Dialogi ze św. Teresą z Lisieux. „Z nią córka nie zginie!”

Jarosław Dudała

GN 40/2023 |

publikacja 05.10.2023 00:00

Umierała. Z bólu krzyczała po nocach. – Tak się mną troskliwie opiekujesz, a ja nawet nie mam dla ciebie prezentu imieninowego. Co mogłabym ci dać? – spytała synową.

Dialogi ze św. Teresą z Lisieux. „Z nią córka nie zginie!” jarosław Dudała /foto gość

Święta Teresa z Lisieux wmieszała się w losy rodziny Teresy Krawczyk na długo przed jej narodzeniem.

Inna narzeczona

Lata trzydzieste XX w. Józek i Bolek są jeszcze dzieciakami, mieszkają w Andrychowie. Ich rodzice opowiadają im o św. Teresie z Lisieux. Niedawno kanonizowana karmelitanka spogląda na nich przez całe dzieciństwo z obrazka zawieszonego nad ich łóżkiem.

Kilkanaście lat później Bolek pójdzie do wojska. Przedtem obieca swojej dziewczynie, że gdy wróci, zaręczy się z nią. Wraca. Spotyka się z dziewczyną. Wyznaje jej jednak, że zaręczył się z inną i że pójdzie za nią. Ta „inna” to św. Teresa, a „pójście za nią” oznacza wstąpienie do Karmelu. Bolek zostaje bratem Bolesławem. Będzie potem mądrym i dobrym prostym bratem zakonnym, znanym z tego, że szyje habity dla swoich współbraci. Umrze w późnej starości.

Jego rodzony brat Józek ożeni się. Gdy urodzi mu się córka, między nim a żoną dojdzie do sporu. Stasia będzie chciała, żeby dziewczynka otrzymała na chrzcie imię Grażyna. Józek będzie się upierał, że ma nosić imię Teresa.

– No to jakim w końcu imieniem mam ją ochrzcić? – spyta zniecierpliwiony ksiądz tuż przed rozpoczęciem ceremonii.

Józek tupnie nogą, aż się ziemia zatrzęsie. – Musi być Teresa! Bo Teresa z Lisieux to wielka święta i z nią córka nie zginie! – powie tonem nieznoszącym sprzeciwu. Tym razem nawet jego uparta Stasia będzie musiała ustąpić.

Śmierć nie może być taka straszna

Tereska ma już 9 lat. Widziała ciało babci w trumnie. Boi się śmierci. Źle sypia. Zadaje pytania. Ale w tamtych czasach dziecięce pytania są zbywane wzruszeniem ramion.

Tereska trafia do Karmelu w Wadowicach. Widzi tam rekonstrukcję grobu św. Teresy z Lisieux. W szklanym sarkofagu widać figurę świętej w brązowym habicie. Na jej twarzy maluje się delikatny uśmiech. – Wygląda na szczęśliwą... W takim razie śmierć nie może być taka straszna – myśli dziewczynka. I już się nie boi.

W kolejnych latach Tereska spotyka się od czasu do czasu w wujkiem Bolkiem, karmelitą. Zakonnik opowiada jej czasem o św. Teresie z Lisieux. Daje dziewczynie mało dla niej wtedy zrozumiałe wskazówki: – Miłość to najlepsza modlitwa. Najważniejsze to chodzić w obecności Boga.

Karmelita zostawia jej w prezencie książki z dziedziny duchowości, ale dziewczyna i tak ich nie czyta. Do czasu…

Babciu, ja go kocham

Teresa ma 22 lata. Wyrosła na przebojową kobietę. Studiuje we Wrocławiu pedagogikę. Ma narzeczonego Andrzeja. Kocha go. Jest jednak problem. Andrzej jest ochrzczony, ale niepraktykujący. Tak samo jak jego rodzice. Poza tym jest zawodowym żołnierzem, a peerelowskie wojsko zakazuje praktyk religijnych. Z kolei bardzo religijni rodzice Tereski grożą, że zerwą z nią kontakt, jeśli wyjdzie za Andrzeja.

Zrozumienie znajduje u babci Anny, której najwięcej zawdzięcza, jeśli chodzi o wychowanie w wierze. Babcia widzi w Andrzeju dobro, którego nie widzą rodzice Tereski ani nawet ona sama.

– I jakie ma piękne niebieskie oczy! – uśmiecha się babcia.

– Babciu, ja go kocham. Ale nie wiem, czy to on ma być moim mężem. Tak mi odradzają to małżeństwo... – martwi się dziewczyna.

– Pytaj Pana Boga i swojego serca. Idź przed Najświętszy Sakrament. Tam sobie to ułóż – radzi babcia.

Teresa po raz pierwszy odwiedza przyszłych teściów w Białymstoku. Jest bardzo życzliwie przyjęta. I choć w tym domu nie mówi się o Bogu – a jeśli już, to cierpkimi słowami – to na ścianie Tereska dostrzega obrazek... swojej świętej patronki! – Nawet tu jest św. Teresa! – dziwi się dziewczyna.

Młodym pomaga też legendarny wrocławski duszpasterz akademicki ks. Stanisław Orzechowski. Przygotowuje ich do ślubu, a Andrzeja – także do Pierwszej Komunii i bierzmowania.

– Napisz do rodziców. Tak od serca – radzi Teresie ks. Stanisław.

Przysięga przez łzy

Teresa pisze list. Pisze, że kocha Andrzeja i czuje, że Bóg go jej zesłał. Daje do zrozumienia, że nie chce wybierać między rodzicami a narzeczonym, ale jeśli będzie musiała, wybierze Andrzeja. Rodzice odpowiadają telefonicznie: – No to przywieź do nas tego Andrzeja...

