Cel życia

Matthew McGetrick OCD

publikacja 23.03.2011 19:13

Życie nie miałoby sensu, gdyby nie miało celu. Robić coś świadomie bez żadnego celu byłoby rodzajem szaleństwa. Jest nam potrzebne, aby wszystko, co robimy, było skierowane na jakiś cel, lecz bezpośrednie praktyczne cele, które rządzą naszym codziennym życiem, nie są od­powiednie, aby nadać sens życiu jako całości.

Cel życia CrrazyChaz / CC 2.0 Udanym życiem jest takie życie, które zapewnia szczęście w niebie, a niebiańską szczęśliwość łatwiej zdobyć przez znoszenie cierpienia z miłości do Boga niż przez czerpanie radości z ziemskich sukcesów

To dlatego ludzie podejmują tak wiele przed­sięwzięć i doznają rozczarowania, ponieważ nie mogą dać im spełnienia, jakiego poszukują. Pewien bogaty człowiek wydawał pieniądze pró­bując na różne sposoby osiągnąć satysfakcję, włączając nabycie drogiego jachtu i samolotu. Każda nowa rzecz wzbudzała na krótko jego entuzjazm, a potem czuł się nią zmęczony. O samolocie, który sam pilotował, mówił: „Nie ma w tym nic szczególnego! Wsiadam do sa­molotu, latam dokoła, potem znowu ląduję, wysiadam z samolotu. Nie ma w tym niczego spe­cjalnego!”

Cele krótkoterminowe mogą nas satysfak­cjonować przez pewien czas, jednak potem nam nie wystarczają i szukamy czegoś więcej. Inne cele są długoterminowe i mogą nas absorbo­wać przez wiele lat, jednak w końcu one również nas nie zadowalają. Ambicja, aby zrobić karierę w biznesie albo zdobyć sławę w inny możliwy sposób, jako pisarz, polityk, piosenkarz pop, lub na wiele innych sposobów, wszystko to może człowieka podtrzymywać przez dość długi czas, lecz jeśli nie towarzyszy temu głębsze du­chowe spełnienie, nie przyniesie mu szczęścia.

Prawda jest po prostu taka, że celu życia nie można znaleźć na ziemi. Istnieje on poza gro­bem, w życiu, które zaczyna się, gdy życie na ziemi się kończy. Intelektualne dociekania, ba­dania naukowe nie mogą odkryć nam tego celu. Możemy do niego dotrzeć tylko przez wiarę.

Wiara jest słowem, które dla wielu uszu nie brzmi dobrze. Sugeruje ono, że próbujemy siebie przekonać do czegoś, czego nie jesteśmy naprawdę pewni, jak wtedy, gdy mówimy: „Sądzę, że pan Kowalski zginął w wypadku, ale nie jestem tego całkiem pewny”. Wiara oznacza uwierzenie w to, co ktoś nam mówi, ponieważ wiemy, że jest on całkowicie wiarygodny i wie, o czym mówi. Wiara w Boga znaczy, że wie­rzymy w to, co Bóg nam mówi, tylko musimy być pewni, że to naprawdę Bóg jest Tym, który do nas przemawia.

Jest faktem historycznym, że około dwóch tysięcy lat temu żył na ziemi człowiek nazywany Jezusem Chrystusem, który przez swój sposób życia, swoje wzniosłe nau­czanie i zdumiewające cuda, jakie czynił, dał jasno do zrozumienia, że został posłany przez Boga, i że naprawdę był samym Bogiem w ludz­kiej postaci. Jezus Chrystus przekształcił grupę ludzi w organizację nazwaną Jego Kościołem i kazał mu kontynuować swoje nauczanie do końca czasów, i powiedział, że będzie z nim, tak że wrogie siły nigdy go nie przemogą.

