Gmatwanie bywa wymówka, prawda?
No to od wczoraj mamy jesień. Kalendarzową, bo astronomiczna przyszła ciut wcześniej. Zanim nieuchronnie nastaną ponurości czeka nas jeszcze ta, pełna kolorów, impresjonistyczno-pastelowa. Fajnie tak z tymi czterema czy nawet więcej porami roku. Pod tym względem jesteśmy w świecie uprzywilejowani...
Wiele się oczywiście dzieje. Wczoraj wieczorem gruchnęła wieść, że prezydent USA chyba zmienił podejście do wojny na Ukrainie. Chyba, bo nie wiadomo, na jaki pomysł wpadnie jutro. Ale dziś jest radość, że wreszcie zrozumiał; że wie, kto jest agresorem, kto ofiarą tej agresji. I kto potencjalnie może stać się kolejną ofiarą imperialistycznych zapędów prezydenta Rosji. Ale ja chciałbym dziś o sumieniu...
Właściwie to tylko dorzucić parę myśli do tego, o czym w jednej z publikowanych w naszym portalu rozmów mówił jezuita, ks. Dariusz Piórkowski. Przy okazji: gorąco polecam. Przyznaję, pierwsze „zapoznanie się z tekstem” – bo nie można tego nazwać czytaniem, tylko na szybko przejrzałem – zrodziło mieszane uczucia. Dopiero spokojna lektura przyniosła uspokojenie: nie, nie znalazłem tam tak modnego dziś relatywizowania tego, czego uczy Kościół. To moje pierwsze wrażenie spowodowane było raczej treścią dość zaczepnych, wpisujących się w różne „nieprawomyślne tendencje” pytań, ale odpowiedzi wszystko wyjaśniały. Jedno szczególnie mnie uderzyło: pytanie o rozróżnienie na sumienie pokonalnie i niepokolanie błędne. I choć wiem – jak to stwierdził ks. Piórkowski – że to może być w praktyce trudne, a nawet niemożliwe do rozróżnienia, to przekonany też jestem, że błędnego sądu sumienia może człowiek uniknąć łatwiej, niż się to czasem może wydawać. Mówi się w tym kontekście o wpływie środowiska, wychowania, różnych osobowościowych obciążeniach.... I to wszystko prawda. Tyle że jest prosta metoda, by w zdecydowanej chyba większości wypadków umieć łatwo odróżnić dobro od zła. Jak?
Mowa jest o tym w 1789 punkcie Katechizmu Kościoła Katolickiego, w sekcji poświęconej potrzebie wybierania zgodnie z sumieniem. Czytamy tam:
Oto niektóre zasady, które stosują się do wszystkich przypadków:
Zwłaszcza na to drugie zwróciłbym szczególną uwagę. Takie podejście do sprawy pozwala szybko odnaleźć się w większości chyba spraw dotyczących naszych relacji z bliźnimi. Ale i gdy chodzi o grzechy tradycyjnie nazywane „przeciw Bogu” czy „przeciw sobie samemu”, bywa pomocne. Trzeba tylko postawić sprawę nieco inaczej. Ot, jak oceniłbym takie czy inne działanie, gdyby nie chodziło o mnie ale kogoś innego. Albo – gdy chodzi o te przeciw Bogu – jak bym się czuł, gdyby ktoś traktował tak czy inaczej coś, co dla nie jest święte...
Przypuszczam iż prawdą jest, że choć sumienie to osąd rozumu, w praktyce wielką rolę w ocenie dobra i zła odgrywają u wielu ludzi czynniki pozaracjonalne, np. przyzwyczajenia, uczucia czy – już bardziej psychologicznie – pragnienie, by mieć o sobie dobre mniemanie. Myślę jednak, że oparcie swojego sumienia na rozumie jest dla wszystkich rozumu używających znacznie łatwiejsze, niż to się czasem przedstawia. Trzeba tylko chcieć. I zdobyć się na taką odwagę.