Krzyż nie jest pomysłem Boga. Cierpienie jako takie jest odpryskiem grzechu

GN 13/2023 |

publikacja 30.03.2023 00:00

Co znaczy brać swój krzyż, mówi ks. Krzysztof Wons SDS, dyrektor Centrum Formacji Duchowej Salwatorianów w Krakowie.

Krzyż nie jest pomysłem Boga. Cierpienie jako takie jest odpryskiem grzechu Roman Koszowski /Foto Gość

Franciszek Kucharczak:Pan Jezus mówi: „Jeśli kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech co dnia bierze krzyż swój i niech Mnie naśladuje”. To brzmi niepokojąco i rodzi pytanie: czemu miałbym dobrowolnie dać się zmasakrować? Jak to rozumieć?

Ks. Krzysztof Wons SDS:
Ważny jest kontekst. Słowa Pana Jezusa padły bezpośrednio po tym, jak Piotr usłyszał, że Syn Człowieczy będzie wiele cierpiał i będzie zabity. To Piotra zdruzgotało, bo miał inną wizję Jezusa. „Ty jesteś Mesjasz” – powiedział, ale myślał o Mesjaszu z Księgi Daniela, który panuje i bez cierpienia przeprowadzi ludzi do życia. Tymczasem w zapowiedzi męki padły też słowa, których Piotr, zdaje się, nie słyszał: „…a trzeciego dnia zmartwychwstanie”. Słowa Jezusa zawsze przeprowadzają nas ze śmierci do życia, ale my, zranieni, skupiamy się na tym, co jest złą wiadomością – w newsach, informacjach, w świecie. Jesteśmy tak skupieni na tym, co nas druzgocze, że nie widzimy tego, co najważniejsze. A dla chrześcijanina najważniejsza jest perspektywa paschalna, życie, które się nie kończy. Jezus mówi jednak, że droga do poranka wielkanocnego nie jest stałym wspinaniem się pięknie wzwyż, tylko wiedzie przez krzyż.

A ten krzyż skąd się bierze?

Krzyż nie jest pomysłem Pana Boga. Jezus zaprasza nas do życia. Jeśli tego nie słyszymy, sądzimy, że pójście za Nim to jest masakra. Znam nawet pewnego biznesmena, który się nawrócił, ale gdy w jego życiu pojawiły się krzyże, skojarzył je z byciem z Panem Jezusem i szybko zawrócił z drogi, którą rozpoczął. A to jest pokusa Złego. To on nas uczy takiego czarnego myślenia. Bóg zaprasza nas do życia i tylko do życia. Jezus przyszedł, aby dać nam życie w pełni, poprowadzić do Ojca. Nie o krzyż chodzi, nie o cierpienie, ale o to, że Bóg chce nas przebóstwić. Kiedy człowiek przestał przypominać człowieka, Syn Boży stał się człowiekiem, żebyśmy zobaczyli, na jak piękny obraz i podobieństwo zostaliśmy stworzeni. Jezus mówi nam wszystkim: „Jeśli kochasz życie, nie cofaj się przed tym, co może cię po drodze spotkać”. Cokolwiek jednak pojawia się na naszej drodze jako krzyż, jest wynikiem tego, co po grzechu pierworodnym pozostawiło w naszej naturze ranę. Dlatego jesteśmy skłonni do tego, co złe. Kiedyś zapytano mnie w pewnym wywiadzie, kiedy Bóg zakończy wojnę na Ukrainie, odpowiedziałem, że to nie jest pytanie do Pana Boga, ale pytanie Boga do nas: „Dzieci, kiedy wreszcie przestaniecie się bić i kiedy zaczniecie żyć ze sobą?”. To my czynimy biedę na tym świecie, albo inni z nami – bo nie zawsze cierpimy jedynie z naszego powodu, ale inni zranieni ranią także nas.

Cierpienie dotyka wszystkich, powstaje więc pytanie, czemu w ogóle Jezus wzywa, żeby brać to, co i tak wszyscy niosą.