Chociaż to wszystko zostało dowiedzione historycznie, nie wystarcza, aby przekonać ludzki rozum. Potrzeba czegoś jeszcze, a mianowicie Bożego światła danego duszy, które całko­wicie upewni ją o prawdziwości tej nauki. Nazywamy to łaską wiary. My, katolicy, wierzymy, że cał­ko­wite nauczanie Chrystusa żyje w naszym Koś­ciele, i że inne chrześcijańskie wyznania posiadają je w różnym stopniu, niektóre mają je prawie w całości, inne znacznie mniej. Wie­rzymy, że łaska wiary jest dana również tym, którzy nie wierzą w Chrystusa, pod warunkiem, że unikają zła, a czynią dobro. W zasadzie wiara oznacza, że ktoś poświęca życie Bogu w ofiar­nej służbie. Wiemy z Biblii, że Bóg pragnie aby cała ludzkość została zbawiona, a także, że bez wiary nie można podobać się Bogu. Dlatego Bóg musi proponować łaskę wiary każdemu.

Jedną z cech wiary jest to, że daje ona pew­ność, że Bóg istnieje i że naszym obowiąz­kiem jest Mu służyć. Można się dziwić, jak to mo­żliwe, że ludzie wyznający różne religie mogą mieć różne, nawet przeciwstawne przeko­nania, a jednak mogą mieć taką samą pewność, że ich wiara jest prawdziwa. Jednak faktem jest, że gdziekolwiek jest prawdziwa wiara, tam jest wiara w osobowego Boga i że naszym obowią­zkiem jest Mu służyć. Sprzeczności powstają ze sposobu rozumowania ludzkiego umysłu two­rzącego doktryny religijne, które nie zostały objawione przez Boga.

Każda prawdziwa wiara nadaje cel życiu, jednak wiara chrześcijańska przedstawia ten cel bardzo jasno. Ukazuje ona, że Bóg ma kró­le­stwo, które nie jest z tego świata, i że daje nam pewien czas życia na ziemi, abyśmy z Jego po­mocą przygotowali się do życia w Jego kró­le­stwie. Robimy to, trwając przy Bogu w mo­dli­twie i przez posłuszeństwo Jego woli. W ten sposób Jego boskie życie w nas rozwija się. Można rzeczywiście powiedzieć, że celem życia na ziemi jest rozwijanie w nas Bożego życia, inaczej mówiąc, życie życiem nadprzyro­dzo­nym. Co dokładnie rozumiemy przez życie nad­przyrodzone? Wymaga to pewnego wyja­śnienia.

Gdyby Bóg stworzył nas jako istoty ludzkie nie zapraszając nas do udziału w swoim życiu, nasze ludzkie szczęście polegałoby na rozwi­janiu ludzkich możliwości do maksimum, szcze­gólnie zdolności kontemplacji, tak że mogli­byśmy cieszyć się Bogiem widocznym w Jego stworzeniach. Nie moglibyśmy widzieć samego Boga w Jego osobie, lecz bylibyśmy zdolni do wnikania w wewnętrzne piękno wszechświata i doświadczać miłości Boga, która go napełnia, w sposób niedostępny dla nas w naszym obec­nym grzesznym stanie. To szczęście mogli­byśmy osiągnąć własnym wysiłkiem. Byłoby to nasze ludzkie szczęście; odpowiednia i satysfa­kcjo­nu­jąca nagroda za dobrze przeżyte ludzkie życie. Lecz Bóg postanowił, aby nie pozostawiać nas jedynie na ludzkiej płaszczyźnie egzystencji. Zdecydował, że zaprosi nas do udziału w Jego własnym życiu i radowania się Jego własnym szczęściem. Aby to było możliwe, ubogacił naszą duszę pewną boską cechą, którą nazywamy łaską uświęcającą, uzdalniającą nas do życia w bos­kim wymiarze, która po śmierci pozwoli nam wejść do radości Boga, jaką jest On sam. Ta łaska uświęcająca przychodzi z łaską wiary, obej­mu­jąc żal za grzechy i zwrócenie się do Boga z mi­łością.

