Biskup łucki Witalij Skomarowski: Modlimy się za wszystkich pomordowanych, wszystkie ofiary ludzkiej nienawiści, i prosimy Pana Boga o łaskę pojednania

GN 27/2023 |

publikacja 06.07.2023 00:00

Biskup łucki Witalij Skomarowski mówi o pamięci o ofiarach ludobójstwa na Wołyniu w 80. rocznicę tamtych wydarzeń.

Biskup łucki Witalij Skomarowski: Modlimy się za wszystkich pomordowanych, wszystkie ofiary ludzkiej nienawiści, i prosimy Pana Boga o łaskę pojednania Tomasz Paczos /FOTONOVA/east news

Andrzej Grajewski: W 2019 r. apelował Ksiądz Biskup o odszukanie na terenie obwodu wołyńskiego wszystkich szczątków ofiar nienawiści i przemocy z 1943 r., które nie zostały należycie pochowane. Czy tamten apel spotkał się z odzewem?

Bp Witalij Skomarowski:
Nie spotkałem nikogo, kto byłby temu przeciwny. W tamtym czasie jednak istniały w tej sprawie napięcia między Polską i Ukrainą. Dlatego nie odbyły się wówczas ekshumacje, które są konieczne, aby nastąpił godny pochówek ofiar wołyńskiej tragedii. W sprawie upamiętnienia czy godnych pochówków na Wołyniu nie mamy żadnych problemów. Widać to szczególnie w czasie organizacji dni pamięci, kiedy wspominamy wszystkie ofiary. Włączają się w nie zarówno władze obwodowe, jak i przedstawiciele różnych Kościołów. Jeśli problemy występują, to na linii Kijów–Warszawa. Kwestie ekshumacji nie są rozstrzygane w Łucku, ale w innych miejscach, poza nami. O ile wiem, w tym roku sprawa jednak ruszyła. Słyszałem, że m.in. w obwodzie tarnopolskim doszło już do pierwszych ekshumacji. To jest ważna kwestia, zarówno z punktu widzenia czysto ludzkiego, jak i z perspektywy chrześcijańskiej, aby odnaleźć szczątki zamordowanych i godnie je pochować. W wielu takich pochówkach wcześniej już uczestniczyłem i wiem, jakie to ma znaczenie nie tylko dla przyjezdnych z Polski, ale także miejscowych.

Pojawiły się informacje, że w niektórych miejscowościach Ukraińcy sami sprzątają polskie groby…

To prawda, ale dotyczy to innego zagadnienia. Rzeczywiście w wielu miejscowościach, także obwodu wołyńskiego, lokalne społeczności sprzątają stare polskie cmentarze, zarówno cywilne, jak i wojskowe: żołnierzy poległych w czasie wojny polsko-bolszewickiej 1920 r. bądź w I wojnie światowej, legionistów poległych w bitwie pod Kostiuchnówką w 1916 r. oraz żołnierzy z II wojny światowej. Wcześniej przyjeżdżali na te groby Polacy – harcerze lub inne zorganizowane grupy, ale po wybuchu wojny na pełną skalę w lutym 2022 r. było to już niemożliwe. Wtedy opiekę nad tymi grobami przejęli miejscowi Ukraińcy. Miałem informacje, że takie działania w wielu miejscach były podejmowane w intencji podziękowania Polakom za przyjęcie wielu uchodźców oraz za wielką i ważną pomoc dla walczącej Ukrainy w czasie wojny. To nie jest odgórna akcja, lecz spontaniczny, oddolny odruch społeczny.

Jak w tym roku obchodzona będzie 80. rocznica „krwawej niedzieli”?

Podobnie jak w poprzednich latach, druga niedziela lipca jest u nas zawsze dniem pamięci i modlitwy za ofiary ludzkiej nienawiści w czasie II wojny światowej na Wołyniu. Centralna Msza św. z udziałem zaproszonych gości odbędzie się 9 lipca w katedrze w Łucku. Natomiast dzień wcześniej będziemy chcieli się modlić w Paroślach, a więc w pierwszej polskiej wiosce zniszczonej jeszcze w lutym 1943 r.