Kluczem są słowa: „Jeśli kto chce iść za Mną…”. Krzyż bez Jezusa nie ma najmniejszego sensu. Cierpienie jako takie jest odpryskiem grzechu. Jest przekleństwem. Dopóki Jezus nie zajął tego miejsca i nie zamienił go w błogosławieństwo, cierpienie bez pójścia w to doświadczenie z Nim i za Nim jest bez sensu. Kościół nigdy nie traktował cierpienia samego w sobie jako obiektu kultu i nigdy do tego nie wychowywał. To byłoby cierpiętnictwo. My mamy czcić Ukrzyżowanego, a nie krzyż jako taki. Oczywiście krzyż jest i towarzyszy nam od urodzenia. Weszliśmy w świat, który nie jest idealny i czysty, ale zraniony. Jezus przychodzi, żeby nam pomóc przeżyć to cierpienie razem z Nim. I On nadaje mu sens. Jezus przyszedł na ziemię szukać człowieka, a nie krzyża. Jeśli więc cierpię dla Niego, to mam podejmować cierpienie, które jest, ale nie mam go szukać. Sam Syn Boży, kiedy w swojej ludzkiej naturze widzi, że droga do przebóstwienia człowieka prowadzi także przez krzyż, w Ogrójcu drży z lęku i prosi Ojca, żeby ten sposób umierania zabrał. Ale gdy dostrzega głęboki sens przejścia tej drogi z Ojcem, nie cofa się. To Jezus wchodzi w nasz ból, w płacz niewinnych i przemienia je w sens, w błogosławieństwo. To może tylko miłość – Ten, który umiłował nas do końca.

Nie wszyscy tę miłość przyjmują.

Spotkałem ludzi, którzy potwornie cierpieli, i uczyłem się od nich wiary. Jako młody ksiądz chodziłem do zakonnicy zżeranej przez raka. Widziałem, jak cierpi. To było poruszające, w jak głębokim zjednoczeniu była z Jezusem. Ale można też cierpieć inaczej. W Ewangelii według św. Łukasza widzimy po obu stronach Ukrzyżowanego dwóch, którzy także cierpią. Jeden cierpi, spowiadając się i przyznając: słusznie nam się to stało, wspomnij na mnie. Drugi przeżywa swoje cierpienie w przekleństwach, w obelgach. Widzimy tu dwa rodzaje cierpienia „bliźniaczego”. Jeden i drugi rozpięci na tym samym łożu męki. Jeden rozmawia z Jezusem, zyskuje pokój serca i wznosi się ponad cierpienie, a drugi zatrzymuje się na tym cierpieniu i przeklina swój los.

Wspomniał Ksiądz, że cierpienia nie należy szukać. Co więc myśleć o ludziach, którzy na przykład odmawiają przyjęcia środków znieczulających w imię podejmowania krzyża? Czy popełniają błąd?

Nie. Spotykam takich ludzi. Oni są ześrodkowani na Jezusie. Ktoś mi mówi: „Ja nie przyjmuję środków, bo chcę świadomie z Jezusem przeżywać moje cierpienie. Nie jestem do końca sobą, gdy jestem na środkach odurzających”. To może być tylko taka osoba, która w swojej wierze jest na tyle silna i zmotywowana więzią z Jezusem, że może przejść przez to cierpienie. Towarzyszy jej w tym jakaś niesamowita łaska. Często osoby te są tak głęboko zjednoczone z Jezusem, że doświadczają jakiegoś przekroczenia tego, co się z nimi w tym bólu dzieje. To musi być ześrodkowane na Jezusie. Niektórzy dodają tu jeszcze intencję cierpienia za tych, którzy cierpieć nie potrafią. Te osoby chcą jednoczyć się w cierpieniu z Jezusem odrzuconym, nierozpoznanym, opluwanym. Tak robiła św. Faustyna.

O właśnie – Faustyna prosiła na przykład Boga, żeby On zdecydował, czy dla niej lepsze jest zdrowie, czy choroba. I wtedy choroba powróciła.

