Rodząca na skraju pustyni

Andrzej Kerner

GN 35/2011 |

publikacja 01.09.2011 00:15

Kościół w Turkmenistanie jest jak ziarnko gorczycy dopiero co rzucone w ziemię.

Rodząca  na skraju  pustyni Andrzej Kerner Ojciec Andrzej Madej OMI

W czasie trzech tygodni spędzonych w Turkmenistanie poznaliśmy prawie wszystkich tamtejszych katolików. Żyją w kilku miastach i osiedlach na południu, na brzegu pustyni Kara-kum. Pustynia, której obszar jest większy od Polski, zajmuje ponad 80 procent powierzchni Turkmenistanu. Wśród 5 milionów jego mieszkańców żyje około stu ochrzczonych i kilkudziesięciu katechumenów, którzy przez okres od 3 do 5 lat przygotowują się do przyjęcia chrztu w Kościele katolickim. Ich szczera, prosta, dziecięca wiara i miłość budzą mój podziw i wzruszenie. Są tak prawdziwi. I tacy bezbronni.

Chrześcijanie

Raja jest pierwszą ochrzczoną rodowitą Turkmenką z domieszką krwi tatarskiej. Na trzy tygodnie opuszcza swoje mieszkanie przy ulicy Dzieci 6. Mikrorejonu w starej części Aszchabadu, żebyśmy mogli wygodnie mieszkać. – Miłością, Andrzej, miłością – odpowiada na pytanie, jak możemy się odwdzięczyć, i patrzy na mnie uważnie wielkimi, lekko skośnymi, czarnymi oczyma. Jej mieszkanie było pierwszym miejscem spotkań ludzi zainteresowanych Kościołem. Teraz w okolicy mieszka najwięcej katolików aszchabadzkich. Artur jest muzykiem. Jako pierwszy w Aszchabadzie grał Beatlesów. Dziś cierpi psychicznie, czasem ma ciężkie dni. Jeszcze zanim nad pustynią zagościła misja katolicka, czytał Ewangelię św. Jana. Zna ją na pamięć. – Tam jest cała prawda o życiu, cierpieniu i śmierci. W niej odnalazłem siebie – mówi.

 

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.