Chcesz wiedzieć, czy kochasz Boga? Jezus mówi, co jest niezbitym dowodem miłości do Niego

Franciszek Kucharczak

GN 15/2023 |

publikacja 13.04.2023 00:00

Miłosierdzie trzeba okazywać bliźnim zawsze i wszędzie. To nie opcja – Bóg się tego domaga.

Wielu Polaków bardzo hojnie okazało miłosierdzie, kiedy ponad rok temu na naszej granicy pojawili się uchodźcy z Ukrainy. Roman Koszowski /Foto Gość Wielu Polaków bardzo hojnie okazało miłosierdzie, kiedy ponad rok temu na naszej granicy pojawili się uchodźcy z Ukrainy.

Kraków, ostatnia dekada października 1936 r. Siostra Faustyna odprawia ośmiodniowe rekolekcje. Na ich początku Jezus obiecuje: „W tych rekolekcjach utrzymywał cię będę ustawicznie przy Sercu Swoim, abyś poznała lepiej miłosierdzie Moje, jakie mam ku ludziom, a szczególnie ku biednym grzesznikom”. Pod koniec rekolekcji Zbawiciel wzywa Faustynę do wielkiej ufności w Jego miłosierdzie. „Żądam od ciebie uczynków miłosierdzia, które mają wypływać z miłości ku Mnie. Miłosierdzie masz okazywać zawsze i wszędzie bliźnim, nie możesz się od tego usunąć ani wymówić, ani uniewinnić. Podaję ci trzy sposoby czynienia miłosierdzia bliźnim: pierwszy – czyn, drugi – słowo, trzeci – modlitwa; w tych trzech stopniach zawiera się pełnia miłosierdzia i jest niezbitym dowodem miłości ku Mnie. W ten sposób dusza wysławia i oddaje cześć miłosierdziu Mojemu” – słyszy zakonnica. Jezus podkreśla znaczenie ludzkiej odpowiedzi na Jego miłosierdzie. „Tak, pierwsza niedziela po Wielkanocy jest świętem Miłosierdzia, ale musi być i czyn; i żądam czci dla Mojego miłosierdzia przez obchodzenie uroczyście tego święta i przez cześć tego obrazu, który jest namalowany” – mówi Pan Jezus. Zapewnia, że przez ten wizerunek udzieli wielu łask, ale podkreśla, że ma on przypominać żądania Jego miłosierdzia, „bo nawet wiara najsilniejsza nic nie pomoże bez uczynków” (Dz 742).

Praktyka, nie teoria

Trzy lata wcześniej, w lutym 1933 r., św. Josemaría Escrivá de Balaguer, założyciel Opus Dei, usłyszał wewnętrzny głos: „Miłość wyraża się w czynach, a nie w gadaniu!”. Te słowa głęboko go poruszyły i zapadły mu w duszę, motywując przez całe życie do miłosierdzia w praktyce, a nie tylko w teorii.

Chodzi o miłość. Zgodnie z ewangelicznym opisem sądu ostatecznego to właśnie akty miłosierdzia są kryterium, które zdecyduje o naszych losach wiecznych. „Bo byłem głodny, a daliście Mi jeść; byłem spragniony, a daliście Mi pić; byłem przybyszem, a przyjęliście Mnie; byłem nagi, a przyodzialiście Mnie; byłem chory, a odwiedziliście Mnie; byłem w więzieniu, a przyszliście do Mnie” – takie słowa powinniśmy wszyscy usłyszeć. I Bóg chce, żebyśmy właśnie te słowa usłyszeli. „Jesteśmy bowiem Jego dziełem, stworzeni w Chrystusie Jezusie dla dobrych czynów, które Bóg z góry przygotował, abyśmy je pełnili” – zauważa św. Paweł (Ef 2,10). To niezwykłe: dobre czyny są już przygotowane i wystarczy tylko po nie sięgnąć. Wystarczy nie odmówić, nie minąć, nie zlekceważyć i nie kalkulować, ile stracę. Miłość puka i prosi, żeby ją przyjąć.

Czyn

Wyjątkowo wyraźnie i głośno miłość zapukała do nas z górą rok temu, gdy przez granicę wlały się do naszego kraju miliony uchodźców z Ukrainy. I wielu odpowiedziało. Między innymi Beata i Darek z Jankowic na Śląsku. Nie zastanawiali się ani chwili, gdy 1 marca minionego roku wieczorem otrzymali wiadomość telefoniczną, że od granicy jedzie do nich matka z czwórką dzieci. Choć sami mają troje pociech, otworzyli swój dom dla przybyszów. – Gdy najstarszy syn, już dorosły, poszedł na nocną zmianę do pracy, zostawił nas w domu czworo, a gdy wrócił, było nas dziewięcioro – śmieje się Beata.

Gdy goście dotarli o pierwszej w nocy, w domu gospodarzy czekała na nich sypialnia i wszystko, co potrzebne na początek. A potrzeby były duże, bo przybysze nie mieli przy sobie prawie nic. I wtedy się okazało, jak dobro promieniuje. Ludzie zaczęli znosić paczki z potrzebnymi rzeczami, pytali, w czym pomóc. – Czułem się jak w pierwotnym Kościele – zdumiewał się Darek.

Tydzień później sąsiednia gmina znalazła dla Tatiany i dzieci mieszkanie. Cała piątka przeprowadziła się tam z pełnymi torbami, ale przede wszystkim z poczuciem, że są kochani.

