Matka Boska 0,5 litra

Marcin Jakimowicz

GN 29/2011 |

publikacja 21.07.2011 00:15

Obok zakręcanej figurki na wodę święconą (podpisanej: „Matka Boska 0,5 litra”) leżał trójwymiarowy obraz Jezusa. Ukrzyżowany mrugał. Patrzyłem, czy pomacha nam ręką, ale nie pomachał.

Czy Pan Bóg wymaga dzieła sztuki? Józef Wolny Czy Pan Bóg wymaga dzieła sztuki?

Otaczają nas odpustowe makatki z papieżem przypominającym Frankensteina i religijne gadżety Made in China. Piękno rzeczywiście zbawi świat? A może już jedynie go bawi?

Sielsko. Ale czy anielsko?

Kicz (z niem. kitsch – lichota, tandeta, bubel) to utwór o miernej wartości, schlebiający popularnym gustom. To imitatorstwo, ckliwość, sentymentalizm, powtarzanie ogranych schematów. Jednym słowem – droga na skróty. – Kicz jest efektem naszego duchowego lenistwa – wyjaśnia dominikanin o. Jan Andrzej Kłoczowski. – Uniemożliwia on autentyczną relację religijną, bo przekazuje informację o tym, co święte, w formie zredukowanej, zakłamanej, błędnej. Przez lata funkcjonował obrazek przedstawiający św. Teresę z Lisieux w formie „ulizanej” – taka święta-głupia z różyczkami.

Tak jak gdyby na tym polegała jej świętość. Ten obraz bardzo pasował do ocenzurowanych przez jej siostry zapisków. Ale kiedy odkryto „Żółty zeszyt”, z autentycznymi świadectwami jej życia duchowego, i pokazano fotografie, okazało się, że jest to bardzo dojrzała, myśląca kobieta, ogromnie doświadczona przez cierpienie. Okazuje się, że tamten kicz po prostu kłamał, i to zarówno o jej życiu, jak i o jej relacji z Panem Bogiem. Przedstawił słodziutką „wiarkę”, a nie ową niesłychanie głęboką wiarę, która przechodziła przez ogromne doświadczenie pustki i nicości. W tym właśnie sensie myślę, że kicz jest kłamstwem, czymś głęboko niemoralnym.

W „Paliwie”, jednym z modlitewników dla młodych, znalazłem modlitwę: „Hamburgera naszego powszedniego daj nam dzisiaj”. Przetarłem oczy ze zdumienia. Jaki człowiek pobiegnie za Bogiem hamburgerów? Przypomniały mi się momentalnie słowa Daniela Ange: „Dzisiejsza kultura proponuje młodym jakąś żałosną namiastkę, erzac. W Kanadzie wybudowano szkolę położoną w lesie nad pięknym jeziorem. Ale tam nie ma okien – taki architektoniczny wymysł. I młodzi siedzą godzinami przy sztucznym świetle. To obraz kultury Zachodu: jakiejś słabej namiastki szczęścia”. Kicz istnieje, bo jest na niego zapotrzebowanie – odpowiadają producenci tandety. Ludzie lubią plastikowe kaczuszki pływające wśród sztucznych nenufarów.

Zranienie

Kapłani Izraela wchodzili za zasłonę zakrywającą Święte Świętych, by raz w roku wymówić z ogromnym szacunkiem imię potężnego Boga. My drukujemy je na balonikach i parasolkach. Czy produkowanie takich gadżetów jak okulary z prowokacyjnym hologramem Jezusa na szkłach to grzech przeciw drugiemu przykazaniu? – pytam ks. dr. Leszka Makówkę, wykładowcę historii sztuki. – Myślę, że tak. Nadużywanie imienia Pana Boga nie jest tylko kwestią wypowiadania słów, ale też szafowaniem wizerunkiem. Odwołanie do Izraela nie jest zbyt szczęśliwe, bo w judaizmie czy islamie mamy wyraźny zakaz przedstawiania wizerunku rzeczywistości nadprzyrodzonych.

