Święcone z góry

Łukasz Czechyra; GN 20/2011 Olsztyn

publikacja 18.06.2011 06:30

Każdy chce po sobie coś zostawić. Na Warmii najprościej... zbudować kapliczkę.

Święcone z góry Łukasz Czechyra/ GN Państwo Kuhnowie nie mieli wyboru – ich patronem musiał zostać św. Franciszek z Asyżu.

Warmia od wieków charakteryzowała się ogromną ilością obiektów sakralnych – kościołów, przydrożnych krzyży, sanktuariów czy kapliczek. Właśnie te ostatnie stały się symbolem i pewnym manifestem wiary osiadłej tu ludności. Najwięcej powstało ich w wieku XIX – był to czas narastającego kultu maryjnego po objawieniach w Gietrzwałdzie, a także polityki niemieckiego Kulturkampfu. Polacy stawianiem kapliczek dawali wyraz nie tylko religijności, ale również sprzeciwowi wobec germanizacji. Nierzadko umieszczali na nich polskie napisy, aby zamanifestować swój związek z Polską i tradycją katolicką. Otto von Bismarck tego nie znosił. Ogólną liczbę kapliczek na terenie Warmii trudno oszacować – można uznać, że jest ich około 1300–1400. Niektóre miejscowości są prawdziwymi „zagłębiami”, można tam spotkać nawet po kilkanaście tych małych budowli.

Najstarsza warmińska kapliczka znajduje się w okolicy Dabrąga – wykuta chorągiewka nosi datę 1601 rok, ale zapewne i wcześniej ludzie budowali takie obiekty, tylko popadły w ruinę. Być może tym, które się zachowały lub wciąż są budowane, uda się uniknąć ich losu. Starostwo olsztyńskie w latach 2003–2007 realizowało program „Ratujemy warmińskie kapliczki”, co pozwoliło na przywrócenie blasku kilkudziesięciu zabytkom. Od 2009 do 2010 r. zostało wyremontowanych kolejnych 40 miejsc kultu. A co najważniejsze – tradycja stawiania kapliczek nie zginęła całkowicie.

Ojcowie budowniczowie

Jadwiga i Henryk Kuhnowie mają swoje gospodarstwo w Wilczkowie, w gminie Lubomino. Ziemia, na której mieszkają i pracują, jest w ich rodzinie od kilku pokoleń. Przodkowie postawili na rozwidleniu drogi krzyż, ale o kapliczce jakoś nie pomyśleli.

– Kiedy sprowadziłam się tu po ślubie, zauważyłam, że w tamtym gospodarstwie stoi kapliczka, w innym też i naszła nas taka refleksja, że skoro tyle kapliczek jest w okolicy, to może i my byśmy jakąś postawili? – opowiada pani Jadwiga. – Na początku chcieliśmy to zrobić, kiedy nasz syn Marek był w drugiej klasie i szedł do Pierwszej Komunii św. Ale albo nie było wykonawcy, albo nie mieliśmy pomysłu i jakoś się to odwlekło. W końcu jednak udało się skompletować materiały, znaleźć człowieka do murowania i przede wszystkim czas – mówi pani Jadwiga.

Najpierw z ogromnego kamienia polnego kamieniarz postawił cokół. Część murowaną stawiał amator, który budowę swojej pierwszej kapliczki potraktował jako wyzwanie. Stolarka i blacharka to dzieło kolejnych osób – obiekt ma więc kilku ojców. – Była gotowa już w tamtym roku, ale zima przyszła i święcenie odłożyliśmy – mówi pan Henryk.

Jego żona twierdzi, że to takie zrządzenie od Pana Boga – kiedy na wiosnę przyszła wiadomość o terminie beatyfikacji Jana Pawła II, postanowili połączyć obie uroczystości. 1 maja, kiedy ks. Wacław Bobel SDB święcił kapliczkę, lało jak z cebra. – Ja święcę z ziemi, ale, jak widać, z nieba też wam święcą – żartował salezjanin.

Dzięki, że się kręci

Państwo Kuhnowie prowadzą gospodarstwo ekologiczne – mają psy, kury, konie, a nawet jelenie. Nie było żadnych wątpliwości, kto ma zostać patronem kapliczki – tylko św. Franciszek z Asyżu. – Kiedy hoduje się zwierzęta, dochodzi do różnych sytuacji i często trzeba się zwracać do Boga, żeby po prostu wytrzymać. Do św. Franciszka też bardzo często się modlimy. Była na przykład taka sytuacja, kiedy w bagnie topiła się nam klacz. Trzymałam jej głowę, żeby się nie zachłysnęła. Ona cała tkwiła w tym bagnie, tylko głowa była na powierzchni. Prosiłam wtedy Boga i św. Franciszka, żebym tylko wytrzymała, dopóki nie przyjdzie pomoc. Czasami modlimy się tak trochę „obok”, a ja byłam naprawdę pełna autentycznej wiary, że się uda. No i udało się – wspomina pani Kuhn. – Przyspieszyliśmy po tym nasze prace nad kapliczką – dziękczynną, że jakoś się kręci, i błagalną – o pomoc. Czasem po prostu w naszych sytuacjach życiowych musi pomóc nam ktoś silniejszy – dodaje.

Gospodarze po skończonej pracy już nie wracają najkrótszą drogą do domu – przychodzą, przystają, żeby choć dotknąć figury świętego albo zmówić „Zdrowaś Maryjo”. – Jest dla nas uspokojeniem. Mimo że wokół mamy ciszę, to życie czasami przynosi ze sobą burze. Wtedy dobrze jest nawet spojrzeć w oczy św. Franciszka – mówią.

Kapliczki nie umrą

Zanim rozpoczęli budowę, przejechali wiele kilometrów, szukając inspiracji. Wzorując się na tych, które im się spodobały najbardziej, zaczęli stawiać własną, oryginalną. Od początku wiedzieli, że podstawą ma być kamień, patronem św. Franciszek, a całość ma wieńczyć dzwonnica. – Projekt był tworzony na bieżąco, efekt jest bardzo dobry. Skoro kapliczki, które były budowane na zwykłej glinie, bez nowoczesnych środków, przetrwały 150–200 lat, to mamy nadzieję, że i nasza trochę postoi – podsumowują państwo Kuhnowie. Dla osiągnięcia ostatecznego efektu zostało im jeszcze posadzenie zieleni i kwiatów, ustawienie ławeczki, ale i tak kapliczka pełni już swoją rolę. Nawet większą niż się spodziewali, bo gdy tylko zaczęli prace przy budowie, pojawiły się osoby szukające porady.

– Jeszcze w tamtym roku był pan z sąsiedniej wioski, który chce wyremontować dwie kapliczki na swoim terenie. Ostatnio była wizyta z rady sołectwa Klon – mieszkańcy chcą odbudować kapliczkę, przyjechali zobaczyć naszą, zapytać o koszty, kontakty. Coś się ruszyło, tradycja warmińskich kapliczek nie umiera – opowiadają budowniczowie z Wilczkowa.

– Cieszymy się, że Bóg dał nam to skończyć i że jesteśmy wzorem dla innych, bo mimo że w Wilczkowie kapliczek jest sporo, to odkąd tu mieszkam, nie widziałam, żeby ktoś postawił jakąś od podstaw – mówi pani Jadwiga.