Zobaczyłem jakiś błysk

Agnieszka Napiórkowska; GN 16/2011 Łowicz

publikacja 12.06.2011 06:30

Przez wiele lat nieważne były dla nich rodzina, praca, dom. Jedynym zmartwieniem było to, czy będzie co łyknąć. O wszystko inne mieli się zatroszczyć zaraz po kieliszku.

Zobaczyłem jakiś błysk Agnieszka Napiórkowska / GN Pomocą w zerwaniu z nałogiem są grupy AA, w których można się nauczyć zwracania się do Boga o pomoc.

Jedną z najbardziej demokratycznych chorób na świecie, obok nowotworów, jest alkoholizm. Dotyka on zarówno kobiet, jak i mężczyzn, wykształconych i bez szkół, bogatych i biednych. Uzależnionymi stają się m.in. prawnicy, nauczyciele, kierowcy, sprzedawcy, budowlańcy, lekarze. Gdy sięgają dna, wszystkich łączy jeden cel: chęć zaprzestania picia. Najskuteczniejszą formą pomocy są grupy AA, które często swoje spotkania mają przy parafiach. Tak jest choćby w Dmosinie, Skierniewicach czy Kutnie.

Błysk i kroki

– Zanim trafiłem do grupy Effatha w Dmosinie, kilka razy przechodziłem detoks. Przeżyłem nawet śmierć kliniczną, ale to mnie nie zatrzymało. Nie było moim dnem – mówi Andrzej. – Piłem w samotności, z dala od domu, co dawało mi poczucie, że jest dobrze, bo rodzina nie widzi mojego staczania się – tłumaczy. Decyzja o zerwaniu z nałogiem w przypadku Andrzeja pojawiła się, gdy w szpitalu jedna z terapeutek zapytała go, czy nie ma sobie nic do zarzucenia. Gdy zapewnił, że nie, zadała kolejne pytania, które zabolały go i zatrzymały. „Nic?” – zdziwiła się. „A psychicznie nie znęcał się pan nad rodziną? Nie był pan na długich wczasach z dala od niej?”. Jej słowa zmusiły go do refleksji. Przyszedł do grupy, a tam podczas Drogi Krzyżowej kolega z AA zaproponował mu niesienie krzyża lub świecy. To był kolejny przełom. – Przy stacji: „Weronika ociera twarz Jezusowi”, gdy kolega czytał rozważanie, zobaczyłem jakiś błysk. Nie mam pojęcia, co to było, ale zrobiło na mnie tak wielkie wrażenie, że postanowiłem się wyspowiadać.

Przygotowanie do sakramentu pokuty było drogą przez mękę. Musiałem przekopać cały swój środek. Najtrudniej było przyznać się przed sobą do własnych grzechów. Przez wiele lat nic poza alkoholem nie miało znaczenia. Nawet to, że ojcem dla moich dzieci był mój brat. To do niego zwracały się z problemami. Siadając do stołu podczas uroczystości i świąt, myślałem tylko o piciu. Gdy polewanie szło zbyt wolno, wychodziłem do kuchni i szybko dopijałem. Pamiętam, że kiedyś mała córka bratanka zawołała mnie. Pomyślałem, że chce mi coś powiedzieć, a ona pokazała mi, gdzie jest butelka. Zaczynało do mnie docierać, kim jestem. Trzeźwiejąc, bez większego trudu przebaczyłem sobie, że pijąc oszukiwałem innych, ale że robiłem to także wobec siebie, nie dawało mi spokoju – wyznaje Andrzej.

Po wygranej wewnętrznej walce spowiedź nie jest już problemem. Przyznanie, że jest się bezsilnym wobec alkoholu, powierzenie życia opiece Boga i zrobienie gruntownego i odważnego obrachunku moralnego to tylko niektóre z dwunastu kroków, jakie muszą pokonać trzeźwiejący alkoholicy. Pomocą w trzeźwieniu są cotygodniowe mitingi, podczas których każdy może mówić tylko o swoich trudnościach i doświadczeniach. Inni – słuchając tych wypowiedzi – czują, że nie są sami, że ktoś przeszedł to, co oni, i że jest mu równie trudno. Pomocą są także Msze św. i nabożeństwa.

Tak sobie nagrabiłem

Jak zgodnie twierdzą Mirek, Marek, Paweł, Andrzej i Tadeusz z grupy AA w Dmosinie, każdy z nich miał swoją drogę i swoje dno, od którego się odbijał ku nowemu życiu. – Ja sięgałem go kilkadziesiąt razy i na kilka miesięcy się od niego odbijałem. Zawsze myśląc, że jest ono tym właściwym – przyznaje Tadeusz. – Po krótkiej abstynencji brakowało mi sił i znów powracałem do picia. Moja dusza umierała. Nie słuchałem bliskich, którzy mi grozili, prosili, błagali. Do dziś pamiętam, jak nieraz nie jedząc nic przez kilka dni, zdobywając jakiś grosz, planowałem kupić sobie bułkę i serdelka. Gdy doszedłem do lady i sprzedawczyni pytała, co podać, prosiłem o mocne wino – opowiada Tadeusz. Nie pomagały ani oddziały odwykowe, ani tłumaczenia psychologów, że trzeba zmienić swoje życie. Tadeusz z uporem pytał: „Jak to zrobić?”. Tłumaczył sobie, że mając tyle a tyle centymetrów, nie może nagle urosnąć. Umycie się i ogolenie wydawało mu się wystarczającą zmianą. Jego wołanie z dna fizycznego, moralnego i duchowego – jak sam mówi – usłyszał Bóg. Dopiero Jego dotknięcie wszystko zmieniło.

