Śpiący

Katarzyna Solecka

Pozostając na tym padole, błądzimy czasem jak dziecko we mgle.

Śpiący

Podobno taka była polityka Ojca Pio wobec grzeszników, opisuje jeden z jego uczniów: potrafił kogoś okrzyczeć nawet przy błahych przewinieniach, a i widziano go, jak tuli wielkich grzeszników – „Rezultat był jednak taki, że grzesznik się nawracał, a człowiek dobry starał się być doskonałym”. Sam święty w jednym z wywiadów wyjaśnia: „Są tacy, którzy, gdy śpią, budzą się na pierwszy mały hałas; następnie ci, którzy mają głębszy sen i budzą się tylko wtedy, słyszą znaczny hałas; wreszcie są i tacy, którzy, jeśli nie zrzucisz ich z łóżka, nie obudzą się wcale. Zrozum, że jestem odpowiedzialny za dusze, które Pan mi posyła, i muszę im czynić dobro, a nie zło”.

Pewnie nie warto spekulować, do którego z tych rodzajów należymy sami (a i pewnie łatwo byśmy podali sto argumentów za tym, jak bardzo nasza sytuacja jest skomplikowana i zasługująca na szczególną uwagę)… Znamienne wydaje się tutaj owo poczucie odpowiedzialności za innych, charakterystyczne przecież nie tylko dla zakonnika z Petrelciny, ale i dla wielu innych świętych. Różnorodne obietnice deszczu róż z nieba czy nie mają tego samego trzonu: wspierać nas w drodze do Boga?

Proszenie kogoś o wsparcie wymaga zresztą jakiejś relacji podstawowego zaufania między rozmówcami. Tak czysto zdroworozsądkowo, intelektualnie analizując sytuację – bo w samej trudnej chwili prosimy oczywiście „z głośnym wołaniem i płaczem”, nie przejmując się zasadami rozsądku czy nawet dobrego wychowania. A więc zaufanie: że nie zostaniemy skrzywdzeni, zmanipulowani, a wysłuchani, że ktoś rozumie naszą sytuację. Święci za życia borykali się z wieloma trudnościami, mają różne charaktery, niektórzy wydają się nam tak osobiście bliżsi niż inni, ale nie odmówimy chyba nikomu z nich zaangażowania w życie innych, głębokiego poczucia wspólnoty z całą rzeszą nas, nieszczęśników.

Pozostając na tym padole, błądzimy czasem jak dziecko we mgle. Dorośli, samodzielni, ba, szczycący się wręcz własną niezależnością – a jednocześnie we własnych sprawach dziwnie pogubieni. Nie namawiam do przerzucania odpowiedzialności za siebie na kogokolwiek czy jakiegokolwiek, nawet pobożnego, uzależnienia od opinii innych – ale co nam szkodzi skorzystać z cudzego rozeznania? Ze wszystkich dostępnych nam sposobów na podążanie dobrą ścieżką? Kierownictwo duchowe czy rozmowa z kimś doświadczonym, nowenny do świętych, które zawierają zazwyczaj jakieś nawiązanie do ich doświadczeń i postaw, odkrywcze książki, inspirujące koncerty czy filmy… Umiejętność dostrzegania w wydarzeniach własnego życia nie tylko przeszkód na drodze, ale i kształtujących nas sojuszników. Jakiś rodzaj postawy zaufania, otwarcia, odwagi…

Czy naszą wyciągniętą rękę ktoś chwyci? Przytuli nas, okrzyczy?

Przekonamy się?