Jak zbliżyć się do tajemnicy Boga ukrytego? Podpowiada filozof, prof. Jacek Wojtysiak

GN 15/2023 |

publikacja 13.04.2023 00:00

O tym, jak z ateistami rozmawiać o religii, skąd bierze się niewiara i jak zbliżyć się do tajemnicy Boga ukrytego, mówi prof. Jacek Wojtysiak.

Jak zbliżyć się do tajemnicy Boga ukrytego? Podpowiada filozof, prof. Jacek Wojtysiak Henryk Przondziono Jacek Wojtysiak, profesor filozofii, kierownik Katedry Teorii Poznania Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II.

Piotr Sacha: Pofilozofujemy?

Prof. Jacek Wojtysiak: Pewnie.

Uprzedzam, że nie mam licencji na filozofowanie. Żadnych publikacji ani tytułów naukowych.

Nie szkodzi. Filozofia jest dla każdego. W sytuacjach granicznych bywamy zmuszani do filozofowania, czyli przemyślenia najbardziej fundamentalnych spraw. Akademicki filozof ma tę przewagę, że poznał więcej sposobów na rozwiązanie określonego problemu. Przeszedł trening logiki i zna zasady poprawnego wyprowadzania wniosków. I przede wszystkim ma czas, by to, co ważne, przemyśleć do końca. Ale w gruncie rzeczy wszyscy jesteśmy tak samo bezradni wobec wielu trudnych zagadnień.

W jaki sposób filozofia pomoże mi w codziennej wierze?

Po pierwsze, pomoże bronić wiary lub przygotować kogoś do przyjęcia wiary. Po drugie, dzięki filozofii moja wiara nabierze charakteru mądrościowego. Filozofia wyjaśnia na przykład, co znaczy stwarzać świat. Jeśli dzięki narzędziom filozofii zrozumiem, że świat mógłby nie istnieć, a jest udzielany z łaski, to moja wiara się pogłębi.

Spotykam osobę niewierzącą. Kogoś, kto nie uznaje, że Biblia jest słowem Boga. Jakimi argumentami mogę się posłużyć?

Musimy wpierw chwilę ze sobą pobyć, poznać się. Warto rozeznać, jak do tej osoby trafić, jakie sprawy mogą być dla niej punktem wyjścia do rozmowy na temat Boga i religii. Osobiście zwróciłbym uwagę na to, co filozofia określa mianem przygodności bytów. Zarówno mnie, jak i drzewa za moim oknem mogłoby przecież nie być. Istniejemy pod pewnymi warunkami. Jeśli wspólnie z rozmówcą uznamy, że tak rozumiana przygodność jest rysem wszystkiego, co nas otacza, możemy zadać pytanie, które swego czasu postawił Gottfried Wilhelm Leibniz. To jeden z największych filozofów i uczonych – podobno ostatni człowiek na ziemi, który wiedział wszystko.

Zaczynam się obawiać powagi sytuacji... Jakie to pytanie?

Pytanie brzmi: „Dlaczego istnieje raczej coś niż nic?”. W domyśle pytamy tu, dlaczego istnieją rzeczy, które mogłyby nie istnieć. Jeśli towarzyszy nam intuicja, że wszystko ma wyjaśnienie, to jest tylko jeden sposób wyjaśnienia tego, że byty przygodne – takie jak pan i ja – są i nie ma totalnej nicości. Musi istnieć absolut, czyli byt, który jest konieczny i może stwarzać. Jest on niezależny od czegokolwiek, a tym samym kompletnie inny – od nas i od wszechświata. Ludzie religijni zauważają, że Bóg jest takim absolutem – jest wieczny, wszechmocny, doskonały, nie dotyka Go możliwość nieistnienia. I oto jesteśmy w tym momencie rozmowy z naszym niewierzącym znajomym, w którym wskazujemy poszczególne cechy Boga chrześcijan.

Zdarza się, że ktoś po takiej filozoficznej rozmowie się nawróci?

Nie liczę na to, że filozofia może od razu kogoś nawrócić. Ale na pewno może podprowadzić pod wiarę. Spotkałem się z ludźmi, którzy pod wpływem filozofii osłabili swój ateizm. A to nie jest mało. Zaczęli szukać, zastanawiać się bardziej nad swoim życiem.

