Jezus upada pod kopalnią „Anna"

Marcin Jakimowicz

GN 36/2011 |

publikacja 08.09.2011 00:15

Na przedzie górnicza orkiestra. Za nią kilkaset osób. Wspinają się na tonącą wśród drzew kalwarię. Idą na Golgotę, ale nie lamentują. Mają przeczucie, że to wszystko ostatecznie dobrze się skończy. Przecież ich Matka przez cały czas się uśmiecha.

Jezus upada pod kopalnią „Anna" Roman Koszowski/GN Roman Lazar przed jedną z kaplic

Widok z wieży bazyliki w Pszowie zapiera dech w piersiach. Wdrapujemy się po zakurzonych drabinach na sam szczyt. Krzyże na wieżach wznoszą się 52 metry nad ziemią i 370 m n.p.m. To te same wieże, o których pochodzący z Pszowa ks. prof. Jerzy Szymik pisał: „(...) przekłuwają niebo na wylot,/ sprowadzając deszcz łaski. //Z niej jestem”.

– Pszów to początki wszelkich zachwytów i trwóg, cała duchowo-cielesna tkanka mojego życia – dopowiada ks. Szymik – To kościół, w którym po raz pierwszy dopadło mnie piękno zapachu starych modlitewników, gdzie zrozumiałem pewnego dziecięcego dnia, że Matka Boska z cudownego obrazu uśmiecha się osobiście do mnie. I że mam być księdzem.

 

Kopalnia, kapliczki i czeskie piwo

Uff. Jesteśmy na szczycie. Nie widać wprawdzie masywu Śnieżki ani krakowskich Bielan, ale to, co obserwujemy dokoła, powoduje mały zawrót głowy. Czechy na wyciągnięcie ręki, Brama Morawska, popularny „Antonik” górujący nad rybnickimi kościołami, wieże kopalń, napisy na murach zapewniające, że Pszów jest „niebieski”, elektrownia, szare hałdy, po których biegają dzieci (jutro pomaszerują po wakacjach do szkół). Bezkresne szachownice pól. I ukryta pod czapą soczyście zielonych drzew kalwaria.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.