Ksiądz Michał

Not. Marcin Jakimowicz

GN 19/2011 |

publikacja 15.05.2011 19:00

Niedziela Dobrego Pasterza - 30 lat, 3 lata kapłaństwa, duszpasterz młodzieży, organizator dyskotek ewangelizacyjnych w Bełchatowie i Łodzi, moderator Diakonii Ewangelizacji.

Ks. Michał Misiak: – Kto może najbardziej ludziom pomóc? – kombinowałem. Ksiądz. Spotyka się z młodymi, starymi, chorymi. Będę księdzem – pomyślałem fot. Roman Koszowski Ks. Michał Misiak: – Kto może najbardziej ludziom pomóc? – kombinowałem. Ksiądz. Spotyka się z młodymi, starymi, chorymi. Będę księdzem – pomyślałem

Staruszka
Ulicą szła staruszka. Widziałem ją z okna mojego bloku w Tomaszowie Mazowieckim. Były wakacje. Staruszka nagle zatrzymała się na drodze. Wyglądało na to, że czegoś zapomniała. I wtedy ja, uczeń IV klasy szkoły podstawowej, wiedziony jakimś impulsem, włożyłem trampki i sweter (do dziś pamiętam, że był to sweter z łódeczką) i zbiegłem z drugiego piętra na dół. Czułem, że muszę się spytać, co się stało. W czym pani mogę pomóc? – zapytałem, a kobieta uśmiechnęła się bezradnie: „Chłopczyku, zostawiłam w parku na ławce mój płaszcz. A to tak daleko”. Pognałem po ten płaszcz. I wtedy, biegnąc, poczułem, że jestem szczęśliwy. Że to jest to, co chciałbym robić w życiu. Pomagać ludziom. A kto może najbardziej ludziom pomóc? – kombinowałem. Ksiądz. Spotyka się z młodymi, starymi, chorymi. Będę księdzem – pomyślałem.

Decyzja
Przez całe technikum nie puściłem pary z ust. Miałem umowę z Bogiem „nic nikomu”. Dziecięce pragnienie przerodziło się w decyzję. Byłem wewnętrznie pewien, że mam być księdzem. Moi rodzice związani byli mocno z oazą. Moja siostra, Gosia, po skończonej geografii w Krakowie poszła do Karmelu. Ale o powołaniu nie mówiło się nigdy. Ja też nie pisnąłem w domu ani słowa. Do samej matury. Nikomu nic. Nie wbijałem się w żadne czarne koszule, nie brałem do ręki brewiarza. Pamiętam chwilę, gdy powiedziałem wszystkim o mojej decyzji. Było późno. Po 23. Na drugi dzień miałem iść na rozmowę do proboszcza. Poprosiłem wszystkich: „Wejdźmy do dużego pokoju, chcę wam coś powiedzieć. Nie idę, jak wam mówiłem wcześniej, na prawo na KUL. Chcę być księdzem. Idę do łódzkiego seminarium”. Pierwsza rozpłakała się mama. A tata rzucił z uśmiechem: O, to nawet lepiej niż prawnik (śmiech). Mój brat zrobił wielkie oczy i westchnął: Kumple nie uwierzą…

Samotność
Czy bałem się kapłańskiej samotności? Nie. Ja uwielbiam samotność. Uwielbiam być sam. Od rana do późnego wieczora jestem otoczony ludźmi. Ciągły młyn. Uwielbiam chwile, gdy wracam późnym wieczorem do mego pokoju. Mam czas wziąć do ręki gitarę, pomodlić się. Często wówczas śpiewam, wychwalając Boga. Mam swoją ciszę, swój celibat. Jestem sam na sam z Jezusem. Czego chcieć więcej?

Teren „nieprzyjaciela”
Tak naprawdę liczy się tylko Jego zdanie, Jego wola. Jestem w stanie zrezygnować z wielu rzeczy, by iść za Nim krok w krok. Wczoraj przerobiłem to na własnej skórze. Na czerwiec przygotowywaliśmy ogromną akcję: festiwal 3R for Trinity. Dostaliśmy kupę pieniędzy z Urzędu Miasta, miejsce na scenę w samym centrum Łodzi. Zaprosiliśmy konkretne zespoły. Ale ostatnio, po akcji Blessed Night, gdy młodzież świętowała beatyfikację Jana Pawła II w łódzkich dyskotekach, zaczęliśmy rozeznawać, że to nie jest w planach Jezusa. Pojawił się niepokój, konkretne rozeznanie. Jezus prosił nas wyraźnie o małe, drobne rzeczy. Mamy, jak Jan Chrzciciel, uniżać się, by On był wywyższony. A my wchodziliśmy na terytorium „nieprzyjaciela”: do klubów, dyskotek. W sposób radykalny uciąłem rozkręconą akcję. Wczoraj poszedłem do Urzędu Miasta, by oddać pieniądze, które dostaliśmy na czerwcowy festiwal. Nauczeni doświadczeniem bardzo dużo się modlimy. Spotkania diakonii rozpoczynamy od godzinnej modlitwy. Chcemy usłyszeć, co Duch mówi do Kościoła.

Bóg kocha geja
Dlaczego wychodzę na ulicę? Przestałem się tego bać, gdy zacząłem opowiadać młodym o swoim doświadczeniu Jezusa Chrystusa. Zobaczyłem, jaką moc ma świadectwo, jak to wpływa na ludzi. Modliłem się za nich, nakładałem ręce, a oni drżeli. A przecież ja nie mam żadnej mocy. To działał Jezus mocą moich święceń. To dodało mi odwagi. Kiedyś na dworcu w Katowicach uciekł mi pociąg. Była 2 w nocy. Stałem w sutannie na peronie. I wówczas podszedł do mnie jakimś bezdomny i… oprowadził mnie po dworcu. Pokazywał swych znajomych: bezdomnych, prostytutki, narkomanów. A ja podchodziłem do nich w tej sutannie i błogosławiłem ich. Czułem, że mnie potrzebują. W pewnej chwili zauważyło to dwóch chłopaków. Jeden z nich podbiegł do mnie i z ogromną tęsknotą rzucił: „Pobłogosławi mnie ksiądz?”. „Tak”. „Ale ja jestem gejem…”. Widząc zdziwienie na mojej twarzy, spytał: „Co? Pan Bóg gejów nie błogosławi?”. A ja odpowiedziałem: „Jezus kocha wszystkich. On naprawdę bardzo ciebie kocha”. Pobłogosławiłem go. Widziałem, jak był wzruszony. Na tym katowickim dworcu zobaczyłem, jak bardzo ludzie tęsknią za błogosławieństwem kapłana.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.