My, chrześcijanie, dopuściliśmy sztukę sakralną do użytku. I troszkę wymknęło się to spod kontroli. Ale to naturalna kolej rzeczy. Bo skąd tak naprawdę wzięła się sztuka sakralna? Z potrzeby wizerunku, obrazu. Ci, którzy twierdzą, że tego nie potrzebują, stanowią może z 5 proc. wierzących. Czy religia jest podatna na zranienie kiczem? Nie sądzę, by religia była jakimś wyjątkiem. Kicz bierze się ze społecznego zapotrzebowania. Tyle że w sferze religii razi nas bardziej niż powieszony pod bramą Floriańską obraz greckiej Santorini malowany w 15 minut.

Czy Pan Bóg wymaga dzieła sztuki? Przecież Faustyna, widząc w Wilnie namalowany przez Kazimirowskiego portret Jezusa, rozpłakała się. Syn Boży nie był tak piękny jak w rzeczywistości. Pan Bóg wyraźnie zapowiedział: „nie w piękności farby, ani pędzla jest wielkość tego obrazu”. – Pan Bóg nie wymaga dzieła sztuki – odpowiada ks. Makówka. – Spójrzmy na prosty fakt: ludzie nie pielgrzymują do galerii po to, by paść na kolana przed XVI-wieczną Madonną Rafaela. Pielgrzymują do sanktuariów, w których zazwyczaj nie wiszą arcydzieła. To paradoks. Mapa kultu religijnego nie nakłada się na mapę wybitnych dzieł sztuki. Myślę jednak, że nie można oceniać intencji ludzi modlących się przed kiczowatymi wizerunkami. Nasza sztuka sakralna jest kompromisem.

Co z tego, że na Zachodzie powstają piękne minimalistyczne, neomodernistyczne kościoły, skoro… nikt do nich nie chodzi. One mogą funkcjonować na zasadzie galerii. Nasze funkcjonalne świątynie są pełne wiernych, z którymi naprawdę musimy się liczyć! Bo ostatecznie to są ich pieniądze. Musimy szukać kompromisu. To trochę tak jak z mówieniem kazania. Trzeba szukać drogi środka. Nie spotkałem jeszcze nikogo, kto mówiłby kazanie do wszystkich. Dlaczego niektórych poraża piękno liturgii, a inni doznają przeżyć religijnych przy kiczowatym obrazku? To kwestia smaku? Nie wiem. To bardzo trudne pytanie…

Katolickie umpa, umpa

Iluż „artystów” obraziło się na Janusza Kotarbę, który przez lata z uporem maniaka odmawiał prezentacji ich dorobku na łamach magazynu muzycznego „RUaH”. Chciał ochronić ten rynek przed zalewem grasującego po odpustach sacro polo. I – trzeba przyznać – w ogromnym stopniu udało mu się. Dziś z hasłem „muzyka chrześcijan” kojarzą się raczej świetni jazzmani z New Life’m, czy absolutna ekstraklasa muzyki niezależnej z 2Tm2,3, niż radosna twórczość kapel wykonujących hymny ku czci Maryi między „Majteczkami w kropeczki” i „Mydełkiem Fa”. Wielokrotnie przekonywałem się o tym, jaką siłę rażenia ma piękno. – Kiedyś odwiedziła nas ekipa telewizyjna – opowiadali mi członkowie Wspólnoty Błogosławieństw. – Chcieli nakręcić reportaż o świętowaniu szabatu. Zaczęliśmy tańczyć, a ekipa wpadła w popłoch: nie można było znaleźć kamerzysty. Okazało się, że schował się za stodołą i… płakał. Piękno poruszyło go do głębi. Dotąd filmował tylko świeckie imprezy, gdzie ludzie udawali, że bawią się po pachy.

