Pierwsza miłość

KAI |

publikacja 18.05.2011 06:59

W roku wojny polsko bolszewickiej – 1920 – Wyszyński zdał egzamin dojrzałości. Po maturze mógł wstąpić do włocławskiego Wyższego Seminarium Duchownego. Wreszcie spełniła się pierwsza młodzieńcza miłość: będzie księdzem!. Miał 19 lat. Odcinek 2 cyklu o kard. Wyszyńskim - fragmenty pochodzą z książki Mileny Kindziuk "Prymas Tysiąclecia".

Pierwsza miłość "Prymas Tysiąclecia" Milena Kindziuk, wydawnictwo Ringier Axel Springer Polska

Pierwsza miłość

W czasach, gdy Polska po 123 latach niewoli wybijała się na niepodległość i gdy marszałek Józef Piłsudski przejął władzę i zjednoczył państwo, powiało nadzieją. Wtedy właśnie, w 1918 roku, ojciec zapisał Stefana Wyszyńskiego do liceum im. Piusa X – niższego seminarium duchownego we Włocławku.

W roku wojny polsko bolszewickiej – 1920 – Wyszyński zdał egzamin dojrzałości. Po maturze mógł wstąpić do włocławskiego Wyższego Seminarium Duchownego. Wreszcie spełniła się pierwsza młodzieńcza miłość: będzie księdzem!. Miał 19 lat. Nie przypuszczał, że te marzenia zespolą się po latach z cierpieniem, latami więzienia i udręki.

Warunki w seminarium były nad wyraz skromne, żeby nie powiedzieć biedne. Po niedawno zakończonej wojnie brakowało żywności, środków sanitarnych, ubrań, a także podręczników. Budynek seminaryjny był niedogrzany, w pokojach zimno. W łóżkach brakowało sienników. Wielu alumnów zapadało z niedożywienia na różnego rodzaju choroby. Niektórzy mdleli podczas zajęć, a nawet zdarzały się przypadki, że klerycy umierali z wycieńczenia.

Stan zdrowia Stefana Wyszyńskiego też był nie lepszy. Jak wspomina najbliższa rodzina, przyjechał kiedyś jako kleryk do domu z odmrożonymi i spuchniętymi rękami. Potem w seminarium zachorował na gruźlicę. Jego organizm był tak wyczerpany, że przełożeni zaczęli się w końcu zastanawiać, czy w ogóle jest sens dopuszczać takiego kleryka do święceń kapłańskich.

W czerwcu 1924 roku, tydzień przed planowanymi święceniami, trafił do szpitala. Zapadł na tyfus, do którego dołączyło zapalenie płuc. Prawdopodobnie tylko dzięki staraniom pielęgniarki – siostry zakonnej, która umieściła go w izolatce i objęła troskliwą opieką, uniknął śmierci. Kiedy 29 czerwca koledzy z roku przyjmowali święcenia, Wyszyńskiego wśród nich nie było. Nie dawano mu zresztą w ogóle wielkich nadziei ani na wyzdrowienie ani na kapłaństwo.

Bracie, jedź na wakacje!

Ks. dr Stefan Wyszyński, z całym bagażem naukowych doświadczeń europejskich, w roku 1930 wrócił do Polski. Rozpoczął pracę duszpasterską przy bazylice katedralnej we Włocławku. Został wykładowcą nauk społecznych we włocławskim seminarium duchownym oraz redaktorem miesięcznika teologicznego Ateneum Kapłańskie. Angażował się w wychowanie inteligencji katolickiej.

W swoich wykładach odnosił się do panującego w Polsce kryzysu gospodarczego, bezrobocia i ogólnego zubożenia, odważnie krytykując kapitalizm na Zachodzie jak i komunizm na Wschodzie. W obu systemach Wyszyński dostrzegał ich destrukcyjny wpływ na osobowość człowieka i zagrożenia płynące z instrumentalnego traktowania go. Zarówno komunizm jak i kapitalizm postrzegają człowieka jako przedmiot do wykorzystania - wyjaśniał.

Wykłady Wyszyńskiego gromadziły wielu słuchaczy. Cieszyły się zainteresowaniem i popularnością, nie wszyscy jednak je rozumieli, zwłaszcza robotnicy. Kiedyś jeden z nich zauważył z wyrzutem: – Ksiądz profesor nam wytłumaczył, że komuna do cholery i kapitał do cholery. A ty, robotniku, się powieś! – Bracie, jedź na wakacje! – odpowiedział Wyszyński. – Po wakacjach przyjdź, będziemy dalej szukali odpowiedzi. Przekonasz się, czy warto się wieszać, czy lepiej jeszcze poczekać.

Po wakacjach ów robotnik słuchał kolejnych wykładów Wyszyńskiego, w których jak echo pobrzmiewało Norwidowskie „Praca jest po to, by się zmartwychwstało”. I słowa o godności, jaka każdemu człowiekowi przysługuje w w darze od Boga: „Trzeba pamiętać, że pracuje człowiek – czy na dnie kopalni, czy w stoczni, w hucie, czy gdziekolwiek: pracuje człowiek, Boży człowiek o wysokiej godności – pierwsza wartość podstawowa w Narodzie i w państwie”.

W końcu ów robotnik przyznał: „ Proszę księdza, dobrze, że się wtedy nie powiesiłem, bo dzisiaj wiem, że to co ksiądz mówił, to była prawda!”.

Ks. dr Stefan Wyszyński coraz bardziej angażował się w sprawy robotników we Włocławku. Prowadził Chrześcijański Uniwersytet Robotniczy, pracował w Chrześcijańskich Związkach Zawodowych na rzecz poprawy warunków socjalnych w duchu sprawiedliwości społecznej. Jego działalność naukowa i społecznikowska została zauważona. W 1938 roku kardynał August Hlond powołał go do Prymasowskiej Rady Społecznej.