Z ponad 200 kościołów diecezji łuckiej w 1939 r. do końca wojny przetrwało zaledwie 20. Ile jest ich obecnie w diecezji?

Trzeba dodać, że parafie, które przetrwały i o których pan wspomina, w następnych latach zostały zlikwidowane. Niedawno byłem w Równem, gdzie odprawialiśmy Mszę św. w kościele pw. św. Antoniego i Narodzenia NMP, ale na co dzień znajduje się tam filharmonia, jest sala organowa. W tym kościele do 1958 r. pracował sługa Boży o. Serafin Kaszuba. I to była jedna z ostatnich parafii rzymskokatolickich na Wołyniu, która została zamknięta. Następnie przez 30 lat na terenie diecezji łuckiej w ogóle nie było żadnej katolickiej parafii ani żadnego księdza. Sporadycznie dojeżdżali tam z posługą duszpasterską kapłani z sąsiednich obwodów. Odrodzenie zaczęło się dopiero w latach 90. ubiegłego wieku, powstawały nowe parafie oraz otwierano nowe kościoły. W tej chwili w diecezji łuckiej mamy 35 punktów duszpasterskich, z których 20 jest parafiami. Pozostałe to filie bądź miejsca dojazdowe. W prawie ukraińskim nie ma jednak takiego rozróżnienia, dlatego każda wspólnota jest rejestrowana jako parafia, jednak w kościelnym rozumieniu część z nich to są filie. W całej diecezji pracuje 25 księży. W większości kościołów naszej diecezji Msza św. odprawiana jest w języku ukraińskim. Jednak w niektórych większych miastach, jak Łuck czy Równe, odprawiane są także w języku polskim. Także w katedrze w Łucku w niedzielę rano uczestniczyć można we Mszy św. w języku polskim, następne są już po ukraińsku.

Czy można oszacować, ilu Polaków zostało na Wołyniu?

Trudno mi to powiedzieć, gdyż takich statystyk nie prowadzimy. Mogę powiedzieć, na przykładzie naszej katedralnej parafii, że znam tylko kilka osób, których rodzice lub dziadkowie należeli do tej parafii jeszcze w okresie przedwojennym. A Łuck to duże miasto, które liczy 215 tys. mieszkańców. Polacy stąd wyjeżdżali, obawiając się o swe bezpieczeństwo, już w czasie wojny. Po wojnie przeprowadzono przesiedlenie ludności polskiej do kraju. Obecnie najwięcej obywateli Ukrainy pochodzenia polskiego mieszka w centralnych obwodach Ukrainy w rejonie Winnicy oraz Żytomierza lub też Chmielnickiego na Podolu.

Jak wielu mieszkańców Wołynia wyjechało do Polski po rozpoczęciu przez Rosję agresji w pełnej skali w lutym 2022 r.?

Sporo wyjechało, nie tylko do Polski, ale także do Niemiec czy nawet Kanady i USA. Wyjeżdżały kobiety z dziećmi, głównie w pierwszych miesiącach rosyjskiej agresji. Wróciło później bardzo niewiele z nich. Patrząc na nasze wspólnoty, sądzę, że ok. 20–30 proc. spośród naszych parafian wyjechało za granicę. Warto dodać, że jednocześnie na Wołyń przyjechało ok. 80 tys. wewnętrznych uchodźców, przede wszystkim ze wschodniej Ukrainy.

Na Wołyniu dominuje prawosławie. Jakie są relacje lokalnego Kościoła katolickiego z prawosławnymi Kościołami – uznającym zwierzchność Konstantynopola oraz tym, który jest w kanonicznej jedności z Patriarchatem Moskiewskim?

Oba te Kościoły są mniej więcej w podobnych proporcjach reprezentowane na Wołyniu i relacje z obydwoma mamy bardzo dobre. Na nasze dni pamięci zapraszamy naszych braci prawosławnych i oni modlą się razem z nami lub odprawiają własne nabożeństwa żałobne, czyli panichidę. Mówiąc o sytuacji wyznaniowej na Wołyniu, nie możemy także zapominać o tym, że są tu liczne skupiska protestanckie – mam na myśli przede wszystkim wspólnoty baptystów i zielonoświątkowców. Nieraz są to całe wsie.