Są inne drogi, którymi możemy powędrować w rozmowie z ateistą?

Tych dróg jest kilka. Możemy na przykład zauważyć, że świat, w którym żyjemy, podlega prawom. Nauka zapisuje je językiem matematyki. Tu stawiamy pytanie, skąd bierze się ten – głęboko racjonalny – porządek we wszechświecie. Najlepsza hipoteza to ta, że stoi za nim doskonały umysł. Jak określił to Leibniz: „Bóg stwarza świat, licząc”. Idąc tą lub podobną drogą argumentacji, spróbujemy przekonać rozmówcę, że są problemy, które trudno rozwiązać z pominięciem Boga.

Spotykamy się niedługo po premierze Pańskiej książki „Między ukryciem a jawnością”. Czy to Bóg się tak dobrze ukrywa, czy to my Go niedoskonale szukamy?

Wielu filozofów podkreślało, że Bóg jest kompletnie od nas różny. Przekracza świat, co język filozofii nazywa transcendencją. Nie jesteśmy w stanie objąć nieskończoności. Dlatego w jakimś stopniu Bóg zawsze pozostanie dla nas zakryty. To trochę tak, jakby dziecku, które dopiero zaczyna mówić, kazać opisać mamę. Jednak po pierwsze – ono nie opanowało jeszcze języka, po drugie – mama jawi się mu jako nieobjęta. To ona je obejmuje, a nie na odwrót. Przy odrobinie pokory możemy czuć tajemnice Boga jak dziecko czuje matkę. Jeśli fakt tajemnicy zaakceptujemy i otworzymy się na doświadczenie religijne, mamy szansę być bliżej Boga.

Pisze Pan: „Jesteśmy w drodze do Niego, a On jest w drodze do nas”. Piękna puenta całej książki.

Niektórzy ludzie sądzą, że uznanie tej tajemnicy naruszyłoby godność ich rozumu. Tymczasem możemy potraktować swoje życie jako drogę lub jako – w szerokim sensie – ćwiczenie duchowe, które ma nas przygotować na spotkanie z Bogiem. Starożytni stosowali metaforę słońca. Jeżeli na słońce spojrzymy od razu, to nas oślepi. Wcześniej warto stopniowo przygotowywać się do tej jasności. Zbliżamy się więc do Boga, a On do nas wychodzi dzięki religii.

Bawiąc się w chowanego z Panem Bogiem, najważniejsze jest to, by nie przerwać gry?

Można tak powiedzieć. Choć nie jestem pewien, czy gra w chowanego jest tu odpowiednią metaforą. W naszej zabawie z dzieciństwa ktoś chowa się dla żartu, czasem droczy się z tym, kto go szuka. Bóg jednak nie żartuje sobie z nas. Jego natura po prostu wymaga z naszej strony pewnego wysiłku i pokory.

Bóg ukrywa się zarówno przed wierzącymi, jak i ateistami. Kto ma z tym większy problem?

Ateista z ukrycia Boga wyprowadza wniosek o nieistnieniu Boga. U ludzi wierzących skutkiem sytuacji ukrycia może być osłabienie smaku wiary. Znamy dobrze słowa tradycyjnej pieśni: „…że z nami jesteś, pozwól to czuć”. Brak tego odczucia może rodzić bezradność, smutek. Przypomnijmy sobie świętych, którzy przechodzili taki okres nocy ciemnej, oczyszczenia z własnego wyobrażenia o Bogu. Częściej jednak to my nie dajemy Bogu szansy, by dał się nam odczuć. Bywamy zagonieni, zaaferowani codziennymi sprawami, zwykle w postawie użytecznościowej lub konsumpcyjnej, a rzadko kontemplacyjnej. Co do niektórych ateistów, to nieraz zastanawiam się nad tym, jak moi niewierzący koledzy reagują na tematy wiary, Kościoła. Ile czasu poświęcają na to, żeby dowodzić nieistnienia Boga czy zbędności religii. Gdybym ja był ateistą, zająłbym się ciekawszymi sprawami. Bo po co zajmować się czymś, co nie istnieje? Ich jednak ten temat jakoś uwiera, jest czymś ważnym. Myślę, że Pan Bóg też ich jakoś przyciąga, lecz z jakichś względów jest w nich opór.

