Mieszane, nie pomieszane

Krzysztof Błażyca

Trudno uczciwie, z całą głębią dramatu podziału przebyć wspólną drogę wiary, jeśli miałaby ona prowadzić poprzez ekumeniczną „nibylandię”

Mieszane, nie pomieszane

Z końcowym projektem wspólnego dokumentu Kościoła katolickiego i Kościołów zrzeszonych w Polskiej Radzie Ekumenicznej na temat  tzw. małżeństw mieszanych zapoznają się biskupi  podczas 355. zebrania plenarnego KEP  w Licheniu, w dniach 24-25 czerwca. Tekst otrzymała już Polska Rada Ekumeniczna.

Dokument traktuje o trudnościach i szansach małżeństw osób różnych konfesji, poruszając m.in. samo rozumienie natury małżeństwa (np. sakramentalności), czy wychowywania dzieci w wierze, przez obojga małżonków.

Na szczególne wyzwanie jakim jest przeciwstawianie się pokusie obojętności i relatywizmu religijnego, zwrócił uwagę sekretarz Rady Episkopatu ds. Ekumenizmu, ks. Sławomir Pawłowski. I choć tendencja ta grozi nie tylko małżeństwom mieszanym, tak jednak w przypadku związków osób różnych konfesji świadomość własnych korzeni jest nader istotna, gdyż - jak zauważa ks. Pawłowski - „budowanie tożsamości chrześcijańskiej wymaga zakorzenienia w określonej tradycji”

W rzeczy samej ekumeniczna iskra, która w bardzo konkretny sposób może (i daj Panie Boże by tak było) urzeczywistniać dążenie do jedności w rodzinach wielo-wyznaniowych, nie powinna w imię pięknego, acz nieco naiwnego, idealizmu fałszować rzeczywistości, jakoby podział przestał istnieć. Podział wciąż istnieje i świadomość tego podziału pozostaje autentycznie przeżywaną raną. Rana ta na szczęście już nie ropieje, lecz sprzyja oczyszczeniu, a towarzyszący jej ból, w konkretnych sytuacjach bardzo doskwierający, mobilizuje do wspólnego skierowania się w stronę Jedynego Uzdrowiciela.

Świadectwa małżonków tzw. mieszanych potwierdzają, że trudno uczciwie, z całą głębią dramatu podziału, przebyć wspólną drogę wiary, jeśli miałaby ona prowadzić poprzez ekumeniczną  „nibylandię - nie tyle ponad podziałami, co ignorując je. Trudno też świadczyć o wspólnych etapach przejścia, banalizując indywidualne punkty wyjścia.

Jerzy i Małgorzata są małżeństwem od ponad 30 lat. On prawosławny, ona katoliczka. „Poprzez małżonkę bardziej zainteresowałem się swoim Kościołem” wyznaje. „Głębokie poznanie własnej tradycji dokonało się poprzez konfrontację. Całe nasze małżeństwo to nieustanne spotkanie z drugim Kościołem w postaci współmałżonka. Nie mieliśmy ukrytych planów nawracania. Kiedy podczas wspólnej modlitwy między nami jest Chrystus, wszystkie różnice są drugorzędne”.

Dominik i Katrin pobrali się 20 lat temu. Luteranka i katolik, który… na kilkanaście lat stał się luteraninem. Jakiż był szok żony, która poślubiając luteranina  po latach dowiedziała się, że mąż pragnie wrócić do swoich korzeni. „Nagle znalazłam się w sercu grzechu podziału i cierpienia z tego powodu” mówi Katrin. Dla Dominika stało się jasne, że  krok pojednania z Kościołem, który w młodości porzucił to odnowienie posłuszeństwa temu Kościołowi. „Szczególnie w tym co dotyczy Eucharystii” przyznaje. Nie ukrywają, że cierpią, nie mogąc już razem przystępować do Stołu Pańskiego, choć czynili to przez kilkanaście lat w jej Kościele. Ale „tak jest uczciwiej” mówią.

Są zgodni,  że najważniejsze to skoncentrować się na tym co łączy. Zaakceptować formy przeżywania wiary współmałżonka. Więcej modlić się wspólnie. Więc modlą się codziennie słowami o. Paula Couturier, pioniera ekumenizmu. „Panie Jezu, który modliłeś się, by wszyscy stanowili jedno, prosimy Cię o jedność chrześcijan, taką , jakiej Ty chcesz poprzez środki, jakie Ty wybierasz. Niech Twój Duch Święty da nam doświadczyć cierpienia podziałów, zobaczyć nasz grzech i mieć nadzieję ponad wszelką nadzieję”

Mówią z ufnością że „kiedy Pan prowadzi nas na drogi trudne daje nam też środki i narzędzia aby iść dalej tą drogą”. I są szczęśliwi – każdy wierny swoim korzeniom. Mieszani,  nie-pomieszani…