Zablokowany olbrzym

Tomasz Kycia

GN 37/2011 |

publikacja 15.10.2011 00:15

Kościół niemiecki wyraźnie potrzebuje wsparcia. I to nie tylko ze względu na niezbyt optymistyczne dane statystyczne.

Ludowa pobożność, niegdyś mocno związana z niemiecką kulturą, obecnie zanika PAP/DPA/Rolf Haid Ludowa pobożność, niegdyś mocno związana z niemiecką kulturą, obecnie zanika

W Niemczech żyje prawie 25 milionów katolików, czyli o dwa miliony mniej niż w roku 2000. Z roku na rok liczba katolików maleje. Tylko w ubiegłym roku z Kościoła wystąpiło prawie 200 tys. Niemców, większość z nich w ramach protestu po aferze pedofilskiej wśród duchownych. W tym samym czasie seminaria duchowne w 27 diecezjach przyjęły średnio po czterech nowych kleryków.

Odnawianie Kościoła bez Jezusa Chrystusa

Znacznie większym niż niekorzystne statystyki problemem jest sposób, w jaki Kościół w Niemczech jest postrzegany, a nawet jak rozumiany jest on wśród samych katolików. Biorąc pod lupę przebieg wewnątrzkościelnych debat ostatnich kilkunastu miesięcy można odnieść wrażenie, że nie chodziło tu przede wszystkim o duchową odnowę wspólnoty wiary, lecz o restrukturyzację instytucji lub organizacji charytatywnej.

U początku wewnątrzkościelnej debaty był referat przewodniczącego niemieckiego episkopatu we wrześniu ubiegłego roku, w którym abp Robert Zollitsch wyraźnie dał do zrozumienia, że Kościół w Niemczech – szczególnie po skandalu związanym z molestowaniem nieletnich przez duchownych – potrzebuje odnowy, a episkopat nie będzie uciekał od trudnych rozmów. Nie trzeba było długo czekać. W styczniu 2011 roku debata nabrała tempa. Kilku czołowych chadeckich polityków, z przewodniczącym Bundestagu Norbertem Lammertem na czele, wystosowało otwarty list, w którym zaapelowali do biskupów o dopuszczenie do kapłaństwa „żonatych i wypróbowanych mężczyzn”(viri probati), aby w ten sposób zlikwidować „trudny problem parafii bez księży”. Politycy zaproponowali nawet „osobne rozwiązanie dla Kościoła w Niemczech”. Kilka tygodni później, na początku lutego, 144 naukowców, głównie teologów, podpisało memorandum pt. „Kościół 2011: Konieczny przełom”. Żądali w nim m.in. bardziej demokratycznych struktur wewnątrzkościelnych, udziału wiernych w wyborze biskupów, zniesienia celibatu, dopuszczenia kobiet do święceń kapłańskich, a także szacunku dla związków homoseksualnych. Mimo że w ostatnim dwudziestoleciu były już co najmniej cztery podobne apele niemieckich teologów, tegoroczne memorandum media okrzyknęły absolutnym przełomem i rewolucją w Kościele w Niemczech. Pół roku później, w lipcu, episkopat zorganizował w Mannheim na południu Niemiec dwudniowe forum dyskusyjne dla ponad trzystu wcześniej zaproszonych przedstawicieli katolików niemieckich. Chodziło o zdefiniowanie, jak ma wyglądać Kościół w Niemczech w 2015 roku. Podczas forum największym powodzeniem cieszyły się tematy poruszone w liście chadeków i memorandum teologów. Jak wspomina dziś Bernhard Luthe, jeden z uczestników, przed debatami i po nich goście zapraszani byli co prawda do wspólnej modlitwy, ale w końcowych 37 tezach, które miały stanowić drogowskaz odnowy Kościoła w Niemczech, ani razu nie wspomniano Jezusa Chrystusa. Współprzewodniczący akcji solidarności z Benedyktem XVI „Deutschland pro Papa” (Niemcy za Papieżem) dodaje, że nawet biskupi nie skorygowali tych tez podczas końcowej konferencji.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.