Tylko dla orłów

Karol Białkowski; GN 26/2011 Wrocław

publikacja 03.08.2011 23:00

Oprócz ok. 2 tysięcy pątników, którzy na własnych nogach pokonują drogę z Wrocławia na Jasną Górę, jest jeszcze niezliczona rzesza wspierających ich duchowo oraz wielu, którzy niosą ulgę pielgrzymom na trasie.

Tylko dla orłów Kamil Szyszka/ GN - Uczynność i bezinteresowność mieszkańców jest niesamowita – zachwyca się ks. Radecki.

Do wrocławskiej pielgrzymki na Jasną Górę pozostał niecały miesiąc. Niektórzy jeszcze nie zdecydowali, czy wyruszą w drogę, a inni już starają się rozchodzić buty, by uniknąć bąbli – zmory piechura. Są też i tacy, którzy za dzieło pielgrzymki cały czas się modlą i w ten sposób dokładają cegiełkę do jej organizacji. Ich rola jest nie do przecenienia. – Pielgrzymka jest dla orłów – mówi ks. Stanisław Orzechowski, główny przewodnik wrocławskiej pielgrzymki.

Tajemniczy płaszcz ochronny

Jestem przekonany, że wiele spraw pielgrzymkowych udało się załatwić dzięki wsparciu tych właśnie ludzi – tak o duchowych pątnikach mówi ks. Orzechowski. Niezależnie od warunków atmosferycznych i upływających dni, ich modlitwa i pragnienie łączności z tymi, którzy podążają o własnych siłach na Jasną Górę, są ogromne. Jakie jest ich znaczenie dla pielgrzymki? Ksiądz Aleksander Radecki, przewodnik duchowej grupy 16., twierdzi, że nie da się tego policzyć. Są jednak pewne wymierne znaki świadczące o wielkiej łasce, która jest wypraszana dla wyruszających w trasę. – Pielgrzymi duchowi są jakąś niesamowitą tajemnicą – dodaje ks. Radecki. – „Orzech” kiedyś wspominał, że jeśli dochodzimy do Częstochowy bez żadnych przeszkód, wypadków i nieszczęść, to jest to osłona modlących się ludzi.

Na pielgrzymkę trzeba spoglądać dużo szerzej, niż jesteśmy do tego przyzwyczajeni. Co prawda od wielu lat podkreśla się obecność duchową tych, którzy z różnych powodów pozostali w domach, ale czy świadomość tego wśród pielgrzymów jest wystarczająca? – Jedni i drudzy pielgrzymi to realizacja pragnienia Chrystusa – mówi główny przewodnik. – Przez wzajemną pamięć o sobie wyraża się miłość. Ksiądz Radecki również podkreśla znaczenie pielgrzymów duchowych. – Oni w domach, czasem w szpitalach, zakładach lub gdziekolwiek się znajdą, nie idą, więc większą część swojej energii i czasu mogą zamienić na modlitwę.

Oczywiście pielgrzymi grupy 16. to nie tylko chorzy i starsi, to również wszyscy, którym codzienne obowiązki nie pozwoliły wyruszyć na szlak. Ich znak także jest niesiony na Jasną Górę. – Jeśli pobudza on człowieka do myślenia, do wdzięczności, do wrażliwości, to dzięki temu wzrasta wyobraźnia miłosierdzia – dodaje ks. Radecki. – Wartość duchowych pielgrzymów jest więc niemierzalna, ale jednocześnie bardzo konkretna i obfita. Przewodnik duchowych uczestników ma nadzieję, że po powrocie z pielgrzymki relacje duchowe przekuwane są na grunt codzienności. – Jeśli pielgrzymka jest dobrze zorganizowana, to w parafii grupa duchowa ma okazję spotkać się z tymi, którzy fizycznie szli na Jasną Górę – mówi. – Nawiązują się też żywe relacje i jest kwestią łaski Bożej oraz dobrej woli tych ludzi, co z tego wyniknie.

Gość w dom, Bóg w dom

Zdecydowanie bardziej mierzalne jest to, czego pielgrzymi doświadczają na trasie. Nie chodzi tu tylko o dolegliwości marszu: zmęczenie czy drobne kontuzje. Pielgrzymka to ludzie dookoła, sami uczestnicy oraz wszyscy okazujący swoją troskę o drugiego człowieka. Można byłoby zapytać każdego pielgrzyma, ile razy korzystał z dobroci różnych gospodarzy na całej ok. 230-kilometrowej trasie. Jest niemal pewne, że nikt nie odpowie na to pytanie, bo tak wiele jej jest. – Ci, którzy goszczą pielgrzymów, są uczestnikami pielgrzymki bardziej, niż można przypuszczać – mówi ks. A. Radecki. Dlaczego? – Bo wierzą, że pielgrzymka to dzieło Boże – uzupełnia „Orzech”. – Jako ksiądz może częściej tego doświadczam; przychodzą i proszą o pamięć w ich intencjach. W ten sposób też się do nas dołączają. Jak się okazuje gościnność w miejscowościach znajdujących się na trasie pielgrzymki? Przede wszystkim nikt w tym czasie na pewno nie schudnie. – Bo jak ktoś wystawia napoje, to od razu 50-litrowy baniak, a nie dwie szklanki; jak ktoś częstuje pomidorami, to ma przygotowanych parę skrzynek; jak kanapki, to od razu cała góra – mówi z uśmiechem ks. Radecki. Wspomina też z dumą historię sprzed lat, gdy wśród pielgrzymów byli również Francuzi. – Dla nich sytuacja była kompletnie niezrozumiała. Najedli się do syta, więc chcieli za to wszystko zapłacić. W głowie im się nie mieściła taka darmowa gościnność.

