Szukam najwłaściwszej Maryi

Ks. Witold Lesner; GN zielonogórsko-gorzowski 18/2011

publikacja 12.05.2011 10:59

Anna Wojewoda już w dzieciństwie zaprzyjaźniła się z Matką Bożą. W domu rodzinnym była modlitwa, później piesze pielgrzymki na Jasną Górę, a ostatnio swoją więź wyraża, malując Jej wizerunki.

Szukam najwłaściwszej Maryi   Ks. Witold Lesner /GN Szukam najwłaściwszej Maryi   Ks. Witold Lesner /GN Prostota, ale zarazem szlachetność rysów twarzy i oczy pełne zadumy, to cechy charakterystyczne maryjnych obrazów Anny Wojewody. Moje prace zwykle poświęcam temu, co zwyczajne. Próbuję pośród tej szarzyzny, zwyczajności odnaleźć i przekazać piękno, które tam jest - mówi Anna Wojewoda. - Próbuję się znaleźć gdzieś między sacrum a profanum. Ale w przypadku tematów sakralnych zdecydowanie wybieram malowanie Matki Bożej. Zawsze była dla mnie postacią z jednej strony tajemniczą, a z drugiej bliską - wyznaje. - Od dawna zastanawiam się, jak można postać Matki Boskiej przedstawić współcześnie. Dawniej, w zależności od wieku, w którym powstawały obrazy, Maryja często była ubrana w szaty z epoki i namalowana w jakimś konkretnym kontekście. Nikogo to nie raziło. Dzisiaj, gdyby Ją namalować np. w dżinsach, ludzie mogliby się nawet obrazić. Dlatego szukam przede wszystkim dla siebie tej „najwłaściwszej” Maryi - wyjaśnia.

Z Matką przez życie

- Gdy chodziłam do szkoły i po drodze mijałam kościół, to zachodziłam, by się chwilę pomodlić. Odmawiało się zdrowaśkę i szło dalej - wspomina pani Anna. - Jeszcze dziś, gdy słyszę „Chwalcie łąki umajone”, to nawet gdy jest środek zimy, widzę błękitne niebo i wiem, że zaraz będą wakacje - uśmiecha się. - Wydaje mi się, że w modlitwie do Matki Bożej o to właśnie chodzi, by ta była czymś normalnym, zwyczajnym. U nas w domu modliło się do Mateczki i tak najczęściej o Niej myślę i mówię - wyznaje.

W czasie studiów kilkakrotnie szła z pielgrzymką na Jasną Górę. - Byłam w Duszpasterstwie Akademickim w Gorzowie u „Szefa”, czyli u ks. Witolda Andrzejewskiego. On organizował pielgrzymki, więc powiedziałam sobie: „No to trzeba iść” - uśmiecha się, wspominając. - To były wspaniałe przeżycia. Godzinki śpiewane o świcie, gdy jeszcze mgła ścieliła się nad polami. Do dzisiaj pamiętam ich tekst, choć już trochę lat minęło.

Anna Wojewoda urodziła się w Kamieńsku k. Bełchatowa, gdzie jej rodzice, geolodzy, prowadzili badania. Później było kilka innych miejsc przed osiedleniem się w Gorzowie Wlkp. Na studia trafiła do Zielonej Góry i została do dziś. - Studiowałam filologię polską, a później też edukację artystyczną w zakresie sztuk plastycznych. Był również kurs kwalifikacyjny nauczyciela przyrody. W sumie trochę tego się zebrało - mówi, uśmiechając się. Dzisiaj pracuje w Szkole Podstawowej nr 8 na zielonogórskim Jędrzychowie, gdzie uczy plastyki i przyrody.

Z dziećmi przygotowuje wiele ciekawych wystaw i konkursów, m.in. „Wielkanocną pisankę z życzeniami dla Ojca Świętego” wiosną 2005 roku. - Chcieliśmy w ten sposób być przy Janie Pawle II w jego chorobie i wesprzeć go na duchu. Wysłaliśmy później prace do Rzymu, ale papież już nie mógł nam odpisać… - wspomina pani Anna. Za zaangażowanie na rzecz wychowania dzieci i młodzieży otrzymała nagrodę Instruktora Roku Zielonogórskiego Ośrodka Kultury w 1999 roku i Nagrodę Prezydenta Miasta Zielona Góra rok później. Anna Wojewoda miała kilkadziesiąt zbiorowych i kilkanaście indywidualnych wystaw. Ostatnia była w październiku 2010 roku w kościele Ducha Świętego w Zielonej Górze. Obecnie również w tym mieście w parafii Matki Bożej Nieustającej Pomocy przez maj trwa kolejna.