Nie minął dzień od ich wyprowadzki, gdy telefon znów zadzwonił. Tym razem przyjechała Diana z dwójką dzieci – trzylatką i sześciolatkiem. Chłopiec niesłyszący, więc gospodarze załatwili mu też pomoc specjalistów. Także dla tej trójki po kilku dniach znalazło się mieszkanko w sąsiedniej gminie. Gdy krótko po przeprowadzce Diana miała urodziny, Beata z Darkiem wyprawili jej przyjęcie. Na widok tortu dziewczyna rozpłakała się. „Pierwszy raz ktoś chce ze mną obchodzić urodziny” – łkała.

Potem przyjechała Nadia z dwójką dzieci. Pozostali kilkanaście dni, doświadczając, jak poprzednicy, wszelkiego wsparcia. I tym razem pomogli rodzina i przyjaciele, przywożąc ubrania i inne artykuły pierwszej potrzeby.

Kolejna była Ania w ciąży. Została miesiąc.

– Z początku nie było wiadomo, że będziemy za to dostawać jakieś pieniądze. Jedna z dziewczyn, które u nas były, nie potrafiła rodzinie w Kijowie wytłumaczyć, dlaczego im tak pomagamy – opowiada Darek. Najważniejsze jednak, że pozostało to w jej sercu. Kiedy potem wróciła z dziećmi do Kijowa i do jej bloku wprowadziła się rodzina z Mariupola z malutkim dzieckiem, ona kupiła tym ludziom wanienkę do kąpania. To był pierwszy taki bezinteresowny gest w jej życiu. Dzwoniła potem do Beaty i Darka. „Warto pomagać!” – powtarzała, zapewniając, że przyniosło jej to radość.

– Ważne jest też to, że wzięły w tym udział nasze dzieci. One zobaczyły, że można otworzyć dom i serce i że obcy może stać się członkiem rodziny. Myślę, że to jest coś, co pozostanie w nich na długie lata – uśmiecha się Beata.

Słowo

Ludzie potrafią katować się całymi latami złymi słowami, które ich zraniły i zaciążyły nad nimi, przekonując ich, że są do niczego, że są skończeni u ludzi i nawet u Boga. Zmienić to może czasem jedno słowo lub zdanie, życzliwa rozmowa. Bywa, że do człowieka nagle trafia coś, co słyszał już wiele razy, ale tym razem dosięga to duszy. I to zmienia jego życie – bo krzepiące słowo to akt miłosierdzia. Doświadczyła tego Justyna, która obwiniała się przez długi czas grzechami, z których się wprawdzie wyspowiadała, a jednak wciąż dudniło jej w głowie, że one były za wielkie. Nawet Biblię bała się czytać, bo obsesyjnie wynajdywała w niej wszystko, czym mogła się oskarżyć. Atakowało ją to, a ona wpadała w rozpacz, nie znajdując nic na swoją obronę. Zapadała się w sobie, tracąc nadzieję na miłosierdzie Boże. Było tak aż do dnia, gdy znajomy ksiądz wysłuchał jej z miłością. – Zobacz, co działo się podczas kuszenia Jezusa na pustyni: tam diabeł posługiwał się Pismem Świętym – powiedział spokojnie. Dla Justyny to było olśnienie: „Ależ tak! Jak mogłam to przeoczyć?” – zdumiewała się. I czuła, jak z jej serca spada ogromny ciężar. Uświadomiła sobie, że była więźniem chorej koncepcji, którą Nieprzyjaciel wdrukował jej w duszę. To był punkt zwrotny. Od tamtej pory wszystko się zmieniło. Justyna opowiadała tę historię podczas jednego z kursów ewangelizacyjnych, przyciskając do serca Biblię. Nie boi się już słowa Bożego – ono ją prowadzi. Powiedziała, że planuje iść do zakonu.

Modlitwa

Benedykt zmarł nagle, dosłownie w jednej chwili. Nie pomogła szybka i długotrwała reanimacja. Nikt się tego nie spodziewał. Wiadomość o śmierci spadła na jego siostrę Asię jak grom. Poczucie bezradności mieszało się z niepokojem, czy brat był duchowo przygotowany. Wszystko leciało jej z rąk, w kółko powtarzała, jakby zwracając się do zmarłego: „Patrz na Jego miłosierdzie, patrz na Jego miłosierdzie!”. Wtedy mąż powiedział: „Chodź, odmówimy za niego Koronkę do Miłosierdzia Bożego”. Uklękli. „Dla Jego bolesnej męki, miej miłosierdzie…” – powtarzali, a z każdym kolejnym słowem z serca Asi odpływał lęk. Kiedy wstali, już była spokojna – miała przekonanie, że jest dobrze. Później dotarło do niej zapewnienie Jezusa, wypowiedziane do Faustyny na temat koronki: „Ktokolwiek będzie ją odmawiał, dostąpi wielkiego miłosierdzia w godzinie śmierci”. I dalej: „Chociażby był grzesznik najzatwardzialszy, jeżeli raz tylko zmówi tę koronkę, dostąpi łaski z nieskończonego miłosierdzia Mojego”.

Modlitwa – to czyn miłosierdzia dostępny absolutnie każdemu. Każda jej forma jest błogosławieństwem dla bliźnich i dla tego, kto się za nich modli. To modlitwa dotyka serca Boga i zmienia bieg rzeczywistości – zawsze ku dobru i szczęściu.

I tak jest z każdym sposobem okazywania miłosierdzia – nie można niczego lepszego zrobić dla siebie, niż zrobić coś dobrego dla innych. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.