Ks. Zygmunt Trószyński MIC – marianin, duszpasterz, kapelan polskich żołnierzy, powstaniec warszawski – walczył o każdą ludzką duszę

Agata Puścikowska

GN 32/2023 |

publikacja 10.08.2023 00:00

Walczył o każdą ludzką duszę. I walczył o wolność.

Ks. Zygmunt Trószyński (1886–1965). Ks. Zygmunt Trószyński (1886–1965).

Marianin, duszpasterz, powstaniec warszawski, apostoł Marymontu – tak najkrócej można scharakteryzować postać ks. Zygmunta Trószyńskiego MIC. Mimo wielkich dokonań pozostał skromnym kapłanem. I mimo upływających lat od jego śmierci wciąż niewiele o nim wiemy.

– O księdzu Zygmuncie jest mało opracowań książkowych. Pisząc o nim pracę magisterską, postanowiłem sięgnąć do świadectw ludzi, którzy znali go osobiście. Materiały te gromadzono, gdyż uważano go za świętego. Nie mam wątpliwości, że ksiądz Zygmunt rzeczywiście zasługuje na to, aby wynieść go na ołtarze. Jest dla mnie wzorem kapłana gorliwego, w pełni oddanego posłudze drugiemu człowiekowi, świetnego proboszcza, anioła ubogich – mówi ks. Zbigniew Borkowski MIC.

Chłopak z Marymontu

Zygmunt Trószyński urodził się w 1886 r. w Rudzie pod Marymontem. Wówczas była to wieś, dopiero po wojnie Marymont stał się formalnie dzielnicą stolicy. Rodzina Trószyńskich była głęboko religijna, dzieci – łącznie ósemka – wychowywały się w atmosferze szacunku do tradycji i miłości do ojczyzny. Ojciec chłopca, Mikołaj Trószyński, był wójtem gminy Marymont-Ruda. Matka Maria zmarła pół roku po urodzeniu synka. Mimo połowicznego sieroctwa dziecko wychowywało się w szczęśliwym, kochającym domu. W 1907 r. Zygmunt zdał maturę i rozpoczął studia matematyczne. Po niespełna roku przeniósł się na teologię na dominikańskim uniwersytecie we Fryburgu Szwajcarskim. Wkrótce jednak, po śmierci starszego brata, który opłacał jego studia, musiał wrócić do Polski. Zgłosił się do warszawskiego seminarium. W lipcu 1913 r. przyjął święcenia kapłańskie i wstąpił do nowicjatu w Zgromadzeniu Księży Marianów.

Podczas I wojny światowej opatrywał rannych. Wówczas marianie posługiwali już na warszawskich Bielanach. Ksiądz Trószyński pracował w tamtejszej parafii. Po krótkim pobycie w USA objął probostwo parafii bielańskiej pw. Matki Bożej Królowej Polski. Wówczas współpracownikiem ks. Trószyńskiego został ks. Michał Sopoćko. Najpewniej dzięki tej znajomości w kościele zawisł jeden z najstarszych wizerunków Jezusa Miłosiernego. – Mieszkańcy Bielan i Marymontu byli ludźmi biednymi, materialnie i moralnie. Ksiądz Trószyński organizował dla nich wszechstronną pomoc. W 1928 roku założył parafialne koło Caritas, działały przy parafii przedszkola, punkty dożywiania dzieci – opowiada ks. Zbigniew. – Sam żył bardzo skromnie: miał przetartą, starą sutannę i dziurawe buty, bo nowe zawsze oddawał potrzebującym.

Wojna 1939

Po wybuchu II wojny światowej ks. Trószyński zostaje kapelanem 1 batalionu 40 Pułku Piechoty na terenie Bielan. Wykazuje się odwagą podczas oblężenia Warszawy. Potem otrzyma za to Krzyż Walecznych. Po kapitulacji miasta opiekuje się rannymi żołnierzami. A ponieważ część z nich nie ma dokąd wracać, otwiera schronisko dla rekonwalescentów. Utrzymuje je sam, przy pomocy zaufanych ludzi. – Stworzył tajną organizację Pomoc Żołnierzowi, która wysyłała paczki dla jeńców. W 1940 r. wstąpił do Związku Walki Zbrojnej (późniejszej Armii Krajowej). Został kapelanem oddziału kobiecego łączności i sanitariuszek „Sadownik” (później „Żywiciel”). Przyjął pseudonim Alkazar – opowiada ks. Zbigniew. – W salce przykościelnej prowadzone były żołnierskie odprawy. Na terenie parafii partyzanci spotykali się potajemnie z rodzinami, była przechowywana broń.

