Kursy Alpha za kratami. „Wchodzisz do więzienia o zaostrzonym rygorze, słuchasz i… przestajesz oceniać”

Marcin Jakimowicz

GN 15/2023 |

publikacja 13.04.2023 00:00

– Przychodzą „blokami”, odprowadzani przez strażników. Wchodzisz do zakładu karnego o zaostrzonym rygorze, słuchasz porażających historii ludzi i… przestajesz oceniać – opowiadają organizatorzy kursów Alpha za kratami.

Dlaczego przychodzicie do nas tak chętnie w soboty? Mogliście jechać na wycieczkę lub iść z rodziną na zakupy – słyszą od osadzonych organizatorzy kursów. Roman Koszowski /Foto Gość Dlaczego przychodzicie do nas tak chętnie w soboty? Mogliście jechać na wycieczkę lub iść z rodziną na zakupy – słyszą od osadzonych organizatorzy kursów.

Każdy kurs Alpha jest wejściem w nieznane. A co dopiero Alpha organizowana przez dziesięć tygodni za kratami, gdy wchodzi się na teren, w którym panują konkretne zasady i hierarchia, jasny podział na „ludzi” (czyli grypsujących) i „frajerów”! Gdzie „fikoł” oznacza krzesło, „giet” – działkę narkotyku, „klapa” – drzwi, „kojo” – łóżko, a „lipo” – okno.

Lekcja pokory

– Przed dekadą dołączyłem do grupy, którą prowadził jezuita Stanisław Majcher, prawdziwa legenda posługi więziennej. Przez lata przyjeżdżał do osadzonych w Nowym Wiśniczu – opowiada Maciej Tabor, w biurze Alpha Polska odpowiedzialny za koordynację regionów. – Pomyślałem, że mam bardzo dobre życie, spotkało mnie dużo dobra, mam dobrą rodzinę. Chciałem odwdzięczyć się za to Bogu i pójść do tych, którzy nie mieli takiego szczęścia. Jasne, w tyle głowy słyszysz: „..byłem w więzieniu, a nie odwiedziliście mnie”, ale słowa te nie były podstawą mojej decyzji. Moją motywacją była wdzięczność. Wchodzisz do zakładu karnego o zaostrzonym rygorze, słuchasz historii ludzi i… przestajesz oceniać. Gdy traktuje się ich z szacunkiem, z reguły odpowiadają tym samym. Niewielu ludzi widzi w nich osoby wartościowe. Jasne, część z nich przychodzi na Alphę, by wyrwać się z celi, ale nam to nie przeszkadza. Słowo Boże zrobi swoje, wierzę w to. Dynamika kursu sprzyja otwieraniu się i budowaniu relacji. Zdarzają się nawrócenia czy spowiedzi po latach, ale nie liczymy na spektakularne efekty. Kursy za kratami są jedną wielką lekcją pokory i podpowiedzią, by nie oceniać innych. Siejemy, wierząc, że Słowo w pewnym momencie odezwie się w ich życiu.

Nie oceniaj!

