Kościół WWW sieci

Aleksandra Kozak

publikacja 08.07.2011 22:54

O udawaniu w życiu i w Internecie. O wyzwaniach, jakie przed wiernymi stawia współczesna technologia. I o pytaniach zadawanych najczęściej. Z księdzem Adamem Sekścińskim – rozmawia Aleksandra Kozak.

ks. Adam Sekściński Agencja GN ks. Adam Sekściński
Trzeba iść z duchem czasu. Nie zmienia się Ewangelia, nie zmienia się przekaz, ale zmienia się forma przekazu.

Ks. Adam Sekściński – redaktor portalu wiara.pl, serwisu biblia.wiara.pl, administrator forum na tym portalu, od wielu lat, jako kapłan, działa w środowisku internetowym, jego nick to saxon.

 

Internet to dobre miejsce, gdzie można mówić o swojej wierze?

Oczywiście, że tak! Jest to jeden ze sposobów głoszenia Ewangelii. Trzeba iść z duchem czasu. Nie zmienia się Ewangelia, nie zmienia się przekaz, ale zmienia się forma przekazu. Gdy pojawiła się możliwość druku, pojawiło się radio, telewizja, Kościół zaczął korzystać z nich jako środków docierania do ludzi. Tak samo teraz takim środkiem jest Internet. Można dawać świadectwo osobiste poprzez dzielenie się swoimi przeżyciami. Tym, w jaki sposób ktoś nawiązywał, czy dochodził do relacji z Bogiem, czego od Niego w życiu doświadczył. Bądź też świadczyć poprzez swoją postawę.

Ujemnym czynnikiem netu jest anonimowość. Wielu ludzi, skrywając się za nią, pozwala sobie na zachowania, których by nie pokazało stojąc twarzą w twarz przed drugim człowiekiem. Nie wypowiedziałoby słów, nie potraktowało w taki sposób kogoś w kontakcie bezpośrednim. Postawa „nieskrywania” się za netem już jest dawaniem świadectwa jako osoby wierzącej, jako katolika, czy mnie jako księdza. Nawet, jeśli w jakiś sposób nadal jestem anonimowy, to nie wykorzystuję tego, aby kogoś, kto ma inne poglądy, czy jest niewierzący, obrażać, a raczej traktować z szacunkiem, szanując jego godność, jego poglądy.

W jaki sposób można docierać tam do ludzi?

Myślę, że na dwa sposoby. Pierwszym z nich to formacja, czyli zamieszczanie materiałów o tematyce religijnej na różnych portalach i stronach. Drugim z kolei jest spotkanie z człowiekiem, na tyle, na ile jest to możliwe w tym miejscu. Mam tu na myśli portale społecznościowe, czat, czy też fora dyskusyjne.

Internet sprzyja kreowaniu siebie na kogoś, kim się tak naprawdę nie jest.

A czy ksiądz w jakiś sposób nie kreuje siebie głosząc kazanie? Mówi ludziom, jak powinni żyć, postępować. Z jednej strony może to zostać odebrane tak, że on to już przeżył, że ma to już za sobą, a teraz mówi ludziom jak mają czynić. A przecież nie zawsze tak jest. Kazanie mówi ksiądz również do siebie. Podobnie jest w necie. Nie trzeba najpierw czegoś przepracowywać w sobie, by wiedzieć, jak powinno wyglądać. Jeżeli człowiek w czymś niedomaga , a wie, jak należy postępować, to czy pisząc o tym, od razu się kreuje? Myślę, że nie. Pisanie w necie może być również pisaniem do siebie.

Czy takie pisanie nie jest jednak wmawianiem sobie czegoś, czego nie ma? Czy nie może być takim uspokajaniem własnego sumienia?

Sumienie można uspokoić wszędzie, niekoniecznie w necie. Choć tu może być to łatwiejsze. Jednak nie wyolbrzymiałbym jego znaczenia w tej kwestii. Jest to jedna z możliwości. Ale w życiu też można udawać. I to czasami nawet bardzo dobrze i bardzo długo. I też w  taki sposób uspokoić sumienie.

