Armia potrzebuje kapelanów

GN 14/2011

publikacja 14.04.2011 06:30

O ocenie moralnej interwencji NATO w Libii oraz o zadaniach kapelanów w armii z biskupem polowym Józefem Guzdkiem rozmawia Bogumił Łoziński.

Armia potrzebuje kapelanów Jakub Szymczuk/ GN Bp Józef Guzdek

Bogumił Łoziński: Czy interwencja wojskowa w Libii spełnia kryteria usprawiedliwionego użycia siły, które formułuje Kościół katolicki?
Bp Józef Guzdek: – To niewątpliwie jest bardzo trudny problem, jednak na ostateczną ocenę tej operacji wojskowej jest zdecydowanie za wcześnie. Podczas pobytu w kwaterze głównej NATO w Brukseli, w marcu tego roku, miałem okazję rozmawiać z wojskowymi, pracującymi nad rozwiązaniem tego problemu, i jestem przekonany o ich dobrej woli i uczciwości.

Kościół formułuje cztery warunki, które muszą być spełnione jednocześnie, aby użycie siły uznać za usprawiedliwione. Jednym z nich jest ochrona ludności cywilnej przed agresorem, i nie ma wątpliwości, że w Libii taka sytuacja zachodzi. Ale czy został spełniony drugi warunek użycia siły – wyczerpanie wszelkich możliwych środków pokojowych?
– Kościół mówi „nie” dla wojny i podkreśla, że właściwą drogą rozwiązywania konfliktów są rokowania. Wojna zawsze pociąga za sobą śmierć i cierpienie. W przypadku interwencji w Libii rzeczywiście rodzą się pytania, czy wszystkie środki pokojowe zostały wyczerpane.

Trzeci warunek mówi, że powinny istnieć realne szanse powodzenia interwencji, a czwarty, że użycie broni nie może pociągnąć za sobą jeszcze większego zła niż to, które chcemy usunąć. Interwencja w Libii stwarza wrażenie, że nikt nie brał tych warunków pod uwagę.
– Mam nadzieję, że siły międzynarodowe rozpatrywały i te warunki. Z drugiej strony na razie nie istnieje jednoznaczna i pewna ocena wszystkich aspektów sytuacji w Libii: czasu, sposobu przygotowania i przeprowadzenia interwencji militarnej. Dziś mogę powiedzieć, że należy unikać wojny i szukać możliwości rokowań, aby doprowadzić do trwałego pokoju.

Jak Ksiądz Biskup odnosi się do zarzutu, że kapelani swoją obecnością wśród żołnierzy legitymizują działania wojenne?
– Z interwencjami zbrojnymi związane są nie tylko działania żołnierzy, ale także służb medycznych, humanitarnych czy dziennikarzy. Nikt nie kwestionuje ich obecności na terenach objętych konfliktem i nie obarcza ich odpowiedzialnością za jego przebieg. Trzeba jasno powiedzieć, że decyzje o użyciu siły podejmują władze państwowe, a Kościół w żadnym stopniu w nich nie uczestniczy i nie jest za nie odpowiedzialny. Jednak żołnierze potrzebują opieki duchowej, którą zapewniają księża kapelani. W ponadtysiącletniej historii Polski kapłani zawsze służyli żołnierzom: w czasach pokoju formowali ich sumienia, a na polu walki mobilizowali do ofiary w obronie ojczyzny, jak na przykład ks. Ignacy Skorupka, który zginął na polu walki pod Ossowem 14 sierpnia 1920 roku.

Nie dostrzega jednak Ksiądz Biskup sprzeczności między zasadą bezwzględnej ochrony życia, o którą upomina się Kościół, a udziałem kapelanów w działaniach bojowych, w których giną ludzie?
– Ludzie powinni żyć w braterstwie i pokoju, szanując prawa innych. Niestety, rzeczywistość jest czasami inna, człowiek występuje przeciwko człowiekowi, naród przeciwko narodowi. Gdy kapelan wyjeżdża z wojskiem w rejon wojny, np. do Iraku czy Afganistanu, ma podtrzymywać w żołnierzach przekonanie, że życie w pokoju i w braterstwie jest możliwe. W miejscu gdzie leje się krew i giną ludzie, mówi im o szacunku dla życia, wzywa do przebaczenia, przestrzega przed nienawiścią. Po prostu z nimi jest.

