Potrzeba odrodzenia

Andrzej Grajewski

GN 23/2011 |

publikacja 09.06.2011 00:15

O drodze do kapłaństwa oraz problemach Łotwy z abp. Zbigniewem Stankiewiczem, rozmawia Andrzej Grajewski.

Potrzeba odrodzenia fot. Andrzej Grajewski Abp. Zbigniew Stankiewicz metropolita ryski oraz prymas Łotwy.

Abp. Zbigniew Stankiewicz metropolita ryski oraz prymas Łotwy. Był m.in. zastępcą prezesa Związku Polaków na Łotwie. W 1990 r. wstąpił do wyższego seminarium duchownego w Lublinie i w sześć lat później został wyświęcony na kapłana dla archidiecezji ryskiej.

Andrzej Grajewski: Co jest największym problemem Łotyszów?
Abp Zbigniew Stankiewicz: – Trzeba odbudować godność, poczucie własnej wartości. To dotyczy zarówno społeczeństwa, jak i Kościoła. Rozmawiamy w chwili, gdy przed parlamentem, który wybiera nowego prezydenta, odbywa się demonstracja obywatelska. To świadczy o tym, że społeczeństwo odzyskuje swoją podmiotowość. Miałem okazję obserwować aktywność społeczeństw zachodnich i wiem, jak istotne dla demokracji jest zaangażowanie ludzi w sprawy publiczne. U nas nie brak krytyki rzeczywistości, ale brakowało ochoty do działania, aby zły stan rzeczy zmieniać. Teraz dostrzegam objawy takiego zaangażowania. Ludzie zaczynają się budzić z letargu. Mam wrażenie powiewu świeżości w naszym życiu publicznym.

To wynik kryzysu związanego z wyborem nowego prezydenta i referendum w sprawie odwołania parlamentu?
– Myślę, że to fragment znacznie głębszego procesu, sięgającego w głąb naszej historii. Inflanty przez stulecia były we władzy niemieckiej arystokracji.

Były także częścią I Rzecz­pospolitej.
– To prawda, ale ten okres nie zostawił tak głębokich śladów, jak panowanie niemieckich baronów, z których część spolonizowała się. Potem były lata carskiej, a później sowieckiej dominacji. Wytworzyło to w świadomości społecznej odruch przetrwania. Przetrwać – to było najważniejsze. Towarzyszyło temu przekonanie, że ktoś inny zawsze jest panem i podejmuje za nas decyzje. Epoka komunizmu tę bierność społeczną jeszcze utrwaliła. Spowodowało to zamknięcie się społeczeństwa w sobie i zranione poczucie własnej wartości. Dlatego tak ważną sprawą jest aktywność obywatelska, której przejawy teraz obserwujemy. Mówiłem już o tym w homilii wygłoszonej w czasie ingresu, że konieczne jest odrodzenie duchowe Łotwy.

Miniony rok starałem się dla tego wykorzystać. Obecny powiew świeżego wiatru, obudzenia się ludzi mnie cieszy, gdyż współbrzmi z tym, co staram się robić. To także stanowi wyzwanie dla Kościoła. Musimy nauczyć się delegować w dół swoje uprawnienia. Najpierw biskup przekazuje ich część kapłanom i nie odbiera ich przy byle okazji, a później oni delegują je ludziom świeckim. Problem w tym, że ludzie są u nas nieufni. Trudno także w Kościele zaufać ludziom. Jeśli jednak nie nauczymy się ufać, nie zdołamy przełamać impasu i nie doczekamy się odrodzenia duchowego.

Katolicy na Łotwie są jednak mniejszością. Stanowią bodaj 20 proc. społeczeństwa i bez pomocy innych konfesji chrześcijańskich tego odrodzenia nie będzie.
– To prawda, ale także dlatego staramy się w wielu sprawach działać razem z Kościołem luterańskim oraz Kościołem prawosławnym. Takim symbolicznym świadectwem była na przykład wspólna z luteranami, baptystami oraz innymi chrześcijanami Droga Krzyżowa w Wielki Piątek w centrum ryskiej starówki.

