Zlinczowani kardynałowie. Pokazali, jak krzywdy cierpliwie znosić i urazy wszelkie darować

Marcin Jakimowicz

GN 12/2023 Otwarte |

publikacja 23.03.2023 00:00

Jeden niewinnie skazany na 13 miesięcy więzienia, drugi ocalały z piekła Dachau. Ich porażające wspomnienia są ogromną lekcją pokory i podpowiedzią, jak w ciemnej dolinie „krzywdy cierpliwie znosić i urazy wszelkie darować”.

Kard. George Pell został niesprawiedliwie skazany za rzekomą pedofilię. Uniewinnił go Sąd Najwyższy Australii. FABIO FRUSTACI /epa/pap Kard. George Pell został niesprawiedliwie skazany za rzekomą pedofilię. Uniewinnił go Sąd Najwyższy Australii.

To był pokaz siły. „Ta sprawa nigdy nie powinna była pojawić się w sądzie. Dochodzenie, które doprowadziło do postawienia kard. George’owi Pellowi bezpodstawnych zarzutów, było plugawą, przypominającą trolling akcją, brudną, jarmarczną opowieścią, pokazówką w stylu stalinowskim” – bez owijania w bawełnę pisał George Weigel. Sędziwy, schorowany australijski hierarcha znalazł się na 13 miesięcy w więzieniu za czyny, których nie popełnił.

29 czerwca 2017 r. został oskarżony o wielokrotne molestowanie seksualne. Zaprzeczył wszystkim zarzutom. 11 grudnia 2018 r. został przez sąd w Melbourne uznany winnym przestępstw seksualnych wobec małoletnich i skazany na 6 lat pozbawienia wolności. Trafił do więzienia o zaostrzonym rygorze.

W celi prowadził duchowy dziennik, który, jak pisze Weigel, „nigdy nie powinien był powstać, a fakt, że jednak został napisany, jest dowodem na to, jak wielka jest Boża łaska, która pośród nikczemności, zła i niesprawiedliwości potrafi wzbudzić w człowieku wnikliwość obserwacji, wspaniałomyślność i dobroć”.

„Sytuacji nie ułatwiało to, że nie wiadomo, kto oskarżył kard. Pella, bo osobę tę kryło prawo. Trudno odpowiedzieć na zarzuty, które padły w procesie, który… nie był jawny” – opowiadał o. Damian Mosakowski, paulin pracujący „w krainie kangurów”. „Lewica triumfowała i zacierała ręce. Dla mnie najważniejsze jest to, z jaką klasą zachowywał się ten oskarżony człowiek. Po procesie z szacunkiem ukłonił się sędziom. Poddał się wymiarowi sprawiedliwości, spokojnie wysłuchał wyroku. Dla wielu katolików w Australii był męczennikiem. Siedział zamknięty w więzieniu, a przecież nawet sędzia bał się o życie tego starszego człowieka. Sam nazywał więzienie… rekolekcjami. Jaką klasę pokazał w tym wszystkim! Żył w duchu przebaczenia, w stylu dzieci Boga, wierności Ewangelii! Czy nie to jest najważniejsze?”

Plan dnia

Osadzony w Komańczy prymas Wyszyński przetrwał czas internowania dzięki samodyscyplinie. Pamiętam, jakie wrażenie zrobił na mnie rozkład dnia, który skrupulatnie zaplanował: „5.00 Wstanie; 5.30 Prima i modlitwy poranne; 5.45 Rozmyślanie (zazwyczaj podawałem sam punkty, na tle Roku Liturgicznego); 6.15 Angelus Domini. Przygotowanie do Mszy św.; 6.30 Pierwsza Msza św.; 7.15 Druga Msza św.. Dziękczynienie; 8.15 Śniadanie” i tak dalej. Kardynał Pell przetrwał dzięki podobnej intuicji: to samodyscyplina, czyli zaplanowany program dnia, poświęcanie określonej liczby godzin na sen, wstawanie zawsze o tej samej porze oraz ćwiczenia fizyczne (w młodości startował w zawodach wioślarskich, grał w piłkę nożną i futbol australijski) sprawiły, że przetrwał okres zamknięcia i medialnego ataku. „Ta rutyna pomogła mi w więzieniu” – mówił.

„Spora część omówienia wyroku była kompletnie surrealistyczna, niczym u Kafki: wyliczywszy liczne powody przeczące prawdopodobieństwu mojej rzekomej napaści na chłopców, sędzia zaczął snuć domysły na temat mej motywacji!” – pisał pierwszego dnia osadzenia. „Słychać było okrzyki pełne cierpienia i powtarzające się przekleństwa. Kilka padło pod moim adresem. Wykończony, zasnąłem twardym snem i spałem aż do chwili, gdy obudził mnie strażnik. Zacząłem odmawiać Różaniec, usiłując zasnąć na powrót, ale tylko drzemałem. Ulgę – pod każdym względem – przynosi myśl, że dzień się już skończył. Odebrano mi zegarek. Dziwnie jest zgadywać, która godzina, na podstawie światła dochodzącego przez matowe szyby okien”.

Sił dodawała mu zaczerpnięta z Reguły św. Benedykta dewiza: „Biegnij, póki widzisz światło życia, żeby ciemność śmierci cię nie ogarnęła”.

7 kwietnia 2020 r. siedmioosobowy skład Sądu Najwyższego jednomyślnie uchylił skazujący wyrok i uniewinnił kard. Pella od zarzutów. Hierarcha zmarł trzy miesiące temu, a w jego pogrzebie uczestniczył papież Franciszek. „404 dni w więzieniu o zaostrzonym rygorze było doświadczeniem wielkich cierpień, znoszonych z ufnością w osąd Boga, i przykładem tego, jak przyjąć kary, także niesprawiedliwe, z godnością i wewnętrznym spokojem” – powiedział wówczas kard. Giovanni Battista Re.