A czy Ksiądz Biskup zgodziłby się na obecność kapelanów w wojnie, w której Polska byłaby agresorem?
– Gdyby Polska stała się kiedyś agresorem, byłby to nasz narodowy dramat. Rozmowy z żołnierzami, szczególnie w Afganistanie, przekonały mnie, że ksiądz, niezależnie od decyzji politycznych, jest żołnierzom potrzebny. Także wtedy, a może zwłaszcza wtedy, gdy przeżywają oni konflikt sumienia.

Niezależnie od moralnej oceny działań zbrojnych?
– Chciałbym, żeby Wojsko Polskie nigdy nie brało udziału w interwencji zbrojnej budzącej wątpliwości moralne. Gdyby jednak taka decyzja została podjęta, żołnierz wykonujący rozkazy ma prawo do posługi kapelana, jeśli tylko sobie tego życzy.

Ksiądz Biskup wskazuje na dobrowolność korzystania z posługi kapelana, tymczasem lewica formułuje zarzuty, że żołnierze są zmuszani do praktyk religijnych.
– Proces łamania ludzkich sumień miał miejsce wtedy, gdy u władzy byli starsi koledzy tych, którzy nas dzisiaj oskarżają, kontynuując niechlubną linię ideową swoich poprzedników. Na szczęście skończyły się czasy, gdy żołnierz musiał ukrywać się ze swoją wiarą, bo był za to szykanowany. My głosimy Ewangelię wszystkim, nikogo nie wykluczamy, ale też nigdy nie robimy tego na siłę, nie stosujemy przymusu, szanujemy wolność każdego żołnierza.

Lewica zarzuca też Kościołowi, że Ordynariat Polowy jest finansowany z budżetu państwa, co ma być złamaniem zasady autonomii obu tych podmiotów.
– Ramy prawne działania Ordynariatu Polowego Wojska Polskiego określa konkordat, czyli umowa między Stolicą Apostolską a Rzecząpospolitą Polską. Praktyka finansowania kapelanów wojskowych z budżetu państwa obowiązuje w wielu krajach demokratycznych. W 2010 r. ordynariat katolicki otrzymał od Ministerstwa Obrony 20 mln zł, a duszpasterstwa wojskowe innych wyznań 5 mln. Trzeba na tę kwotę spojrzeć w kontekście wydatków państwa na różne cele, np. na budowę poszczególnych stadionów z pieniędzy podatników przeznacza się od kilkuset tysięcy do miliarda złotych, a przecież korzysta z nich tylko część Polaków. Każdy, kto ma choćby niewielkie doświadczenie wojskowe, rozumie, jak ważną rolę pełnią wśród żołnierzy kapelani. Wywodzący się ze środowiska lewicy były wiceminister obrony niedawno w jednym z wywiadów podkreślał, że ordynariat jest potrzebny, bo żołnierze doświadczają trudnych sytuacji, w których pomoc kapelana jest niezbędna. Chcę podkreślić, że to nie armia jest potrzebna kapelanom, lecz kapelani armii. W całym cywilizowanym świecie wojsko prosi Kościół o kapelanów, bo wie, jak ważna jest nasza posługa wśród żołnierzy.

