Ksiądz pewnie trafił w necie...

Gimnazjaliści nie są tak zepsuci, jak niektórzy chcieliby nam wmówić.

ks. Tomasz Horak ks. Tomasz Horak

Kawał życia widziałem, jeszcze więcej nasłuchałem się w konfesjonałach – i tych parafialnych, i tych rekolekcyjnych, i tych odpustowych. Ale ponoć nauki nigdy dosyć. Choć wolałbym już niektórych „nowości” nie dowiadywać się. Od czego jednak jest internet. To znaczy nie technika przekazywania informacji, ale faceci, którzy „wrzucają” na portale różności. No właśnie, z tych różności dowiedziałem się... Nie, nie będę kolportował szczegółów. Ale skoro wiem coś nowego (i wstrętnego), muszę jakoś sprawę „obadać” – jak mówią młodzi. Bo o młodzież chodziło, gimnazjalną. Postawiłem więc przy okazji jedno, drugie pytanie – takie okrężną drogą, nie jakieś tam „kawa na ławę”. Patrzą na mnie i odpowiadają pytaniem, „o co biega?”. Trochę się przekomarzamy, że to niby żarty. Aż któryś ze starszych chłopaków domyślił się. „Ksiądz pewnie trafił w necie na te seksualne zabawy gimnazjalistów?”. Trafiłem, i to kilka razy z różnych linków. „Ano właśnie. Przez kilka dni krążyło to różnymi drogami. Wie ksiądz? To świństwo. My to święci nie jesteśmy. Ale to, co tam jakiś debil napisał, to ja nie wiem...”.

Reszta towarzystwa nie wiedziała, o co chodzi. O konkretach tego, co ów ktoś napisał, nie mówiliśmy. Szokujące – tak. Wstrętne także. Bo jeśli nawet coś podobnego miało miejsce, to nie tylko nie jest to powszechny sposób spędzania wolnego czasu przez gimnazjalistów. Wstrętne jest przedstawianie „seksualnych zabaw” jako czegoś, co można przypisać jeśli nie wszystkim, to przynajmniej znaczącej części naszej młodzieży. Nie są aniołkami – to prawda. Ale nie są tak zepsuci, jak niektórzy chcieliby nam wmówić.

Odniosłem wrażenie, że te narzucające się linki, prowadzące do tego samego tekstu, są częścią czyjegoś zamysłu. Zamysłu, który wydaje się bardzo perfidny jako podniecająca informacja, jak instruktaż, jako antyświadectwo o naszej młodzieży. Może oceniam sprawę zbyt radykalnie? Może nie ma w tym żadnego zamysłu, a jest tylko głupota i bezmyślność? Czy tak, czy owak widzę spoza tego szczegółowego przypadku problem szerszy i trudny. Odpowiedzialność za treści publikowane w internecie. Gołym okiem widać, że odpowiedzialności jak na lekarstwo.
Owszem, są portale i strony, które można darzyć zaufaniem. Ale ogromne obszary tego „wirtualnego świata” mogą być podejrzewane o brak odpowiedzialności. Odpowiedzialności za co? Za prawdę i za dobro. A może inaczej? Odpowiedzialni też są nieodpowiedzialni i nie widać ich i nie słychać? Dobrze, że przynajmniej jest Wiara.pl. I nie tylko.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.