Poza prawicą nie ma zbawienia?

Jacek Dziedzina

Poparcie dla Palestyny – lewactwo. Krytyka wojny w Iraku – lewactwo. Sprzeciw wobec kary śmierci – lewactwo. Otwarcie na imigrantów – lewactwo… Czy myślenie po chrześcijańsku to naprawdę czyste lewactwo?

Poza prawicą nie ma zbawienia?

Prawicowe poglądy najczęściej łączymy z Kościołem. Lewicowe - automatycznie wpisujemy na listę obcych lub nawet wrogich chrześcijaństwu. Niektórzy, oczywiście, odwracają kierunek i twierdzą, że Jezus jest ucieleśnieniem lewicowych ideałów rewolucjonisty, a Ewangelia to typowo lewicowy manifest. I w pierwszym, i w drugim kierunku myślenia kryje się niebezpieczeństwo, że uniwersalne, zbawcze przesłanie Ewangelii ktoś spróbuje zamknąć w jednej z filozofii czy ideologii.

Lewackie czy chrześcijańskie?

Co do wymienionych na początku szufladek – faktem jest, że w konflikcie Izraela z Palestyną stronę tej drugiej biorą głównie środowiska szeroko rozumianej lewicy. I czasem jest to rzeczywiście „lewactwo”, które nie widzi drugiej strony medalu, tzn. nienawiści Hamasu do Żydów i nawoływania do zniszczenia Izraela. Czy jednak można wspierać dążenia Palestyńczyków do utworzenia samodzielnego państwa i krytykować Izrael za zbrodnicze działania wobec mieszkańców Strefy Gazy, nie mieszcząc się jednocześnie w wąskiej szufladce z napisem „lewactwo”? Można. Przykładem jest niedawny głos zwierzchników Kościołów chrześcijańskich z Bliskiego Wschodu, którzy w Jerozolimie wyrazili poparcie m.in. dla niezależności Palestyńczyków. To ważne, bo 20 września na forum ONZ zainteresowani wystąpią formalnie z prośbą o uznanie przez społeczność międzynarodową. Żeby nie było – zwierzchnicy Kościołów bliskowschodnich wyrazili również poparcie dla samostanowienia przez Izrael, co niekoniecznie podoba się dużej części świata muzułmańskiego. Czy poparcie dla Palestyny to lewactwo bliskowschodniego chrześcijaństwa czy raczej chrześcijańskie wsparcie dla tępionych przez Izrael braci?

Drugi przykład – wojna w Iraku. Faktycznie tak się utarło, że sprzeciw wobec niej wyrażała głównie euroatlantycka lewica. Prezydent Bush był ulubionym chłopcem do bicia, także ze względu na swój konserwatyzm w sprawach bioetycznych. Tymczasem tak jak żałosna była, faktycznie lewacka, krytyka jego jasnych poglądów na aborcję czy in vitro, tak niezrozumiałe dla mnie było bicie pokłonów dla decyzji o agresji na Irak przez prawicowych publicystów i polityków. I znowu – czy można było sprzeciwiać się tej wojnie, nie będąc „lewakiem”, a po prostu chrześcijaninem? Można. Przykładem jest stanowczy i powtarzany sprzeciw Jana Pawła II, który skądinąd cenił Busha za jego zdecydowanie w obronę życia nienarodzonych. Czy poglądy Papieża w kwestii Iraku były „lewackie”?

Kolejna rzecz – kara śmierci. Dziwnym trafem najgłośniej przeciw niej występują ci sami, którzy równie głośno domagają się nieograniczonego „karania” śmiercią nienarodzonych. Czyste lewactwo, to fakt. Ale czy da się być obrońcą życia konsekwentnym, tzn. bronić prawa zarodków i zwyrodnialców jednocześnie? Można. Nie wchodząc w szczegóły i dyskusję na temat różnicy między sytuacją niewinnego dziecka a wielokrotnego mordercy, warto znowu przywołać Jana Pawła II i jego prośbę, by odchodzić od wykonywania kary śmierci. Lewactwo? A może po prostu Ewangelia?

I wreszcie imigranci – jeden z głównych dzisiaj podziałów między prawicą i lewicą. Niedawno jeden z publicystów napisał, że nie wolno się oburzać, gdy niedługo katolicy wystąpią przeciwko napływowi imigrantów. Bo tak rozumuje prawica, a katolicy to przecież prawica. Otóż nie rozumiem: co wyrzucanie przybyszów ma wspólnego z tradycją judeochrześcijańską? Od razu zaznaczę, że nie jestem zwolennikiem bezrefleksyjnej ideologii multikulti, w której państwo goszczące nie ma prawa stawiać wymagań wobec imigrantów. Temat rzeka. Ale jednocześnie nie widzę powodów, by mądrą politykę imigracyjna utożsamiać z zamykaniem granic. Ta druga część pachnie już „lewactwem”, wiem, wiem. No ale może znowu to żadne lewactwo, tylko po prostu chrześcijaństwo?