 

Szukam najwłaściwszej Maryi   Ks. Witold Lesner /GN Prostota, ale zarazem szlachetność rysów twarzy i oczy pełne zadumy, to cechy charakterystyczne maryjnych obrazów Anny Wojewody. Uchwycić piękno

- Nigdy nie podobały mi się obrazy Maryi, Jezusa czy świętych „ubranych” w narzucone ręczniki. Te powłóczyste szaty przecież nie byłyby ani wygodne, ani praktyczne i raczej mało mają wspólnego z obowiązującą wówczas rzeczywistością - mówi z powagą malarka. Maryja dla autorki jest przede wszystkim zwykłą kobietą, zanurzoną w codzienności, która została przez Boga obdarzona wyjątkową łaską. Poważne malowanie maryjnych obrazów rozpoczęło się dla Anny Wojewody na plenerze malarskim w 2004 roku w Polanicy-Zdroju. - Początkowo malowałam głównie twarze, najpierw pastelami, później farbami olejnymi. Nazywam je Mateczkami… - mówi pani Anna.

Charakterystyczne dla tych prac są fragmenty krajobrazu, które wpisane są w aureolę. Później za tło służyły też kościoły Zielonej Góry. – Zawsze szukałam pięknej twarzy! Zależało mi na znalezieniu uniwersalnego, głębszego piękna - opowiada malarka. – To nie może być piękno współczesnej supermodelki, bo chodzi przecież przede wszystkim o piękno duchowe… Ale nigdy nie udało mi się takiego efektu osiągnąć – śmieje się ze swej bezradności pani Anna.

Twarze na poszczególnych obrazach są symetryczne i noszą znamiona szlachetności. Jest w nich widoczna zaduma i szczęście, a spojrzenie oczu sięga gdzieś daleko… Po wielu próbach artystka doszła do ważnego wniosku. - Pomyślałam, że tego piękna w ogóle można nie osiągnąć, a droga w tym kierunku nie jest odpowiednia - wspomina przemianę. - Wtedy zaczęłam malować duże postaci bez twarzy.

Na pierwszy rzut oka Maryja wyglądała tradycyjnie: duża aureola, stonowane kolory i ubranie niezbyt współczesne. Dopiero gdy zaczynamy się przyglądać, widzimy, że wszystko jest bardzo uproszczone, a barwy też nie do końca odpowiadają maryjnej ikonografii. Niektóre osoby może to razić – wyjaśnia pani Anna. Była to również artystyczna prowokacja, która ma poruszyć wyobraźnię, by dostrzegła to, co niewidzialne. Malarka chciała zmierzyć się z tajemnicą, z niemożliwością bezpośredniego poznania Maryi.

 

Tryptyk macierzyństwa

Ostatnimi maryjnymi pracami Anny Wojewody są „Zwiastowanie”, „Błogosławiona” i „Ona jest drogą”, składające się na tryptyk.

Szukam najwłaściwszej Maryi   Ks. Witold Lesner /GN Tryptyk macierzyństwa to bardzo proste i głębokie w swojej symbolice obrazy „Zwiastowanie”, „Błogosławiona” i „Ona jest drogą” – Zwiastowanie dla Maryi to wielka radość i wyróżnienie, wspaniała chwila, ale też moment przyjęcia obowiązku, czegoś, co wymaga ogromnego poświęcenia, dlatego podtrzymuje Ona aureolę uniesionymi rękami – wyjaśnia autorka. – Dla kobiety w tamtych czasach czymś strasznym było zgodzić się na dziecko, gdy nie ma się męża. Sama przecież mówi: „Jakże mi się to stanie, skoro nie znam męża?” – kontynuuje pani Anna. Oprócz bycia panną z dzieckiem, miała jeszcze świadomość, że syn będzie musiał ponieść  śmierć. – To wielki ciężar, a Ona mówi: „Niech się tak stanie”. Czasami zapominamy, że Maryja była przede wszystkim kobietą i w wymiarze ludzkim przeżywała trudności i dramaty.

Drugi obraz z cyklu „Błogosławiona” przedstawia postać Maryi z zaokrąglonymi kształtami i rękami opiekuńczo trzymającymi dziecko w łonie. – Dziś raczej nie używamy wyrazu „błogosławiona” na określenie kobiety w ciąży, a oznacza on m.in., że jest się pod opieką Bożą. Chciałam pokazać macierzyństwo jako tajemnicę i dar od Boga – tłumaczy pani Anna.

Trzeci obraz to odwrócenie zwykłej symboliki ikonograficznej, w której Matka Boża ręką wskazuje na Jezusa – Drogę. – Na moim obrazie to Jezus wskazuje na Maryję, sugerując, że przez Jej modlitwę i wstawiennictwo możemy wiele uzyskać u Syna. Jezus jakby mówił: „Módlcie się do Niej, Ona się za wami wstawi, a ja chętnie pomogę”. Jezus odwrócony w stronę Matki Boskiej wskazuje Tę, do której możemy się zwracać z naszymi prośbami – mówi malarka. Całość tryptyku zmusza do refleksji nad tajemnicami macierzyństwa Maryi i ludzkimi drogami do zbawienia.