Przed kilkoma laty Monastyczne Wspólnoty Jerozolimskie otrzymały do zagospodarowania budynek w Warszawie. Nie było to zapierające dech w piersiach opactwo w Vézelay czy oblewany oceanem gigantyczny Mont Saint-Michel. To był architektoniczny kicz w czystej postaci. Gmach przy Łazienkowskiej straszył brzydotą. Architektoniczny kundel okrzyknięty przez warszawiaków „Malborkiem”. Mnisi zakasali rękawy i przeobrazili dziwoląga w piękną, monumentalną świątynię. Prostota, surowość, zanurzenie w inny świat. Ludzi odwiedzających mnichów mieszkających przy stadionie Legii zachwycają śpiewane na bizantyjską nutę psalmy, płonące świece ogromnej menory, prostota wystroju. – Estetyka jest w przestrzeni religii niezwykle ważna – wyjaśnia Pierre-Marie Delfieux, założyciel Wspólnot. – Zdaję sobie sprawę, że wielu przypadkowych turystów zagląda na nasze modlitwy dlatego, że pociąga ich piękno tej liturgii. W żadnym wypadku nie może być to jednak sztuka dla sztuki. Ta estetyka ma otwierać na spotkanie z Bogiem.

Krakowscy dominikanie zauważyli już dawno, że im dłużej trwa piękna liturgia, tym… więcej ludzi przychodzi na Triduum. – Są znakomite kazania i bardzo słabe homilie – wyjaśnia o. Paweł Kozacki, przeor klasztoru. – Są znakomite wizerunki i słabe. Jasne, że świetnie byłoby, gdyby były same znakomite kazania, ale rzeczywistość jest bardziej brutalna. A wrażliwość na słowo jest w nas większa niż na obraz i sztuki plastyczne. Ale, paradoksalnie, nawet przy słabym kazaniu ktoś może się nawrócić. Osoby o wyrafinowanym smaku mogą zżymać się na kiczowate obrazki, ale życie pokazuje, że ludzie się przy nich modlą, a Duch Święty może działać nawet przez takie nieporadne wizerunki. On potrafi przekroczyć wszelkie ludzkie ograniczenia. Bardzo ważne jest jednak to, by nie traktować tego jako usprawiedliwienia kiczu!

A okularki z wizerunkami Jezusa? Czy to grzech przeciw drugiemu przykazaniu? – Takie gadżety to przesada – wyjaśnia o. Kozacki. – Chińska fabryka wypuszczająca serię Matek Boskich, czy Janów Pawłów jest nastawiona wyłącznie na zysk. To zwykły biznes i nadużywanie świętych wizerunków. Mogę oceniać producenta takich gadżetów, ale nie mogę wchodzić z butami w motywacje ludzi, którzy to kupują. Bo oni mogą mieć naprawdę czyste intencje, tyle że nie mają ukształtowanego poczucia sacrum. Nie chcę ich sądzić, zniechęcam jednak do używania takich rzeczy. Wiem, jaką siłę promieniowania ma piękno.

Zdarzały się sytuacje, że ktoś porażony pięknem liturgii po latach wrócił do Kościoła. Pamiętam kobietę, która weszła do naszego poznańskiego kościoła i powiedziała: tu jest Bóg. I została. Gdy w Poznaniu pytałem nowicjuszy o ich motywacje wstąpienia do zakonu, wielu odpowiadało, że przyciągało ich piękno liturgii. To nie może być jednak sztuka dla sztuki. Przykładem przegięcia w drugą stronę jest krakowski festiwal Misteria Paschalia. Pasja wykonana była w tak żywiołowy sposób, że jeszcze chwila, a publika zaczęłaby machać marynarkami. To duży dysonans. Zresztą koncerty są organizowane w Wielki Czwartek czy Wielki Piątek, a odrywając ludzi od liturgii, a w konsekwencji od Chrystusa, tworzymy pustą formę.