Marianin zajmował się też ratowaniem Żydów, głównie dzieci. Wydawał i preparował fałszywe metryki, ukrywał dzieci na plebanii, u znajomych sióstr zakonnych, w zaprzyjaźnionych domach parafian. Współpracował z ks. Leonem Szelągiem, który ukrywał chłopców żydowskich w internacie szkoły na Bielanach. – Któregoś dnia wezwał jedną z parafianek i zapytał, ile ma dzieci. Kobieta odpowiedziała, że trójkę. Wówczas ksiądz stwierdził: „To teraz będzie miała pani czworo”. Kobieta była mocno zaskoczona, a kapłan tylko rzucił: „Nie filozofować, nie filozofować”. I wręczył jej metrykę chrztu chłopca żydowskiego, którego trzeba było ukryć – opowiada ks. Borkowski.

Po śmierci generała Władysława Sikorskiego w 1943 r. ks. Zygmunt odprawił Mszę św. w jego intencji. Gestapo zabrało go za to na aleję Szucha. Odczytano mu fragmenty kazania spisane i zaniesione Niemcom przez konfidentów. Został brutalnie pobity.

Powstanie 1944

Gdy wybuchło powstanie warszawskie, ks. Trószyński jako kapelan obwodu „Żywiciel” działał na Marymoncie, Bielanach, Żoliborzu. Z narażeniem życia przenosił rannych do szpitali polowych. Był na pierwszej linii ognia, wśród młodych powstańców. – Organizował tymczasowe pochówki ofiar, co umożliwiło po wojnie przeprowadzenie ich ekshumacji, gdyż potrafił wskazać lokalizację grobów – wyjaśnia ks. Borkowski. – W powstaniu został mocno ranny w policzek. Jednak mimo rany nie przestał pomagać ludziom.

Na Marymont wrócił dzień po wyparciu Niemców przez Rosjan, w styczniu 1945 r. Od razu zaczął organizować kuchnię dla tułaczy, którzy wracali do Warszawy. Udało się też szybko naprawić zniszczony kościół i już 11 lutego 1945 r. odprawił w nim pierwszą Mszę św. Potem pomagał byłym powstańcom, którzy po wojnie żyli w ubóstwie, nie mogli znaleźć pracy, byli inwigilowani. Tadeusz Sułowski tak wspominał spotkanie z księdzem po wojnie: „Otworzyły się drzwi, wszedł wysoki, siwy ksiądz w sutannie, o bardzo energicznych ruchach – ruszał się po wojskowemu. Zapytał mnie: »co cię, chłopcze, do nas sprowadza?«. Odpowiedziałem: »potrzeba dalszego życia dla mnie i moich trojga przyjaciół«. (…) Ojciec kapelan nie odesłał mnie do domu, tylko kazał mi poczekać, sam poszedł odprawiać Mszę. Po Mszy wrócił, uśmiechnął się do mnie, trzymając tacę z bardzo drobnymi pieniędzmi, polecił mi nadstawić dłonie tak, aby mógł nasypać mi pieniądze z tacy. Siostrze zakonnej (…) polecił dać mi duży bochenek chleba”.

Pomoc była kontynuowana. „Od września 1945 roku zostałem zatrudniony razem z moją siostrą w Czerwonym Krzyżu, gdzie prezesem był ojciec Zygmunt Trószyński, był on również prezesem w Caritasie. Mnie ksiądz zatrudnił jako gońca” – pisał Sułowski. Wspierał wielu ubogich. Jego przyjaciele mawiali: „Alkazar wszystko może”.

