Równość, braterstwo, równość

Jacek Dziedzina

GN 27/2011 |

publikacja 07.07.2011 00:15

„Wszyscy jesteśmy równi, ale niektórzy z nas lepiej widzą w mroku”. Motto Czerwonych Khmerów z Kambodży. Wykształconych w Europie, w Paryżu, nierzadko z tytułami doktorskimi. Intelektualnej elicie udało się zrównać jedną czwartą społeczeństwa. Z ziemią.

Równość, braterstwo, równość PAP/EPA/MAK REMISSA Chum Mey i Bou Meng, byli więźniowie nieludzkiego więzienia S-21, w Centrum Ludobójstwa w Phnom Penh

To nie były zwykłe chłopaki i dziewczyny z dżungli. A raczej nie tylko z dżungli, bo i tutaj trochę czasu spędzili, ale już po powrocie ze studiów we Francji, z dyplomami w kieszeni, obeznani z wielkimi sporami filozoficznymi. Elita narodu. Jako jedni z pierwszych w Kambodży zdobyli wykształcenie wyższe. Pierwszą kambodżańską studentką była Khieu Ponnary, także po Paryżu, członkini Komitetu Centralnego i szefowa Ligi Kobiet Demokratycznej Kampuczy (oficjalna nazwa państwa Czerwonych Khmerów). Nie doczekała procesu, który właśnie toczy się w Kambodży. Podobnie jak jej mąż Saloth Sar, znany bardziej jako Pol Pot, jeden z najbardziej krwawych despotów w historii (niedoszły inżynier, po Paryżu) który zmarł w 1998 roku. Przed trybunałem stanęli za to:

Ieng Sary – założył marksistowski klub dyskusyjny w Paryżu, po przejęciu władzy przez Khmerów minister spraw zagranicznych Kampuczy, prywatnie szwagier Pol Pota;

Ieng Thirith – żona Sary’ego, szwagierka Pol Pota, po studiach w Paryżu, minister spraw socjalnych;

Khieu Samphan – doktor ekonomii (Paryż), następca Ieng Sary’ego, później prezydent Kampuczy;

Nuon Chea – prawnik, studia w Tajlandii, wicepremier Kampuczy, prawa ręka Pol Pota.

Intelektualiści oskarżeni o ludobójstwo i zbrodnie przeciwko ludzkości. Idea równości, szlifowana w paryskich klubach dyskusyjnych i w kambodżańskiej dżungli, kosztowała życie ok. 2 mln rodaków. Równych przywódcom. Tylko słabiej widzących w ciemności.

Nowa ziemia

Najpierw był entuzjazm. Rok 1975 obudził nadzieję: wychodzącą z dżungli partyzantkę Czerwonych Khmerów witano jak wyzwolicieli. Obalili przecież znienawidzonego przez naród generała Lon Nola (którego Kissinger tak charakteryzował Nixonowi: „Lon Nol – wiemy o nim tyle, że jego imię i nazwisko pisane od tyłu brzmi tak samo”), który wcześniej obalił księcia Sikhanouka. Ludzie wierzyli, że posprzątają kraj po zrzuceniu przez Amerykanów, wojujących w Wietnamie, 2 756 941 ton bomb na terytorium Kambodży (półtora razy więcej niż wszystkie bomby zrzucone przez aliantów w czasie II wojny światowej, łącznie z atomowymi)… Czy po takiej dawce rozczarowań można jeszcze komuś zaufać? Jeden ze szwedzkich reporterów tak opisał wkroczenie Czerwonych Khmerów: „Dla przybysza ze Szwecji był to wspaniały widok. Nigdy wcześniej w życiu nie przeżyłem tak pięknej sceny. Byłem szczęśliwy, czułem ulgę i poruszony tym, co widzę, nie potrafiłem powstrzymać łez”.