Dla wielu goszczących pielgrzymów dzień odwiedzin jest jednym z najważniejszych. – Pojawia się ona w naszej wiosce raz w roku – opowiada Alicja Szulakowska z Wilkowa, która wraz z rodziną otwiera swój dom dla pielgrzymów. – To wyjątkowy czas, a na ten jeden dzień Wilków staje się metropolią – dodaje. Jak mówi, zawsze odwiedza ich kilkanaście osób. Dla pielgrzyma możliwość umycia się wieczorem jest sprawą niezwykle ważną, a nie jest łatwo. Dzięki takim gospodarzom jak pani Alicja można powiedzieć, że marzenia się spełniają. – Nie nocują u nas, nad czym bardzo ubolewam, bo wszyscy chcą spać w namiotach – dodaje z uśmiechem gospodyni z Wilkowa. – Przyjmujemy ich więc, aby się wykąpali. I zawsze ich karmimy tyle, ile da się w nich „wpakować”. Czym się kierują gospodarze, otwierając swoje domy i serca? – Chcemy po prostu wesprzeć pielgrzymów i w ten sposób choć trochę uczestniczyć w pielgrzymce – kończy pani Alicja.

Zadziwiająca gościnność

Ks. Aleksander Radecki, przewodnik grupy duchowych uczestników pielgrzymki wrocławskiej

– To było kiedyś, na terenie dzisiejszej diecezji świdnickiej. miejscowość zwrócona. Przyprowadził tę grupę ks. Romuald Brudnowski. Pojechałem tam na apel Jasnogórski i usłyszałem ogłoszenie: „słuchajcie,  gospodarze przygotowali 12 rodzajów zup na cześć 12 apostołów, a ponieważ nie zjedliśmy wszystkiego wieczorem, to wstajemy jutro o godzinę wcześniej, czyli o 4 rano, żeby gospodarze czasem nie wylali”. Proszę mi pokazać drugi taki kraj na świecie. obawiam się, że niektórzy pielgrzymi, licząc, że trochę schudną podczas drogi, mogą się srodze zawieść. trzeba też powiedzieć, że istnieje zagrożenie wybrzydzania, ale mam nadzieję, że do tego nie dochodzi.

Prowadziłem także kiedyś grupę „katorżników”, jak nazywa się pielgrzymów z grupy pokutnej. umówiliśmy się, że korzystamy tylko z picia. Bardzo często szliśmy pierwsi i była szansa na to, że zjemy wszystko po drodze. Mówiłem mijanym przez nas gospodarzom, że nie mają się co bać, bo my tylko skorzystamy z napojów, a jedzenia nie ruszamy. I trzeba było widzieć miny tych gospodarzy. Idzie 300 osób i nikt ręki po jedzenie nie wyciąga. Dopiero następna grupa spychała ich razem z tymi stolikami do rowu.

Dla ciała i ducha

Ks. Stanisław Orzechowski, główny przewodnik pielgrzymki wrocławskiej

– W ubiegłym roku musieliśmy jednorazowo zmienić odrobinę trasę ze względu na budowę mostu. Wychodząc z Namysłowa, przechodziliśmy przez miejscowość Siemysłów. Wpadliśmy wtedy w zdumienie. Mieszkańcy powystawiali nie tylko kanapki, kompoty i ciasta, ale ustawili swego rodzaju ołtarze, wywiesili transparenty. Nigdy wcześniej się coś takiego nie zdarzyło. w tym roku przedłużymy specjalnie jeden etap, aby do tej miejscowości znów wejść i aby dać im szansę doświadczenia, jaki apetyt mają pielgrzymi.

Stara gościnność jest w Smardach. Tamtejsi mieszkańcy są bardzo zorganizowani. Poszczególne regiony wioski ustalają menu, aby było urozmaicenie. Kiedyś podsłuchałem naradę gospodyń, jak zorganizować szybką dystrybucję przygotowanego jedzenia wśród pielgrzymów. Zdumienie człowieka ogarnia i trzeba zapytać się: w imię czego oni to robią?

Pamiętam też na pielgrzymce do Wilna przyszli do nas przedstawiciele mieszkańców dwóch wiosek. Prosili, byśmy z pielgrzymką przeszli przez ich miejscowości. Mówili, że będzie to ok. 5 km z hakiem. Nie przewidziałem, że hak będzie dłuższy niż ta podstawa. I spóźniliśmy się na nocleg. ale jaki był argument? całkiem biblijny. Mówili, że wystawili starych i chorych na ulicę, by choć cień pielgrzymki na nich padł. To są rzeczy, które wzruszają, nie da się obok nich przejść obojętnie.