Na poziomie ludzkim Bóg byłby postrze­gany w sposób odległy, raczej bezosobowy, i chociaż byłoby to doświadczenie niebiańskiego szczęścia, związane z odczuciem ogromnej miłości, to nawet ta miłość miałaby w sobie coś odle­głego i bezosobowego. Byłaby podobna do doświad­czeń niektórych niechrześcijańskich mistyków, którzy czują, że są pociągani do błogiego do­świadczenia jedności z bytem wszechświata i zanurzeni we wszechogarniającej miłości, jednak to wszystko jest bezosobowe. Bardzo różni się od tego bliska zażyłość, która roz­wija się przez życie życiem nadprzyrodzonym. Jest to głęboki kontakt pomiędzy dwiema osobami: Bogiem i ludzkim duchem. Albo mówiąc do­kładniej, duch ludzki jest pociągany do udziału w życiu, które istnieje między trzema Osobami Trójcy Świętej: Ojcem, Synem i Duchem Świę­tym. W kontemplacji niechrześcijańskiej albo kosmicznej ma miejsce poczucie utraty toż­sa­mości przez rozpłynięcie się w ogromnej i cu­downej całości, natomiast w kontemplacji chrześ­cijańskiej istnieje osobowa relacja miłości. Rze­czywiście można to nazwać ukrytym zamie­szka­niem: Bóg żyje we mnie, a ja żyję w Bogu, jednak jest to dalekie od utraty tożsamości albo przytłoczenia majestatem Boga. Jego bliskość podkreśla znaczenie mojej wyraźnej odręb­ności i czyni mnie bardziej w pełni sobą.

W kontemplacji naturalnej poznajemy Boga w sposób bezosobowy jako miłującą moc da­jącą istnienie całemu stworzeniu; w kontemplacji nadprzyrodzonej poznajemy Go jako osobi­stego przyjaciela, a nawet jako oblubieńca naszej duszy. Kontemplacji naturalnej mogą dostąpić ci, którzy poszukują najwyższej rzeczywis­tości, lecz nie osiągnęli łaski wiary. Skoro tylko ten dar zostaje przyjęty, cała kontemplacja staje się nadprzyrodzona. Nie mamy wyboru między szczęściem naturalnym a nadprzyrodzonym: musimy albo wejść w osobiste życie Boga albo utracić Go zupełnie.

Celem życia jest więc coraz głębsze odnaj­dywanie Boga, aby uczestniczyć w Jego życiu na ziemi przez wiarę, nadzieję i miłość, a po śmierci dostąpić radości uczestniczenia w Jego szczęściu, które nigdy się nie skończy. U wielu ludzi to zbliżanie się do Boga odbywa się na drodze właściwego harmonijnego rozwoju na poziomie ludzkim: szczęśliwy dom rodzinny w dzieciństwie, staranne wykształcenie, aby zdo­być kwalifikacje do odpowiedniego zawodu; następnie szczęśliwe małżeństwo prowadzące do starości, której towarzyszy radość z miłości dzieci i wnuków, albo też spełnienie wynika­jące z poświęcenia Bogu w jakiejś formie życia zakonnego. Wszyscy chcielibyśmy, aby nasze ziemskie życie przebiegało spokojnie w swoim normalnym trybie, i nasze działanie w tym kierunku jest zupełnie właściwe i zgodne z wolą Bożą. Lecz jeśli sprawy układają się źle bez naszej własnej winy, a jeszcze więcej zmar­twień przytrafia się nam z naszej winy, wtedy łatwo popadamy w depresję, zniechęcenie, a nawet poddajemy się rozpaczy.

Jednak nasze z ziemskiego punktu wi­dze­nia nieudane życie niekoniecznie oznacza porażkę w oczach Boga. Jeżeli naszą reakcją na grzechy jest prawdziwa skrucha i gdy z pokorą akce­ptu­jemy konsekwencje naszych błędów i niepowo­dzeń, a we wszystkim zdajemy się na wolę Boga ciągle się modląc, to chociaż nasze życie może być nieudane na poziomie ludzkim, jest sukce­sem w oczach Boga, ponieważ wszystko to spowodowało rozwój życia Bożego w naszej duszy. Zbliżyliśmy się do Boga trzymając się blisko Niego we wszystkich nieszczęściach, i tę bliskość z Bogiem zabieramy ze sobą do nieba, kiedy wszystkie nasze ziemskie problemy się kończą. Udanym życiem jest takie życie, które zapewnia szczęście w niebie, a niebiańską szczę­śliwość łatwiej zdobyć przez znoszenie cier­pie­nia z miłości do Boga niż przez czerpanie ra­dości z ziemskich sukcesów.

***

Tekst jest fragmentem książki Medytacja dla współczesnych mężczyzn i kobiet, która ukazała się nakładem wydawnictwa Flos Carmeli.