Wielokrotnie rozmawiałem z ludźmi, którzy organizowali podobne kursy i za każdym razem słyszałem, że są pod wrażeniem szczerości rozmów. To nie są pogaduszki o modzie czy futbolu, ale często rozmowy na śmierć i życie. – Nigdy nie pytamy, za co siedzą, nie skupiamy się na paragrafach, ale oni i tak o tym opowiadają – wyjaśnia Witold Kacała, lider wodzisławskiej wspólnoty Kahal, która od wielu lat organizuje kurs Alpha za kratami. – Przed laty moja żona Bożena rzuciła: „Mieszkamy między Szeroką a Raciborzem. Pójdźmy z kursem Alpha do więzienia”. Te słowa w nas rezonowały. Doskonale pamiętam pierwsze wejście za kraty, szczęk zamków, huk zatrzaskiwanych drzwi, siatki między piętrami. Więzienie w Raciborzu przypomniało mi obrazy z „Ucieczki z Alcatraz”, bo ten potężny obiekt wybudowany został przez pruskiego cesarza na planie krzyża. Gdy dowiedzieliśmy, się że właśnie tu był osadzony ksiądz Blachnicki, zrozumieliśmy, że mamy już patrona naszych kursów. Organizujemy właśnie dziesiątą Alphę w więzieniu i za każdym razem dotyka nas otwartość ludzi, do których przychodzimy. Widzę w nich tęsknotę za spotkaniem, rozmową. Spotykam się z taką biedą, że słowa są bezradne… „Czy mógłbym dostać Pismo Święte?” – pyta jeden z więźniów. Załatwiamy to ze służbą więzienną, przynosimy mu Biblię, a potem okazuje się, że ten chłopak... nie potrafi czytać. Od dziecka przewijał się przez ośrodki, poprawczaki, więzienia. Nie zna innego świata. Osadzeni przychodzą i odchodzą „blokami’, odprowadzani przez strażników, a ja mam wrażenie, że na tej Alphie doświadczają chwili prawdziwej wolności. Oni nie grają. Nie ma żadnej ściemy, mówią, jak jest. Mam wrażenie, że przez lata stworzyliśmy atmosferę ufności i otwartości. Najbardziej zdumiewa ich, że jakaś ekipa przychodzi do nich w sobotę rano, zamiast pójść z rodziną na zakupy czy wyjechać na wycieczkę. Nie daje im to spokoju, często o to pytają. „Co jest grane? Czy jesteśmy dla was tak ważni? Przecież nie bierzecie za to żadnych pieniędzy”. Tu nie ma szablonów. Podczas spotkania o Duchu Świętym (za kratami nie ma Weekendu Alpha) czasem do modlitwy przystępowało trzech mężczyzn, a czasami kilkunastu. Bywały spowiedzi po wielu latach. Ksiądz Janusz Badura siada za parawanem, czyli złożonym stołem pingpongowym, i spowiada. Do końca życia zapamiętam obrazek z więzienia w Nowej Hucie, do którego poszedłem z abp. Grzegorzem Rysiem. On niskiego wzrostu i obok niego potężny facet, na którego wszyscy patrzą i robią jedynie to, na co im pozwala. Od razu widać, kto rządzi. Po świadectwach ten potężny człowiek przytulił abp. Rysia i rozpłakał się jak dziecko. Gdy wychodziliśmy, arcybiskup powiedział do nas: „Panowie, nawet nie wyobrażacie sobie, jaka tam jest bieda!”.

Byłem wyznawcą szatana

Wiele prób samobójczych. Rozboje, kradzieże, ściąganie haraczu od „Ruskich”, więzienie. Andrzej Jardel jednego dnia zarabiał dwu- albo trzykrotnie więcej, niż wynosiła miesięczna średnia krajowa. – Byłem wyznawcą szatana, ale musiałem za to słono zapłacić – opowiadał mi przed laty w Toruniu. – Czarne msze, piekło narkotyków. Pieniądze płynęły szeroką strugą, ale łatwo je wydawałem. Handlowałem chemikaliami do produkcji narkotyków, psychotropami. Nosiłem w sobie coraz większą pustkę, potworny egzystencjalny ból. W 1995 roku w biały dzień do mojego domu wpadła brygada antyterrorystyczna. Nie wiem, kto mnie sypnął. Znaleźli duże ilości narkotyków, środki do ich produkcji. Zamknięto mnie. Gdy ludzie ze wspólnoty Dom Zwycięstwa zorganizowali kurs Alpha, zacząłem przychodzić trochę z nudów, a trochę z przekory. Chciałem odpocząć. Wkurzało mnie to, że ja, handlarz, siedzę z tymi, którzy ode mnie kupowali towar. W czasie jednego ze spotkań prowadzący zaproponował, by uczestnicy oddali swoje życie Jezusowi. Kilka osób zgodziło się. Opowiadały, że poczuły ciepło, radość, pokój. Ja nie chciałem do tego podejść. W nocy na łóżku dopadła mnie jednak potworna samotność. Nie mogłem wytrzymać. Miałem wszystkiego dość. Pomyślałem: „Albo kolejny raz bierzesz żyletkę czy sznur i kończysz ze sobą, albo zwracasz się do Boga”. I poprosiłem o modlitwę. Dotąd wiedziałem, że nie ma nic za darmo, że wszystko kosztuje, a tu spotkałem miłość, za którą nie musiałem płacić. Zobaczyłem, że ofiara Jezusa na krzyżu nie była tchórzostwem, ale aktem ogromnej odwagi.