Jak jest z pamięcią o rzezi wołyńskiej wśród miejscowych? Zapewne żyją tu jeszcze potomkowie tych, którzy mordowali?

Po wojnie ludność Wołynia bardzo się zmieniła. Przyjechało na te tereny wiele osób z innych regionów Ukrainy. Sporą część mieszkańców stanowią Ukraińcy przesiedleni po wojnie z Polski, m.in. z rejonu Lublina, Chełmu czy Zamościa. Dyskusje historyczne się toczą, ale nie dotyczy to zwykłych ludzi. Jeśli dyskusje o przeszłości odbywają się w rodzinach, to dzieje się to w ich zamkniętym kręgu. Nikt z zewnątrz nie pyta współczesnych mieszkańców Wołynia, co ich dziadek robił w 1943 r. Chciałbym jednak podkreślić, że zawsze na miejscach pochówków ofiar tych zbrodni, a więc często w wioskach, miejscowi, najczęściej niekatolicy, przychodzą w dużej liczbie. Zabierają ze sobą nieraz także dzieci, które biorą udział w tych uroczystościach oraz modlitwie. Nikt ich do tego nie zmusza ani nie zachęca. Robią to z własnej woli i potrzeby serca.

Trudno jednak nie zauważyć, że w Równem stoi pomnik Dmytra Klaczkiwskiego „Kłyma Sawura”, dowódcy UPA na Wołyniu, bezpośrednio odpowiedzialnego za mordy na Polakach na Wołyniu.

Pomniki stawia władza. Po raz pierwszy od pana słyszę, że w Równem stoi taki pomnik. Nie chciałbym uczestniczyć w dyskusji, której jedynym skutkiem będzie jątrzenie dawnych ran. Nam tutaj nie pomoże dochodzenie tego, kto kogo więcej wymordował i kto zaczął. To temat dla historyków. Nie bardzo rozumiem, dlaczego nie powstały dotąd odpowiednie opracowania naukowe, które ustaliłyby wszystkie fakty w tej sprawie. Także polityczne decyzje, m.in. w sprawie ekshumacji, powinny zostać podjęte, aby temat nas więcej nie dzielił. Zadaniem Kościoła na Wołyniu – według mnie – nie jest szukanie winnych. Zbieramy się na dniach pamięci nie dlatego, aby kogoś oskarżać czy ustalać historyczną prawdę. To nie jest nasze zadanie. Modlimy się za wszystkich pomordowanych, wszystkie ofiary ludzkiej nienawiści, i prosimy Pana Boga o łaskę pojednania.

Czy Ksiądz Biskup ma nadzieję, że zbliżająca się 80. rocznica rzezi wołyńskiej będzie przełomem w dziele pojednania Polaków i Ukraińców?

Przełomów nie potrzebujemy, ale musimy robić następne kroki. Przełom był, kiedy w ogóle zaczęliśmy o tym mówić, przełamując tematy tabu, o których w sowieckich czasach nie mówiło się ani po polskiej, ani po ukraińskiej stronie. Później pojawiły się pierwsze wspólne orędzia episkopatów Polski i Ukrainy z wezwaniem do przebaczenia i pojednania. Teraz jesteśmy na etapie kontynuacji tego procesu i jego pogłębiania. W związku z wojną na Ukrainie, która przyniosła tak wiele strasznych rzeczy, myślę, że ta rocznica będzie obchodzona inaczej, a także inaczej przeżywana przez społeczeństwo. Będziemy się modlić także o pokój dla Ukrainy i o to, abyśmy mogli nadal spokojnie tu żyć i jeden drugiemu pomagać. •

Bp Witalij Skomarowski

pochodzi z Berdyczowa. Święcenia kapłańskie otrzymał w 1990 r. Od 2014 r. jest biskupem łuckim, w latach 2003–2014 był biskupem pomocniczym kijowsko-żytomierskim. W marcu br. został wybrany na przewodniczącego Konferencji Episkopatu Ukrainy.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.