Młodzi biorą ślub. Teresa do ostatniej chwili ma wątpliwości. –. ..i że Cię nie opuszczę... – powtarza słowa przysięgi małżeńskiej i głos jej się łamie.

Łzy cisną się do oczu. Przemyka jej jednak przez głowę prosta myśl: „Pan Bóg i św. Teresa mnie nie opuszczą”. Z tą myślą dopowiada słowa przysięgi: – …aż do śmierci.

Dziś Teresa i Andrzej są już małżeństwem z 38-letnim stażem. Kochają się. Choć różnie między nimi bywało, Teresa nigdy nie usłyszała od rodziców niczego w rodzaju: „A nie mówiliśmy?”. Dziś Andrzej i jego teść są najlepszymi przyjaciółmi. Teściowa już zmarła.

Przyprowadź mi klechę

Rok 2002. W strasznych cierpieniach umiera teść Teresy. Jako wojskowy zaprzestał praktykowania i zerwał z Kościołem, z Bogiem. Teresa modli się o jego nawrócenie. Także do swojej patronki. Mieszka z mężem w Muszynie, na drugim końcu Polski. Nie ma więc bezpośredniego kontaktu z teściem z Białegostoku. Chorym opiekuje się siostra Andrzeja, Ewa, która jest pielęgniarką. Z jej relacji wynika, że tuż przed śmiercią mężczyzna poprosił: – Przyprowadź mi klechę.

– Ksiądz przyszedł. Nikt nie wie, co się wtedy stało. Wierzymy, że tata odszedł pojednany z Bogiem – mówi Teresa.

Dwa lata później po tej śmierci zadzwoni do niej Ewa, która też zachowywała duży dystans do Boga i Kościoła. Powoła się na swoje doświadczenie odchodzenia ojca. Doda, że zyskała wtedy przeświadczenie, iż Pan Bóg istnieje. I że postanowiła pójść do Pierwszej Komunii Świętej.

Nie do wiary

Rok 2007. Umiera teściowa Teresy. – Zaczęły jej pękać żyły. Niemal przez cały czas choroby ofiarnie opiekowała się nią córka Ewa. Ostatnie dwa miesiące życia teściowa spędziła u nas – opowiada Teresa.

Dodaje, że nigdy nie potrafiła się pogodzić z tym, że kobieta, która okazała jej tyle serca, żyje bez relacji z Bogiem. Czasem, przy okazji wspólnie spędzanych świąt, Teresa próbowała namówić teściową do pójścia do spowiedzi, ale nadaremnie. Modliła się więc za nią o nawrócenie. „Św. Tereso, zrób coś” – prosiła.

– Mama z bólu krzyczała po nocach – wspomina Teresa i dodaje, że po jednej z takich ciężkich nocy, bezsilna wobec jej cierpienia, weszła do pokoju chorej. To był początek października.

– Tak się mną troskliwie opiekujesz, a ja nawet nie mam dla ciebie prezentu imieninowego – powiedziała teściowa. – Co mogłabym ci dać? – spytała.

Teresa najdelikatniej, jak potrafiła, powiedziała, że największą radość sprawiłoby jej, gdyby chora pojednała się z Bogiem.

– Dobrze, przyprowadź księdza. Ale żeby nikogo wtedy nie było w domu – zastrzegła umierająca.

– Nie mogłam uwierzyć, że Pan Bóg może tak działać! Z radości biegłam wtedy, przeskakując po trzy, cztery schody – wspomina Teresa.

Podkreśla, że jej teściowa wyspowiadała się wtedy po raz pierwszy od czasu swego ślubu, czyli po raz pierwszy od kilkudziesięciu lat.

– Moje serce skakało z radości jak piłeczka – mówi dziś Teresa, nawiązując do słów swojej patronki, która sama siebie nazywała piłeczką w ręku Pana Boga.

Chatka Puchatka

Dawno temu, jeszcze podczas służby w wojsku, Andrzej poznał Adama. Adam miał dużo dzieci i mało pieniędzy. No to Andrzej dzielił się z nim swoimi pieniędzmi. Po latach Adam stał się zamożnym człowiekiem. Postanowił w nietypowy sposób spłacić dawny dług. Zaproponował, że odda Andrzejowi pięcioarową działkę w górach niedaleko Muszyny.

Andrzej i Teresa przystali na ten gest. Dokupili nawet pięć kolejnych arów. Na tej działce Andrzej postawił domek. A obok niego dwie malutkie chatki w typie norweskich hytte – jedną dla siebie, drugą dla żony, żeby miała gdzie rozmawiać z Bogiem i św. Teresą.

To miejsce jest pod Ich szczególną opieką. Nie ma tam prądu ani ciepłej wody. Jest cisza i piękne widoki. To wszystko sprzyja otwieraniu się przybywających tam gości.

– Była u nas kiedyś dziewczyna, która tańczyła na rurze. Chciała pobyć sama w mojej hytte. Nalegała. Trochę mnie to nawet denerwowało, ale zgodziłam się. Kiedy stamtąd wyszła i opowiedziała mi o swoim poszukiwaniu Boga, byłam wzruszona – opowiada Teresa.

– Innym razem małżeństwo na skraju rozpadu spędziło noc w mojej chatce. Nie wiem, co tam się stało, ale wycofali się z planów rozwodowych – dodaje.

– Święta Teresa to moja duchowa siostra. Nieomal każdego dnia prowadziłam z Nią dialog. Krótki. „Pomóż. Bądź. Obiecałaś schodzić z nieba na ziemię”. Przychodziła. Przychodzi – mówi Teresa.

 

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.