W zawieraniu znajomości przez Internet istnieje pewne niebezpieczeństwo. Człowiek przez swą anonimowość jest odważniejszy, otwiera się przed osobą, przed którą nie otworzyłby się w świecie rzeczywistym. Potem dochodzi do spotkania, relacji bezpośredniej. Czy ta relacja nie jest już jakoś obarczona tym, co już zostało powiedziane?

Tak, ale to może być zarówno wada jak i zaleta. Patrząc na to ze strony kapłana, ktoś w bezpośredniej relacji nie otworzyłby się, a tu się otwiera. Bałby się powiedzieć o swoich problemach, albo byłoby mu wstyd. Natomiast tu stać go na taką odwagę.. Potem, przy spotkaniu, jest o wiele łatwiej, bo pewna bariera została przełamana. Wtedy ta osoba widzi, że została zaakceptowana, że nikt jej nie wyśmiał, nie odrzucił, że została potraktowana poważnie. Wówczas o wiele swobodniej jest rozmawiać w cztery oczy podczas spotkania.

Zatem, o czym trzeba pamiętać zawierając znajomość, czy dążąc do internetowej z kimś relacji?

Że jest to przekaz zubożony, bo brakuje głosu i mimiki. Przekazuje się tylko same słowa, które są nośnikiem tego, co chcemy powiedzieć, co myślimy. Czasem znamy swoje nicki – tak, jak na przykład mój – saxon. Inaczej się przecież odczytuje słowa, kiedy słyszy się ton, kiedy widzi się mimikę, a inaczej, gdy są one tego pozbawione. Stopniując ten przekaz od najuboższego, najpierw jest to słowo pisane, potem rozmowa telefoniczna, na końcu rozmowa w cztery oczy. Dlatego w necie jest o wiele więcej niedomówień niż przez telefon, znacznie mniej ich jeszcze jest kiedy się ludzie widzą.

Z jakimi problemami najczęściej zwracają się ludzie do księdza tą drogą?

Stosunkowo dużo jest pytań, czy coś jest grzechem. I tutaj zdecydowaną większość odsyła się do konfesjonału, do spowiednika. Można podać czasem zasady ogólne, kiedy coś jest grzechem, a kiedy nie, z zastrzeżeniem, że konkretny problem danej osoby powinien być rozpatrywany indywidualnie przez spowiednika w konfesjonale. Mamy na portalu zakładkę „zapytaj”. Tam można zobaczyć jakie pytania zadawane są najczęściej.

Ksiądz jednak zawsze dążył do kontaktów bezpośrednich?

Taką miałem zasadę. Zawsze zmierzałem do spotkania w realnym świecie. A jeżeli nie było to możliwe to odsyłałem do innego księdza, czy też psychologa, z którym wcześniej rozmawiałem, umawiałem, czy też umożliwiałem z nim kontakt. Internet jest raczej miejscem spotkania, nawiązania kontaktu, a nie miejscem definitywnego rozwiązywania problemów.

Jakie sukcesy przyniosła księdza obecność w Internecie?

Parę rzeczy udało się ludziom wyprostować. Były nawet przypadki powstrzymania przed próbami samobójczymi. Ktoś inny sobie nieco życie poukładał, coś pozmieniał, odnalazł drogę do Pana Boga.

Zdarzały się też porażki?

W tej chwili nie przychodzi mi nic do głowy. Podejrzewam, że zapewne takie były, tyle, że o nich raczej się nie wie. Jeśli po jednej czy drugiej przeprowadzonej rozmowie ktoś się już nie odezwał to można przypuszczać, że coś nie zostało załatwione, że ktoś poczuł się dotknięty. Pracując na forum jako administrator i usuwając kogoś z takich czy innych powodów też można popełnić błąd. Tego się nie wie.

Co księdzu daje praca na portalu wiara.pl?

