W alkomat dmuchnęła nadzieja

Ks. Dariusz Jaglarz; GN 32/2011 Koszalin

publikacja 13.08.2011 06:30

Ci pierwsi żegnają się z białymi myszkami. Ci drudzy nie trawią już zataczających się koszmarów. Tutaj imprezują razem. Pociąga ich trzeźwość.

W alkomat dmuchnęła nadzieja GN 32/2011 Za chwilę skończy się chodnik. Trzeba będzie iść pod górę i to po błocie, omijając kałuże. Ta droga to alegoria ich osobistego życia. Bo jeśli nawet nie pili, to na własnej skórze doświadczyli albo doświadczają skutków problemu.

Jest sobota, 6 sierpnia, parę minut po dziewiątej rano. Dwaj młodzi mężczyźni z chlubą dzierżący w dłoniach puszki z piwem są zirytowani widokiem procesji. – Patrz, znowu jacyś popaprańcy – mówi jeden. Duszkiem opróżniają puszki, wzburzeni przechodzą na drugą stronę ulicy. Idą do Biedronki uzupełnić zapasy „browarka”.

Na przedzie procesji ludzie niosą krzyż, za nim dwa transparenty wzywające do trzeźwości. Pątnicy śpiewają pobożne pieśni. Za chwilę skończy się chodnik. Trzeba będzie iść pod górę i to po błocie, omijając kałuże. Ta droga to alegoria ich osobistego życia. Bo jeśli nawet nie pili, to na własnej skórze doświadczyli albo doświadczają skutków problemu. Bezpośrednio lub pośrednio łączy ich ten sam dramat. Na imię mu alkoholizm.

Dlatego zdecydowali się na udział w tej pielgrzymce. Jedni są starymi weteranami pielgrzymowania na Górę Chełmską. Inni idą po raz pierwszy. Jedni proszą o trzeźwość, inni dziękują za ocalenie. Pani Krystyna z Koszalina każdego dnia modli się żarliwie za swojego starszego o 10 lat brata. A wydawałoby się, że to on był przeznaczony do modlitwy. Studiował siedem lat w seminarium duchownym. Księdzem jednak nie został. – Na wszelki sposób  staram się mu pomóc, bo wiem, że nie można takiego człowieka pozostawić samemu sobie. W tym roku pierwszy raz idę w pielgrzymce trzeźwości. Taką intencję niosę w sercu – wyznaje. Nie jest odosobniona. Wielu uczestników modli się za kogoś bliskiego, kto tonie w alkoholu. Tak jak do niedawna pan Leszek z Puław. Ma 47 lat. Pił przez dwadzieścia parę lat. Dziś jest wdzięczny Bogu za trzeźwość. – Od 5 października nie miałem w gębie grama wódki. Powoli zaczyna mnie  cieszyć życie. Znalazłem pracę, mam kontakt z synem. A byłem na dnie – mówi bezpardonowo.

Odeszła od niego żona. Przez miesiąc razem z kolegami mieszkał za sklepem przy wale wiślanym. Przyznaje się do tego, że niektórym sam dał pierwszego kielicha. Chciał się zapić. Nienawidził siebie. Nie przyjmował od nikogo pomocy. Przeklął Boga. – Ale Bóg miał wobec mnie inne plany. Dziś ja staram się pomagać, ale ze świadomością, że po alkoholiku sprzątać nie wolno. Musi sam to zrobić. Jestem wdzięczny. Modlę się, abym wytrwał – mówi.

Skazani na nadzieję

O to samo prosi 39-letni Janusz z Gdyni. Obecnie odbywa karę pozbawienia wolności. Nie po raz pierwszy. Ale od ponad 7 lat nie pije. A do więzienia dostał się przez alkohol. – Piłem od czasów podstawówki. Miałem mnóstwo kompleksów. Nie miałem kolegów, jąkałem się. Wódka dodawała mi odwagi. Zanadto…– wyznaje. W pielgrzymce, jak mówi, idzie po swoją trzeźwość, by nie wrócić do kryminału. Choć ten paradoksalnie pomógł mu porzucić nałóg. – Wiem, że sam nie mam aż tylu sił, by sam sobie z nim poradzić. Tylko Pan Bóg może mnie ocalić – dodaje.