Skąd bierze się w człowieku niewiara?

To w dużej mierze problem socjologiczny. Współczesne społeczeństwa – bogate, dobrze wykształcone, liberalne w strukturze społecznej – nie sprzyjają postawie religijnej. Po co dziękować za coś, co jest na wyciągnięcie ręki? Po co modlić się o coś, gdy to już mam? I tak jak mówią niektórzy, Bóg staje się niepotrzebną hipotezą. Czynniki społeczne utrudniają naturalną religijność. Z drugiej strony, jeśli ktoś pogłębia swoją wiarę, to one nie są w stanie jej zagrozić. Ten proces odczuwamy obecnie w naszym kraju. Dawny obraz Boga, jaki mają niektórzy, zwłaszcza ludzie młodzi, nie pasuje już do sytuacji, w której się znajdują. Taki obraz nie pełni żadnych funkcji wyjaśniających lub wspomagających, a oni nie potrafią go pogłębić ani zastąpić innym, więc go odrzucają. Tradycja Kościoła jest ogromnie bogata. Można czerpać z jej powierzchni, ale można też wejść w głąb. To wymaga jednak wysiłku, czemu kultura masowa nie sprzyja.

Ateizm rodzi się więc ze złudzenia niezależności?

To dobry wniosek. Dodałbym – złudzenia niezależności na głębokim poziomie. Możemy przedłużać swoje życie, ale nie jesteśmy panami życia. Możemy więcej wiedzieć na temat przyrody, ale nie zadając sobie pytania, dlaczego istnieje raczej coś niż nic, nie wejdziemy głębiej. Możemy deklarować niezależność od autorytetów, ale czy to oznacza, że nie wiąże nas coś, co określamy mianem prawa naturalnego?

Dlaczego Bóg nie objawia się każdemu bezpośrednio? Tak bardzo potrzebuje człowieka, który daje o Nim świadectwo?

Moim zdaniem są ku temu trzy powody. Po pierwsze, dzięki takiemu sposobowi objawienia Bóg pozostawia element tajemnicy, transcendencji, o której już mówiliśmy. Po drugie, dzięki przekazywanemu z pokolenia na pokolenie świadectwu Bóg tworzy więzi społeczne. Daje nam do zrozumienia, że naszym zadaniem jest budowanie wspólnoty. W ten sposób przybliża nam swoją naturę – Boga we wspólnocie Trójcy Świętej. Jest jeszcze jeden element, który umyka naszej uwadze. Otóż wiedza, jaką w życiu zdobywamy, to głównie ta z drugiej ręki, a nie z własnego doświadczenia. Można rzec, że Bóg chce być obecny wśród nas w taki sposób, w jaki powszechnie zaznajamiamy się ze światem.

Bóg nie dość, że się ukrywa, to w dodatku nie reaguje na zło... To częsty argument osób przeżywających problemy z wiarą. Co mogę im odpowiedzieć?

Odpowiedzieć można na drodze filozofii lub wiary. Pierwsza odpowiedź jest bardzo ograniczona. Filozofia ukazuje Boga jako stwórcę, który powołuje rzeczy do istnienia, chociaż nie są mu one do niczego potrzebne...

Pytam filozofa: „Po co Bogu świat?”, odpowie: „Po nic”?

Dosłownie tak! Z filozoficznego punktu widzenia świat Bogu nie jest potrzebny. Jak ustaliliśmy, On jest pełnią. A pełni nie da się powiększyć! Naszym istnieniem nie sprawimy, że będzie się Bogu lepiej żyło (bo On żyje najlepiej) lub będzie cieszył się większą sławą (bo On jej nie potrzebuje). Co z tego wynika? Jeśli Bóg stwarza, to stwarza z łaski, ze swej hojności. I wszystko, co stwarza, jest tym, co na istnienie nie zasługuje. Tak rozpoznajemy Jego nieograniczoną dobroć. Dlaczego jednak pozwala istnieć czemuś, co zadaje zło lub prowadzi do cierpienia? Z łatwością wyobrazimy sobie, że świat mógłby być lepszy. Czy jednak ten lepszy świat nie mógłby być jeszcze lepszy? Ta „lepszość” zawsze będzie względna. Tu docieramy do tajemnicy Boskiego wyboru.