To jak to w końcu jest: chrześcijaństwu bliżej do prawicy czy lewicy?

Co widzi prawe oko?

Trudno mówić o jednej prawicy. Wiele partii prawicowych ma tak odmienne spojrzenie na gospodarkę, historię i rozwój oraz na rolę państwa i miejsce religii, że często nie mogłyby stworzyć razem koalicji programowej. Prawicą może być zarówno ugrupowanie narodowo-katolickie jak i konserwatywno-liberalne. Jest też prawica autorytarno-państwowa, dążąca do wzmocnienia roli państwa w sprawach wewnętrznych (głównie związanych z bezpieczeństwem, mniej z gospodarką, jak u socjalistów). Dziś te podziały najczęściej rozmywają się, kiedy partie prawicowe mają lewicowe ciągotki w gospodarce (wysokie podatki, rozdawnictwo, ograniczanie przedsiębiorczości itd.) i odwrotnie. Czy jednak są jakieś cechy wspólne prawicy?  

Jacques Maritain pisał, że ludzie mogą posiadać temperament typowo prawicowy lub typowo lewicowy. Prawicowy temperament oznacza zgodę na zastany porządek natury i uznaje, że świat jest piękny i to piękno trzeba nadal rozwijać. Tym tropem idzie Marek Jurek, który w dyskusji na łamach „Więzi” powiedział kiedyś, że tym, co łączy różne poglądy prawicowe jest realizm, czyli „uznanie wartości widzialnego świata”. Stąd też, twierdzi Jurek, bierze się naturalny dla prawicy odruch, jakim jest konserwatyzm. Postawa ta oznacza uznanie, że żyjemy w świecie niezmiennych wartości, które powinny być podstawą wszelkich działań. Stąd też różne nurty konserwatywne dążą do podtrzymania tradycyjnego systemu wartości, nie zgadzając się na gwałtowne przewroty, które burzą porządek natury i ład społeczny. Dla prawicowego konserwatysty ważne (bo naturalne) są też takie wartości jak własność prywatna, wolność gospodarcza czy wolność sumienia. W skrajnym przypadku konserwatyzm rzeczywiście może oznaczać niechęć do wszelkich zmian, postępu, w przekonaniu, że „nowe” jest zagrożeniem dla sprawdzonych metod. Zdrowy konserwatyzm jest wierny tradycji, ale nie zamyka się na nowe wyzwania. Nic dziwnego zatem, że takie rozumienie prawicy wydaje się bliskie Kościołowi. Rządy prawicowe najczęściej oznaczają przyjazny stosunek do religii i aktywnej obecności ludzi Kościoła (świeckich i duchownych) w życiu publicznym. Prawica sprzyja też z reguły tym rozwiązaniom prawnym, które są bliskie nauczaniu moralnemu Kościoła.

Nie ma jednak znaku równości między prawicą a katolicyzmem. Owszem, „prawicowe myślenie” jest najczęściej zbieżne z chrześcijaństwem, ale często też stoi w sprzeczności z nim (odmowa prawa do samostanowienia dla jakiegoś narodu, dążenie do wojny – nie mylić z obroną! – nienawiść do imigrantów itd.)

Lewa strona świata

A jak to jest z lewicą? Wspomniany Jacques Maritain twierdził, że człowiek o temperamencie lewicowym jest z natury nastawiony niechętnie wobec realnego świata. Dlatego, zdaniem francuskiego myśliciela, lewicowiec ucieka w nierzeczywistość, żyjąc ciągle ideami, które mają zmienić świat. Marek Jurek we wspomnianej dyskusji w„Więzi” poszedł dalej, twierdząc że lewica „z zasady – niezależnie od tego, czy będzie miała charakter rewolucyjny, czy konsumpcyjny – chce zmienić życie, budować nowy świat; nie w sensie nowych instytucji, ale nowych wartości, które mają zdezaktualizować stare.” Można się zgodzić z Jurkiem, biorąc pod uwagę, że wszelkie rewolucje lewicowe, nawet jeśli wypływały ze słusznej krytyki niesprawiedliwości społecznej (co nie było wcale regułą), zawsze proponowały rozwiązania, które miały stworzyć całkowicie nowy porządek, bez nawiązania do żadnej tradycji, nawet tej sprzed „złego” systemu. Tym się różni rewolucja lewicowa od prawicowej, bo ta druga z reguły w ewentualnych zmianach widzi szansę na powrót do sprawdzonych wartości. Rewolucja lewicowa jest odrzuceniem tego, co naturalne i zgodne z rzeczywistością. Czym innym bowiem była rewolucja seksualna w latach 60? I czym jest nieustanne parcie środowisk lewicowych, żeby przekonać cały świat, że związek mężczyzny z mężczyzną jest tak samo naturalny (jeśli nie bardziej), jak związek heteroseksualny?