Czy przekształcenie polskiej armii w zawodową i znaczne zmniejszenie jej liczebności z 400 do 100 tys. żołnierzy spowoduje zmiany w Ordynariacie Polowym?
– Zmiany rozpoczęły się już w 2009 r. Należy jednak przeprowadzać je rozważnie. Zamknięcie garnizonu nie może oznaczać automatycznie zamknięcia parafii wojskowej, gdyż wokół zamkniętej jednostki wojskowej nadal żyją rodziny wojskowych czy emeryci. Chcę jasno zadeklarować, że nadal będą objęci posługą duszpasterską, nawet jeśli trzeba będzie utrzymywać daną parafię bez wsparcia ministerstwa. Oczywiście gdy na skutek zmian w strukturze armii mundurowi przestaną korzystać z danego kościoła, rozważymy możliwość przekazania go diecezji, na terenie której się znajduje. Tam zaś, gdzie wzrasta liczebność garnizonu, zwiększymy liczbę kapelanów. Obecnie posługę w ordynariacie pełni 150 kapłanów w 92 parafiach i 25 ośrodkach duszpasterskich, do tego dochodzi jeszcze służba na misjach zagranicznych i czasowe oddelegowanie na studia czy specjalistyczne szkolenia. Do zmniejszania ilości etatów należy podejść bardzo roztropnie. Aktualnie trwają rozmowy z ministerstwem, mające na celu dostosowanie etatów w Ordynariacie Polowym do nowej organizacji armii.

Na ile minister obrony ma wpływ na działania Ordynariatu Polowego?
– W ramach struktury wojskowej minister jest moim bezpośrednim przełożonym. Zatwierdza program działań duszpasterskich, gdyż wiąże się to z koniecznością uzgodnienia spraw organizacyjnych, a czasem także z przeznaczeniem na ten cel pewnych środków. Awanse wojskowe też są w gestii ministra. W kwestii dyscypliny wojskowej kapelani podlegają takim samym regułom jak każdy żołnierz, natomiast w sprawach religijnych Kościół ma pełną autonomię.

A czy urzędnik państwowy powinien publicznie upominać kapelana, gdy nie spodoba mu się treść jego homilii? Chodzi o reakcje prezydenta Bronisława Komorowskiego na kazanie ks. płk. Sławomira Żarskiego z 11 listopada ub.r.
– Proszę mi darować odpowiedź na tak postawione pytanie. Komentarzy na ten temat było już zbyt wiele. Nie chcę dodawać kolejnego. Rolą kapłana jest głosić Ewangelię. Słowo Boże wywołuje różne reakcje słuchaczy. Duchowni cenią sobie rzetelną krytykę, ale też ubolewają, kiedy spotykają ich niesprawiedliwe zarzuty.

Obchodzimy pierwszą rocznicę katastrofy smoleńskiej. Na jej tle doszło wśród Polaków do głębokich podziałów. Czy Kościół może odegrać rolę jednoczącą?
– Jeden z moich duchowych mistrzów, sługa Boży biskup Jan Pietraszko, w czasach PRL-u, gdy społeczeństwo też było bardzo podzielone, w każdą niedzielę głosił homilie, gromadząc w kolegiacie akademickiej św. Anny w Krakowie wielkie rzesze ludzi. Ich treścią zawsze była Ewangelia – konsekwentnie, od podstaw kształtował ludzkie sumienia. Gdy spotkał się z zarzutem, że nie opowiada się po stronie „Solidarności”, nie atakuje komunistów, powiedział do kapłanów: „Będą wam podsuwać różne problemy, uważajcie, abyście z ewangelizatorów nie stali się komentatorami”. Podziały, napięcia w społeczeństwie były, są i będą zawsze. Rolą Kościoła jest głoszenie nauki o miłości, przebaczeniu i pojednaniu, a nie komentowanie pojedynczych incydentów, bo to prowadzi do dalszych podziałów. Kościół nie może być stroną w konflikcie, lecz ma budować mosty pomiędzy ludźmi.

Czy to wystarczy do pojednania?
– Nie jestem prorokiem, ale chcę jasno zadeklarować: nie zejdę z ewangelicznej drogi, zawsze będę dawał świadectwo wiary w Boga i Kościół powszechny, w którym jest miejsce dla wszystkich: dla świętych, poszukujących i grzeszników. Nie dam się wciągnąć w polityczne spory, bo na tym gruncie panuje zasada skuteczności, a mnie obowiązuje zasada miłości: nigdy przeciw drugiemu, ale zawsze dla człowieka.