Kiedy czytam cały „Dzienniczek” i widzę, jak silną więź Faustyna ma z Jezusem, jak głęboki sens nadaje to jej życiu, rozumiem, że ona chce być z Nim całkowicie zjednoczona. Zostawia więc Jezusowi drogę, ale nie słyszę tu prośby: „Ześlij na mnie cierpienie”, tylko deklarację: „Ja chcę być z Tobą zjednoczona i pójdę tą drogą, która najlepiej będzie mnie do tego prowadzić”. To jest jakaś tajemnica, że Bóg jednym pozwala więcej cierpieć, a innych przed tym chroni. Ale nigdy nie zawiesza ludzkiej wolności i nie robi tego poza ludzką wolą. Nie cierpienie zresztą Faustynę uświęca, lecz zjednoczenie z Jezusem w tym cierpieniu. Cierpienie może też kogoś oczyszczać. Znamy wiele takich osób. Nawrócenia nieraz mają początek w cierpieniu. Ludzie przez takie doświadczenia często zaczynają wracać do Boga. Dlaczego tak? Nie dlatego, że Jezus musi wprowadzić w jakiś krzyż, w nędzę, ale ze względu na to, co się z nami wtedy dzieje. Kiedy widzimy, że nie mamy w sobie już żadnego punktu oparcia, wtedy stać nas na najczystszą postać wiary. Nie jest jednak tak, że Bóg daje człowiekowi krzyż, żeby człowiek do Niego powrócił.

Niektórzy twierdzą, że krzyżem chrześcijanina są te wszystkie niedogodności, które wynikają z przyjmowania woli Bożej, z życia Ewangelią. Czy taka interpretacja jest uprawniona?

U ewangelisty Marka czytamy: „Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje”. Ale co jest tym krzyżem, który mamy wziąć? Zapierać się samego siebie – to jest ten mój rzeczywisty krzyż. Przekraczać siebie, czyli to wszystko, co byłoby tylko moją wolą, dla woli Boga. A wolą Bożą jest pragnienie pełni życia dla nas. My też chcemy pełni życia, ale to nasze pragnienie jest zranione. Często traktujemy więc wolę Boga jako zadanie albo przeszkodę: „Bo Pan Bóg nie pozwala mi realizować tego, co wydaje mi się drogą do pełni szczęścia”. I krzyżem dla nas jest przekraczanie siebie, by wierzyć Bogu, kiedy wszystkie moje współrzędne mówią mi: „Ale przecież ty masz rację! To jest najlepsza droga! A ten Bóg jest ciągle przeciw tobie, wciąż ci coś zabiera, krzyżuje cię”. Nie – jak długo wierzę, że Bóg ma najlepszy pomysł na moje życie, że chce dla mnie dobra, i trzymam się Jego, tak długo potrafię przekraczać siebie. W Biblii jest określenie ­peirasmos – może oznaczać próbę albo pokusę – pułapkę. Ilekroć idę za Bogiem, zawsze doświadczam próby, bo Jego myśli nie są moimi myślami i moje drogi nie są Jego drogami. To jest dla mnie największy krzyż. Zły chce tę sytuację wykorzystać, infekując moje myślenie: „Ten Bóg ma taki pomysł na twoje życie, że nie daj Boże”. I zaczynamy być w kontrze. To jest ­peirasmos jako pułapka. I tak – tu może pojawić się krzyż, ale on nie wynika z woli Boga, tylko z mojego przekraczania siebie. Przekroczyć siebie, pójść za Bogiem, znaczy stracić. Dalej czytamy u Marka: „Kto straci życie, ten je zachowa”. To, co mi się wydaje stratą, może okazać się ocaleniem, a co wydaje mi się piękne, może okazać się gruzem. Kto chce zachować, straci. Ale na pewno nie jest tak, że wola Boga równa się krzyż. Nie było wolą Boga krzyżować ani swojego Syna, ani nas, tylko dać nam pełnię życia.•

Ks. Krzysztof Wons SDS

ur. w 1959 roku. salwatorianin, doktor teologii duchowości, dyrektor Centrum Formacji Duchowej Salwatorianów w Krakowie, dyrektor Szkoły Wychowawców Seminariów Duchownych Diecezjalnych i Zakonnych organizowanej przy Centrum, redaktor naczelny „Zeszytów Formacji Duchowej”, wykładowca w WSD Salwatorianów, autor artykułów i książek, m.in. na temat formacji do modlitwy Słowem Bożym.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.