O. Maksymilian Maria Kolbe – święty numer 16670

GN 32/2023 Otwarte |

publikacja 10.08.2023 00:00

Choć powiedział tysiące porywających kazań, do historii przeszło jedno zdanie wypowiedziane po niemiecku: „Ich bin ein polnischer katholischer Priester, ich bin alt und will für ihn sterben, denn er hat Frau und Kinder”. Dzięki niemu Franciszek Gajowniczek zyskał życie.

O. Maksymilian Maria Kolbe – święty numer 16670 HENRYK PRZONDZIONO/Foto Gość Pomnik św. Maksymiliana Kolbego, Niepokalanów

Gdy Maksymilian Maria Kolbe wypowiedział słowa „Jestem księdzem katolickim, jestem stary, chcę umrzeć za niego, on ma żonę i dzieci” – zapadła cisza jak makiem zasiał. Skazany na śmierć Franciszek Gajowniczek zadrżał i na chwileczkę odzyskał nadzieję, że może zobaczy jeszcze kiedyś najbliższych. Przed oczami stanęło mu całe życie. Obrazy zmieniały się jak w kalejdoskopie. Do Auschwitz-Birkenau trafił 8 września 1940 roku. „W okresie żniw, w ostatnich dniach lipca 1941 roku, przy nadarzającej się sposobności jeden z więźniów oświęcimskich z mojego bloku zbiegł. Jako represja za to na wieczornym apelu nastąpiło dziesiątkowanie więźniów mojego bloku” – wspominał po latach. „Dziesięciu więźniów z mojego bloku wyznaczono na śmierć. Dowódca obozu Fritzsch w towarzystwie Rapportführera Palitzscha dokonał wyboru. Nieszczęśliwy los padł również na mnie. Ze słowami: »Ach, jak żal mi żony i dzieci, które osierocam« udałem się na koniec bloku. Miałem iść do celi śmierci głodowej”. W głowie więźnia dzwoniły słowa: „Chcę umrzeć za niego, on ma żonę i dzieci”. Ciszę przerwał głos dowódcy obozu Lagerführera Fritzscha: „Was wünscht dieses polnische Schwein?” (Czego chce ta polska świnia?). Ku zdumieniu Gajowniczka hitlerowcy zgodzili się na wymianę więźniów. Przerażony sierżant Wojska Polskiego usłyszał: „Heraus” (Wyjść) i opuścił szereg. Zamiast numeru 5659 w celi śmierci zginął numer 16670. Franciszkanin z Niepokalanowa. Już jako dziesięciolatek miał wybrać koronę męczeństwa. Rajmund (takie imię otrzymał na chrzcie w Zduńskiej Woli) miał w kościele w Pabianicach wizję Maryi, która wyjaśniła mu, jakie będzie jego powołanie. „Prosiłem Matkę Bożą, żeby mi powiedziała, co ze mną będzie…” − wspominał w swym pamiętniku. „Wtedy Matka Boża pokazała mi się, trzymając dwie korony: jedną białą, a drugą czerwoną. Spytała, czy chcę tych koron; biała miała oznaczać, że wytrwam w czystości, a czerwona, że będę męczennikiem. Odpowiedziałem, że chcę dwie”. Został franciszkaninem. Pracował w Japonii i polskim Niepokalanowie, który za jego kadencji stał się największym klasztorem na świecie. „Tylko miłość jest twórcza” – mawiał. „Dobrze spełniać to, co ode mnie zależy, a dobrze znosić to, co ode mnie nie zależy, oto cała doskonałość i źródło prawdziwego szczęścia”. Zmarł 14 sierpnia 1941 roku w bunkrze głodowym Auschwitz, mając 47 lat. Wielki orędownik Niepokalanej zginął w wigilię święta Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. Czy jego zabójcy wrzucili go do celi śmierci, powodowani nienawiścią do Kościoła? Tak – orzekła watykańska komisja. Co ciekawe, o. Maksymilian Maria Kolbe został beatyfikowany jako wyznawca, ale Jan Paweł II 10 października 1982 roku kanonizował go jako męczennika.

Marcin Jakimowicz