To była ostatnia depesza z Kambodży. Później zamilkły wszystkie telefony i radiostacje. Ludzie Pol Pota niemal natychmiast zabrali się za czyszczenie kraju, ale bynajmniej nie tak, jak spodziewali się rodacy. Najpierw wypędzono niemal wszystkich mieszkańców z blisko 2-milionowej stolicy. Ludzie mieli na wyprowadzkę kilka chwil. Oporni byli mordowani przez wychowanych w dżungli nastolatków. Likwidacja miast była nieodłączną częścią głównego celu Czerwonych Khmerów: stworzenie społeczeństwa składającego się tylko z chłopów. Gospodarka miała opierać się wyłącznie na rolnictwie. Ponieważ wszyscy mają być równi, zaczęły obowiązywać równe porcje głodowe dla wszystkich. Za organizowanie sobie porcji przekraczającej dozwoloną groziły śmierć lub tortury. Rewolucja postawiła sobie za cel również likwidację tak „burżuazyjnych reliktów” jak pieniądz, religia i wszelkie przywileje związane z pochodzeniem i wykształceniem. Wykształceni we Francji intelektualiści zwalczali wszystko, co mogło kojarzyć się z jakimś wykształceniem. Choć ministrowi obrony Son Senowi ponoć pozwolono nosić szkła w ciemnych oprawkach…

Ryżu ci u nas równiutko…

Jak to możliwe, że dopiero teraz doszło do procesu? Wprawdzie już dwa lata temu sądzono pięciu byłych Czerwonych Khmerów, ale skazany został na razie tylko jeden z nich, znany jako „Duch” – kat osławionego S-21, więzienia służby bezpieczeństwa, odpowiedzialnego za zakatowanie 15 tys. więźniów. Jako jedyny przyznał się do popełnionych zbrodni. Najbliżsi żyjący jeszcze współpracownicy Pol Pota wpadli jednak dopiero teraz. Dlaczego? Po wejściu wojsk wietnamskich do Kambodży w 1979 roku i upadku Czerwonych Khmerów część z nich skryła się w dżungli, część uciekła za granicę, a jeszcze inni z czasem weszli w struktury nowego reżimu. Obecny premier Kambodży Hun Sen także należał do Czerwonych Khmerów i to on przez dłuższy czas blokował powołanie międzynarodowego trybunału pod egidą ONZ. A teraz sam dyryguje, których towarzyszy osądzić, a których zostawić w spokoju. Ponadto przez długie lata Czerwoni Khmerzy mieli swoich obrońców na Zachodzie. W tych samych kręgach intelektualnej lewicy marksistowskiej, z której sami się wywodzili. Fanów Pol Pota nie brakowało nie tylko we Francji, ale też na przykład w Szwecji. To między innymi ich podziw dla ideologicznej determinacji Czerwonych Khmerów powodował, że do opinii międzynarodowej nie docierały przecieki o zbrodniach kampuczańskich intelektualistów.

Z drugiej zaś strony, gdy na jaw zaczęły wychodzić kolejne szokujące fakty, trudno było określić, jakie dane są rzeczywiście wiarygodne. Przyjęło się powszechnie mówić o blisko lub ponad 2 milionach ofiar reżimu Pol Pota, z tym że bezpośrednio zamordowanych lub zamęczonych na śmierć miało być ponad 750 tys., pozostałe osoby wymarły z powodu głodu i warunków w więzieniach. Tymczasem jest duże prawdopodobieństwo, że faktycznie brakujące (według spisu ludności) 2 miliony to także ofiary wcześniejszych wojen, w tym bombardowań amerykańskich czy dyktatury Lon Nola. Nawet jeśli jednak było to „tylko” 750 tys. ofiar, fani Pol Pota na Zachodzie nie mają powodów do dumy. To zresztą ciągnący się od dziesięcioleci problem: komunizm nie miał swojej Norymbergi, tak jak miał ją nazizm. A przecież na całym świecie, w różnych krajach, których przywódcy wprowadzali w życie co bardziej upiorne wersje komunizmu, liczba ofiar już dawno wielokrotnie przekroczyła liczbę ofiar nazizmu! Pewnie gdyby Hitler wygrał wojnę, proporcje byłyby odwrotne lub przybliżone. Upojenie komunizmem, ciągle żywe w różnych intelektualnych środowiskach na Zachodzie, najlepiej obrazuje fragment zakochanych w Pol Pocie Szwedów, filmujących Kambodżę w czasie jego rządów. Pokazują uśmiechniętych chłopów, zdjęcia ze stołówki, góry ryżu na stołach. Jeden ze Szwedów komentuje z uznaniem: „To pożywienie pewnie wydaje się dosyć skromne. Ale kooperatywa gwarantuje jedzenie dla wszystkich”.

Wykorzystano fragmenty i dane z książek: Peter Fröberg Idling „Uśmiech Pol Pota”, Wydawnictwo Czarne 2010 oraz „Czarna księga komunizmu” (praca zbiorowa), Prószyński i S-ka 1999

 

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.