Prześladowania

Gdy kończyła się wojna, płk Jan Mazurkiewicz „Radosław” – dowódca Kedywu – zaproponował Alkazarowi stworzenie bursy dla dzieci poległych powstańców. Miał na to środki z niewypłaconych żołdów. Było to działanie całkowicie legalne. Bursa im. gen. Stefana Roweckiego „Grota” rozpoczęła działalność w lipcu 1948 roku. Dodatkowo kapłan współtworzył powstańcze kwatery na Wojskowych Powązkach. To wszystko nie spodobało się nowej władzy. Po kilku miesiącach nastąpiły aresztowania. „W nocy z 13–14 stycznia 1949 roku zamknęli nas w więzieniu na Mokotowie (…). W celi nr 33 spotkałem się z księdzem Trószyńskim. W tych celach siedzieli żołnierze przeznaczeni na śmierć. Władza Ludowa nie pozwalała spowiadać księżom osób skazanych na śmierć. Księża ci byli represjonowani, trafiali do karceru. To wszystko musiał znosić także ksiądz Trószyński” – wspominał Tadeusz Sułowski. Przy kapłanie nie znaleziono materiałów propagandowych, nie miał też bezpośredniego związku z ukrywającymi broń niezłomnymi. Rewizja wykazała 120 dolarów w złocie, co faktycznie było depozytem. Ksiądz Trószyński został skazany na 6 lat więzienia za „działalność antypaństwową” oraz kontakty z Janem Mazurkiewiczem ps. Radosław.

W więzieniu ks. Trószyński spowiadał, podtrzymywał więźniów na duchu. Jeden z więźniów tak wspominał: „W niedzielę zawsze odprawiała się Msza. Kolega dobrze znający alfabet więzienny wystukiwał przez ścianę do sąsiednich cel zapowiedź o mającym nastąpić Podniesieniu czy Komunii Świętej. W ten sposób we wszystkich celach X pawilonu ludzie wspólnie modlili się, choć oddzielały ich grube mury. Poprzez ściany zewsząd po skończonym nabożeństwie nadchodziły wyrazy wdzięczności za pociechę religijną”. Inny natomiast opisuje takie zdarzenie: „Rano przyniesiono nam lurę, która szumnie nazywała się kawą. Kotły dźwigali SS-mani, którzy mieli wyroki śmierci. Otóż, gdy jeden z SS-manów schylił się, żeby nalać nam kawy z kotła, ksiądz Zygmunt szybko podał mu swoje papierosy. Niemiec zręcznie ukrył ten wspaniały prezent i drzwi się zamknęły. Staliśmy wszyscy nastroszeni i skonsternowani, a wśród nas ksiądz Zygmunt. Po chwili ciszy wyszeptał: »nie gniewajcie się na mnie, ale im nikt nie poda paczki«. Czuliśmy się zawstydzeni”...

Siostra ks. Trószyńskiego prosiła prezydenta Bieruta o ułaskawienie brata. Bierut zmniejszył wyrok do 4 lat więzienia. Gdy marianin wyszedł na wolność, powiedział: „Pan Bóg mnie tam potrzebował”. Jednak nie mógł pełnić funkcji kapłańskich. W 1956 r. wystąpił o rehabilitację do Sądu Wojewódzkiego. „Nie wnoszę pretensji do tych ludzi, którzy w śledztwie znęcali się nade mną, bijąc mnie i poniewierając – albowiem jako kapłan katolicki przebaczyłem im dawno ich postępowanie wobec mnie – albowiem tak mi nakazuje moja religia – uważam jednak za konieczne domagać się rehabilitacji ze względów natury etyczno-moralnych, gdyż nie chcę, by na mnie ciążył jakikolwiek zarzut antypaństwowej działalności, ponieważ takowej nie uprawiałem, a odwrotnie, zgodnie z mym powołaniem i stanem kapłańskim, zajmowałem się stale pracą charytatywną wśród mych parafian, na co mogę powołać w razie potrzeby wielu świadków. Daną mi rehabilitację przez Generalną Prokuratorię będę uważał za naprawienie wyrządzonej mi krzywdy moralnej” – pisał w podaniu. Sąd Wojewódzki w Warszawie odpowie, że ks. Trószyński nie popełnił żadnego z zarzucanych mu czynów, a skazanie go „było krzywdą wyrządzoną człowiekowi, który ma za sobą piękną kartę działalności kapłańsko-charytatywnej”. Wówczas ks. Trószyński wrócił na Marymont jako wikary.

Pod koniec życia był kapelanem sióstr urszulanek na Młocinach. Jednak chorował ciężko na serce i zamieszkał w Otwocku, w domu księży emerytów. I tam do końca życia pomagał biednym. Zmarł 22 czerwca 1965 roku, został pochowany w Warszawie.•

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.