Prymicyjny sezon

ks. Tomasz Horak

GN 27/2011 |

Prymicyjny sezon już się skończył. Dobrze, że to sezon, a nie jakiś jeden czy drugi prymicyjny przypadek. Są parafie, gdzie ten sezon powraca, jak przystało, w rocznym cyklu. W mojej parafii prymicje były ponad pół wieku temu. I to nie całkiem udane.

ks. Tomasz Horak ks. Tomasz Horak

Od czego zależy ta „geografia powołań”? Nie, nie będzie żadnej analizy socjologicznej. Od dziesiątków lat obserwuję problem i doszedłem do przekonania, że wszystkie naturalne zależności, choć są rzeczywiste, decydujące nie są. Jakie to zależności? Na przykład tradycja powołaniowa w parafii. Albo długofalowy wpływ dobrego duszpasterza. Także tradycja kształcenia młodzieży.

Ważny jest wpływ szkoły i nauczycieli umiejących budzić głębsze zainteresowania. Bardzo ważna sprawa to intensywność życia społecznego, dokładniej mówiąc – odpowiedzialność mieszkańców za sprawy wspólne, zaangażowanie na rzecz lokalnych inicjatyw bynajmniej nie tylko religijnych. To przykładowe i nieuporządkowane wyliczenie niektórych czynników sprzyjających budzeniu powołań do Bożej służby. Potrafiłbym wskazać niejedną sytuację, gdy wbrew wszystkiemu powołanie nieoczekiwanie zakwitło jak kwiat na stepie. Albo na odwrót – gdy mimo nagromadzenia czynników pozytywnych powołań spełnionych brak przez całe nieraz dziesięciolecia.

Powołanie jest dziełem łaski, wolnego Bożego wyboru i daru. Ale przecież jakieś impulsy po naszej stronie albo sprzyjają spełnieniu się tego daru, albo to udaremniają. Niektóre przyczyny dostrzegamy, ale wiele impulsów – pozytywnych i negatywnych – jest dla nas niewidocznych. Co nam zostaje? Wszystko robić tak, jakby to właśnie ode mnie zależało obudzenie się i spełnienie powołania. Ode mnie? To znaczy od kogo? Od każdego.

Bo każdy członek parafialnej rodziny ma wpływ na całość jej duchowej kondycji, na wartości, którymi żyje lokalna społeczność, na atmosferę wiary bądź obojętności. Ważni są rodzice, ważni duszpasterze. Ale potrzebny jest każdy. Kiedyś na rekolekcjach kapłańskich rozmawiałem z pewnym księdzem o drodze jego powołania. „Wie ojciec – usłyszałem – widziałem, jak w kościele modli się sąsiad. To robiło na mnie ogromne wrażenie”. Nie ojciec, nie matka, tylko sąsiad? – zapytałem. „Tato i mama to było oczywiste. Oni się modlili z nami i to widziałem od zawsze. Ale modlącego się sąsiada odkryłem gdzieś przed Pierwszą Komunią. I zostało w pamięci”.

Może w mojej parafii brakuje właśnie jakiegoś modlącego się sąsiada? A może coraz mniej oczywiste jest to, że modlą się tato i mama? A może proboszcz nie potrafi obcesowo zapytać: Pójdziesz do seminarium? A może jakiś ciężki kapłański grzech z odległych czasów ciąży nad parafią? A może owoce jeszcze nie dojrzały...

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.