Pokazuje mi pewne rzeczy od innej strony. Każdy z nas ma jakoś ukształtowaną duchowość, czy relacje z Panem Bogiem, swój sposób patrzenia na Niego. Będąc w pewnym stopniu zmuszony obowiązkami, mam okazję czytać wiele świadectw, przemyśleń, rozważań, w których ludzie pokazują mi inne spojrzenie, czasem nawet przeciwstawne. To ubogaca, bo człowiek swoją refleksję o Panu Bogu pogłębia. Widzi, że nie do końca musi być tak, jak sam to przeżywa. Nie chodzi o to, by porównywać, co jest lepsze, co gorsze, ale ubogacać się i uzupełniać obraz Pana Boga. Zobaczyć jak działa w życiu, nie tylko w moim, ale i w życiu innych. I bywa tak, że człowiek zaczyna inaczej patrzeć na pewne rzeczy i je zmieniać.

A może potrzeba duszpasterza internetowego?

Byłbym przeciwny czemuś takiemu, choć nie jestem przeciwny ewangelizacji czy „wchodzeniu” Kościoła w net. Byłoby to wielkie zaniedbanie, gdyby Kościół tego nie zrobił.  Potrzeba kapłana w tym środowisku jest ogromna. Sam nieraz doświadczyłem, że rozmawiały ze mną osoby, które nigdy w życiu do księdza by nie podeszły, żeby porozmawiać o swoim problemie. Ludzie, którzy niekiedy byli daleko od Kościoła, czymś poranieni, zniechęceni. Pewne rzeczy w nich tkwiły, niepokoiły, nie dawały im spokoju, skoro na czacie, na forum, czy też w prywatnych rozmowach o to pytały, czy ten problem poruszały.

Byłem zaskoczony, jak wiele jest takich osób. Bywało, że po skończeniu prowadzonego przeze mnie tematycznego czatu, od razu trzy, cztery, czasami nawet pięć osób przysyłało pytanie czy może porozmawiać. Tutaj taka obecność kapłana jest potrzebna i myślę, że dobrze by było, gdyby księża zrozumieli, że trzeba się tym zająć. I niestety – im szybciej, tym lepiej.

Czyli jednak obecność duszpasterza internetowego jest konieczna.

Ktoś oddelegowany przez księdza biskupa do takiej pracy – na pewno tak. Na naszym portalu wiara.pl był taki czas, że codziennie przez godzinę trwał czat na określony temat z księdzem. Ci księża się wykruszyli z takich czy innych powodów, ale znaleźć kogoś, kto by się tego podjął jest szalenie trudno. Sam proponowałem iluś tam księżom, ale bez odzewu. Poświęcić jedną godzinę na tydzień na rozmowę to nie jest zbyt wiele. Jakoś na razie tego zapału nie ma. A więc nie jakieś duszpasterstwo internetowe, ale obecność kapłana w necie.

Ale do tego trzeba mieć też predyspozycje…

Zapewne tak. Choć teraz, zwłaszcza dla młodszych księży, którzy wychowali się już w innych czasach i w innych warunkach, rozmowa na czacie nie jest obca.

Co ksiądz poradziłby młodemu kapłanowi, który chciałby duszpasterzować w necie jako kapłan?

Musi sobie wyznaczyć odpowiedni czas na to, bo nie może się to odbywać kosztem obowiązków w parafii. Pierwszą i podstawową rzeczą jest dekret biskupa i ci, do których został posłany. Druga rzecz to kwestia dążenia do spotykania się w tzw. realu,  albo odsyłania do konkretnych księży, czy też w miarę możliwości poszukania i umówienia z kimś kompetentnym. By nie próbować niektórych problemów rozwiązywać samemu. Nie dotyczy to przekazywania informacji, wyjaśniania spraw, problemów, bo ktoś nie wie gdzie szukać, czy boi się podejść do kapłana. Natomiast w bardziej osobistych problemach należy unikać rozwiązywania ich za wszelką cenę  w necie. To nie jest właściwe miejsce do tego.

W seminarium powinno się coś w tym względzie zacząć robić?

Myślę, że wcześniej czy później – tak.

Księdza marzenie?

Forum na portalu – by było to takie miejsce, gdzie rzeczywiście można porozmawiać w sposób kulturalny, mądry i na odpowiednim poziomie. Niestety, dziś wiele jest chamstwa, wyzwisk, wulgarnych epitetów na portalach i forach. I to jest straszne. Zasadniczo myślę, że na naszym portalu jest o wiele lepiej pod tym względem, niż gdzie indziej, ale daleko do sytuacji, która by mi się marzyła.