Żywy stąd nie wyjdzie nikt

14 kwietnia 1945 r. Himmler wydał rozkaz: „Żaden więzień nie może dostać się żywy w ręce nieprzyjaciela”. „Mieliśmy wyjść przez komin. Widzieliśmy w tym piekle i ludzi, i bestie” – opowiadali więźniowie Dachau. Gdyby Amerykanie nie zaufali przeczuciu i spóźnili się o kilka godzin… nie zastaliby nikogo żywego. Długo nie mogli zapomnieć tego, co zobaczyli: 7,5 tysiąca ciał ułożonych w stosy, czekających na spalenie, i ludzi – szkielety błagające o kromkę chleba.

– Dwie kompanie czekały w Monachium, by nas zniszczyć. Miałby oblać obóz łatwopalną cieczą i puścić nas z dymem. Ale Pan Bóg nas wyciągnął. W ostatniej chwili – opowiadał mi Marian Żelazek, werbista, kandydat do Pokojowej Nagrody Nobla. – Bo w tym piekle był z nami Pan Bóg.

Ojciec Adam Kozłowiecki (do jezuitów wstąpił na dekadę przed wybuchem II wojny) 10 listopada 1939 r. został aresztowany przez gestapo. W czerwcu 1940 r. trafił do Auschwitz („Pozostało w nas niezatarte wspomnienie złowieszczego zgrzytu kół na bocznicy wiodącej do obozu. W końcu wśród krzyków i bicia wypędzają nas z wagonów i ustawiają na placu”). W grudniu przewieziono go do Dachau. Otrzymał numer 22187.

Założony już 22 marca 1933 r. z rozkazu Himmlera obóz nie bez podstaw nazywany był „piekłem”. Za drutami kolczastymi hitlerowcy zgromadzili ponad 2700 duchownych różnych wyznań. Największą grupę stanowili Polacy. Z 1777 osób przeżyła jedynie połowa…

„Wstajemy o godz. 5.30 i zaraz wypędzają nas po kotły z kawą. Do kuchni mamy jakieś 500 metrów, a kotły są bardzo ciężkie i co kilka kroków trzeba odpoczywać, i zmieniać rękę. Po przyniesieniu kotłów trzeba zaraz wyczyścić buty, posłać łóżko i o godz. 6.15 być już na dworze” – wspominał o. Adam.

Ludzie padali jak muchy

Obozowy „gabinet lekarski” stał się miejscem barbarzyńskich pseudomedycznych eksperymentów. Heinrich Schuetz, bezwzględny lekarz, który piął się po szczeblach kariery dzięki przynależności do Waffen SS, był szaleńcem: zarażał więźniów malarią, sprawdzał, jak ich wychudzone do granic możliwości organizmy reagują na mróz, testował ich wytrzymałość w komorach ciśnieniowych, a gdy konali z pragnienia… poił ich morską wodą. Testował jak na królikach doświadczalnych na czterdziestu kapłanach znad Wisły. Wstrzykiwał im pobraną od chorych więźniów ropę, by sztucznie zarazić ich ropowicą. W baraku panował smród nie do wytrzymania, a więźniowie o pożółkłej skórze padali jak muchy…

„Rano do godziny dziesiątej i po południu do godziny czwartej nie rozmawiam dlatego, że się modlę” – pisał o. Adam. „Modlę się za swych towarzyszy, oby Bóg łaską swoją pociągnął ich do siebie, by dokonał tego, czego ja dokonać nie umiem”.

Gdy po wstawiennictwie Stolicy Apostolskiej kapłani otrzymali na chwilę możliwość uczestniczenia w Eucharystii, jezuita notował: „Dziś po raz pierwszy w dziejach obozu w Dachau złożono Bogu najświętszą i najmilszą Mu Ofiarę. W tym miejscu nasiąkniętym krwią pomordowanych! W tym przybytku bluźnierstwa, przekleństwa i nienawiści! Trudno mi zapanować nad sobą; z największym wysiłkiem tłumię cisnące się do oczu łzy; czuję, że dzieje się rzecz wielka, której »oni« nie pojmują! Cud Wszechmogącego, triumf potęgi Bożej nad księciem ciemności i jego sługami (…). Wielu w kaplicy płacze”. Adam Kozłowiecki doczekał wyzwolenia obozu. Jako kardynał zmarł w Lusace 28 września 2007 roku. Dożył 96 lat, z czego ponad 60 spędził, pracując na misjach w Rodezji Północnej. Okrzyknięto go „apostołem Afryki”.

„Dobrze się trzymasz! Jak to możliwe, ojcze, że masz w sobie tak wiele energii, mimo że jesteś ode mnie o 10 lat starszy? Przeżyłeś obóz w Dachau i wiele lat na misjach w afrykańskim buszu, a wciąż jesteś młody i radosny jak dziecko” – zapytał go Jan Paweł II. „To właśnie w Dachau zdobyłem hart ducha, który pozwolił mi przetrwać trudy afrykańskiego buszu i być szczęśliwym jak dziecko” – odpowiedział jezuita. „To nie dobre uczynki są w życiu chrześcijanina najważniejsze, lecz wdzięczność Bogu. Wielbienie Go za wszystko. Dziękowanie Mu za wszystko, radowanie się każdym dniem, który otrzymaliśmy w prezencie, nawet jeśli słońce chwilowo nie świeci”.•

Zobacz pozostałe odcinki naszego cyklu wielkopostnego:

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.