Może lepszy świat to taki, w którym ludzie wybierają między dobrem a innym dobrem, a nie między dobrem a złem?

Podobną sytuację nazwałem w mej książce „wolnością pluszową”. Taka wolność – wyboru tylko między dobrem a dobrem – jest w jakimś stopniu ograniczona. Przypominają mi się dziecięce pokoje zabaw. Podczas rodzinnych imprez nieraz prosiło się dzieci o pójście do takiego miejsca, gdzie są materace, poduszki, mnóstwo zabawek. Wydaje się, że nic złego dziecko sobie tam nie zrobi. A jednak zwykle któreś wychodziło stamtąd z płaczem. Sytuacja wyboru między dobrem a dobrem również może prowadzić do konfliktów.

Co mówi religia na temat obecności zła w świecie?

Daje dwie odpowiedzi. Pierwsza wiąże się z grzechem pierworodnym. Taka porcja zła w świecie, jaką znamy, jest wynikiem decyzji odrzucenia Boga przez człowieka. Drugą interpretację zawdzięczamy św. Ireneuszowi. Dla niego zło w świecie jest sposobem na to, by nas udoskonalić. Uczy wolności, myślenia o innych. Jakaś dawka zła jest zatem konieczna do naszego rozwoju.

A jak religia pomaga nam radzić sobie ze złem?

Mówiąc o wcieleniu. Bóg, stając się człowiekiem, przyjął na siebie ludzkie cierpienie. Wcielenie jest czymś fundamentalnym dla chrześcijanina, a dla człowieka cierpiącego ma szczególne znaczenie – bo Bóg dzieli jego los. Jest jednak coś jeszcze. Jeśli Bóg jest wszechmocny i zapowiada oczyszczenie świata ze zła, to Jego zapowiedź powinna być dla nas wiążąca. Osoby niewierzące nie mają tej perspektywy. Dla nich cierpienie i zło będzie ostatnim słowem życia. Człowiek wierzący jest w lepszej sytuacji. Ma nadzieję na ostateczny tryumf dobra.

Ksiądz Józef Tischner napisał genialną rzecz: „To nie poszukiwanie wiary jest źródłem wiary, ale wiara jest źródłem poszukiwania. Nikt nie szuka, nie wierząc, że znajdzie”. Czy można wysnuć z tej myśli wniosek, że każdy człowiek został zauważony przez Boga i otrzymał – choćby niewyraźne – pragnienie, aby Go szukać?

Różni myśliciele chrześcijańscy akcentowali to, że człowiek z natury jest otwarty na Boga. Ja podam argument ze szczęścia. Pragniemy trwałego i pełnego szczęścia. Stąd każdy człowiek – czy sobie to uświadamia, czy nie – pragnie Boga. Bo tylko Bóg może oba wymienione warunki spełnić. Szukamy Go po omacku lub świadomie, umiejętnie lub nieumiejętnie. A u niektórych to niewyraźne pragnienie pojawi się w chwilach trwogi. Domyślam się, że Tischnerowi mogło chodzić o to, że łaska jest uprzednia do wszelkiego naszego poszukiwania. Bóg nas do siebie przyciąga. Istnieje Boża grawitacja.

Wiara, która nie ma smaku, to ta...

...w której nie przeżywam radości wiary. To, co najpiękniejsze w chrześcijaństwie, to wcielenie. Dla mnie jako filozofa istotne jest pojęcie stworzenia. Dla mnie jako chrześcijanina ważniejsze jednak jest to, że stwórca stał się człowiekiem i jest obecny pośród nas. To nadaje smak życiu. Można powiedzieć: nie sztuką jest coś stworzyć, ale sztuką jest się temu poddać. Wspaniałość Boga polega na tym, że przeszedł przez to, co stworzył. Wiara pozwala nam to smakować.

I to nie będzie gorzki smak?

W życiu nie zawsze jest słodko. Ale to, co gorzkie, może być odczuwane ze słodyczą. W libretcie do Pasji według św. Mateusza J.S. Bacha powraca motyw słodyczy gorzkiej męki. Największa gorycz ostatecznie przechodzi w słodycz, bo Bóg przeszedł nasze życie z nami.•

Jacek Wojtysiak

profesor filozofii, kierownik Katedry Teorii Poznania Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.