Transport „Gościa” dotarł do Zaporoża. „Wyładowywaliśmy dary. Obok nas karetki na sygnale pędziły z ciężko rannymi do szpitala”

Andrzej Grajewski


GN 39/2023 |

publikacja 28.09.2023 00:00

Przygotowana z okazji 100-lecia „Gościa Niedzielnego” pomoc humanitarna dotarła do Zaporoża. Uczestniczyłem w dostarczaniu darów do miejsc, w których są bardzo potrzebne.

Transport „Gościa” dotarł do Zaporoża. „Wyładowywaliśmy dary. Obok nas karetki na sygnale pędziły z ciężko rannymi do szpitala” Centrum Orichiwa. Całe miasto jest zrujnowane, ale nadal żyją tam ludzie. Andrzej Grajewski

Niewiele brakowało, aby całe przedsięwzięcie spaliło na panewce. Jak mi później opowiadał bp Edward Kawa, koordynujący przekazanie pomocy do Zaporoża, nasze dary przez kilka dni były składowane we Lwowie w miejscu zbombardowanym przez Rosjan 19 września. Na szczęście wywieziono je wcześniej do Zaporoża. Ze Lwowa do Zaporoża jechałem samochodem akcji charytatywnej działającej przy lwowskiej parafii św. Michała Archanioła w towarzystwie proboszcza ks. Jacka Kocura i wikarego ks. Wojciecha Borzyszkowskiego oraz ukraińskiego wolontariusza Mariana Pankiva. Dzięki niemu mogliśmy bezpiecznie pokonać ponad 2 tysiące kilometrów. Wsparcia udzielił nam także ks. Jarosław Gąsiorek, proboszcz z Kalinówki pod Winnicą i krajowy moderator Ruchu Światło–Życie, przyjmując nas na nocleg. Dystrybucję darów w Zaporożu organizował biskup pomocniczy diecezji charkowsko-zaporoskiej Jan Sobiło. Planował rozwozić je razem z nami. Kilka dni wcześniej jednak tak niefortunnie skręcił nogę, że został unieruchomiony, porusza się na wózku i czeka go operacja. 


Jedziemy w teren


Naszym przewodnikiem, a zarazem kierowcą wojskowego pick-upa, załadowanego po brzegi darami, był Maksym Georgadze. Bez niego w terenie, gdzie obowiązują liczne restrykcje i ograniczenia, nie bylibyśmy w stanie się poruszać. Ma własną, bogatą historię. Pierwszego dnia rosyjskiej agresji zgłosił się do pułku samoobrony „Chortyca” w Zaporożu. W grudniu 2022 r., gdy był już zastępcą szefa sztabu tego pułku, został ranny. Miesiąc później przeszedł operację i długą rekonwalescencję. W międzyczasie jego pułk rozwiązano w związku z reorganizacją armii przed kontrofensywą. Dziś Maksym, mimo że jest inwalidą, organizuje m.in. pomoc humanitarną dla walczących oddziałów. Jego rodzina przebywa obecnie we Francji. Mógłby do niej dołączyć, ale zdecydował się pozostać na Ukrainie. Jak mi powiedział, dlatego, że musi mieć dobrą odpowiedź na pytanie syna, co robił w czasie tej wojny. 


