteriów kościelnych w nieskończoność. Otwierasz dowolna stronę na YouTube i widzisz wszystkich magistrów, którzy wiedzą lepiej niż papież, niż wszyscy papieże, niż cały Kościół. A potem mówimy: jesteśmy podzieleni. A gdzie jest Bóg? Gdzie Chrystus ma mieszkać? Gdzie jest ta wspólnota? No to pozwólcie ją Bogu budować, bo Bóg wznosi tę świątynię (...) Jak ją Bóg buduje? Także dając Piotra i dając nam Kościół rzymski jako matkę". A w Kościele – to już ode mnie – Słowo i sakramenty. Wszystko, co jest potrzebne do zbawienia. „Albowiem według wiary, nie dzięki widzeniu postępujemy” (2 Kor 5,7).