Lewica, zresztą, kompromituje się najczęściej swoją niekonsekwencją i brakiem logiki (to naturalne, jeśli się walczy z naturą, która jest logiczna). Niekonsekwencją bowiem jest mówienie o wolności wyboru dla kobiety i jednocześnie odmawianie tego prawa nienarodzonemu dziecku, które musi zginąć z powodu „wolnego wyboru” dorosłego człowieka. Jaki wybór pozostawia się adoptowanemu dziecku, które na mocy prawa nadanego jego zakochanym w sobie tatusiom musi wychowywać się w warunkach rewolucyjnych?

Oczywiste jest, że nie ma jednej lewicy, tak samo jak nie ma jednolitej prawicy. Komuniści, socjaliści, socjaldemokraci, Zieloni, alterglobaliści – to tylko niektóre, najbardziej kojarzone z lewicą ruchy. Wspomniana niechęć do realnego porządku świata i rewolucyjne nastawienie można traktować jako pewien wspólny mianownik. Ciekawe, że właśnie lewica podejmuje dziś walkę na polu moralności. Może czeka na kolejną kompromitację? Mniej przecież zajmuje się skompromitowanym przez bieg historii podejściem do gospodarki i życia społecznego. Nikt poważny nie mówi już o gospodarce planowanej odgórnie. Nie zdają egzaminu rozwiązania, które hamują przedsiębiorczość i wolny rynek (wysokie podatki itd.). Solidarność społeczna według lewicowych teorii oznacza legalne odebranie tym, którzy uczciwie zarobili (ale „za dużo”) i rozdanie bardziej potrzebującym.

Tutaj niektórzy chcą widzieć zbieżność z nauczaniem Kościoła i jego wrażliwością na biednych. Ewangelia jednak nie mówi o zabieraniu komuś uczciwie zdobytych pieniędzy, ale wzywa do dobrowolnego podzielenia się owocem swojej pracy z tymi, którym z różnych powodów powiodło się gorzej. Więcej, katolicka nauka społeczna bardziej akcentuje stwarzanie warunków, w których biedny będzie mógł o własnych siłach (jeśli to możliwe) stanąć na nogach niż pompowanie w niego coraz większych pieniędzy. To jest demoralizujące, bo rozleniwia człowieka, który „i tak dostanie zasiłek”.

Kościół w lewej nawie

Jednocześnie, trudno nie zauważyć, że pewne intuicje ludzi lewicy i wrażliwość na określone problemy, mogą być tożsame z wrażliwością chrześcijańską. W pewnym sensie nie ma racji Marek Jurek, kiedy mówi, że prawica, a przez to także Kościół, zawsze nastawiony jest pozytywnie do rzeczywistości, a tylko lewica podejmuje walkę o zmianę porządku rzeczy. Ewangelia też przecież jest wyzwaniem rzuconym ospałej religijności i obojętności społecznej. W taką obojętność łatwo popaść na prawej stronie, jeśli indywidualizm wygra z zaangażowaniem na rzecz społeczeństwa. Można spocząć na laurach, mając już wygodną pozycję społeczną i materialną. Można stać się wygodnym w Kościele, kiedy wydaje się, że już bardziej wierzyć się nie da i bardziej moralnym być nie można. Coś jest w lewicowej wrażliwości, że może być zgodna z tą postawą chrześcijan, którzy nie są spokojni, dopóki ktoś z zewnątrz, nawet nieprzyjaciel, cierpi niedostatek. Przypowieść o miłosiernym Samarytaninie jest takim modelem łączącym obie wrażliwości.

Niestety, drogi lewicy i Kościoła muszą się rozejść, jeśli dochodzi do bardziej systemowych rozwiązań uzdrowienia chorób społecznych. Dla lewicy najczęściej lekarstwem jest państwo opiekuńcze, dla Kościoła – państwo pomocnicze. Opiekuńczość związana jest z typową dla lewicy nieufnością do wolności człowieka, nieufnością, że jest sobie w stanie sam poradzić w wielu sytuacjach (kolejna niekonsekwencja, bo jednocześnie lewica tak chętnie akcentuje wolność wyboru). Pomocniczość natomiast zakłada obecność państwa tylko tam, gdzie jest to absolutnie niezbędne.

Ostatecznie jednak to nie „lewicowość” lub „prawicowość” decyduje o chrześcijańskim duchu w naszym myśleniu, słowie i działaniu. Na szczęście Ewangelii Jezusa z Nazaretu nie da się zamknąć w mocno ograniczonym słowniku pojęć społeczno-politycznych.