Jeszcze w Zaporożu Maksym nakazał nam wyłączyć geolokalizację, zakazał używać internetu i fotografowania żołnierzy oraz sprzętu wojskowego. Tak „przeszkoleni” wyruszyliśmy do Komyszuwachy, wiejskiej osady położonej ponad 30 km na południe od Zaporoża. To cywilne zaplecze dla frontu zaporoskiego, gdzie cały czas toczą się zaciekłe walki. Przed wojną mieszkało tam ponad 5 tys. ludzi, a miejscowość należała do zamożniejszych w okolicy. W jej centrum znajduje się dobrze wyposażony stadion sportowy. Sportowe szatnie w czasie wojny przerobiono na łaźnię polową. Przywożą tu z frontu żołnierzy, aby mogli wziąć prysznic, napić się czegoś ciepłego, chwilę odpocząć. Zostawiamy tutaj środki czystości, wodę i żywność. Nieopodal widać ruiny cerkwi pw. św. Michała Archanioła, w którą w nocy 16 kwietnia br., kiedy obchodzona była prawosławna Wielkanoc, uderzyła rosyjska rakieta. Liturgia miała się zacząć o świcie, ale gdy wierni przyszli, zastali tylko ruiny swej świątyni. Znajdujący się tuż obok budynek nowej szkoły także został trafiony rosyjską bombą. Ks. Jacek zaczął robić tam zdjęcia, gdy nagle podszedł do nas funkcjonariusz w cywilu z pytaniem, dlaczego fotografujemy ten obiekt. Gdyby nie wyjaśnienia i dokumenty Maksyma, wszystko mogłoby się źle skończyć. Okazało się, że w niezniszczonej części szkoły mieści się sztab jednostki wojskowej. W obecności funkcjonariusza trzeba było usunąć zdjęcia ruin placówki szkolnej. Dokonał on także przeglądu naszych darów. Jego uwagę zwrócił „Modlitewnik na czas wojny” abp. Sheena. Książka przełożona na język ukraiński, wydana przez Kościół greckokatolicki, z inicjatywy ks. Jacka została dodana do dostarczonych do Zaporoża darów. Funkcjonariusz wziął paczkę modlitewników i poprosił o kapłańskie błogosławieństwo. Kolejną partię darów zostawiliśmy w domu kultury, zamienionym w wielki magazyn pomocy humanitarnej dla całej okolicy. 


Bliżej frontu


Księża Jacek i Wojciech oraz Marian zostali w Komyszuwachie, ja z Maksymem pojechałem dalej. Ruch na drodze był niewielki. Poruszały się po niej wyłącznie samochody wojskowe, m.in. transportujące na lawetach do naprawy ciężki sprzęt uszkodzony na froncie. W miarę zbliżania się do linii frontu częstsze stały się kontrole na blok-postach. Ich przejechanie było możliwe tylko dzięki temu, że Maksym miał specjalne pozwolenia oraz znał aktualne hasło, zmieniane w rejonie działań bojowych częściej niż raz na dobę. 


Dotarliśmy do wsi Tawrijśke, gdzie czekał na nas Roman Czapiec, kapelan 71. brygady szturmowej (jest luteraninem, przed wojną studiował na uczelni artystycznej w Zaporożu), stacjonujący w polowym punkcie ewakuacyjnym. Przyjmuje się tam kontuzjowanych i lekko rannych żołnierzy, którzy po opatrzeniu wracają do swoich jednostek. Z naszych darów najbardziej wszystkich ucieszyła woda, której brak odczuwa się tu dotkliwie, zwłaszcza w tak gorące dni jak ten, w którym ich odwiedziliśmy. Gdy wyładowywaliśmy dary w Tawrijśke, przejechało obok nas na sygnale kilka karetek pogotowia, pędzących z ciężko rannymi do szpitala w Zaporożu. 


Ruszyliśmy dalej, żegnani modlitwą Romana o nasz szczęśliwy powrót.


W Orichiwie


Ostatnim zadaniem było rozdanie pomocy w Orichiwie, rejonowym mieście, atakowanym przez Rosjan z wielką intensywnością od pierwszego dnia wojny. Na polecenie Maksyma przed wjazdem tam ubieram, podobnie jak on, hełm i kamizelkę kuloodporną. – W mieście powinno być bezpiecznie. Od rosyjskich pozycji dzieli nas kilka kilometrów, a za miastem osłoni nas nasyp linii kolejowej łączącej Zaporoże z Mariupolem – dodaje mi odwagi Maksym. – Jeśli jednak nad nami pojawi się dron, wyskakuj i uciekaj, bo to oznacza, że nas namierzają. Jak usłyszysz świst, padaj na ziemię, gdziekolwiek jesteś – instruuje. Po tym krótkim szkoleniu otwiera szyby i ostrożnie jedzie dalej, bacznie nasłuchując. 