Mały Tomek Budzyński rozglądał się po ogromnym barwnym kościele. Na nieszpory do dominikanów w Tarnobrzegu ciągnęła go babcia Aniela. Chłonął freski, barwy, zapachy. Dziś jest świetnym malarzem. – Kościół był cały, od podłogi do sufitu, wymalowany – opowiada lider Armii. – Do tego barokowy, piękny ołtarz, a w środku ikona Matki Boskiej. Nie słuchałem kazań, miałem kilka lat, ale oglądałem i chłonąłem obrazy. Zaglądałem we wszystkie zakamarki, a każda część kościoła kryła w sobie pełno nowych światów. Ta świątynia była dla mnie jak cała galaktyka. „Piękno zbawi świat” – wołał Dostojewski. Świetnie zdaje sobie z tego sprawę Kiko Argüello. Jego gigantyczne ikony zdobią wiele kościołów i seminariów świata. Inicjator Drogi Neokatechumenalnej od lat mówi o „nowej estetyce”, która ma zbawić świat. Może dlatego, że sam jest malarzem? Od lat proponuje sztukę zainspirowaną chrześcijańskim Wschodem. Człowiek, wchodząc do takiej świątyni, od razu wpada w biblijny świat.

Na kłopoty ikona

Młodziutkie dziewczyny (zakryte ramiona, chusty na głowach, długie spódnice) podchodzą na Grabarkę. Preoooobraziłsia jesi na horie, Christie Boooże – nucą, wdrapując się na świętą górę. Na pielgrzymkach na Jasną Górę często niestety zdarza się wolnoamerykanka i radosna twórczość w stylu wyśpiewanego na nutę mołdawskiego O-zone: „Do Maryi udaj, udaj się/ Ona nigdy nie opuści cię”, czy szlagier „Panna Maria smutną ma twarz”. Tu słychać jedynie pieśni w języku staro-cerkiewno-słowiańskim. Wschodnia liturgia sprawia, że wierni czują się jedną nogą w niebie.

Dlaczego przywołuję Grabarkę? Bo kontemplacja ikony może być skutecznym antidotum na religijne maszkary. Według teologa Pawła Floreńskiego, siedem etapów pisania ikony odpowiada siedmiu dniom stworzenia świata. – Ikona nie pełni funkcji estetycznej, ale jedynie litugiczno-modlitewną – wyjaśnia Piotr Sawicki z Muzeum Ikon w Supraślu. – Ikona powstaje, by zbliżać człowieka do Boga. Ikona, jak określa ją wielu teologów, jest „oknem ku wieczności”, dotknięciem nieba.

Przed pierwszym ruchem pędzla piszący ikonę szepczą: „O Panie wszystkiego, co istnieje, Ty oświeciłeś Apostoła i Ewangeli­stę Łukasza Duchem Świętym, pozwalając mu namalować swą Przenaj­świętszą Matkę, trzymającą Cię w ramionach i mówiącą: Łaska Tego, który się ze mnie narodził, spłynęła na cały świat”. Potem mogą już zamoczyć pędzle w farbie.

Takiego błogosławieństwa nie odmawiają z pewnością producenci plastikowych „Matek Boskich 0,5 litra”. Może dlatego, że wielu z nich mówi po chińsku? Czy wychowany w kulcie ikony Wschód ma patent na uniknięcie kiczu? – Nie – odpowiada o. Kozacki. – Nie absolutyzowałbym sztuki prawosławia. Widziałem w Grecji tak koszmarnie kiczowate cerkwie, że głowa bolała. Plastikowe, prymitywne zwulgaryzowane ikony aż kłuły w oczy. Tradycja wschodnia uczy kontemplacji piękna, ale okazuje się, że i tu wkrada się kicz.

„Tak więc estetyka może być pomocna w życiu. Nie należy zaniedbywać nauki o pięknie” – przypominał Zbigniew Herbert, A Milan Kundera zauważył wprost: „Kicz jest parawanem zasłaniającym śmierć”. Może rzeczywiście tak jest? Może to wybór drogi na skróty? Łatwej, prostej i koniecznie przyjemnej? Po co tworzyć przez miesiące prawdziwą do bólu ikonę, skoro można kupić za grosze podróbkę jakiejś religijnej rzeźby? Tylko czy figura Jezusa naprawdę musi do złudzenia przypominać ogrodowego krasnala?

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.