Warto przypomnieć, że konsekracja Księdza Arcybiskupa miała miejsce w katedrze luterańskiej, która niegdyś była katedrą katolickiego biskupa Rygi. Nie było z tym problemów?
– U luteran później była dyskusja, czy w tym ekumenizmie nie posunęli się za daleko, ale opinia publiczna przyjęła ten gest z aprobatą. Także my przyłączamy się do inicjatyw społecznych innych wyznań. Na kongresie baptystów powstał projekt ustawy ograniczającej zasięg gier hazardowych, szczególnie niebezpiecznych dla młodego pokolenia. Zwrócili się oni o wsparcie w tej sprawie do mnie oraz innych konfesji. Uznałem, że ten projekt jest dobry, i poparłem go, podobnie uczynili przedstawiciele innych Kościołów. W efekcie powstała wspólna inicjatywa ustawodaw­cza, która trafiła do naszego parlamentu. Osiągnęliśmy także porozumienie w sprawie nauki podstaw wiary. Na Łotwie nie ma odrębnej katechezy dla poszczególnych Kościołów. W pierwszych trzech klasach szkoły podstawowej jest do wyboru nauka religii bądź etyki. I ten program został opracowany wspólnie przez wszystkie największe wyznania chrześcijańskie.

Czy na Łotwie mają miejsce próby podważenia sensu rodziny?
– Niedawno z inicjatywy stowarzyszenia „Mozaika”, skupiającego środowiska homoseksualne, opracowany został projekt daleko idących zmian w prawie, w istocie mający doprowadzić do legalizacji związków homoseksualnych. Projekt przewiduje nowelizację aż 24 ustaw, a więc to prawdziwa rewolucja obyczajowa.

Czy za tym opowiada się większość?
– W sensie liczbowym stoi za tym mniejszość, ale jest krzykliwa i ma po swojej stronie media oraz wiele wpływowych środowisk. Jej celem jest przesunięcie granic moralności. Stawia się pewne postulaty w mediach, aby oswoić z nimi opinię publiczną oraz zyskać jej przychylność, a później wysuwane są propozycje zmian w prawie, które tej przemianie wrażliwości społecznej mają nadać sankcję prawną. Gdy zaś uzyskają zapisy w prawie, zaczynają prześladowanie tych, którzy bronią tradycyjnej moralności. Musimy takim zmianom przeciwstawiać się spokojnie, ale konsekwentnie uświadamiając społeczeństwu, że pewne zachowania nie powinny zostać usankcjonowane prawnie. To także pole do współdziałania z innymi Kościołami chrześcijańskimi.

Łotwa ma wielkie problemy demograficzne, a czasy sowieckie przyniosły plagę aborcji na życzenie. Jak obecnie wygląda tam kwestia ochrony życia?
– Dziesięć lat temu aborcja w prawie łotewskim została zalegalizowana i to jest rzeczywiście smutne dziedzictwo czasów sowieckich. To zresztą fundamentalny problem dla przyszłości Europy i w tym kontekście także dla Łotwy. W obronie życia powinniśmy występować wspólnie i Polska powinna wspierać ten kierunek zmian, który teraz obserwujemy na Węgrzech, gdzie w konstytucji została zapisana ochrona każdego życia, aby bronić prawa naturalnego, prawa Bożego.

W jakich okolicznościach dojrzewało powołanie kapłańskie Księdza Arcybiskupa?
– To był długi proces. Pochodzę z polskiej rodziny, która wywodzi się z tzw. Inflant Polskich. Urodziłem się w Liwonii, gdyż rodzice w 1949 r. zostali ostrzeżeni przed grożącymi im represjami i przenieśli się w te strony. Do 35. roku życia pracowałem jako inżynier, specjalista w zakresie zautomatyzowanych systemów sterowania.

A w wojsku Ksiądz Arcybiskup był?
– Nie, ale mam stopień porucznika rezerwy, gdyż przeszedłem szkolenie wojskowe w czasie studiów na Politechnice Ryskiej.

Wiarę więc wyniósł Ksiądz Arcybiskup z domu rodzinnego?
– Tak, ale później jako młody człowiek przeżyłem kryzys i wiarę utraciłem. Przez blisko 10 lat byłem niewierzący.

Wiara wyniesiona z domu okazała się zbyt słaba w konfrontacji ze światem?
– Byłem jedynym wierzącym dzieckiem w szkole, a więc presja zewnętrzna rzeczywiście była wielka. Ale nie to było decydujące.

A co?
– Moja wiara przetrwała do chwili, kiedy dopuściłem do kompromisów ze swoim sumieniem. Wtedy się załamała.