Skutecznym lekarstwem na bezlitosne osądzanie innych jest lektura „Dzienniczka” s. Faustyny. Bardzo dotyka mnie sposób, w jaki mistyczka pisała o grzesznikach. Jak bardzo zmienia perspektywę dopisanie do tego rzeczownika przymiotnika „biedni”. „O Serce Najświętsze, Źródło Miłosierdzia, z którego tryskają promienie łask niepojętych na cały rodzaj ludzki, błagam Cię o światło dla biednych grzeszników” – wołała.

Byłem w więzieniu…

21 kwietnia w Łodzi rusza Forum Posługi Więziennej. To przestrzeń wymiany doświadczeń związanych z pracą wśród osadzonych. Odbywająca się co dwa lata konferencja gromadzi pracujących w systemie wymiaru sprawiedliwości i zainteresowanych posługą w więzieniach. Swym doświadczeniem podzielą się mówcy znad Wisły, z Wielkiej Brytanii, Ukrainy i Rumunii.

Wedle szacunków w 2017 roku ponad 52 tys. osób w 49 krajach świata uczestniczyło w kursach Alpha w 907 więzieniach. To zaniżone dane, bo wielu organizatorów niestety nie zgłasza swych kursów do krajowych biur Alpha. Z badań wynika, że 89 proc. więźniów odpowiedziało, że kurs miał pozytywny wpływ na ich życie, a 94 proc. poleciło go innym. Wedle statystyk służb penitencjarnych w Wielkiej Brytanii wśród osadzonych, którzy uczestniczyli w kursie Alpha (organizowane są w ponad połowie więzień na Wyspach), a po wyjściu z więzienia zaangażowali się w życie Kościoła, współczynnik recydywizmu spadł z 70 do 17 proc.

To znakomity wynik, zważywszy, że aż 68 proc. przestępców zostaje ponownie aresztowanych w ciągu pięciu lat od wyjścia na wolność. Gdy jednak biorą czynny udział w inicjatywach readaptacyjnych, wskaźnik recydywy zauważalnie spada. – Kluczowe jest to, czy ci ludzie wejdą na drogę pracy nad sobą – podsumowuje Maciej Tabor. – Spotykamy takich, którzy niemal całe swoje życie spędzili za kratami. Niektórzy pamiętają strajki roku 1980... W skazanym coraz częściej widzę dziecko, które skrywa się za maską twardziela, bo w więzieniu nie może okazać najmniejszej słabości. Więźniowie dostają od nas reprodukcję słynnego obrazu Rembrandta ze słowami: „Nie jesteś już niewolnikiem, ale synem, a jeśli synem, to dziedzicem z woli Bożej”. Znam wiele historii nawróceń, ale też i takie, które mogą wyglądać na porażki. Kim jednak jestem, by to oceniać? W czasie pierwszej Alphy w 2017 roku poznałem Mirka. Towarzyszyliśmy mu z żoną przez cztery lata, odwiedzaliśmy go, zabieraliśmy na przepustki. Bardzo mocno przeżył wizytę w Łagiewnikach. Gdy 1 lipca 2021 r. odbierałem go z więzienia, był już po sześćdziesiątce i czekał na emeryturę. Wrócił do swej miejscowości, ale ponieważ wcześniej był alkoholikiem, najbliżsi odwrócili się od niego. Zamieszkał sam w chatce bez wody, kanalizacji. Niestety przegrał z alkoholem. Telefon Mirka zamilkł. Okazało się, że w jego chatce wybuchł pożar. Mirek spłonął w ubiegłym roku we wtorek po Wielkanocy. Czy nasza ewangelizacja była porażką? Widziałem, jak pracował nad sobą, jak przez cztery lata w więzieniu zachowywał abstynencję, jak chłonął słowo Boże, przystępował do sakramentów. Złamało go „stare życie”, do którego powrócił. Przeszedł przez ogień. Ufam, że Jezus osądził go sprawiedliwie, czyli widząc całą jego biedę, rany, bolesną historię rodzinną, bagno, w którym był umoczony. Bo na tym, wierzę w to głęboko, polega Boża sprawiedliwość”. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.