Orichiw jest kompletnie zniszczony. Jeździmy wśród ruin, zatrzymując się przy mieszkańcach, którzy tam zostali. To głównie osoby starsze, które nie mają dokąd wyjechać. Dary przyjmują z wdzięcznością i niedowierzaniem, że komuś chciało się do nich przyjechać. Wszyscy pamiętają, że w lipcu w czasie rozdawania pomocy w punkt jej odbioru uderzyła kierowana bomba, zrzucona z rosyjskiego samolotu. Zginęły cztery osoby, było wielu rannych. Napotkanej w centrum grupie wojskowych zostawiamy resztę przywiezionych towarów. 


Jedziemy jeszcze do Małej Tokmaczki, dużej wsi wysuniętej w stronę frontu, gdzie – jak słyszeliśmy – zostali mieszkańcy. Nie spotkamy jednak żadnych cywili, tylko żołnierzy, odpoczywających w przydrożnych rowach. Byli tak wyczerpani, że nawet wody nie przyjęli. Robimy jeszcze jedną rundę po mieście i wracamy do Zaporoża. Następnego dnia Marian, którego kolega służy w 46. brygadzie stacjonującej w tamtym regionie, informuje, że w nocy Orichiw znalazł się pod silnym obstrzałem, Ukraińcy ponieśli duże straty i musieli wycofać się ze zrujnowanego miasta. 


Niezastąpieni albertyni 


Większość naszych darów rozdają potrzebującym bracia albertyni, mający placówkę na obrzeżach Zaporoża. Za wsparcie dziękował nam brat Maksymilian, przełożony wspólnoty, która daje dach nad głową 18 osobom i codziennie wydaje kilkadziesiąt obiadów dla potrzebujących. – Bracia albertyni cztery razy w tygodniu rozdają u nas żywność, m.in. chleb, który sami pieką, oraz konserwy – mówi bp Jan Sobiło. – To, co zostało przywiezione przez „Gościa”, jest wielkim wsparciem, gdyż przychodzą do nas ludzie bardzo potrzebujący pomocy. Zbierają się na dziedzińcu naszej parafii nieraz już o 5 rano, choć dary rozdawane są dopiero od 9. Ważna jest nie tylko materialna pomoc, ale także psychiczne wsparcie, jakie otrzymują. Dzięki temu wiedzą, że nie są sami – dodaje biskup Jan. 


Transport „Gościa” dotarł do Zaporoża. „Wyładowywaliśmy dary. Obok nas karetki na sygnale pędziły z ciężko rannymi do szpitala”

Rozdawanie pomocy przez braci albertynów na terenie parafii pw. Boga Ojca. Andrzej Grajewski

Ksiądz biskup podkreśla także znaczenie wody w naszym transporcie. – W Zaporożu – wyjaśnia – pijemy wodę z Dniepru i nie ma z tym problemu. Jednak gdy Rosjanie wysadzili tamę w Nowej Kachowce, poziom wody poniżej zapory obniżył się, dostał się tam muł i różne zanieczyszczenia. Na skutek tego woda z rzeki często nie nadaje się do spożycia. Dlatego każda przywieziona butelka jest bezcenna. To tak, jakby człowiekowi, który stale pije wodę z kałuży, dać łyk świeżej. 


O znaczeniu naszego transportu humanitarnego przekonany jest także abp Mieczysław Mokrzycki, z którym spotkałem się we Lwowie przed powrotem do kraju. W czasie rozmowy zwraca uwagę na trafność wyboru Zaporoża jako miejsca przeznaczenia transportu. – Tam, gdzie toczą się działania wojenne, ludzie najbardziej potrzebują pomocy – mówi. – Nie wszystkich stać na zakup żywności, dlatego dobrze się stało, że transport „Gościa” dotarł do Zaporoża, gdzie wojna odczuwana jest szczególnie dotkliwie. Każdy gest solidarności, który Polacy okazują narodowi ukraińskiemu, jest bardzo ważny. Pokazuje nasze człowieczeństwo i prawdziwy wymiar chrześcijaństwa. Chrystus przecież powiedział: byłem przybyszem, a przyjęliście mnie, byłem nagi, a przyodzialiście mnie, byłem głodny, a daliście mi jeść. Pomagając innym, wypełniamy przykazanie miłości Boga i bliźniego. Pozwalamy przeżyć ludziom ten trudny czas, a zasiane w ten sposób dobro wyda w przyszłości stokrotny plon i przyczyni się do zbliżenia narodów Polski i Ukrainy – dodaje.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.