A co było punktem zwrotnym i powrotem do Kościoła?
– Ukończyłem studia, szukałem nowego celu w życiu. Zacząłem ćwiczyć intensywnie karate, a później jogę, co zaowocowało zainteresowaniem hinduizmem i buddyzmem. Ćwicząc jogę, na powrót odkryłem duchowy wymiar bytu oraz sformułowałem cel mego życia, to jest zjednoczenie z Bogiem. Po kilku latach jednak stwierdziłem, że joga nie przybliża mnie do Boga, i wówczas nastąpił kolejny kryzys. Wtedy, a był to rok 1980, spotkałem na swej drodze grupę chrześcijan. Byli tam ludzie różnych konfesji – katolicy, prawosławni, baptyści, luteranie. Tworzyli podziemną wspólnotę wiary. W kontakcie z nimi zrozumiałem, że oni znaleźli drogę, której całe życie szukałem. W ciągu paru miesięcy powróciłem do Kościoła. W tej grupie byłem przez blisko 10 lat.

A w szkole Ksiądz Arcybiskup należał do Komsomołu?
– Tak, byłem członkiem Komsomołu. Wstąpiłem w 11. klasie, po utracie wiary. Po nawróceniu wystąpiłem z organizacji i publicznie oddałem w Komitecie swoją legitymację.

Kiedy to było?
– W 1981 r., rok po moim powrocie do wiary. Miałem wówczas 26 lat. Trochę się bałem, gdyż takie publiczne wystąpienie z Komsomołu mogło być potraktowane jako działalność antypaństwowa. Były naciski, abym się z tego wycofał, ale ja już zdania nie zmieniłem. Ważne było także wsparcie, jakie otrzymywałem ze strony mojej grupy.

Czym była ta grupa?
– Swoistym Kościołem domowym. Spotykaliśmy się regularnie, raz w tygodniu w prywatnych mieszkaniach na modlitwie, rozważaniu Pisma Świętego, dyskusjach. Nazywaliśmy te spotkania agape. Liderem grupy był Sander Riga. Jego matka była Polką, a ojciec prawosławnym Łotyszem.

W warunkach sowieckich takie spotkania były przestępstwem.
– Represje spadły na nas w 1983 r. Aresztowany został założyciel grupy, a później zamknięto go przymusowo w zakładzie psychiatrycznym. Aresztowano jeszcze kilka osób, mimo tego grupa przetrwała. W 1987 r., kiedy zaczęła się pieriestrojka, wszystkich wypuścili.

A Ksiądz Arcybiskup nie miał kłopotów?
– Nie, gdyż byłem w niej od niedawna i nie zostałem jeszcze dokładnie namierzony. Jak się później dowiedziałem, śledczy z KGB w czasie przesłuchań pytali o mnie, ale nie mieli dokładnych danych. Nawet moje imię przekręcali. Po 10 latach pracy w tej grupie uświadomiłem sobie, że moim powołaniem jest ewangelizacja. Decydująca była rozmowa z moim ojcem duchowym w 1990 r., który znał mnie od dziecka. Po niej zdecydowałem o wstąpieniu do seminarium duchownego i trafiłem do Lublina. Święcenia kapłańskie otrzymałem w Rydze. Pracowałem w duszpasterstwie, wykładałem w seminarium duchownym, gdzie byłem także ojcem duchownym, aż do czasu studiów w Rzymie na Papieskim Uniwersytecie Laterańskim. Tam napisałem licencjat i doktorat z teologii fundamentalnej.

Przeżywaliśmy niedawno beatyfikację Jana Pawła II. Czy pamięć o nim jest nadal żywa wśród Łotyszów?
– Z okazji beatyfikacji udało mi się zorganizować wielką konferencję na Uniwersytecie Ryskim, w której brali udział m.in. premier, prezydent, marszałek parlamentu oraz zebrali się liczni przedstawiciele elity kulturalnej i artystycznej naszego kraju. To najlepiej świadczy o tym, jak dla Łotyszów ważna jest pamięć o Janie Pawle II, zwłaszcza w kontekście jego pielgrzymki na Łotwę w 1993 r. Myślę, że utrwaleniu tego dziedzictwa sprzyjałoby zorganizowanie w 2017 r. w Rydze Światowego Dnia Młodzieży. Jesteśmy jednak za małym krajem, aby przyjąć u siebie na tydzień milion młodych ludzi z całego świata. Ale razem z polskimi diecezjami mogłoby się to udać. Zapraszam więc do współpracy.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.