12 kroków i tradycji

AA stało się jego drogą. – Teraz doceniam znacznie więcej rzeczy niż przed piciem. Tam, gdzie jest to możliwe, staram się rehabilitować. Niedawno spotkałem swojego kolegę, którego zawsze prosiłem o 2 złote. Jak tylko mnie zobaczył, od razu zawołał: „Tadziu, Tadziu, nic nie mam”. A ja mu mówię, że nie chcę od niego pieniędzy, tylko że chciałbym mu oddać to, co pożyczałem. Zdziwił się, ale i ucieszył.

Dziś gdy się spotykamy, czuję jego życzliwość. Nadal jednak zdarza się, że ktoś nie chce mi podać ręki na znak pokoju. Tak sobie nagrabiłem. Liczę się z tym, że tak może już pozostać – przyznaje z bólem. Spowiedź przy kawie? Najdłużej abstynencję w dmosińskiej grupie udało się utrzymać Mirkowi. To do niego w chwili, gdy pojawia się zwątpienie, zwracają się rodziny alkoholików. Jemu też wielu zawdzięcza zerwanie z nałogiem. – Tu nie ma żadnej mojej zasługi. Sprawcą wszystkiego jest Najwyższy, ja jedynie jestem jakimś narzędziem w Jego ręku – prostuje Mirek.

Warto podkreślić, że w grupach AA nie ma liderów, ludzi lepszych i gorszych. Wszyscy są sobie równi. Dzięki temu ci, którym zdarzy się upadek, zawsze mogą powrócić i podjąć walkę od nowa. – Każdy z nas ma swoją drogę – mówi Mirek. – Gdy chodziłem pijany po wsi, wszyscy mnie znali i patrzyli na mnie z politowaniem. Nawet psy na mnie szczekały.

 

12 lat temu po odbytej terapii w Zgierzu pojechałem do Zakroczymia, by się tam wyspowiadać. Polecono mi ojca Marka. Na spowiedź trzeba było się zapisać. Byłem bardzo spięty. Wchodzę do środka, a on się mnie pyta, czy się kawy napiję. Tak mnie tym rozładował, że się otworzyłem i wreszcie dostałem drogowskazy na dalsze życie. Zakroczym i Częstochowa to ważne miejsca na mojej drodze – przyznaje. To m.in. dzięki nim dziś nie jest dla niego problemem bycie na weselu, na którym nie bierze do ust ani kropli alkoholu. Bez niego nauczył się dobrze bawić, porywając do tańca niejedną damę.

Wyrok wzmocniony snem

– Od kiedy przestałem pić, zupełnie inaczej wyglądają moje święta – przyznaje Paweł. – Kiedyś uczestnicząc w Rezurekcji, nie mogłem się doczekać, kiedy się skończy. Myślałem przez cały czas o jajku, a właściwie o tym, czym je zakropię. Dziś każdy z nas powraca do domu, trzymając pod rękę swoją żonę. W trzeźwości zmienił się całkowicie nasz styl życia – zauważa. Podobnego zdania jest Marek, który każdego dnia dziękuje Matce Bożej za ocalenie. Zanim trafił do grupy, nieraz prowadził samochód na podwójnym gazie. Po pijanemu jeździł po drogach i rowach. Jego syn, widząc, jak tata się stacza, podpisał w jego intencji Krucjatę Wyzwolenia Człowieka. Żona nie wypuszczała z ręki różańca. On sam pewnej nocy miał sen. Przyśniła mu się Matka Boża, która go zapytała, dlaczego jest tak małej wiary. Sen na wiele się nie zdał. Znów wsiadał za kierownicę po alkoholu. Do czasu, aż wydarzył się wypadek. Podczas rozprawy sądowej odebrano mu prawo jazdy. – Dopiero wtedy oprzytomniałem i poszedłem na grupę – przyznaje. – Początki były ciężkie. Po ośmiu miesiącach zapiłem i świat po raz kolejny mi się zawalił. Wówczas znów miałem sen. Tym razem śnił mi się ogień piekielny. Przestraszyłem się i odbyłem spowiedź z całego życia. Grupa pomogła mi przetrwać czas bez możliwości prowadzenia samochodu. Z wdzięczności każdego roku pielgrzymuję do Częstochowy. Dziękuję Matce Bożej za nowe życie, w którym jest miejsce na zaufanie i troskę – mówi Marek.

Trzeźwiejący alkoholicy, powracając do społeczności i Kościoła, starają się nie myśleć o tym, że wszyscy im się przyglądają, dziwią się czy nawet powątpiewają w ich sukces. Wiedzą bowiem, że Tym, który ciągle na nich patrzy, jest Chrystus, i Jemu zawdzięczają wydobycie z grobu.