Kapłaństwa sobie nie wymyśliłem

Katarzyna Gauza, GN 19/2011 Zielona Góra

publikacja 20.06.2011 06:30

Czym jest powołanie? Jak je w sobie odkryć i rozpoznać życiową drogę? – na te pytania odpowiadają księża z seminarium i tegoroczni diakoni.

Kapłaństwa sobie nie wymyśliłem Archiwum WSD w Paradyżu Święcenia diakonatu - 15 maja 2010 r.

Są powołania, które mamy wspólne, wszyscy razem: do życia, świętości, miłości, do bycia człowiekiem. Są też szczególne powołania, kiedy Pan Bóg wybiera człowieka do bycia ojcem, matką, kapłanem czy też osobą świecką konsekrowaną – wyjaśnia ks. Marek Ogrodowiak, referent powołaniowy z seminarium w Paradyżu. Każda droga jest inna i indywidualna, tak jak różni są ludzie i ich losy. Każdy ma jednak wyznaczoną przez Boga misję, którą prędzej czy później rozpoznaje. Czasem rozeznanie swojego przeznaczenia trwa latami, a czasem ujawnia się ono bardzo szybko. – Żeby być szczęśliwym w życiu, trzeba odnaleźć swoje powołanie, aby móc się w pełni realizować – zauważa ks. Marek.

Powołanie z ogłoszenia

Czasem głos Boga jest cichy, ale w pewnym momencie staje się coraz głośniejszy i daje o sobie mocno znać. Tak było w przypadku dk. Tomasza Szulca, który przez trzy lata studiował informatykę i w ogóle nie myślał o seminarium. Chciał skończyć studia i podjąć pracę za granicą. – W moim sercu, od połowy trzeciego roku studiów, cichy głos zaczął mówić: „może lepiej ci będzie w seminarium”. To była trudna decyzja, bo robiłem to, co lubiłem. Zaryzykowałem i postanowiłem, że przerywam studia i idę do seminarium – opowiada diakon.

Czasem powołanie przebiega spokojnie, dojrzewa, bez szczególnych znaków i wydarzeń. Niekiedy jednak Bóg wzywając kogoś, zmienia całe jego dotychczasowe życie. Dokonuje się wtedy tzw. przełom życiowy, którego doświadczył dk. Przemysław Kot. – Patrząc, jak Pan Bóg mnie prowadził, dzisiaj jestem przekonany, że powołania sam sobie  ymyślić nie mogłem – mówi. – Nigdy nie byłem ministrantem i specjalnie jakoś życia duchowego też nie prowadziłem. Regularnie do kościoła zacząłem tak naprawdę chodzić po przeczytaniu ogłoszenia w gazecie – opowiada diakon. Był w liceum i szukał sposobu na życie, kiedy zauważył ogłoszenie, które zamieściła jego koleżanka. – Było ono mniej więcej tej treści: „Chcesz coś robić w życiu z innymi, to przyjdź”. W ten sposób próbowała zebrać ludzi z Zielonej Góry przy kościele ojców franciszkanów – opowiada.

Przełomowy moment w jego życiu to pierwsza posługa przy ołtarzu. – Nie było nikogo do służenia do Mszy św. z parafii i ojciec franciszkanin wziął pierwszego z brzegu… i to byłem akurat ja – uśmiecha się dk. Przemysław. – Pierwszy raz miałem na sobie albę. Było to silne przeżycie. Myśl o tym, by być blisko ołtarza, od tego momentu już mnie nie opuściła. Po zdaniu matury zamieszkałem w domu wspólnoty „Pustynia w Mieście” w Lesznie Górnym pod Szprotawą. Tam dojrzałem do decyzji, by wstąpić do seminarium – dodaje. – Na początku nie traktowałem poważnie myśli o powołaniu kapłańskim. Przez sześć kolejnych lat Pan Bóg mnie doprowadził do zaakceptowania tej decyzji – opowiada dk. Przemysław Kot.

Małymi krokami co celu

Stereotypowe spojrzenie na seminarium to obraz modlących się i uczących kleryków. To byłoby jednak zbytnie uproszczenie. Seminarium to czas rozpoznania powołania. – Decyzja o wstąpieniu doń jest niekiedy bardzo niedojrzała. Po kilku latach formacji, przyglądania się sobie i otoczeniu oraz temu, czym jest powołanie, pojawia się bardziej dojrzała motywacja – opowiada diakon Tomasz Baczyński. Sześć lat to okres formacji duchowej i intelektualnej, budowania wspólnoty, ale także możliwość rozwijania swoich pasji i zainteresowań. Pobyt w seminarium to nie tylko studia teologiczne i czas spędzony na modlitwie. To także wspólne wyjazdy, codzienne obowiązki: pranie, sprzątanie czy prace porządkowe. – To również budowanie wspólnoty i uczenie się życia w tej wspólnocie. Praca jest częścią życia, a to jest nasz dom – mówi ks. Mariusz Jagielski, opiekun diakonów.

Dziś jestem szczęśliwy

Sześcioletnia formacja to nauka, modlitwa i praca w seminarium. Myli się jednak ten, kto myśli, że klerycy siedzą przez cały ten czas w seminaryjnych murach i są oderwani od rzeczywistości. Często przebywają między ludźmi: wyjeżdżają na oazy, odbywają praktyki szkolne, posługują w parafii, a także pomagają w szpitalach i hospicjach. W tych wszystkich miejscach przygotowują się do posługi kapłańskiej i rozeznają swoje powołanie. – Cała ta droga jest ważna i poszczególne malutkie kroczki bardzo mocno wpływały na kształtowanie się mojego powołania – stwierdza dk. Tomasz Baczyński. Droga nie jest łatwa i wielu kandydatów rezygnuje. Księżmi zostają tylko ci, którzy przejdą całość formacji.

W tym roku święcenia kapłańskie przyjmie dziewięciu diakonów. – Po sześciu latach rozeznając powołanie zobaczyłem, że ten cichy głos, który wtedy do mnie mówił, to jednak był głos Boży. Dziś jestem szczęśliwy – dodaje diakon Tomasz Szulc.