Darek opowiada podobną historię jak Janusz. Także skazany, uczestniczący w pielgrzymce. – Rzuciłem żonie pensję na stół. Była to całkiem pokaźna kwota. No, czego mogła więcej chcieć? A ona mówi, że bierze ze mną rozwód. Słyszałem to, ale w ogóle to mnie nie obchodziło. Biegłem do kolegów na kolejną libację. Dopiero gdy na chwilę wytrzeźwiałem, dotarły do mnie jej słowa. Parę lat wcześniej, mój ojczym po chamsku wręczył mi sznur i powiedział: „Idź się powieś!”. Byłem bliski – opowiada Darek. Po raz czwarty podjął próbę wyjścia z choroby alkoholowej. Wierzy, że tym razem dzięki Bogu się uda.

Góra przemienienia

XXI Diecezjalnej Pielgrzymce Trzeźwości na Górę Chełmską towarzyszyło hasło: „Komunia z Bogiem źródłem i owocem trzeźwości”. W tym roku pielgrzymkę tę połączono ze świętowaniem 30-lecia powstania w Polsce Towarzystwa Pomocy im. św. Brata Alberta. Dlatego do Koszalina ściągnęli m.in. przedstawiciele podopiecznych ośrodków i schronisk Towarzystwa także spoza naszej diecezji. Jak przekonuje prezes, Bohdan Aniszczyk z Wrocławia, bezdomność i alkoholizm są ściśle ze sobą powiązane. – Bezdomność rodzi problemy alkoholowe, a alkoholizm prowadzi często do bezdomności. Stąd tak wielkie nasze zaangażowanie we wszelkie inicjatywy i programy trzeźwościowe – tłumaczy prezes.

Pątnicy wyruszyli sprzed kościoła pw. Ducha Św. Na szlaku odprawili Drogę Krzyżową. Po dotarciu na świętą górę uczestnicy mogli przystąpić do sakramentu pojednania oraz wysłuchać prelekcji  o sposobach pomocy osobom uzależnionym. Spostrzeżeniami i doświadczeniem dzielił się z obecnymi Wojciech Bystry z gdańskiego koła  św. Alberta. Świadectwo wyzwalania się z nałogów złożyła młodzież  ze wspólnoty Cenacolo z Giezkowa. Od wielu lat na koszalińską pielgrzymkę trzeźwości przyjeżdża ks. prał. Henryk Korża, honorowy członek Zespołu Apostolstwa Trzeźwości. – Widzę głęboki sens tego pielgrzymowania. Tu ludzie prawdziwie i żarliwie się modlą. Problem alkoholu, chcemy czy nie, dotyka nas wszystkich. Najwięcej dramatów dostarcza rodzinie. Dlatego warto, byśmy wszyscy czuli się odpowiedzialni  – apeluje kapłan. Innym gościem specjalnym był poseł Czesław Hoc. – Jestem lekarzem. Przez 26 lat pracowałem w pogotowiu ratunkowym. Widziałem ogrom nieszczęścia, bezsilność, a nawet rozpacz w rodzinach dotkniętych  chorobą alkoholową któregoś z jej członków. W tej materii jest wiele do zrobienia, także na gruncie parlamentu. Jestem  przekonany, że wszelkie działanie trzeba budować na Bogu – mówi poseł.

Centralnym punktem pielgrzymki była Msza św., której przewodniczył bp Krzysztof Zadarko. W homilii nawiązał do obchodzonego w tym dniu Święta Przemienienia Pańskiego. Przytaczając smutne statystyki, które potwierdzają ciągły wzrost spożycia alkoholu w Polsce, bp Zadarko prosił o wysiłek w zmianie myślenia i praktyk w tej materii. Uzasadniał, że alkoholizm dotyka na równi z innymi ludzi ze wspólnoty Kościoła. – To jest zniekształcona  twarz Kościoła. Tylko w autentycznej komunii z Bogiem, kontemplacjii posłuszeństwie Słowu Chrystusa możemy przywracać mu właściwy wizerunek – tłumaczył pasterz. Wezwał również do tworzenia w parafiach bractw trzeźwościowych.

Po południu było już mniej oficjalnie. Odbył się I Piknik dla podopiecznych schronisk Towarzystwa  Pomocy im. Brata Alberta pod hasłem: „Aktywność ponadwykluczeniem”. Nikt nie był głodny, dla wszystkich była pyszna grochówka z chlebem.